Hermiona padnięta opadła na kanapę, z której uniósł się tuman kurzu. Wściekła i kaszląca rozwiała chmurę sprzed nosa i fuknęła na stary dom, który od wczoraj sprzątała. Była zmęczona tynkiem, który zasypywał świeżo pastowaną podłogę, oknami, które wpuszczały chłodne, nocne powietrze, tłustym osadem w kuchni, grzybem na ścianach, meblami, które nie nadawały się do użytkowania. Postanowiła jutro wypożyczyć książki na temat magicznych remontów i porządków, zarządzania domem. Niestety podręczniki szkolne poświęcały temu zaledwie jeden semestr i to bardzo pobieżnie. Hermiona kochała swoją szkołę, ale w tym momencie była zła, że ta uczyła ją więcej o wojnie Goblinów niż jak sobie radzić w życiu.
Po chwili bezczynnego siedzenia otworzyła butelkę piwa, wyjętą z lodówki chłodzonej kostkami lodu, stworzonymi przez nią wczoraj. Prądu oczywiście nie było od lat. Wychodząc do ogródka minęła trzy pudła z jej rzeczami i jedno z socjalnego przydziału ministerstwa na rzecz ofiar wojny.
Tak z resztą otrzymała ten dom. Po wojnie na rzecz ministerstwa przeszło około dwudziestu nieruchomości, głównie po śmierciożercach. Zostały rozdysponowane po ludziach, którzy, jak ona, stracili wszystko w walce. Kingsley, nowy minister, zajął się tym od razu, w dniu, kiedy objął stanowisko, czyli przedwczoraj. Były jednak różnice w darach, taki Chłopiec, Który Przeżył Ponownie otrzymał Malfoy Manor, jako jeden z najbardziej wpływowych ludzi nowego magicznego świata. Nie, żeby miała mu za złe, nawet proponował jej, że zamieszkają razem, ale Hermiona nie chciała wprowadzać się do domu, gdzie, za najwyżej dwa lata, pojawi się Ginny Wkrótce Potter, a po niej gromadka dzieci. W końcu jej dom też da się w końcu jakoś doprowadzić do ładu. Chętnie by go sprzedała i zamieniła na mniejszy i nowszy, ale zabraniała tego umowa z ministerstwem. Podejrzewała, że podobnie zrobiłby Harry, ostatecznie, co będzie robił w tych czterdziestu dworskich sypialniach, nie mówiąc o salonach? Jej samej pięć pokoi w zupełności wystarczy. Szczególnie, że będzie musiała je sprzątać na własną rękę.
Usiadła na schodkach prowadzących na ganek, oglądała zachód na Spinner's End. Cienie powoli wypełniały ulicę i podwórka. Poza jej nowym lokum i budynkiem dwa domy dalej okolica była raczej zadbana. Jej zapuszczony ogród z trawą po kolana kontrastował z perfekcyjnymi murawami, brukowanymi podjazdami, jasną elewacją. Jako jedyna miała ogrodzenie - mur z cegły rozbiórkowej, który jakby chronił jej domek przed cywilizacją, która żyła tutaj w rytmie przypływów i odpływów. Osiedle do spania i praca w mieście, na zmianę. Ten dom jednak stał w miejscu, nasiąkając powoli wodą i kornikami, w miarę zużycia zaklęć ochronnych. Tak naprawdę powinna go wyburzyć i postawić nowy, ale nie miała innego wyjścia, niż próbować go ocalić.
Obeszła ruderę wokół, zatrzymując się co chwilę by ocenić rośliny. Nie wszystkie były dzikie. Rosło tam parę krzewów różanych, które od lat nie uświadczyły należytej opieki, stado gladioli i dalii, szpaler z wiśni pod murem, pigwy. Nad wszystkim górowała stara śliwa, której jedna gałąź była już uschnięta. Hermiona stwierdziła, że zajmie się tym ogródkiem, jednak dom był pierwszy w kolejności do pielęgnacji. Czekało ją wiele pracy. Dobrze, że były wakacje, jej ostatnie wakacje w życiu.
Umyła się wyczarowaną wodą. Na szczęście rury kanalizacyjne były w całkiem niezłym stanie i uniknęła zalania domu. Tegoroczny lipiec był zimny i deszczowy, Hermiona trzęsła się stąpając po chłodnych kaflach błękitnej łazienki. Ona jako jedyna tutaj zachowała jakiś kolor inny niż szarość.
Dziewczyna wyrzuciła wczoraj zapleśniały materac i spała teraz na podłodze. Rozmnożyła koce i cztery położyła pod siebie, a dwoma się przykryła, co zapewniło jej jako taki komfort. Przed zaśnięciem wsłuchiwała się w dom, w jego oddech. Dwadzieścia lat nie miał lokatorów, stał się dziki. Nie chciał jej, takie miała wrażenie. Czuła się obserwowana, jakby była tam na okres próbny. Jak okaże się niegodna, dom ją zje.
Sen przychodził długo, a gdy przyszedł przyniósł wojnę i śmierć. W końcu ostatnia bitwa była zaledwie trzy dni temu. Dziś odwiedził ją Remus. Pomachała mu, ale on jakby jej nie widział. Stał w drzwiach Hogwartu, kiedy biegła mu na spotkanie. Kiedy była bliżej ujrzała ból i szok na jego twarzy. Na jego koszuli rosła bordowa plama.
- Hermiono – zaczął cicho – dlaczego to zrobiłaś? – W jego oczach pojawiły się łzy.
- Remusie, ja… Kiedy? Dopiero przyszłam. Ja… nie chciałam. Co się… To nie ja.
- A Dora? Dlaczego moja słodka Dora? Co z Teddym?
Dziecko nagle pojawiło się w jego ramionach, ale było dla niego za dużym obciążeniem. Osunął się próg, a potem stracił władzę w rękach, jego oczy zamknęły się. Hermiona wzięła na ręce Teda. Ten spojrzał się na nią z wyrzutem.
- Dlaczego? – Usłyszała głos martwego Remusa.
- Nie wiem. – Odparła i otworzyła oczy.
