Dla
gumochłona z Forum Mirriel,
kt
óry zawodowo zajmuje się warzycielstwem,
w trzydziestą rocznicę urodzin. Oby nigdy nie zabrakło Ci słodkiej, chrupiącej sałaty. Oraz śluzu.


Baśń o małym gumochłonie i warzycielu interesu


Życzenie pierwsze


Pewnego pochmurnego dnia warzyciel wybrał się nad brzeg jeziora, aby złowić gumochłona, który był mu niezbędny do sporządzanego właśnie eliksiru. Chodził, brodził, taplał się w mule, lecz niczego nie znalazł. Nie tracił jednak nadziei, ponieważ gumochłon był mu naprawdę potrzebny i bez niego nie miał właściwie po co wracać do pracowni. W końcu jego upór został wynagrodzony: o zmierzchu udało mu się wypatrzeć ślamazarnie poruszające się brązowe coś. Kiedy podszedł bliżej, okazało się, że to rzeczywiście był gumochłon, chociaż jakiś dziwnie blady, chudy i krótki. Gdyby był człowiekiem, można by pomyśleć, że jest chory. Ale że był tylko gumochłonem, taka możliwość nie wchodziła w grę. Warzyciel miał po prostu pecha. Lub też - zupełnie nieświadomie, oczywiście - naraził się królowej gumochłonów czy komuś w tym rodzaju.

Cóż miał robić? Podniósł oślizgłe stworzenie i, niosąc je w wyciągniętej przed siebie ręce, skierował się w stronę zamku.

Nagle usłyszał cichutki głosik:

- Wypuść mnie, dobry warzycielu, a spełnię twoje trzy życzenia.

Warzyciel całkiem łatwo mógłby udać, że niczego nie słyszał, jednak docenienie talentu nastawiło go pozytywniej niż zwykle, a obietnica spełnienia życzeń brzmiała wyjątkowo kusząco. Zatrzymał się więc i podsunął sobie zdobycz pod wydatny nos.

- Jak niby miałbyś to zrobić? Jesteś przecież tylko gumochłonem.

- Owszem, jestem gumochłonem, nie zwyczajnym jednak, lecz złotym gumochłonem spełniającym życzenia.

- Jakoś nie widzę, żebyś był złoty - stwierdził warzyciel krytycznie, obracając stwora na wszystkie strony i przypatrując mu się uważnie.

- Jest ciemno - zauważył gumochłon.

- Jeszcze nie całkiem, ledwie się zmierzcha.

- Jestem uwalany mułem.

- Nie całkiem, trochę powłoki ci widać.

- Złote gumochłony nie są dosłownie złote, tylko złotobrązowe.

- Nie mogłeś tak mówić od razu?

- Mogłem, ale to by było zbyt proste i dialog wyszedłby za krótki.

- Ach, chyba że tak. Czy teraz możemy wrócić do istoty naszej rozmowy?

- Tak sądzę. Chyba odbiegliśmy od niej dostatecznie daleko, aby już wracać.

- Jakże mi miło. Twierdzisz więc, że jesteś złotym gumochłonem i spełnisz moje trzy życzenia, jeśli cię wypuszczę?

- Tak twierdzę.

- Dlaczego ci nie wierzę?

- Mógłbym odpowiedzieć na to pytanie, ale tylko jeśli jest to jedno z twoich życzeń. Jest?

- Nie.

- Więc ci nie odpowiem.

- To ja cię nie wypuszczę, tylko zaniosę cię do zamku, do lochów, do mojej pracowni i brutalnie wyduszę z ciebie cały śluz, który następnie użyję jako składnik najpaskudniejszego eliksiru pod słońcem.

Z tymi słowami odsunął od siebie gumochłona i podjął przerwaną wędrówkę.

Natychmiast znowu usłyszał błagalne:

- Bądź tak dobry, warzycielu, wypuść mnie! Naprawdę spełnię twoje trzy życzenia!

- Jestem dobry - stwierdził warzyciel, ponownie się zatrzymawszy. - Jestem jednym z najlepszych warzycieli w Wielkiej Brytanii, a nawet na kuli ziemskiej!

