Link do oryginału: s/7443004/1/The-Inventions-of-Talbot-and-Giannini
Autor oryginału: long live marshmallows
Zgoda autora: jest!
Timeline: rok po wydarzeniach w mandze; w czasach Primo sześć miesięcy po śmierci Eleny
Status: zakończone
Gatunek: przygodowe, humor
Paring: brak
Opis: Tsuna ze swoją kompanią oraz Reborn cofają się w czasie do czasów Primo dzięki Talbotowi, i nie mają możliwości powrotu dzięki Gianniniemu. Jasne, wróćmy do naszych czasów, nie? Bez szans. Maszyna Talbota jest zepsuta, bo przekroczyła swoje limity z ośmiu osób do dziewięciu. Talbot zużył wszystkie przedmioty które potrzebuje do naprawy, więc Reborn zmusza swojego ucznia i jego Strażników do znalezienia nowych. To z kolei grozi spotkaniem dziwnych ludzi przypominających starych wrogów. BRAK PAIRINGÓW! To luźna historia z akcją tu i tam, czysto rozrywkowa, bez poważnej fabuły.
Wynalazki Talbota i Gianniniego
PROLOG
XIX wiek, Dwór Vongoli
Zielona trawa rozsiana na akrach ziemi poruszała się wolno na letnim wietrzyku, tak samo jak i liście drzew. Błękitne niebo bez ani jednej chmurki irytowało niektórych, lecz większość radowało. Pokojówki i kamerdynerzy wykonywali swoją pracę wokół dworu kiedy ich siedmiu panów wolno zmierzało w kierunku pokoju konferencyjnego. Korytarze prowadzące do prywatnych kwater były udekorowane tanimi, lecz niezwykle pięknymi ornamentami. Jedyne drogie rzeczy w posiadłości można było znaleźć tylko tam, gdzie goście mogli je zobaczyć. Nie było sensu w kupowaniu ich i stawianiu w miejscach, gdzie zostaną zniszczone w ciągu tygodnia.
Na końcu korytarza majaczyły złowrogo masywne, drewniane drzwi. Kroki zbliżały się w tamtym kierunku z dźwiękiem stukającej laski. Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypieniem, by ostrzec ludzi w środku przed niespodziewanym gościem.
Wokół stołu siedziało sześciu ludzi około trzydziestki, ubranych w codzienne stroje. U szczytu był blondwłosy mężczyzna z miękkimi, sterczącymi we wszystkie strony włosami. Po jego prawej zasiadał mężczyzna z czerwonymi włosami i tatuażem przypominającym płomień, otaczającym prawe oko i schodzącym w dół, na szyję. Po lewej siedział mężczyzna w tradycyjnych, japońskich ubraniach. Oprócz nich obecny był młody człowiek około dwudziestki z krótką, zieloną czupryną oraz ksiądz z białym bandażem na swoim nosie. Ostatnia dwójka emanowała niebezpieczną aurą, ponieważ ich walka została przerwana przez pewnego blondyna. Jeden z nich siedział obok zielonowłosego i miał blade blond włosy oraz trencz na sobie. Drugi zajmował miejsce naprzeciwko i nosił strój odpowiedni dla arystokraty.
- Hail, Giotto i Strażnicy – powitał ich czterdziestoletni Talbot otwierając drzwi. Giotto podniósł wzrok na ślepca przerywając swoją cichą konwersację. Oczy Talbota były zabandażowane; nosił ciężki płaszcz który skrywał tylko jemu znane tajemnice.
Wszyscy w jakiś sposób go przywitali. Na ustach Deamona pojawił się uśmieszek, Alaude dalej siedział ze skrzyżowanymi ramionami i zamkniętymi oczami. Chrząknął tylko, co było odpowiednikiem "cześć". Talbot zdobył jego szacunek kiedy Alaude próbował "wymierzyć mu sprawiedliwość", a zamiast tego skończył porządnie poobijany.
- Witaj, Talbocie. Proszę, usiądź - odezwał się Giotto uprzejmie. Nikt się przy tym nie ruszył, by mu pomóc, bo wszyscy zdawali sobie sprawę że Talbot ich po prostu krzyczy za traktowanie go jak ślepca.
- Arg! W samą porę! Wspaniały Lampo zaczynał się nudzić! - narzekał zielonowłosy, zarabiając przy tym spojrzenie od trójki towarzyszy. Odsunął swoje krzesło jak najdalej od Alaude, a bliżej Asariego, jedynego Japończyka w grupie, a także najmilszego człowieka w ich gronie.
