Zgoda całkowita. Tłumaczenie opowiadania Jade II.

http : / / www . fanfiction . net / u / 45460 /


Hermiona oczywiście wiedziała, że on tutaj będzie. Miał syna, który był tylko kilka miesięcy młodszy niż jej córka, a to będzie jego pierwsza podróż Hogwart Ekspresem, pierwszy semestr w Hogwarcie, tak jak i Rose.

Miała nadzieję, że matka chłopca przyszła sama. Draco związał się z kobietą, którą widziała tylko z daleka, tak jak większość jej przyjaciół i znajomych. Astoria Greengras była siostrą jednej ze znajomych Malfoy'a ze szkoły, którą spotkał we Francji, gdy nauczał w Beauxbatons. Hermiona obawiała się, że mógłby zatrudnić się w Hogwarcie po powrocie do Anglii, ale to na szczęście się nie wydarzyło. Nie wiedziała, co teraz robił, ale to mijało się z celem — najważniejszą rzeczą było to, że nie widziała go i wydawało się to ją zadowalać.

Przynajmniej do teraz.

Ron i Harry spostrzegli go pierwsi. Odwróciła się, aby spojrzeć, ale w tym momencie był tyłem.

— Więc to mały Scorpius — powiedział Ron. — Upewnij się, że pobijesz go we wszystkim, Rosie. Dzięki Bogu, że odziedziczyłaś inteligencję po matce.

— Ron, na miłość boską — odezwała się Hermiona, przerywając rozmyślania na temat Draco i powracając do teraźniejszości. — Nie zwracaj ich przeciwko sobie zanim jeszcze nie zaczęli szkoły!

Nie mogąc już nic więcej zdziałać, odwróciła się, aby spojrzeć na dobrze znaną sobie blond postać schylającą się do mniejszej i mówiącej coś.

— Mimo wszystko, nie spoufalaj się z nim za bardzo — usłyszała Rona i mimo swoich obiekcji, musiała się z nim zgodzić. Nie była pewna, czy mogłaby poradzić sobie z Draco Malfoy'em, który znów wraca do jej życia. Ich dzieci jako przyjaciele zmuszający ich do pogodzenia się? Albo, broń Boże, Rose Weasley pewnego dnia stająca się Rose Malfoy.

— Mamo!

Nagle przed Hermioną pojawiła się Rose i zauważyła, że pociąg prawie odjeżdżał. Nachyliła się, aby ją uścisnąć.

— Bądź grzeczna, kochanie, baw się dobrze, napiszemy do ciebie wkrótce.

Rose zawahała się na chwilę zanim odeszła, ale jej twarz była rumiana z podekscytowania. Uśmiechnęła się do rodziców, a potem pobiegła do pociągu, aby dołączyć do kuzynów. Hermiona stała obok Ginny z młodszymi dziećmi, podczas gdy Ron i Harry szli wzdłuż peronu razem z odjeżdżającym pociągiem, dopóki nie zniknął za zakrętem. Dołączyła do reszty, która machała na pożegnanie, a teraz powoli zmniejszała się, gdy rodzice wracali do mugolskiego świata.

Znaleźli się w kolejce za Malfoy'ami. Hermiona miała nadzieję, że jej nie zauważy, ale właśnie się odwracał — spojrzał na nią speszony.

— Hermiono — zaczął, a potem przerwał, aby odchrząknąć. — Jak się miewasz?

Kobieta zmusiła się, aby kiwnąć głową.

— Dobrze, dziękuję, a ty?

— Ja… także dobrze. — Spojrzał na swoją żonę, która rozmawiała z czarownicą przed nią.

— Wspaniale. — Przytaknęła, czując się niekomfortowo, gdy wymienili uprzejmości. — Dobrze to słyszeć.

Zastanawiała się, co jeszcze może powiedzieć, zupełnie tak jak on.

— Co teraz porabiasz Malfoy? — zapytała Ginny przerywając niezręczną ciszę. Hermiona uścisnęła jej ramię wdzięczna.

— A to i tamto — odparł niejasno. — Słyszałem, że nadal pracujesz w Ministerstwie? — zapytał adresując pytanie do brązowowłosej.

— Tak, pracuję.

