ROZDZIAŁ PIERWSZY
10 styczeń 2011
Chodniki były jeszcze pokryte cieniutką warstwą zamarzniętego śniegu, który po raz ostatni tej zimy, obsypał stolicę Wielkiej Brytanii. Utrudniało to przechodniom tego wielkiego miasta, przemieszczanie się z punktu "A" do punktu "B". Biorąc pod uwagę, że ludność Londynu sięga 7,6 mln i właśnie o 8:45 w poniedziałkowy poranek, większość z nich zmierza do pracy. Sprawiało to, że chodniki pomiędzy zarówno zabytkowymi budynkami jak i nowoczesnymi wieżowcami, stawały sie trasą wyścigu podenerwowanych londyńczyków. W każdy poranek dnia roboczego, ulice tej trzeciej co do wielkości w Europie metropolii, przypominały olimpiadę igrzysk sportowych. Na chodnikach odbywały sie na przemian slalom gigant i łyżwiarstwo - w przypadku gdy natrafiło się przypadkiem na oblodzony chodnik; biathlonem zdobywano wolne taksówki oraz łapano metro i autobusy. Tymczasem dla kierowców prywatnych samochodów, ulice stawały się trasą rajdu niczym Paryż-Dakar.
Mimo tego szaleństwa i pośpiechu, znalazły się również takie osoby, którym nie zależało na braniu udziału w takowej "olimpiadzie". Należała do nich 26-letnia Quinn Fabray. Jej praca jako jednej z fotografów w brytyjskim Vogue, nie wymagała od niej ani grama pośpiechu. Według niej, punktualność nie była najważniejszym z jej obowiązków zawodowych. Kochała swoją pracę gdyż pozwalała ona na to, by Quinn robiła to co kocha czyli fotografowanie. Nie oznaczało to jednak szczytu jej ambicji. Od kiedy sięga pamięcią, zawsze chciała otworzyć własne studio w którym mogła by się spełnić a jej prace byłyby wywoływane w starodawny sposób. Ta nowoczesna technika cyfrowa, była dla niej czystą parodią. Mimo to musiała jakoś opłacać swoje mieszkanie w Newington. Ów dzielnica nie należała do najtańszych ale to właśnie dzięki pracy w Vogue było ją na to stać a nawet odkładać sobie oszczędności.
Nadmiar tych oszczędności sprawiał, że co weekend Quinn odwiedzała okoliczne bary i kluby. Nie zawsze miała jednak z kim dzielić te wypady gdyż jej krąg znajomych nie był zbyt pokaźny. Należała do niego jedynie garstka ludzi. Trzy lata temu, gdy rozpoczęła się jej przygoda z magazynem, Quinn poznała Molly. Ze starszą o kilka lat od niej kobietą, udało się jej nawiązać prawie natychmiastowy kontakt i już po kilku piwach były przyjaciółkami. Mimo, że Molly ma męża i dwójkę dzieci, znajdowała czas by wyskakiwać czasami z Quinn do klubu. W ciągu tych trzech lat zdążyła ona awansować - co automatycznie zwiększyło jej zakres obowiązków i ilość nadgodzin. To z kolei źle wpłynęło na jej życie rodzinne, zmuszając tym samym zredukowanie tych weekendowych rozrywek do absolutnego minimum. Quinn nie miała jej tego za złe. Sama bardzo ceniła rodzinę i jak najbardziej rozumiała sytuacje przyjaciółki. Poza tym miała jeszcze kilka osób w zapasie. Jednym z nich był Mark, rówieśnik Quinn oraz kumpel z ławki w University of the Arts w Londynie. To tam się poznali już pierwszego dnia aczkolwiek dopiero po roku, zasiedli przy jednej ławce. Wymusiły to w nich zajęcia z chemii organicznej a dzięki zabawnym eksperymentom na żabie, zaczęli pałać do siebie sympatią. Początkowo miała ona podłoże seksualne, głównie ze strony Marka. Po jednej ze studenckich prywatek wylądowali razem w łóżku jednakże okazało się, że ich seks był tragiczny więc postanowili zostać jedynie przyjaciółmi. Taki układ był dla nich najodpowiedniejszy. Przelotnie, Quinn przyjaźniła się też z dziewczynami Marka lecz w momencie gdy te związki się kończyły, to samo działo się z jej przyjaźnią z nimi. Jedynym wyjątkiem była Jessica. Była z Markiem przez ponad rok i przez jego zdradę, Jess rzuciła go dwa lata temu. Mimo, że nie miała ochoty nawet znać Marka, wciąż utrzymywała kontakty z Quinn. Z czasem zaczęły się traktować jak siostry a kilka miesięcy temu, Jess wybaczyła swojemu byłemu na tyle żeby przebywać razem z nim w jednym pomieszczeniu.