- Po co nas tu wezwałeś? – odezwał się Alaude gdy mężczyzna siedział już wygodnie na drugim końcu długiego, wypolerowanego stołu. - Mam rzeczy, którymi muszę się zająć w CEDEF i ani chwili do stracenia.
Giotto westchnął. - Alaude, Talbot mówił że zajmie to tylko minutę.
- Mm, ma rację - powiedział Deamon ze swojego miejsca dwa krzesła dalej, naprzeciwko Alaude. - Chciałbym już stąd iść. Wciąż muszę przygotować się do swojej misji.
- Po prostu zamknijcie się wszyscy i posłuchajcie, co ma Talbot do powiedzenia - warknął G, podczas gdy Alaude wpatrywał się w użytkownika mgły.
- Talbocie, czego potrzebujesz? - spytał szybko Giotto chcąc zapobiec wszelkim ewentualnym walkom między jego dwoma Strażnikami.
- Wynalazłem coś i chciałbym to wypróbować na waszej siódemce.
- Nie - Deamon i Alaude odpowiedzieli w tym samym momencie. I znów wpatrywali się w siebie intensywnie. Asari uśmiechnął się lekko. Ta dwójka nigdy nie zgadzała się w niczym.
- Co wynalazłeś? - spytał Knuckle zaciekawiony.
Talbot zaprezentował im wyszczerzone w uśmiechu zęby. – Maszynę do podróży w czasie. – Siedem par oczu gapiło się na niego z niedowierzaniem. Żaden nie dał wiary jego słowom.
- Mówisz poważnie? –spytał Lampo ostrożnie.
Asari wyglądał na zamyślonego. – Brzmi dziwnie.
- Niemożliwe – oświadczył G.
- Talbocie – powiedział Giotto spokojnie. – Sugerujesz, że wiesz jak podróżować w czasie?
- Tak – Talbot odpowiedział w ten sam sposób.
Giotto zamrugał na tak pewną odpowiedź. Jego Hiper Intuicja podpowiadała mu, że mężczyzna nie kłamał. – Ale… jak…? – spytał wreszcie.
- Giotto! Nie powiesz mi chyba, że mu wierzysz! – G zerwał się ze swojego miejsca, ściskając papieros w palcach.
- Wierzę mu, aczkolwiek nie rozumiem, jak to jest możliwe – wyjaśnił Giotto przyjacielowi. – Jak to działa? Proszę, wyjaśnij – zwrócił się do Talbota.
- Tak, Giotto. To właśnie zrobię. Achem – odchrząknął, zanim kontynuował. - W przeciwieństwie do większości podróży w czasie, nie możecie przenieść się osobiście. Ale – powiedział, kiedy G i Lampo już chcieli mu przerwać – możecie ściągnąć tu kogoś z przyszłości.
- Jak wiele osób możemy tu przenieść? – spytał Giotto po chwili wahania.
- Osiem.
- Dlaczego osiem? – spytał Lampo. – Dlaczego nie trzy, albo dziesięć? Czemu akurat osiem?
- To jest limit, jaki posiada maszyna – odpowiedział Talbot.
- Talbot… - zaczął Giotto. Opierał podbródek na swojej lewej dłoni, podczas gdy palce prawej cicho stukały w stół. – Czy będziemy w stanie odesłać tych ludzi z powrotem do ich czasów?
- Giotto, nie chcesz chyba…? – spytał G. – O czym myślisz?
Giotto skupił wzrok na swoim Pierścieniu Vongoli, nim odpowiedział. – Dziesiąta generacja Rodziny Vongola… - Wszyscy na niego spojrzeli. Nawet Alaude i Daemon wyglądali na zainteresowanych.
- Myślisz, że Vongola wciąż istnieje w tych czasach? – odezwał się G.
Giotto przymknął oczy na moment, zanim wstał z widoczną w nich determinacją. – To nieistotne, czy Vongola lub Mafia wciąż istnieją. Po prostu to są czasy, w które celuję. Tak naprawdę chcę zobaczyć naszych potomków i czy nasze kłopoty nie zostały przez nich odziedziczone. – Ruszył w stronę Talbota. G nie mógł nic poradzić na niewielkie uczucie dumy z faktu, że jest bliskim przyjacielem Giotto i jego prawą ręką. – Talbocie, możemy?
Talbot się uśmiechnął. – Si. Pozwólcie za mną – do mojego laboratorium. – Na te słowa prawie wszyscy Strażnicy podnieśli się ze swoich miejsc, by szybko podążyć za przyjacielem i wynalazcą.