Ty razem Malfoy przytaknął.

— Dobrze. Na szczęście dla ciebie.

Chwilę później jego żona złapała go za rękaw, gdyż byli na początku kolejki i zniknęli. Hermiona odetchnęła z ulgą. Bez słów, wszyscy zaczekali przed przekroczeniem bariery, by upewnić się, że Malfoy'owie odeszli na tyle daleko, aby nie musieć z nimi znów rozmawiać.

— Kto to był, mamo? — zapytał Hugo, gdy przechodzili obok przystanków autobusowych, kierując się do samochodu.

— To… ktoś z kim chodziliśmy do szkoły, Hugo. Nikt ważny. — Poczuła spojrzenie Rona na sobie, co spowodowało, że zadrżała. Nie ma potrzeby, aby wtajemniczać go w szczegóły, próbowała przekazać to oczami. Ron przytaknął.

Pożegnali się z Harrym, Lily i Ginny, i wsiedli do samochodu. Hermiona złowiła spojrzenie Malfoy'ów, którzy stali po przeciwnej stronie ulicy, gdy Ron zapalił samochód. Draco spojrzał w górę i ich oczy na moment się spotkały. Potrząsając głową, odwróciła się od niego.

— Dobrze się trzymasz, Hugo? — zapytała z uśmiechem.

— Tak, mamo. — Trzymał twarz przyciśniętą do szyby, patrząc z podekscytowaniem na londyńskie ulice.

— Dobry chłopiec.

Hermiona westchnęła i oparła głowę o zagłówek zamykając oczy. Wszystko, co widziała to Draco Malfoy, gdy siedziała na nim naga okrakiem.

— Wszystko w porządku? — zapytał Ron z pełnymi ustami. Hermiona spojrzała na niego znad w połowie nietkniętego obiadu.

— Tak, dobrze.

Mężczyzna wyglądał jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale spojrzał na Hugo decydując się tego nie robić.

— Myślisz, że u Rose wszystko ok? — zapytał zamiast tamtego. Cała trójka Weasleyów spojrzała na puste krzesło przy stole.

— Pewnie tak — odpowiedziała w końcu. — Na pewno jest zbyt zajęta, żeby o nas myśleć.

— Teraz będą mieć przydział — powiedział Ron patrząc na ciemności na dworze, jakby starając się dopatrzeć Szkocję.

— Najgorsze będzie niedługo za nią — odpowiedziała.

— Mamo — zaczął Hugo. — Co jeżeli trafi do Slytherinu?

— Nie trafi — oznajmił Ron z przekonaniem.

— A nawet jeżeli — rzekła Hermiona rzucając mężowi groźne spojrzenie nad stołem — będzie tak, ponieważ to najlepsze miejsce dla niej. Nie ma nic złego w byciu Ślizgonem.

— To nie to, co mówił James — zaprotestował mały Weasley. — Powiedział, że mieszkają w lochach i mają — Hugo skrzywił się, starając sobie przypomnieć słowa kuzyna — hedonistyczne i rozwiązłe przyjemności. Tak jeden prefekt powiedział.

Ron i Hermiona spojrzeli na siebie.

— Znaczenie prefektów zmieniło się trochę od naszych czasów — odparł Ron.

— Skoro tak mówisz — zaczęła Hermiona sucho. Odwróciła się do syna. — Nie wierzyłabym w plotki z trzeciej ręki, gdybym była tobą, Hugo. Każdy dom ma wady i zalety, na pewno wszyscy mają sprawiedliwy udział w rywalizacji. Teraz — zwróciła się do syna stanowczo — skończ swoją brokuły, a potem tata zabierze cię, abyś pobawił się z Lily, dobrze?

Hugo wepchnął resztę jedzenia do ust, biegnąc po buty i nadal przeżuwając. Ron wstał powoli, gdy Hermiona zaczęła sprzątać ze stołu.

— Jesteś pewna, że wszystko jest ok? — zapytał podchodząc i kładąc rękę na jej ramieniu. — Wiem, że nie spodziewałaś się go spotkać i rozmawiać.

Kobieta potrząsnęła głową lekceważąco.

