Blondyn powoli przetarł swoje oczy. Cloude rozsunął żaluzje, przez co wpuścił do pomieszczenia o wiele za dużo światła.

- Zasuń je… - powiedział zmęczonym głosem. Późne chodzenie spać i wstawanie o ósmej nie wydawało zbyt mądrym posunięciem – Chcę spać.

- Danna-sama. – niski głos jego lokaja zdawał się otaczać cały pokój. Nie było to zaskoczeniem dla Aloisa. W końcu… Demony mają dość przytłaczającą osobowość.

- Skończ. Nie mam ochoty na nic. Zasłoń te pieprzone żaluzje i wyjdź! – Sądził, i nieco rozdrażniony ton głosu sprawi, że czarnowłosy natychmiastowo spełni rozkaz. Mylił się, choć w sumie mógł się tego spodziewać. Ten demon nie był taki, jaki powinien. Spełniał tylko te rozkazy, które wydawały się mieć jakiś sens, natomiast głupie, bezowocne zachcianki pozostawiał bez komentarza. Kiedy tak się działo, zazwyczaj swą frustrację wyładowywał na pokojówce Hannie. Wcześniej była ona służką jego matki, która popełniła samobójstwo. Liczyła już 35 lat. Zdecydowanie za dużo jak na służącą spadkobiercy rodziny Trancy.

Cloude przypomniał o swojej obecności poprzez chrząknięcie. Powolnym krokiem podszedł do łóżka.

- Proszę wstać.

- Che. – Alois ściągnął z siebie całą pościel i rzucił na ziemię. Stanął na łóżku z długiej koszuli nocnej. Lekko się cofnął i oparł plecami o ścianę. Zdawał sobie sprawę, że mimo, iż istnieją te pewne granice w zakresie rozkazów, wciąż za pomocą znaku może wymóc całkowite posłuszeństwo. Zniewolony łańcuchem, z przegraną duszą i zruganym ciałem. Nie był wart istnienia, a jednak to właśnie stojący przed nim 'mężczyzna' mu pomógł. Oddał mu siebie w zamian za duszę. Nędzną duszę. Nic nie wartą duszę.

- Cloude… - spojrzał z półprzymkniętych oczu na lokaja – Czy sądzisz, że gdybym wtedy umarł… - umilkł. Nie był pewny jak zakończyć to zdanie. Słowa te praktycznie same nasunęły mu się na usta – Nieważne. – westchnął po czym zeskoczył z łóżka – Lepiej, żeby śniadanie mi to wynagrodziło.