W pokoju konferencyjnym został tylko Daemon i Alaude. Pierwszy z nich zniknął we mgle i skierował się do pracowni wynalazcy. Alaude wciąż siedział w pustym już pokoju. Po chwili zastanowienia jednak wstał i podążył za resztą Strażników.
Laboratorium było położone na najniższych poziomach Dworu Vongoli, a przynajmniej tak myśleli Strażnicy. Jedynie Giotto i G znali dokładną lokację. Pozostali szli aż do metalowych drzwi powoli i z rozwagą.
Talbot zatrzymał się przed drzwiami i odwrócił do nich. – Witajcie w moim laboratorium – powiedział i otworzył drzwi dramatycznym gestem.
W środku stało kilka stołów zastawionych małymi buteleczkami z zagadkową substancja, o której ludzie z Vongoli woleli nic nie wiedzieć. G zatrzymał się by popatrzeć na rysunki na ścianach. Pozostali Strażnicy rozglądali się zaskoczeni tym, jak prosty był ten pokój.
- To wszystko? – Lampo westchnął. – Myślałem, że będzie jakoś bardziej okazały i tajemniczy.
Talbot zachichotał. – A kto ci powiedział, że to właśnie tutaj trzymam moje najważniejsze wynalazki? –Niektórzy popatrzyli na niego zdezorientowani, a inni ograniczyli się do uniesienia brwi. Talbot podszedł do półki wypełnionej po brzegi słoikami. – Tylko ja wiem, jak otworzyć sekretny tunel do mojego prawdziwego laboratorium – powiedział. Spojrzenie Alaude nabrało nienawistnych błysków, w końcu jego obowiązkiem było wiedzieć wszystko. Talbot pośpieszył z wyjaśnieniem. – Aby otworzyć te drzwi – zaczął, opierając się o półki – trzeba znać Układ Okresowy Pierwiastków.
- Układ Okresowy… Pierwiastków? – zdziwił się Knuckle. – A cóż to jest?
Talbot znów zachichotał. – To tablica która organizuje wszystkie pierwiastki z których stworzona jest nasza ziemia – aczkolwiek nie będzie ona powszechnie znana jeszcze przez jakiś czas.
Dotknął symboli na ścianie w sekwencji której nie mogli dostrzec i sekretne przejście otworzyło się tam, gdzie pierwotnie myśleli, że jest jedynie rysa. Nie czekając aż Strażnicy oswoją się z istnieniem sekretnego tunelu, Talbot wszedł do środka. Giotto i G deptali mu po piętach.
G odwrócił się kiedy zauważył, że nikt inny za nimi nie idzie. – Tak przy okazji, jeśli nie wejdziecie w przeciągu następnych dziesięciu sekund, drzwi się zamkną same z siebie i nie otworzą, dopóki nie wrócimy. – Wszyscy stali jak spetryfikowani, poza jedną osobą. Alaude ruszył do przodu w ciemny korytarz oświetlony pochodniami. Reszta podążyła za nim w pośpiechu, nie chcąc zostać w tyle cokolwiek Talbot planował zrobić.
- Nufufufufu… to się robi naprawdę interesujące – powiedział Daemon. Lampo przeszły ciarki i pożałował swojej pozycji. Nie tylko szedł przez iluzjonistą, ale i za Alaude.
Szli przez dobre dwadzieścia minut kiedy Lampo zaczął narzekać. – Giotto, nogi mnie bolą.
- Zaraz będziemy na miejscu – uspokoił Giotto swojego najmłodszego Strażnika.
- Mówiłeś to pięć minut temu… - usłyszał stłumiony śmiech G. Alaude nagle się zatrzymał, w efekcie czego Lampo zamarł nim wpadł na mężczyznę. – Alaude, dlaczego stanąłeś? – zapytał.
- Alaude? – Giotto przystanął.
- Granica posiadłości.
- Co?
- Jesteśmy poza Dworem Vongoli i idziemy w stronę lasu. Gdzie jest laboratorium? – Skierował ostre spojrzenie na ślepca. – Nie stawiano żadnych budynków w lesie przez ponad sto lat.
- Można było się tego spodziewać po Strażniku Giotto. – Talbot szedł dalej. – Tak, Alaude. Jesteśmy teraz poza granicami Dworu Vongoli. Moje laboratorium w istocie jest w lesie, ale pod ziemią bez możliwości wyjścia na powierzchnię. Ach, no i jesteśmy. – Reszta pośpieszyła do przodu. – Giotto, jeśli byłbyś tak uprzejmy. – Talbot odwrócił się do stojącego za nim Primo.
