Oparłszy policzek na na dłoni, na schodkach jednego z domów przy Spinner's End siedział drobny, niezdrowo blady, najwyżej dziesięcioletni chłopiec. Tylko lekko przekrwione białka oczu tempo wpatrujących się w chwasty wyrastające między płytami chodnika, dowodziły,że przed chwilą płakał. Chłopiec nie odwrócił się nawet,gdy drzwi za jego plecami otworzyły się i wyszedł z nich mężczyzna o orlim nosie podobnym dziecku znajdującemu się przed nim.

-Zaraz pójdziemy do mnie. Twoja mama weźmie tylko jeszcze kilka rzeczy-powiedział mężczyzna, siadając na stopniu obok chłopca.

-Stryju, a co będzie jak ojca jednak wypuszczą i w końcu stanie się nieszczęście?- zapytało dziecko, nareszcie odrywając wzrok od roślin i niepewnie spoglądając na dorosłego przez kurtynę zdecydowanie przydługich czarnych włosów. Mężczyzna w namyśle potarł czoło, wyraźnie zwlekając z odpowiedzią.

-Wiesz co Sevi, wtedy na stałe zabiorę ciebie i twoją mamę do siebie.

-Dopiero by ojca szlag trafił- zauważył z satysfakcją chłopiec nazwany Sevim.

-A niech i sami diabli po niego przyjdą. Elieen może nie jest święta, ale na taką kanalię,chociaż to mój rodzony brat, nie zasłużyła.

Severus obserwował stryja. Mimo że fizycznie bardzo podobny do Tobiasza Snape'a, przedstawiał zupełnie inne usposobienie. Brat ojca,jak większość ludzi w okolicy, pracował w pobliskiej fabryce, oprócz tego popołudniami chwytał się dorywczych robót Jednak ten stary kawaler zawsze, w przeciwieństwie do brata, miał czas zatroszczyć się o losy bratanka i bratowej.

-Nie wiem jakim cudem twojej matce udało się go położyć. Ale widać ma krzepę. I dobrze. Kobieta powinna umieć się bronić.

Chłopiec pragnął powiedzieć stryjowi jakie to „cuda", ale czując,że nie może, po prostu umilkł. Siedzieli dłuższą chwilę, gdy z mugolskiego radia stojącego na kuchennym oknie popłynęła znana melodia:

"This is a man's, man's, man's world,

But it would be nothing, nothing

without women or a girl."

Najwidoczniej stryj uległ nastrojowi chwili, gdyż po kilku wersach piosenki odezwał się:

-Widzisz, tak to jest. One może i są słabe, może ciągle trzeba wokół nich skakać, może nawet są cholernie irytujące z tymi swoimi wymaganiami i pioruńsko dziwnym rozumowaniem. Ale w tym wszystkim to są nieziemskie istoty i należy im się szacunek...

Chłopiec w pierwszym momencie zastanowił się skąd stryj wie o goblinach.

-...ciężko z kobietami, ale bez jeszcze ciężej. Wiem po sobie. One są bóstwami zamieszkującymi w świątyniach tych krągłych,kształtnych ciał. Nasz świat jest bez nich niczym...

Zapewne głowę chłopca nawiedziłaby myśl dlaczego prosty robotnik fabryki potrafi tak wspaniale mówić, gdyby nie miarowe kroki Elieen Snape za ich plecami i grobowa mina, bezgłośnie nakazująca wstać i skierować się do domu kilka ulic dalej.


Domek stryja znajdował się na obrzeżach dzielnicy przemysłowej. Tylna ściana budynku graniczyła z niewielkim parkiem o równo przystrzyżonej trawie. Dwa pomieszczenia wypełniał miły kawalerski bałagan. Elieen bez słowa weszła do pokoju z wnęką kuchenną i zaczęła porządkować miejsce chwilowego pobytu. Na kulawym taborecie leżały stare gazety, blat wyszorowanego stołu znaczyły krążki zaschniętej kawy zbożowej. Severus postanowił nie przeszkadzać matce. Gdy była w takim nastroju nie zależnie od podjętych działań dowiedziałby się,że jak zwykle robi wszystko źle. W poszukiwaniu stryja zajrzał do drugiego pokoju. Nie zastał go tam jednak. Nie mając lepszego pomysłu na spędzenie letniego przedpołudnia postanowił zaszyć się w pobliskim parku.