- Brednie - mruknął gumochłon pod nosem, którego nie miał. - Gdybyś był taki dobry, nie tkwiłbyś na nędznej szkolnej posadce.

- Mówiłeś coś czy się przesłyszałem?

- Przypomniałem tylko, że jestem gotowy spełnić twoje trzy życzenia. Wypróbuj mnie, zobaczysz, że nie kłamię.

- Taaak?

- Tak.

- W porządku. Życzę więc sobie... życzę sobie... mmm... O, wiem! - Pstryknął palcami dłoni, w której nie trzymał gumochłona, gdy przyszła mu go głowy kwestia dręcząca go od lat. - Życzę sobie być najmłodszym mistrzem eliksirów na świecie!

- Uściślijmy: mam cię odmłodzić?

- Nie, nie. Chcę być tym, który zdobył tytuł mistrza eliksirów...

- Przecież jesteś mistrzem eliksirów, o co ci chodzi?

- Nie przerywaj, jak starsi przemawiają!

- Dobrze, dobrze, już milczę.

- No, ja myślę!

- Wątpliwe - mruknął gumochłon tak cicho, że nie został usłyszany. Przynajmniej pozornie.

- Chcę - powtórzył warzyciel z naciskiem - być tym czarodziejem, który zdobył tytuł mistrza eliksirów, kiedy był najmłodszy ze wszystkich. I żeby nikt nigdy mnie nie wyprzedził - zażądał.

- To twoje drugie życzenie?

- Nie, to tylko część składowa pierwszego.

- Skubany...

- A ty zaraz będziesz wyduszany, jak nie spełnisz mojego życzenia w całej rozciągłości.

- Bardzo chętnie - zapewnił gumochłon kłamliwie - ale to nierealne.

- Co to ma znaczyć? Jak to, nierealne?

- Masz już trzydzieści lat, zauważ, a najmłodszy warzyciel miał niespełna dwadzieścia, kiedy zdobył tytuł mistrza. Jak mam cię zrobić najmłodszym mistrzem eliksirów, skoro nie chcesz zostać odmłodzony?

- Nic mnie to nie obchodzi, ty tu jesteś od spełniania życzeń.

- Na pewno nie dasz się przekonać do zmiany życzenia?

- Nie ma mowy.

- No dobrze - westchnął gumochłon pełną piersią, której nie miał - niech ci będzie. Gotowe.

- Już?

- Tak.

- Tak po prostu?

- Tak.

- Bez żadnych efektów?

- Jakich efektów?

- Dźwiękowych, świetlnych... No wiesz, jak to przy rzucaniu czarów.

- Ja nie czaruję, ja spełniam życzenia. Jak niby miałbym się bawić magią, skoro nie mam różdżki?

- Racja.

- Sam widzisz.

Przez chwilę stali - to znaczy warzyciel stał, a gumochłon zwisał w jego dłoni - milcząc jak zaklęci. Stworzeniu o dziwo znudziło się pierwszemu. Może było mu niewygodnie albo zimno, albo coś.

- To jak będzie? Puścisz mnie?

- A skąd mam wiedzieć, że rzeczywiście spełniłeś moje życzenie?

- Sprawdź.

Warzyciel patrzył na niego tępo.

- Przywołaj sobie encyklopedię eliksirów czy coś w tym rodzaju.

Czarodziej machnął różdżką.

- Accio "Kto jest kto"!

- Zbierasz takie książki? - zdziwił się gumochłon, kiedy czekali na przybycie dzieła.

- Nie, ale na pewno ktoś w zamku to ma.

Rzeczywiście, chwilę później od strony skrytej w mrokach nocy warowni nadleciało grube tomiszcze.

- Mówiłem? - mruknął przez zaciśniętą w zębach świecącą różdżkę, przerzucając kartki.

- Mówiłeś. Zobacz lepiej, czy to ma ex libris, żebyś wiedział, komu oddać.

- Podłożę w wielkiej sali, właściciel się pewnie znajdzie - odparł nieuważnie, kiedy z wyraźną satysfakcją czytał notatkę dotyczącą siebie. - Wolę się nie narażać na gniew dyrektora.

- Dumbledore'a?

- A kogo niby?

- Skąd wiesz, że to jego?

