„ Trucizna " – by panhomarek.
1.
- Harry, sądzę, że nie powinniśmy tego robić. – Hermiona niepewnie spoglądała na dziwną zawartość kociołka.
- Oh, nie wymiękaj teraz, Hermi! – Harry był zdeterminowany. Wyciągnął z kieszeni swojej szaty pustą buteleczkę i powoli oraz ostrożnie przelał do niej płyn z kociołka.
- Hej, stary… Jesteś w stu procentach pewien, że Snape uwarzył truciznę na Dumbledora? – Zapytał z powagą Ron, stojący na czatach u wejścia do prywatnych komnat Severusa Snape`a. Żadne z nich wolało nie wiedzieć, co się z nimi stanie, jeśli zostaną nakryci. Harry przypuszczał, że już wolałby zmierzyć się z Voldemortem.
- Oczywiście! – Niemal wykrzyknął Harry. Prędko zakręcił buteleczkę i schował do kieszeni. – Jeszcze dzisiaj poproszę Remusa o sprawdzenie tego… A teraz, Hermiono – Harry spojrzał na swoją przyjaciółkę i skinął jej głową.
Granger wyjęła ze swojej torby mugolski aparat i sfotografowała kociołek.
- Będziemy mieli dowód, że Snape uwarzył truciznę – powiedział stanowczo Harry, po czym spojrzał z nienawiścią na kociołek. W czerwono-pomarańczowej miksturze wirowały białe, dziwne płatki. I chociaż pachniało dziwnie znajomo, Harry wiedział, że to musi być trucizna.
- Zbierajmy się stąd jak najszybciej! – Zadecydował nieco zestresowany Ron. Rzucił w stronę przyjaciół pelerynę niewidkę. Z trudem zmieścili się pod nią całą trójką.
Harry jeszcze tego wieczoru wysłał list do Remusa, załączając do niego, szczelnie opakowaną truciznę.
Razem z Ronem i Hermioną czekali w pokoju wspólnym Gryffindoru. Remus, jeśli tylko dostał list w całości, powinien zjawić się jak najszybciej.
- Myślicie, że coś go zatrzymało? – Zapytała z niepokojem Hermiona. Nie od dzisiaj było wiadomo, że członkowie Zakonu Feniksa wysyłani są na niebezpieczne misje.
- Harry wysłał sowę kilka godzin temu, pewnie jeszcze nie dostarczyła przesyłki…
- Oh, daj spokój Ron! To była sowa EXPRESOWA! – Napuszyła się Hermiona.
W tym właśnie momencie portret Grubej Damy otworzył przejście do pokoju wspólnego. Trzy głowy momentalnie obróciły się w stronę wejścia. Albus Dumbledore, Remus Lupin i ku przerażeniu Gryfonów, również Snape weszli do środka. Mistrz Eliksirów wyglądał na bardzo złego i Hermiona przypuszczała, że dowiedział się już o ich małym włamaniu. Ron przełknął ślinę, ale Harry trzymał się dzielnie. Spojrzał hardo na Snape`a.
- Harry, mój drogi… Chciałbym, żebyś wyja…
- On chce pana otruć, profesorze! – Wykrzyknął naraz Harry, wstając ze swojego miejsca. Wymierzył palcem w stronę Snape`a. Jednak ten uniósł jedynie brew, spoglądając sceptycznie na Złotego Chłopca.
- Ależ skąd ten pomysł? – Zapytał Remus, z zaciekawieniem spoglądając na swoich byłych uczniów. – Jestem pewien, że Severus nie otrułby nikogo z nas.
- Ale on przygotowywał ten eliksir! – Ron poczuł się do obrony własnego przyjaciela. – Hermiono, powiedz!
Dorośli spojrzeli wyczekująco na pannę Granger. Ta, ze zdenerwowania chwyciła się swojej szaty i zaczęła miętosić ją w rękach.