Mimo, że Quinn miała Marka, Molly i Jess, starała się również utrzymywać w miarę regularny kontakt z przyjaciółmi z liceum. Urodzona w amerykańskim Lima, Ohio musiała opuścić rodzinny kraj gdy jej matka dostała znacznie lepszą pracę za oceanem. Spowodowało to, że konieczne było nie tylko zmiana kontynentu lecz również szkoły oraz znaczne oddalenie się od przyjaciół, którzy byli dla niej niczym rodzina. Dzięki portalowi społecznościowemu Facebook oraz tanim połączeniom międzynarodowym, była na bieżąco w kontakcie chociaż z garstka z nich. Quinn wiedziała jednak, że aby mieć jakąkolwiek przyszłość w nowym otoczeniu musi popuścić odrobinę więzy trzymające ją w przeszłości.
Mimo swojej oszałamiającej reputacji - królowej cheerleaderek "Cherios" szkoły McKinley High, pozostała w kontakcie z dwojgiem wschodzących gwiazd Broadwayu, Rachel i Kurtem. Okazyjnie dzwoniła do Mercedes, która była w trakcie nagrywania swojej pierwszej solowej płyty Pisała też z Puckiem, typowym łamaczem damskich serc i kobieciarzem - aktualnie studiującym na wydziale prawa UCLA. Myśląc o Lima i liceum, Quinn uśmiechała się wspominając wszystkie chwile jakie tam przeżyła oraz zadziwiając się w jaki sposób ich ścieżki skrzyżowały się tylko i wyłącznie dzięki chórowi szkolnemu tzw Glee Club o dźwięcznej nazwie „New Directions". Dalej nie mogła wyjść z podziwu w jaki sposób: wredne cheerleaderki, futboliści, kaleka na wózku, kobieciarz, dziwadło, kujon i jąkała, znaleźli w muzyce nić porozumienia która nawet teraz po prawie 7 latach od ukończenia szkoły, stała się nierozrywalną więzią.
Quinn zawsze miała nadzieję wrócić do stanów na stałe a nie jedynie w krótkie odwiedziny, jak na przykład niedoszły ślub jej opiekuna z glee, który odbył się 6 lat temu. Tęskniąc za wszystkimi zaplanowała, że tegoroczny urlop spędzi w spokojnej Lima. Na takowy musiała jednak jeszcze sporo poczekać. Mimo malej garstki znajomych tutaj na miejscu, większość weekendowych wieczorów w klubie, spędzała sama. To jednak nie oznaczało, że sama z nich wracała. Co tydzień starała się przynieść ze sobą przynajmniej jedną pamiątkę. Radość z ów pamiątki nie trwała jednak długo - zazwyczaj godzinę lub dwie. Jedynie wyjątkowe przetrwały do rana. Po zabawie, wystawiała je poza drzwi mieszkania by i inni mogli się nimi cieszyć. Ona już była nimi znudzona. Jedną z zasad, jakiej trzymała się Quinn to "nie wchodzić dwa razy do tej samej rzeki". Pilnie jej przestrzegała i nigdy nie brała drugi raz tej samej pamiątki. Nie chciała też utrzymywać z nimi kontaktu więc nie dawała ani nie brała numerów telefonu - to zasada numer dwa. Te zasady sprawiały, że od ukończenia szkoły nie angażowała się w żadne związki co utrudniało innym by ją okłamywać, ranić, zdradzać a koniec końców kochać. To jej odpowiadało gdyż w jej mniemaniu jedynym plusem związku jest seks a skoro można go mieć bez związku, jedynie głupiec by nie korzystał z tej okazji.
Ostatni weekend nie różnił się zbytnio od poprzednich, jedynie ilość skonsumowanego alkoholu była niższa co sprawiało, że w ten poniedziałkowy poranek - po raz pierwszy od dłuższego czasu - nie miała kaca i czuła się gotowa do kolejnych pięciu dni pracy. Nawet widok oszklonego biurowca, gdzie to na 17 piętrze znajduje się redakcja Vogue, nie przyprawiało ją o mdłości i ból głowy.
Jazda windą, jak zawsze była długa lecz dźwięk otwieranych drzwi był o dziwo relaksujący. To zabawne jak tak małe szczegóły mogą doprowadzić człowieka do dobrego humoru. Po pokonaniu kilku metrów korytarza i zrobieniu wielu zakrętów między boksami pracowników, w końcu znalazła się przy swoim biurku. Quinn zdążyła jedynie odwiesić słuchawki oraz aparat z szyi i włożyć je do szuflady biurka gdy znad pół ścianki jej boksu wyłoniła się przyjazna twarz Molly
"- Dzień dobry. Jak tam po weekendzie?". Jej entuzjastyczne podejście do życia było powalające. Już od pierwszych minut pracy w poniedziałek (znienawidzony przez Quinn dzień tygodnia) była pełna energii i uśmiechnięta od ucha do ucha.