— Jest dobrze. — Widząc nadal zdeterminowaną minę męża, uśmiechnęła się.. — Naprawdę. Teraz idź i upewnij się, że Hugo założył kurtkę.

Ron pozostał przy niej chwilę, potem wzruszył ramionami i ruszył na poszukiwania syna. Chwilę później Hermiona usłyszała trzask, gdy się aportowali. Usunęła resztki jedzenia z talerzy i włożyła do zlewu, aby same się umyły i skierowała na górę. Zajrzała do pustego pokoju Rose, aby upewnić się, czy córka zabrała wszystkie potrzebne rzeczy, zanim weszła do sypialni, którą dzieliła z Ronem. Tutaj, za zamkniętymi drzwiami, położyła się na łóżku i westchnęła.

Była pewna, że ma to za sobą. A teraz, gdy zobaczyła całą trójkę na stacji, wszystko do niej wróciło, burząc starannie zbudowany mur, jak zamki z piaski zmyte przez fale. Zmusiła się, aby przez popołudnie myśleć o Ronie i synu, żeby słuchać i reagować jak normalny człowiek, gdy jej wszystkie myśli skupiały się na Draco, Draco, Draco, odkopując wspomnienia. Wyobraziła go sobie tak, jak rano widziała na stacji. Starszy, ale bardziej wytworny. Podniosła wyimaginowaną rękę, aby go dotknąć, zastanawiając się, czy on nadal czuje to samo: jego skóra, ramiona, policzki, usta…

A teraz jej wyobraźnia podsunęła obraz, gdy patrzył na nią, z rękoma na jej biodrach poruszając się w niej. Hermiona przekręciła się na łóżku szlochając cicho. Te wspomnienia były bardzo jasne, ale co z innymi? Tymi późniejszymi? Chciała przypomnieć sobie tamte, ale wycofała się.

To nie było fair. Wiedziała, że były racjonalne powody jej teraźniejszej sytuacji — powody, dla których była z Ronem, zatarła wszystkie ślady po Draco tak skrupulatnie — a teraz znów chciała go dotknąć. Mogła zrobić listę tych powodów, aby przejrzeć je na spokojnie — a jednak tęskniła za jego objęciami. Zakończenie jej pierwszego małżeństwa było jedną najgorszych rzeczą, jaką przeżyła — a teraz przypomniała sobie jeszcze ich noc poślubną.

Droga Mamo, Tato i Hugo,

Zostałam przydzielona do Slytherinu. Szok! Horror!

W sumie to nie jest tak źle, oprócz tego, że Albert jest w Gryffindorze, więc wydaje się być wrogiem, ale zdecydowałam, że jest moim kuzynem, więc się nie liczy. Większość Ślizgonów jest naprawdę w porządku i muszę od teraz ubierać się na zielono, który jest moim ulubionym kolorem.

No ale, mam nadzieję, że tata nie dostał ataku. Jestem pewna, że Hugo nadal może być Gryfonem. Obiecuję nie stać się zła i napisać niedługo.

Uściski,

Rose.

Ron i Hugo patrzyli na Hermionę ze zniecierpliwieniem, gdy czytała list.

— Więc? — zaczął Ron.

— Zobacz sam — odparła podając mu list, wznawiając wiązanie butów, które przerwała jej nadlatująca sowa. Wyprostowała się, aby zobaczyć, jak jej mąż dławi się tostem, którego jadł.

— Co pisze? — zażądał Hugo, a potem spojrzał na list. — Wow.

— W rzeczy samej — skomentowała Hermiona biorąc teczkę. Sprawdziła czas, a potem zerknęła na swojego męża. — Muszę iśc — powiedziała do niego. — Po prostu postaraj się zrozumieć, że to nie koniec świata. Powiedziała, żebyś nie dostał ataku. — Odwróciła się do Hugo i cmoknęła go w policzek. — Zaopiekuj się tatą, dobrze? — Gdy chłopiec przytaknął, kiwnęła zadowolona i aportowała się.