- Czytałam ostatnio w książce – prychnięcie Severusa – o składnikach do Mikstury Śmierci. Potem, kiedy przechodziliśmy obok gabinetu Sna… Profesora Snape`a zobaczyliśmy jak szybko wybiega, klnąc pod nosem. Rękę miał czerwoną, zupełnie jakby oblał się przypadkowo Miksturą Śmierci, sam pan wie, profesorze Dumbledore, jak ona działa…
Dumbledore posłał Severusowi nieco zdziwione spojrzenie.
- Severusie?
Snape prychnął niezadowolony, że musi się tłumaczyć.
- Moja sowa wleciała do salonu niosąc wiadomości z frontu. Przy okazji wylała miskę z wrzącą zupą. W mojej łazience od dwóch dni nie ma bieżącej wody za sprawą – tutaj spojrzał wściekle na Rona – niejakich bliźniaków Weasley. Dlatego musiałem iść do tej w lochach.
Albus wydawał się całkiem zadowolony z takiego wytłumaczenia, podobnie jak Lupin. Jedynie Harry, Hermiona i Ron nie dowierzali swojemu profesorowi.
- To nie mogła być zupa! – Wykrzyknęła Hermiona. – Jestem pewna, że to była Mikstura Śmierci! Zostawia na ciele czerwony ślad, który zjada ofiarę dopóki nie zostanie zniwelowana poprzez…
- Poprzez pocałunek – wciął się Snape. Potem pokazał jej obie swoje ręce. – Cóż, panno Granger, albo zaryzykujesz stwierdzenie, że całowałem się dzisiejszego dnia, albo dasz za wygraną.
Hermiona zmieszała się odrobinę i opuściła głowę. Remus natomiast zaśmiał się cicho.
- I o co był ten cały raban? – Zapytał Harrego, który patrzył to na Hermionę, to na Dumbledora, to na Snape`a.
- Nie wierzę, że to zupa! To nie może być cholerna zupa! – Bronił się zaciekle Harry, mimo, że nawet Ron przestał być pewny co do słuszności jego słów. – Snape jest zdrajcą pracującym dla…
- Czarnego Pana, owszem – odpowiedział ostro Severus. Wszystkie oczy skierowane były na niego. – I powiem ci w sekrecie, Potter, że moje zupy całkiem mu smakują!
Po czym, powiedziawszy to, odwrócił się na pięcie. Jego szaty falowały, kiedy wściekły opuszczał pokój wspólny Gryffindoru.
Snape jak oszalały wpadł do swoich komnat. I tylko cudem utrzymywał swoje nerwy na wodzy, na tyle, by nie zniszczyć sobie mieszkania. Szybko podszedł do biurka i spojrzał na duży słoik pełen zupy pomidorowej z odrazą. Do słoika przyczepiona była niewielka karteczka, ze starannie wykaligrafowanym napisem.
Dla Harrego Pottera, z wyrazami miłości.
Bez wahania odesłał zupę w niebyt, szybkim zaklęciem.
2.
Tym razem Harry był pewien, że się nie pomylił. Snape knuł coś bardzo niedobrego, a on o tym wiedział! Obserwował uważnie Mistrza Eliksirów podczas obiadu w Wielkiej Sali. Niemalże nie spuszczał z niego oczu.
- Harry! Harry na Merilna! – Syknął cicho Ron, kłując go łokciem w żebra. – Nie gap się na Snape`a tak otwarcie!
Harry, wyrwany z zamyślenia, spojrzał szybko na swojego przyjaciela. Ron przez chwilę miał taką minę, jakby chciał go uderzyć. Natomiast Hermiona prychnęła, złowrogo spoglądając na obu chłopców. Wściekała się o aferę sprzed tygodnia. Ron i Harry nie bardzo wiedzieli, czy chodzi o jej urażoną przez porażkę dumę, minus dwadzieścia punktów za włamanie się do prywatnych komnat Snape`a, czy może o szlaban, na którym musiała razem z nimi pomagać w gotowaniu obiadu. Zupy pomidorowej.
- Proszę cię Harry, przestań podejrzewać Snape`a o sabotaż! – Warknęła i widać było jak bardzo jest zła. – To, że Snape wygląda jak wygląda i zachowuje się tak, jak się zachowuje…
- Masz na myśli, że jest skończonym draniem? – Wciął się Ron, krzywiąc się przy tym okropnie. Hermiona spiorunowała go wzrokiem.
