.
-Jarvis, godzina?
-14.33, sir.
"Ta, kolejny wspaniały dzień" przeszło mi przez myśl kiedy wstawałem z podłogi w warsztacie. To już jakaś tradycja. Zasypiam nad ranem, a potem budzę się o 14:33. Chociaż nie, to nie tradycja, to przekleństwo.
Dzwoni moja komórka. Nieskromnie się przyznam, że to nowy wynalazek Stark Industries, może namierzać innych, podłącza się do każdego radia na świecie, jest też opcja…
Cholera jasna, on dalej dzwoni. Patrzę na wyświetlacz. No tak, godzina 14:38 - o tej porze zawsze dzwoni Pepper, od momentu w którym powiedziałem o swoim 'sennym problemie'
-Cześć Tony. Wyspałeś się dzisiaj?
-Hej Pep! Powiem ci, że bardzo dobrze mi się spało… -staram się odpowiedzieć najradośniej jak potrafię, chociaż czuję, że Pepper się uśmiecha,
-Tony nie kłam, wiesz, że nie musisz. Posłuchaj, dzisiaj odbędzie się bal charytatywny w Strawberry, wiesz u tych od komórek. Wpadniesz na chwilkę?
No tak, cała Pepper. Wie co dla mnie dobre.
-To, że jestem niewyspany nie oznacza, że nie mogę tam wpaść na trochę. Podaj mi namiary, a ja zobaczę co da się zrobić Panno Potts.
W odpowiedzi usłyszałem tylko kobiecy śmiech. Rozłączyłem się.
Namiary pewnie są już u Happy'ego.
Muszę przyznać, nigdy nie słyszałem o tej firmie, ale chyba biedni nie są.
Bo gdyby byli to nie wyprawiliby przyjęcia w miejscu, w którym są złote żyrandole, i tylko (i wyłącznie!) srebrne sztućce.
Chyba się zamyśliłem, bo kątem oka widzę Pepper, która do mnie macha. Podchodzę do niej, witamy się. Na pocałunek w dłoń zawsze reaguje tak samo "Tony, zaraz się zarumienię!" Ach, te kobiety.
-Sądząc po twojej minie, chyba ci się nie podoba…
-Nie no, wręcz przeciwnie. Bardzo tutaj ładnie - przybieram swój najlepszy sztuczny uśmiech,
- Z resztą, nie po to tyle czasu wybierałem garnitur, żeby wyjść. Właśnie uraziła Pani moje uczucia, Panno Potts. Żegnam!
- Ha, ha. To było bardzo śmieszne! Do zobaczenia Panie Stark - uśmiechnęła się do mnie szczerze i odwróciła się w stronę starszego faceta z którym rozmawiała wcześniej.
Postanawiam podejść do baru, barman jest - wbrew pozorom - bardzo przyjazny. Ba, nawet zapytał jak mi minął dzień. Migiem podał mi whiskey z lodem.
Jest trochę dziwna.
Smakuje całkiem inaczej niż ta w moim barku. Smakuje jak... truskawki?
-Przepraszam Pana, ale ja zamawiałem zwykłą whiskey, a nie jakąś inną - o ile takowa istnieje… - kiedy to powiedziałem barmanowi zrzedła mina,
-Niestety mamy tylko taką. To nie my wybieramy menu, tylko szef.
Mhm, czyli nie mogę napić się whiskey bo jest jakiś szefunio z innymi kubkami smakowymi niż moje. Wspaniale. Czas wziąść sprawy w swoje przepracowane łapska.
-No więc, gdzie mogę znaleźć tego szefa?