Gdy przybyła do Ministerstwa, jej dzień nagle stał się jeszcze gorszy. Dwóch funkcjonariuszy Magicznych Organów Ścigania czekało na nią w biurze. To nie powinno być niepokojące — w końcu sama pracowała w Departamencie Magicznego Egzekwowania Prawa — ale fakt, że jej szefem pan Flavius, również na nią czekał był niepokojący. Gdy tylko ją zobaczył zaczął swoim wyuczonym głosem:

— Ah, pani Weasley. Obawiam się, że musimy zadać ci kilka pytań.

Nagle myśli Hermiony powędrowały do Draco. Obawiała się trochę, ale pomyślała, że to głupie i zamknęła za sobą drzwi.

— Oczywiście — odparła.

— Usiądź, proszę — dodał pan Flavius i wskazał jedno krzesło odsuwając je dla niej. Gdy to zrobiła, kontynuował — Rozumiem pani Weasley, że poprzednio byłaś zamężna z panem Draconem Malfoy'em.

Niepokój zabrzęczał w głowie Hermiony, wszystko co mogła zrobić, to siedzieć i odpowiadać, tak spokojnie, jak tylko mogła.

— Tak, to prawda.

— I mieszkała pani — Spojrzał na swoje notatki — na 11 Goodman Close?

— Dokładnie.

— Było to od roku tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego dziewiątego do dwa tysiące trzeciego?

— Tak.

Pan Flavius przytaknął, westchnął i usiadł na krześle.

— Hermiono, byłaś zaznajomiona z młodą czarownicą Pansy Parkinson?

Nie. Nie, to nie możliwe. To nie może się dziać. Nie po tym czasie! Nie, nie, nie…

— Tak. — Kobieta zastanawiała się, czy mógłby coś powiedzieć, gdyby zobaczył, jak serce wyskakuje jej przez gardło.

— Na pewno pamiętasz, że zaginęła w listopadzie dwutysięcznego drugiego?

— Tak. — Powstrzymała się od chęci oblizania warg. — Pamiętam.

Pamiętam to nawet lepiej niżbym chciała…

— Pani Weasley, jest mi przykro zawiadomić, ale ciało panny Parkinson zostało odnalezione ostatniej nocy na 11 Goodman Close. Zostałem poinformowany, że wszystkie dowody na jej istnienie zostały spalone krótko po jej śmierci.

Udawaj zaskoczenie, udawaj zaskoczenie…

— Co? — zapytała.

— Oczywiście nie oskarżamy cię o to, ale kontrola będzie nalegała, abyś brała w tym udział.

— Tak… oczywiście.

— Wspaniale. — Pani Flavius wstał. — Powiadomię cię, gdy będziemy chcieli porozmawiać. W międzyczasie muszę zmusic cię, abyś wzięła wolne. Przykro mi.

— To… Rozumiem — odparła przeklinając się za niespójność.

— Postaram się rozwiązać to jak najszybciej potrafię, ale otworzenie tej sprawy na nowo może zając trochę czasu.

— Dobrze. — Hermiona wstała uświadamiając sobie, że czekał aż wyjdzie z biura. Widząc, że zamierza to zrobić, Flavius przytaknął i wskazał jej drogę na korytarz.

— Dobrego dnia, pani Weasley.

Hermiona powoli odwróciła się w stronę windy idąc jak we śnie. Dołączyła do reszty pracowników Ministerstwa pozostających w ciszy, a potem stanęła w kolejce do kominka. Nawet gdy znalazła się już w swoim pustym domu, musiała przyznać coś oczywistego.

Musi zobaczyć się z Draco.

Teraz.

Malfoy Manor w takim samym kolorze jak ponure szare niebo nie wyglądał tak, jak go zapamiętała. Obserwując budynek, podeszła do bramy otulając się szczelniej przed chłodnym, jesiennym wiatrem.

Kiedy ona i Draco byli małżeństwem, jego rodzice nadal mieszkali w dworze, ponieważ należał do nich. Gdy Narcyza Malfoy zmarła kilka lat temu, wdowiec po niej zamieszkał w małym pokoju na poddaszu, zostawiając resztę w samotności. Ona zajmowana była przez młodą rodzinę. O ścianę stało opartych kilka mioteł, a na ziemi leżały piłki do Quidditch'a.. Hermiona zastanowiła się, czy kafel leżący obok należy do niego i czy razem z synem rozgrywał mecze.