- Ale tym razem to MUSI być prawda! – Naciskał Harry, znów przenosząc wzrok na Mistrza Eliksirów. Snape jadł w spokoju obiad, co jakiś czas przeglądając popołudniowe wydanie „Proroka Codziennego". Tak, jak codziennie.
Przez chwilę Ron i Hermiona również spoglądali na profesora Snape`a. Kiedy nie dopatrzyli się żadnej, nawet najmniejszej anomalii, znów zwrócili się do Harrego.
- Co masz na myśli? – Zapytała zirytowana Hermiona.
- Właśnie, Harry? Przecież ten dupek zachowuje się tak, jak zwykle…
- Ron!
Harry westchnął, rozdrażniony brakiem zrozumienia u przyjaciół. Kto jak kto, ale oni powinni to dostrzegać! Pochylił się nad stołem, w stronę Hermiony, a Ron razem z nim.
- Słuchajcie – wyszeptał, poddenerwowanym głosem. – Jak wy możecie tego nie zauważać? Snape cały czas dziwnie na mnie patrzy! Inaczej, niż normalnie, a potem, za każdym razem rzuca ukradkowe spojrzenia Dumbledorowi!
Ron i Hermiona spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. Potem znów słuchali Harrego.
- Snape ukrywa coś przed Dumbledorem – ciągnął dalej. – Po zajęciach z Eliksirów, kiedy odrabiałem swój szlaban, widziałem to. Kiedy tylko dyrektor wszedł do klasy, szybko pochował jakieś notatki do kieszeni swojej szaty! I próbował zbyć Dumbledora jak najszybciej! Zupełnie jakby został nakryty na gorącym uczynku, rozumiecie? Do tego wcześniej, cały czas TAK na mnie spoglądał…
- JAK Harry? – Zapytała Hermiona, marszcząc czoło jakby usilnie się nad czymś zastanawiała. Harry na moment zamilkł, myśląc nad odpowiedzią.
- Tak, jakby za chwilę miał się na mnie rzucić.
- O stary! A jak on planuje otruć ciebie, a nie Dumbledora!
Tym razem to Harry i Hermiona spojrzeli na Rona. Twarze całej trójki pobladły w przerażeniu.
- To by się zgadzało Harry! – Wyszeptała ze zgrozą Hermiona. – Snape próbuje ukrywać to wszystko przed dyrektorem, a ciebie trzyma blisko siebie! Chce wykorzystać każdą szansę!
- Jeśli zaproponuje ci coś do picia, uciekaj! – Mruknął ze śmiertelną powagą Ron.
Harry ponownie spojrzał w stronę stołu nauczycielskiego. Jednak miejsce Snape`a było już puste.
Severus westchnął cicho, spoglądając wątpliwie na swój kociołek. W jednej ręce trzymał otwartą książkę, a w drugiej chochelkę. Minę miał męczennika, ale jednak nie dawał za wygraną.
Po chwili usłyszał ciche pukanie, a wkrótce po tym, do jego komnat wszedł Remus.
- Co TY tutaj jeszcze robisz? – Zapytał jadowicie Severus, posyłając wilkołakowi mordercze spojrzenie. Przyzwyczajony już do tego Lupin, uśmiechnął się przyjaźnie.
- Przyszedłem sprawdzić, jak ci idzie zdobywanie serca Harrego – odpowiedział, prosto z mostu. Swoimi słowami skutecznie wytrącił Snape`a z równowagi. Severus zachłysnął się wciąganym przez nos powietrzem i dobrą chwilę musiał dochodzić do siebie.
- S-skąd o tym wiesz! – Warknął, spoglądając wściekle na Remusa. Ten wzruszył ramionami, a wyglądał przy tym na zadowolonego z siebie.