- Bo nikt inny w całym zamku nie zaznaczyłby stron, na których widnieje Czarny Pan, cholerny Harry Potter, Gellert Grindelwald, chol... - odchrząknął, rzucając okiem w kierunku hogwarckich wież - Albus Dumbledore i ja. Zresztą... - Zamknąwszy książkę, odchylił okładkę i wskazał znaczek w kształcie lecącego feniksa otoczony płomiennym napisem WŁASNOŚĆ ALBUSA DUMBLEDORA. - Mówiłem?

- Mówiłeś. Ty w ogóle sporo mówisz.

- Ty mówisz jeszcze więcej.

- Taką mam rolę, zauważyłeś chyba.

- Powiedzmy.

- Lepiej powiedz, czy mnie wreszcie wypuścisz.

- Jaką mam gwarancję, że spełnisz następne moje życzenia? Wciąż pozostały mi dwa.

- Powiedz jakie, a będzie zrobione.

- Jeszcze nie wiem. Muszę się zastanowić.

- Rozumiem. Więc chcesz gwarancji?

- Tak.

- Dobrze, zatem daję ci moje słowo.

- Słowo gumochłona? - parsknął warzyciel.

- Słowo złotego gumochłona - zauważyło stworzenie z naciskiem. - Jeszcze nigdy nie złamałem słowa i teraz również nie zamierzam go złamać. Uwierz mi, ja nie kłamię. Gdy tylko będziesz już znał swoje następne życzenia, przyjdź tam, gdzie mnie znalazłeś. Będę tam żerował do jesiennej równonocy, na pewno coś w tym czasie wymyślisz.

Czarodziej zastanowił się chwilę. Właściwie... co miał do stracenia? (Przygotowywany eliksir już dawno ulotnił mu się z głowy. Z kociołka również, szczerze mówiąc.) A jak wiele do zyskania! Mamrocząc pod nosem, jak nisko upadł, że liczy na gumochłona, odniósł zwierzątko, gdzie je znalazł, czyli tam, gdzie miał go niby szukać następnym razem. Zanim odłożył je na ziemię, spojrzał na nie groźnie.

- Obiecujesz?

- Obiecuję.

- Lepiej, żebyś tu był, kiedy przyjdę wypowiedzieć drugie życzenie! Bo jak nie...! - warknął groźnie.

- Będę - zarzekał się gumochłon. - Odłóż mnie już, dobrze? Głodny jestem.

- Niech ci będzie.

Warzyciel schylił się i w miarę delikatnie umieścił stworzenie w mule.

- Dziękuję. Czekam na twoje drugie życzenie. Aha, i jeszcze jedno.

- Tak?

- Powiedz dyrektorowi, że w jego ex librisie jest błąd ortograficzny.

- Dumbledore'owi?

- A komu niby?

- Nic z tego, jeszcze mi życie miłe!

Odwróciwszy się na pięcie, czarodziej ruszył w kierunku zamku. Gumochłon wzruszył ramionami, których nie miał, i zajął się konsumowaniem zbutwiałych szczątków roślin. Już się nie mógł doczekać, aż będzie błyszczącym, grubym, długim gumochłonem. To był cel jego życia.


KONIEC
części pierwszej


Będę wdzięczna za wszelkie komentarze, które pojawią się pod tym opowiadaniem - są one dla mnie zawsze bardzo ważne, ponieważ zarówno jako autor, jak i jako tłumacz lubię wiedzieć, jakie tekst sprawił wrażenie na Czytelnikach, co w nim jest dobrego, a co złego, co się spodobało, a co wręcz przeciwnie. Jestem wdzięczna za każdy komentarz, pozytywny czy krytyczny, uważam bowiem, że każdy z nich pozwala mi się rozwijać. Nie mówiąc już o przyjemności płynącej z ich czytania ;-).

Żeby skomentować tekst nie trzeba być zarejestrowanym. Robi się to poprzez kliknięcie na niżej zamieszczone słowa "Review this Story / Chapter"; otwiera się wtedy nowe okno, gdzie w wąskim pasku wpisuje się imię / pseudonim, a w dużym polu pisze uwagi odnośnie tekstu. Po zakończeniu wystarczy kliknąć przycisk "Submit Feedback / Review" i gotowe.