Dawno temu mogła nawet porównywać „syn Draco" z „mój sny". Potem jednak była wdzięczna, że nie zaszli tak daleko.

Na pewno nie będzie zadowolony widząc ją. Miał nowe życie, tak jak chciał i nie będzie zachwycony, gdy zobaczy ją przekraczającą jego próg i przyniesie ze sobą przeszłość.

W szczególności tą o Pansy Parkinson.

Hermiona zagryzła wargi, gdy stanęła przed wysokimi, dębowymi drzwiami i zadzwoniła dzwonkiem, którego echo rozniosło się złowrogo po dworze. Cofnęła się o krok i czekała, przebierając nogami, gdy zawiał zimny wiatr.

Długo nikt nie podchodził do drzwi i Hermiona zdała sobie sprawę, że na pewno nikogo nie ma i powinna iśc, ale usłyszała stukot butów o posadzkę. Drzwi zaskrzypiały cicho i otworzyły się ujawniając Astorię Malfoy.

Astoria była wysoką, chudą kobietą z jasnymi blond włosami; Hermiona była pewna, że w Hogwarcie był to mysi kolor. Próbuje dopasować się do wyglądu Malfoy'owskiego, pomyślała Hermiona, na co ona nigdy by się nie zdecydowała. Ale oczywiście chciał kogoś zupełnie innego ode mnie…

Zmuszając się do uśmiechu, Hermiona postąpiła krok w przód.

— Witam — odezwała się grzecznie. — Jest może Draco?

Astoria zmrużyła oczy, ale odsunęła się, aby wpuścić kobietę.

— Jest w swoim gabinecie — odpowiedziała zamykając skrzypiące drzwi. — Chodź za mną.

Wnętrze domu zostało zmienione. Wcześniej większość mebli była ciemna i ponura z antycznymi zdobieniami, teraz miały nowoczesny i funkcjonalny wygląd. Nie było żyrandoli, tak jak i obrazów na ścianach, zostawiając duże wyblakłe ślady. Hermiona zastanawiała się, czy to Draco czy Astoria czuli potrzebę zmienienia wystroju.

Gabinet Draco znajdował się na pierwszym piętrze z tyłu domu, a Hermiona pamiętała go, gdy kiedyś był sypialnią. Drzwi były otwarte, ale mężczyzna nie podniósł głowy znad kartek papieru, nad którymi się nachylał, dopóki jego żona nie powiedziała jego imienia i nie dodała:

— Masz gościa.

Wyraz jego twarzy był nie do odczytania, gdy spojrzał na Hermionę. Zastanowiła się, czy to dlatego, że wyszła z wprawy, czy może dlatego, że zrobił się bardziej nieprzenikliwy przez te lata.

— Ria — odezwał się do żony po długiej przerwie. — Przyniesiesz Hermionie herbatę? Czarna, bez cukru.

— Oczywiście. — W jej głosie było słychać nutkę niezadowolenia. — Coś dla ciebie?

— Nie, dziękuję. — Draco wskazał Hermionie krzesło, gdy Astoria opuściła pomieszczenie. — Co tutaj robisz? — zapytał. Mały uśmiech na twarzy zdradził, że nie był tak powściągliwy, jak się starał. Hermiona zawahała się nie wiedząc od czego zacząc. Zdecydowała się na bezpośredniość.

— Znaleźli ciało Pansy — powiedziała. Draco patrzył przed siebie. Kobieta mogła zobaczyć, jak krew odpływa z jego twarzy.

— Jak? — zapytał. Potrząsnęła głową.

— Nie wiem, ale gdy dzisiaj przyszłam do pracy, mój szef czekał na mnie chcąc mnie przesłuchać. A teraz jestem na wymuszonym urlopie. Szczerze mówiąc, dziwię się, że mnie nie aresztowali.

Draco spojrzał na nią zaalarmowany.

— Nie zamierzają tutaj przyjść, prawda? Astoria dostałaby szału!

— Nie uważasz, że mamy ważniejsze rzeczy do martwienia się, niż to? Czy będziemy oskarżeni o morderstwo, czy nie?

To zdawało się zwrócić jego uwagę. Zaniepokojenie zniknęło z jego twarzy zastąpione przez determinację.