- Nie trudno było zauważyć – odparł, zaglądając z zaciekawieniem do kociołka Severusa. – Ugotowałeś całkiem smaczną pomidorową. To zadziwiające, dlaczego wybrałeś akurat tę zupę. Czy to ma coś wspólnego z rozmową Syriusza i Harrego na temat jedzenia Molly, zaraz po zebraniu Zakonu Feniksa?
Severus wiedząc, że wilkołak wygrał, zamachnął się porządnie chochelką.
- Wynoś mi się z mojego salonu!
Jeszcze tego samego dnia, wieczorem, Harry musiał udać się na szlaban. Na jego szczęście, już ostatni. Na nieszczęście, znów z profesorem Snape`m. Hermiona i Ron posłali mu pokrzepiające spojrzenia i sami oddalili się by wykonać swoją część kary.
- Spóźniony, panie Potter. – Chłodny głos Snape`a powitał Harrego zaraz po wejściu do klasy. Przełknął ślinę i spojrzał na Snape`a. Siedział za swoim biurkiem i również bacznie go obserwował. Znów, TYM wzrokiem.
- Przepraszam, profesorze – mruknął Harry zupełnie bez przekonania. Snape skrzywił się tylko okrutnie, a potem zagonił go do czyszczenia kociołków pierwszoklasistów. Oczywiście, bez użycia różdżki.
Przez cały szlaban, Harry czuł na sobie TEN wzrok. Czuł się wyjątkowo niekomfortowo, ze świadomością, że parszywy profesor w każdej chwili może rzucić mu się do gardła. Co prawda, nie sądził by Snape posunął się aż do tego, ale z drugiej strony, kto go tam wie?
Po dwóch godzinach jego ręce lepiły się od brudu, ale kociołki były czyste na tyle, by Snape puścił go wolno. Wszedł więc do łazienki, a potem, kiedy sięgał po swoją torbę, wydała mu się cięższa niż poprzednio.
- Podrzucił ci to! – Hermiona z przerażeniem spojrzała na Harrego.
- Nie było tego w mojej torbie, zanim poszedłem na szlaban! To dlatego, wydawało mi się, że jest cięższa!
Harry, Ron i Hermiona siedzieli w kącie pokoju wspólnego, daleko od ciekawskich uszu reszty Gryfonów. Przed nimi, na małym taboreciku spoczywał duży słoik z bordową zawartością. Owinięty papierem prezentowym, z małą wiadomością zaadresowaną do Harrego Pottera. Zawierała tylko jedną informację : Od S.S.
- Wygląda podejrzanie – stwierdził Ron, siedzący najbliżej słoika. – Myślicie, że to jakaś nowa trucizna?
- Może to kolejna zupa? Wygląda trochę jak barszcz… - Hermiona przekrzywiła głowę, próbując przypomnieć sobie o wszystkich truciznach, o jakich kiedykolwiek czytala.
- No nie wiem, Miona – mruknął Harry.
- … albo jak Trucizna Eleonory! – Wyszeptała ze strachem Hermiona. Chłopcy spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
- Trucizna Eleo… kogo? – Zapytał Ron, zbierając przy tym od Hermiony pobłażliwe spojrzenie. Harry też nie wiedział, co to za trucizna, ale wolał się nie przyznawać. Czekał tylko, aż Hermiona ich oświeci.
- Trucizna Eleonory uszkadza żołądek i drogi oddechowe tego, kto ją spożyje. Eleonora pierwsza ją uwarzyła. Po to, żeby zabić swoją największą rywalkę, Syntię – pokrótce, streściła Hermiona. – To okropne! To coś w słoiku, musi być Trucizną Eleonory! Wygląda dokładnie tak samo!
Harry wstał gwałtownie od stołu, zwracając na siebie uwagę wszystkich Gryfonów.
- Dosyć tego! – Wykrzyknął. – Idziemy do dyrektora!
Dumbledore, Lupin i Snape znów spoglądali na trzech uczniów Gryffindoru. Tym razem w gabinecie dyrektora. Na biurku stał słoik z bordową zwartością, jeszcze nie otwierany. Kiedy tylko Snape go spostrzegł, pobladł, co wyraźnie ucieszyło Harrego.