Lubił zieleń drzew i krzewów. Ich rozłożyste gałęzie chroniły nie tylko przed żarem, ale i przed ludzkim wzrokiem, którego tak nienawidził na sobie. Doskonale wiedział,że jego ubiór czy fryzura są dziwaczne nawet jak na dzieciaka robotnika fabryki. Co dopiero tutaj, gdzie przy mniej upalnej pogodzie kręciłoby się pełno przedstawicieli klasy średniej zamieszkujących dzielnicę za parkiem. Nauczyciele, księgowi, urzędnicy, prawnicy i lekarze w sztywnych kołnierzykach i lnianych marynarkach w niedzielne popołudnia wyprowadzali całe rodziny na pokazowe spacery. Na szczęście w środku tygodnia zdarzały się tu przede wszystkim ich nieliczne dzieci, które mimo wakacji nie wyjechały za miasto. Kierując się wzdłuż schludnego żywopłotu okalającego teren doszedł aż do połowy jego długości, skąd zobaczył plac zabaw otoczony wiązami i niskimi kwitnącymi krzewami. Dostrzegłszy ruch w tej okolicy miał ochotę się wycofać, gdy usłyszał głoś jednej z istot przebywających w obrębie placu:

-To dziwne! Jak ty to robisz? Też chcę!

Nie tylko nie odszedł, ale nawet zbliżył i przyczaił się za ukwieconym krzewem. Z pośród dwójki dzieci rozpoznał jedno. Blond włosa dziewczynka o ciemnych oczach, kilka lat starsza od niego była córką doktora Evansa. Pamiętał,że gdy matka dostała wysokiej gorączki kilka miesięcy temu, a ojciec nieprzytomny leżał w alkoholowym letargu, stryj wezwał właśnie tego lekarza. Przyjechał lśniącym chevroletem, na którego tylnym siedzeniu siedziała ona. W oczekiwaniu aż jej ojciec skończy badać pacjentkę, robiła obraźliwe miny do Severusa, który zafascynowany gapił się na mugolski wehikuł. Przyzwoity człowiek. Widząc fatalną sytuację rodziny, odmówił przyjęcia zapłaty za wizytę.

Następnie przeniósł uwagę na drugą dziewczynkę. Była pewnie jego rówieśniczką. Gruby miedziany warkocz kołysał się na jej plecach za każdym razem, gdy ze śmiechem potrząsała okrągłą główką. Od czasu, gdy chłopiec zaczął ją obserwować chwytała już czwartą garstkę żwirku ze ścieżki, który po podrzuceniu w górę zamieniał się w chmarę biedronek ku nieopanowanej radości obydwu dziewczynek.

-Tuniu, kiedy ja naprawdę nie wiem! One tak same!- ze śmiechem wyjaśniała rudowłosa. Jednak uśmiech wyraźnie zgasł na twarzy drugiej, która sama też brała drobne kamyczki i próbowała sprawić by uniosły się do nieba jako owady.

-Nie chcesz powiedzieć to nie- rzuciła ze złością Tunia, po którejś z kolei nie udanej sztuczce

– Lepiej chodź już. Mama kazała nam wrócić na obiad przed pierwszą – dodała, ciskając ze złością o trawę żwirek trzymany w ręku. Gdy mijały krzak,za którym siedział schowany, miał okazję przyjrzeć się bliżej „iluzjonistce". Jej jasna skóra zdawała się świecić w promieniach czerwcowego słońca, które zarumieniło i upstrzyło kilkoma drobnymi złotymi piegami jej policzki. Nie mogąc zbyt długo wytrzymać w jednej pozycji poruszył się zaczepiając o wystającą gałąź. Młodsza z zaciekawieniem odwróciła się tak,że podglądacz zobaczył jej oczy. Może naturalnie tak zielone, a może tylko odbijające kolor otaczających roślin. Zamarł. Dziewczynka wyciągnęła dłoń by odgarnąć liście zasłaniające Severusa. Jej mała dłoń była tak blisko,że poczuł zapach kwiatowego mydła na rozgrzanej skórze.

- Lily, znowu zaczynasz? Skończ już!- zawołała Tunia, w złości zaciskając pięści i kierując się w stronę domu. Dziewczynka cofnęła rękę i pospiesznie ruszyła za siostrą. Gdy obie były dość daleko, podniósł się ze swojej kryjówki i niechętnie udał w stronę domu stryja.