— To się nie stanie — zadeklarował.

— Naprawdę? — zapytała Hermiona. — A jak zamierzamy to udowodnić?

— Jeszcze nie wiem. — Draco wstał z krzesła. — Ale coś wymyślimy. — Podszedł do otwartej szuflady z dokumentami i zaczął wertować jej zawartość. — Pierwszym krokiem — powiedział odwrócony do niej — jest dowiedzenie się, co oni wiedzą i podejrzewają, i co zamierzają z tym zrobić.

Hermiona wstała i podeszła do miejsca, w którym kucał.

— Jak? — Zaglądnęła mu przez ramię. Wyglądało na to, że znalazł to co szukał i wstał. Blisko. Za blisko.

Nadal pachnie tak samo, było jej pierwszą myślą. Jej oczy prześlizgnęły się po jego klatce, szyi, szczęce i spotkały jego wzrok. Jego bliskość spowodowała, że zadrżała. Stała obok niego tyle razy, zadrżała jej ręka, gdy przypomniała sobie, gdy dotykała jego twarzy, wygładzała zagniecenia na szacie.

To było dla niej za dużo i odsunęła się od niego — w tym samym momencie, gdy i on to zrobił. Draco odchrząknął i wyciągnął do połowy wypitą butelkę whisky.

— Drinka?

Hermiona zamrugała.

— Co? Nie! — Potrząsnęła głową i przeszła na drugą stronę pokoju czując irytację. — Myślałam, że szukałeś czegoś, co pomoże nam rozwiązać cały ten bałagan!

— To pomoże! Lepiej myślę ze szklanką whisky w ręce.

— Wiem, że tak myślisz. Wiem także, że to nieprawda. Lepiej byłoby z kubkiem herbaty, którą zaproponowała twoja żona.

Myśl o jego żonie zdawało się go otrzeźwić.

— Tak — powiedział. — Dobrze.

Odłożył butelkę z powrotem i wrócił na krzesło, wzdychając. Zirytowanie Hermiony wyparowało tak szybko jak się pojawiło. Westchnęła także i zajęła miejsce naprzeciwko niego.

— Naprawdę, Draco — zaczęła cicho. — Co zrobimy?

— Z czym? — zapytała Astoria zza Hermiony. Weszła do pokoju z tacą w ręku, na której znajdował się czajniczek i dwa kubki dla niej i Dracona, mimo że wcześniej odmówił.

— Pewien nierozwiązany problem, który się pojawił, kochanie. — Draco podniósł filiżankę herbaty i napił się. — Irytujące, ale nic ważnego.

— Mogę jakoś pomóc? — zapytała jego żona. Hermiona zobaczyła, że patrzy na butelkę whisky na stole. Draco zaprzestał mówic.

— Nie jestem pewny — odezwał się po chwili. — Zawiadomię cię.

Astoria przytaknęła.

— Zatem was zostawię — powiedziała wychodząc i zamykając za sobą drzwi. Hermiona patrzyła na Draco popijającego herbatę i sięgnęła po swoją.

— Moje pytania nadal pozostają bez odpowiedzi — przypomniała. Mężczyzna zajęty był swoją filiżanką.

— Po prostu musimy udowodnić — przemówił — że jesteśmy niewinni.

— To nie jest do końca prawdą, hm? — rzuciła Hermiona dobitnie. Nie patrzyła na niego, przygryzając usta.

— To nie oznacza, że nie możemy tego udowodnić, aby każdy był zadowolony.

— Wszyscy, którzy tam nie byli, masz na myśli.

— To dokładnie, co mam na myśli. — Spojrzał na nią poważnie. Potrząsnęła głową.

— Nie uważasz, że powinniśmy zostać ukarani za to, co zrobiliśmy?

— Nie zaczynajmy tego od nowa. — Wstał i poruszony podszedł do okna. — Proszę. — Odwrócił się, aby na nią spojrzeć. — Rozmawialiśmy o tym tyle razy.

Hermiona zawahała się, ale musiała się z nim zgodzić.

— Dobrze — powiedziała.

— Okej. — Draco przytaknął i odwrócił się na niesamowity widok za oknem. — Teraz — odezwał się. — Potter nadal ma pelerynę niewidkę?