- Widzi pan, panie dyrektorze! – Zwołał z zadowoleniem, wskazując palcem na słoik. – To jest dowód na to, że Snape uwarzył truciznę!
- Profesor Snape, jeśli łaska – odburknął urażony Severus, chociaż jego mina nadal pozostawała nieciekawa.
- To, profesorze Dumbledore – zaczęła Hermiona, przejmując pałeczkę. – Jest Trucizna Eleonory!
Severus parsknął szyderczo, kręcąc głową. Remus uważnie obserwował całą sytuację, jednak Harry nie mógł pozbyć się wrażenia, że wilkołak kryje uśmiech.
- Nonsesn! – Dumbledore spojrzał na Snape`a. – Severusie, uwarzyłeś truciznę?
- Oczywiście, że nie – odparł twardo, przy czym posłał surowe spojrzenie swoim uczniom.
- On kłamie! – Tym razem zerwał się Ron. – Chce otruć Harrego!
- Otruć! – Parsknął, najwyraźniej urażony do białego, Mistrz Eliksirów. Remus spróbował nieudolnie stłumić śmiech. Jednak zanim ktokolwiek zapytał go, o powód do śmiechu, Ron wszystkich zaskoczył. Chwycił słoik, zerwał z niego ozdobną folię i odkręcił.
- Hermiona powiedziała jak działa ta trucizna, ale jest na nią odtrudka! – Powiedział, dumnie prostując pierś. – Mamy ją ze sobą!
Severus zmarszczył niezadowolony brwi. Jedyna odtrutka na Truciznę Eleonory mogła znajdować się tylko i wyłącznie w jego magazynie.
- To tylko barszcz, głupi dzieciaku! – Severus chciał zbliżyć się do Rona, ale ten cofnął się o kilka kroków. – Po za tym, znów włamaliście się do moich komnat!
- Udowodnię, że to trucizna! – Wykrzyczał Ron, przykładając słoik do ust. Hermiona krzyknęła przerażona i rzuciła się do swojej torby, po odtrutkę.
- Ron nie! Pozwól mi…!
Ale było już za późno. Ron wypił duszkiem kilka łyków. Potem zgiął się w pół, pawie upuszczając słoik. Wszyscy w pomieszczeniu zamarli, łącznie z Remusem, któremu już nie było do śmiechu. Hermiona podbiegła do Rona by go przytrzymać.
- O Merlinie! Ron proszę trzymaj się! – Mówiła gorączkowo, próbując otworzyć buteleczkę.
- Jasna cholera! – Wychrypiał Ron, krztusząc się. – To jest najohydniejszy barszcz jaki kiedykolwiek piłem!
W tym momencie wydarzyło się kilka rzeczy na raz. Lupin ryknął nieopanowanym śmiechem, a twarz profesora Snape`a stała się czerwona z gniewu. Dziurki w jego nosie, zdawały się być dwa razy szersze niż normalnie, a oczy ciskały gromy. Nie odezwał się. Zamiast tego wymaszerował z gabinetu dyrektora trzaskając drzwiami.
3.
Severus z furią w oczach wylał resztki swojego barszczu do toalety. Minę miał zaciętą i zupełnie nie zwrócił uwagi, że ktoś właśnie wszedł do jego kwater. Dopóki, rzecz jasna, nie został zaskoczony we własnej łazience.
- Kto do diabła…! – Warknął, odwracając się w stronę nieproszonego gościa. Okazał się nim być sam Dumbledore. Widocznie czymś rozbawiony. Severus powinien pomyśleć o lepszych zabezpieczeniach.
- Severusie, pozwól na słówko.
Snape z ciężkim sercem odłożył kociołek na podłogę, po czym ruszył za dyrektorem do własnego salonu. Wiedział, co się święci. Na pewno, ten parszywy wilkołak wygadał wszystko Dumbledorowi, a ten wywali go z pracy! Przecież nauczyciel nie może romansować ze swoim uczniem… To by było nieetyczne.