- Tak – odpowiedział Giotto. Strażnicy spoglądali na siebie pytająco. Giotto zapalił Pierścień Vongoli i wsadził go w dziurkę od klucza.
- Zaczekaj chwilę – odezwał się Asari. – Jeśli Giotto musi robić to za każdym razem by otworzyć drzwi, to jak Talbot-san wchodzi do swojego własnego laboratorium?
- To dodatkowe zabezpieczenie. Kiedykolwiek opuszczam to miejsce z cennym wynalazkiem w środku, ustawiam zamek na Tryb-G.
Odwrócili się do prawej ręki Giotto, która gniewnie popatrzyła na swojego szefa kiedy padła nazwa zamka. – Nie moja wina, że matka Giotto zdecydowała się dać mu imię na literę G.
- W każdym razie zaczynam być naprawdę ciekaw tego wynalazku – powiedział Giotto wchodząc do środka. Poza jednym obiektem pokój był pusty: biały kwadrat ze skomplikowanymi przyciskami na panelu kontrolnym stał oparty o ścianę. Wyglądał zupełnie nie na miejscu.
- Co to jest, Talbot? – zapytał Lampo wyciągając rękę by tego dotknąć.
G zdzielił go po głowie, rozzłoszczony. – Nie dotykaj tego! Możesz zniszczyć tak jak rozwaliłeś mój rewolwer!
- Nie zrobiłem tego specjalnie!
- Wystarczy! – Talbot położył rękę na ramieniu młodzieńca. – Niech wszyscy staną wokół tego. Upewnijcie się, że jesteście wszyscy razem.
Stanęli na obszarze oznaczonym znakiem X.
- Talbocie? Skąd dokładnie to masz? – zapytał G, wskazując na panel kontrolny
- Przetransportowałem to tutaj z przyszłości.
- Że co?
- Transportowałem rzeczy i zwierzęta z przyszłości do naszych czasów, ale jeszcze nie robiłem tego z ludźmi.
- Talbocie, zabierasz własność innych ludzi bez ich zgody. – Giotto zmarszczył brwi.
Alaude wyciągnął kajdanki. – Zabierając rzeczy które do ciebie nie należą, łamiesz prawo.
Giotto położył rękę na ramieniu Alaude zanim mógłby zrobić cokolwiek Talbotowi. Kiedy jego Strażnik Chmury posłał mu piorunujące spojrzenie, Giotto w zamian posłał mu słaby uśmiech i zabrał dłoń. – Może zaczekamy dopóki… skończy? – zasugerował delikatnie. – Albo mogę wysłać cię na misję do Francji o którą prosiłeś? – zaoferował cicho. Alaude zmrużył oczy. Zawsze chciał tam pojechać żeby się przekonać, jak silni byli tam ludzie, ponieważ zgodnie z plotkami ich wywiad był na równi z tym, który sam prowadził zanim stworzył CEDEF. Schował kajdanki posyłając Talbotowi ostrzegawcze spojrzenie.
- No to zaczynamy. – Talbot zignorował to spojrzenie. Wcisnął przycisk i białe niezidentyfikowane drobinki otoczyły rodzinę.
- Co to jest? – Asari uniósł rękę.
- To coś wzywa waszych potomków. Jeśli istnieją w przyszłości, to się pojawią. – Po kilku trzymających w napięciu minutach, białe drobinki zniknęły.
Czekali jeszcze dwie minuty.
Nic się nie stało.
- Talbocie, marnujesz nasz czas! – G rzucił mu gniewne spojrzenie. – Nie mogę uwierzyć że się na to zgodziłem!
Alaude chrząknął potwierdzająco i ruszył w stronę wyjścia. – Primo, oczekuję teczki z misją jutro rano – rzucił przez ramię. Giotto przełknął ślinę. Jeszcze jej nie przygotowałem! Odwrócił się do swojego najlepszego przyjaciela.
- G…
- Nie.
Giotto wpatrywał się w swojego przyjaciela. – Ale…
- Nie.
- Proszę?
- Nie.
Giotto opadły ramiona i on też opuścił pokój.
Asari zaśmiał się, a Knuckle klepnął oniemiałego Talbota w ramię. – Nie martw się, Talbocie! Każdy popełnia błędy!
- Ale… Oni mieli się pojawić! To działało na innych rzeczach – powiedział Strażnikowi Słońca.
Asari zbliżył się do nich i uśmiechnął. – Nie martw się, Talbot-san. Jestem pewien że to nie była twoja wina.