— Możesz jeszcze raz mi powiedzieć do czego ona ci potrzebna? — zapytał Harry kładąc skrzynkę z piłkami do Quidditch'a i otwierając ją.

— To skomplikowane, Harry. Do pracy. W pewnym sensie. — Hermiona obserwowała, jak Ron i Hugo dołączają do Ginny i Lily na miotłach, latając dookoła ogrodu Nory.

— No dalej, Harry! — krzyknął Ron przelatując obok.

— Okej, okej! — odparł Harry rzucając kafel do przyjaciela zanim uwolnił tłuczki. Hermiona odsunęła się, gdy wystrzeliły w powietrze. — Zobacz, przypomnij mi o tym później i będziesz mogła ją wziąć, gdy będziecie wracać do domu, dobrze? — Wsiadł na swoją miotłę i zajął się grą. — Wypuść znicz! — krzyknął do niej.

— Dzięki, Harry! — odezwała się i gdy oni grali, ona skierowała się do środka.

Molly Weasley była w kuchni i obserwowała grę przez okno zmywając po posiłku, który jedli. Artur ominął Hermionę, gdy weszła do pomieszczenia, skarżąc się z oburzeniem na to, że zaczęli mecz bez niego. Molly złowiła wzrok Hermiony i uśmiechnęła do niej.

— Zabawne, że nigdy nie czekając na sędziego, prawda? — zapytała patrząc czule, jak Artur rzucił się w stronę boiska zakładając gwizdek na szyję.

Hermiona uśmiechnęła się w odpowiedzi, ale nie powiedziała nic i usiadła przy stole biorąc do połowy wypitą herbatę, którą zostawiła.

— Wszystko w porządku, kochanie? — zapytała Molly w zamyśleniu zgarniając resztki jedzenia.

— Tak — skłamała Hermiona. — Świetnie.

— Chcesz o tym porozmawiać?

Hermiona uśmiechnęła się. Powinna wiedzieć, że nie tak łatwo było oszukać kobietę, która wychowała siódemkę dzieci.

— Nie wiem — przyznała. Potem, gdy Molly spojrzała na nią oczekująco, westchnęła. — To Draco.

Pani Weasley rzuciła ostatni raz na boisko siadając przy stole obok Hermiony.

— Tak — zaczęła. — Ron mówił, że spotkaliście go na Kings Cross.

— Spotkaliśmy. — Przytaknęła Hermiona. — To nie o to chodzi, nie było nawet źle. Jest coś… pewne rzeczy, odkąd byliśmy małżeństwem i nie wiem, jak sobie możemy z tym poradzić. Szczególnie bez… ryzykowania wszystkiego, co teraz mam.

Molly poklepała ja po ręce.

— Jestem pewna, że rozwiążecie to później, moja droga. Jesteście mądrymi ludźmi.

Hermiona zmusiła się do uśmiechu. To nadal ją zadziwiało, a wszyscy robili to całe jej życie, że uważali, iż poradzi sobie z każdym problemem, bo była sprytna. Nie chciała, żeby to samo przydarzyło się Rose, ale słyszała już podobne porównania skierowane do córki. Na szczęście Rose była sprytna i radziła sobie z problemami, które ją spotykały. Rozmyślając o córce, Hermiona postanowiła zmienić temat.

— Wiesz, Rose jest w Slytherinie razem ze Scorpiusem Malfoy'em — powiedziała. Draco uznał to za zabawne.

— Tak — odparła Molly. — Ron mi powiedział.

— Nie jest bardzo na to zły? Nie miałam nawet możliwości, aby z nim o tym porozmawiać.

— Ja miałam. — Molly uśmiechnęła się uspakajająco. — Przypomniałam mu, że wuj Billus był w Slytherinie i nie ma w tym nic złego. Jeszcze tego nie zaakceptował, ale wkrótce to zrobi.

— Rose wydaje się być zadowolona z tego, co napisała w liście — powiedziała Hermiona.

— Oczywiście, że jest. Tiara Przydziału wie co robi.

— Tak, przypuszczam to. Mam tylko nadzieję, że nie robią sobie tych psikusów, które robili, gdy ja jeszcze byłam w Hogwarcie.