- Może cytrynowego dropsa? – Zapytał uprzejmie starzec, wyciągając w kierunku Severusa paczkę z cukierkami. Po jego skwaszonej minie, domyślił się odpowiedzi.
- O czym chciałeś ze mną rozmawiać, Albusie? – Severus wydał się nagle bardzo zmęczonym i nieszczęśliwym człowiekiem. Co oczywiście, nie umknęło bystrym oczom, schowanym za okularami-połówkami.
- Cóż… Remus wyjaśnił mi kilka rzeczy – zaczął dyrektor sympatycznym tonem. Snape mógł wtedy przyrzec, że zabije wilkołaka. GOŁYMI RĘKAMI.
- Ah, więc o to chodzi. Spakuję swoje rzeczy i jutro rano już mnie tutaj nie będzie. Więc jeśli…
- Severusie! Co ty wygadujesz? – Przerwał mu zaskoczony dyrektor. W jego oczach migotały iskierki rozbawienia, co jeszcze bardziej zirytowało Snape`a.
- Nie udawaj głupca, wiem, że nim nie jesteś! To oczywiste, że nauczyciel nie powinien żywić TEGO rodzaju uczuć do swojego ucznia! – Severus wiedział, że sam siebie pogrąża. Ale nie mógł przestać, chociaż nie za bardzo wiedział dlaczego. Jakaś część jego duszy stwierdziła, że pozostanie wierna zasadom.
Dyrektor ku jego zaskoczeniu, zaśmiał się dobrodusznie.
- Severusie, skoro trzymałem w Hogwarcie wilkołaka to jeden zakochany Mistrz Eliksirów nie powinien stanowić problemu – uśmiechnął się do zdziwionego Snape`a. – Oczywiście, o ile nie będzie próbował go otruć.
- Ależ…! Ughry! – Snape spojrzał na dyrektora z wściekłością, a jego twarz znów stawała się nieznośnie czerwona. Ta zniewaga…!
- Ale powiem ci, Severusie, że Harry najbardziej na świecie lubi rosół z kury.
Harry po kolejnym treningu złapał grypę. Albo raczej, to ona złapała jego i za nic nie chciała się puścić. Jesienna pogoda, deszcze i chłód były niezbyt sprzyjającymi warunkami. Jednak Harry nigdy wcześniej nie chorował tak paskudnie. W dodatku, pół Hogwartu również leżało w swoich łóżkach, pod kołdrami i kocami. Jakaś dziwna epidemia, zdaniem paskudnego Malfoya, dopadła prawie każdego. Eliksirów już dawno zaczynało brakować, więc postanowiono leczyć się starymi, mugolskimi metodami.
- Harry, idę po herbatę do Zgredka, okej? Wezmę też dla ciebie – wychrypiał Ron, ubrany w dwa swetry i z gardłem owiniętym szalikiem. Harry pokiwał tylko głową, niezdolny do innej odpowiedzi. Jego własne gardło odmawiało mu posłuszeństwa. Neville i Dean spali w najlepsze, a Seamus jako jedyny nie dotknięty chorobą, został chwilowo przeniesiony do innego pokoju. Ron wyszedł i głowa Harrego z powrotem opadła na miękką poduszkę. Jednak już po chwili, drzwi otworzyły się ponownie. Harry, zaskoczony, zaczął kasłać.
- No proszę… - Profesor Snape trzymając w rękach talerz do zup, przekroczył próg jego dormitorium. Drzwi zamknęły się poprzez zaklęcie. – Sławnego pana Pottera grypa nie oszczędziła?
Harry spojrzał zdezorientowany na Snape`a. Tylko dlatego, że w jego głosie nie doszukał się kpiny. No, może troszeczkę, ale to i tak było zadziwiające.
Severus usiadł na jego łóżku, swoimi czarnymi oczami niemal wywiercając mu dziurę w brzuchu.
- Masz – mruknął Snape i wydał się przy tym Harremu nieco speszony. Chłopiec oparł się plecami o ścianę i nieporadnie siadając, przyjął od profesora talerz z rosołem. – Trucizna na grypę.
A potem wyszedł.