— Myślę, że radzą sobie z nimi lepiej niż my.

Hermiona spróbowała uznać to za uspokajające.

— To świetnie! — Gdy Draco zobaczył pelerynę niewidkę, twarz rozjaśniła mu się z radości niemal jak dziecku. — Jak zmusiłaś Pottera, żeby się nią podzielił?

— Powiedziałam mu, że potrzebuję do pracy — odpowiedziała Hermiona kładąc ją delikatnie na jego biurko. Draco patrzył na nią niemal z miłością.

— Myślałem, że jesteś na przymusowym urlopie — rzucił patrząc na połyskującą tkaninę. Hermiona usiadła na krześle.

— Tak, cóż. Jeszcze nikomu o tym nie powiedziałam.

To spowodowało, że podniósł wzrok.

— Więc myślą, że jesteś w biurze?

— Tak, przynajmniej przez jakiś czas. — Przygryzła wargi chcąc zmienić temat. — Moi koledzy byli, aby cię przesłuchać?

Draco przytaknął.

— Zaraz po tym, jak wyszłaś. Nie zostali długo — Astoria powiedziała im, co o nich myśli, gdy zostawili sadzę na dywanie. Przybyli tak po prostu przez kominek, nie zapukali tak grzecznie do drzwi jak ty.

— Mówili coś szczególnego?

— Takiego jak?

— Oh, no wiesz, takiego jak „aresztujemy was, gdy tylko dostaniemy nakaz"?

— Nie, nic takiego. Jednak odnoszę wrażenie, że starali się mnie zastraszyć. — Odłożył pelerynę niewidkę z powrotem na biurko i spojrzał na nią krytycznie. — Naprawdę się o to martwisz, prawda?

— Tak, oczywiście! — Hermiona machnęła rękoma chcąc bardziej wyrazić obawy. — Zupełnie nie rozumiem, dlaczego ty nie.

— Ponieważ wiem, że jesteśmy niewinni popełnienia tej zbrodni, o którą nas oskarżają. To może cię zdziwić, Hermiono, ale wierzę w nasz system sprawiedliwości. Wszyscy ludzie, których znam a szli do więzienia byli winni.

— Nie wiem, czy to nie mówi więcej o osobach, które znasz, niż o naszym systemie sprawiedliwości — odparła Hermiona cynicznie.

— Tak. Cóż. — Draco odchrząknął. — Bądź co bądź, jednak nie chcę iśc do sądu. Więc bierzemy pelerynę niewidkę i idziemy na Goodman Close, żeby zobaczyć, co możemy zrobić.

— My? — zapytała Hermiona unosząc brwi.

— Cóż, ja idę. — Draco wziął pelerynę z biurka i założył na ramiona. — To czy idziesz czy nie zależy od ciebie.

Hermiona była niezdecydowana patrząc na niego z drugiej strony biurka, po czym westchnęła i przyłączyła się do niego.

— Chodźmy zatem — powiedziała.

Potem się deportowali.

11 Goodman Close nie było takie, jakim zapamiętała go Hermiona.

Na początku, raczej pamiętała o tym, że salon miał podłogę, a teraz jej tam nie było.

— Pochowałeś ją pod podłogą? — syknęła na Draco, który stał zbyt blisko niej pod peleryną.

— Cóż, wydawało mi się to lepsze niż w ogrodzie. Wiesz jakie były psy sąsiadów — zauważył cicho.

— Nadal, Draco, żyliśmy w tym mieszkaniu przez więcej niż rok po tym. Myślenie, że ona była pod podłogą — uprawialiśmy seks na tej podłodze! — Hermiona zadrżała.

— Tak, przy okazji polizałem ją trochę.

— Przestań! Wiesz, że nie lubię, gdy o tym mówisz.

— Wybacz.

Na palcach poszli na drugą stronę pokoju do stołu, na którym leżały worki. Potem głośny trzask sprawił, że podskoczyli, co spowodowało, że spadła z nich peleryna niewidka ujawniając ich obecność przed szefem Hermiony, który się aportował. Draco spojrzał na nią.

— Cóż — powiedział. — To dość… pechowe.

Hermiona mogła tylko się zgodzić.