" - Cześć. A no wiesz... weekend jak każdy inny. Szkoda, że już po. A jak twój?
- U mnie normalnie. Pojechaliśmy z dziewczynkami na basen. Cały dzień dzieciaki miały radochę a ja zaliczyłam wszystko co najlepsze czyli: saunę, spa, bicze wodne a nawet kąpiel błotną". Quinn zdążyła w tym czasie zdjąć skórzaną kurtkę i powiesić na oparciu krzesła. Gdy próbowała usiąść by włączyć komputer i przygotować się psychicznie do pierwszych ośmiu godzin pracy tego tygodnia, Molly obeszła swój boks i stanąwszy w wejściu do boksu Quinn, oparła się pół-ściankę i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
"- Ile tym razem upolowałaś?" Kolejny atut Molly to bezpośredniość. Jak ona walnie czasami prosto z mostu to nawet Quinn potrafi się zawstydzić a jest to bardzo trudne do osiągnięcia, przez zwykłego szarego człowieka. Jej jednak to nie sprawia najmniejszego problemu a chyba daje pewnego rodzaju powera.
"- Po raz kolejny Ci tłumacze, że ja na nic nie poluje" powiedziała dość obronnym tonem Quinn
"- Jasne. Przy tobie nawet James Bond wygląda jak prawiczek. Poza tym chodziłam kiedyś z Tobą na imprezy więc wiem jak jest" te ostatnie słowa Molly to dość nie podważalny argument. Quinn nie była w stanie zaprzeczyć naocznemu świadkowi
"- To, że spałam ze sporą ilością kobiet, od razu nie oznacza, że na nie poluje
- Ale jakimś cudem zawsze z kimś wracasz do domu. Jak dla mnie to polowanie
- Nie przesadzaj. Po pierwsze, ja nie chodzę do klubów z myślą by kogoś poderwać i zabrać do domu. To one same do mnie idą a przecież nie wyrzucę ich w te zimno na ulice. Po drugie nie zawsze z kimś wracam" Molly aż wybuchła śmiechem co wzbudziło ogólne zainteresowanie sąsiednich boksów. Weszła więc do środka i przysiadła na krawędzi blatu biurka
"- Może i nie robisz tego specjalnie ale ta wymówka z wyrzucaniem na ulice działa tylko w zimę a jak wiesz zbliża się wiosna i ciekawa jestem jaką wtedy będziesz miała
- To nie żadna wymówka! Molly proszę Cię" Zapewne normalny człowiek by to kupił, ale nie ona gdyż jak już Quinn zdążyła się przekonać, Molly nie należała do normalnych. Z resztą jej samej daleko było do normalności.
- Okey. To więc jak. Poznałaś kogoś w ten weekend?"
no i się zaczęło - przeklnęła w duchu Quinn
Od kiedy Quinn miała już dość ciągłych pytań o jej życie sercowe i usilnych prób swatania jej prawdopodobnie ze wszystkimi wolnymi znajomymi Molly, przyznała się jej w końcu iż jest lesbijką. Ta przyjęła to dość ... oryginalnie. Nie było mowy o pięciu etapach: zaprzeczenie, gniew, negocjacje, depresja, akceptacja - jak by to wyglądało u kogoś innego. W przypadku Molly, wystąpiły zaledwie trzy etapy: szok, akceptacja, swatanie ze wszystkimi wolnymi lesbijkami przez internet. Co najzabawniejsze to o ostatnim, Quinn dowiedziała się dopiero jak dwa miesiące po założeniu jej profilu na portalu randkowym przez Molly, na jej maila zaczęły przychodzić przeróżne wiadomości od kobiet nie tylko z Londynu. Wtedy Quinn przeszła etapy: gniew, gniew, gniew lecz od ponad roku już jest na etapie akceptacji.
Na tym samym etapie jest jej mama, która jest jednocześnie najlepszą przyjaciółką Quinn. Fakt ten bardzo utrudniał przyznanie się do tego, że jest się odmiennej orientacji seksualnej. Gdyby coś poszło nie tak to Quinn nie ryzykowała jedynie utraty matki lecz również przyjaciółki co mogłoby ją zabić. Tak jednak się nie stało. Podczas przerwy zimowej, na pierwszym roku studiów, Quinn ugotowała niedzielny obiad. Sam ten fakt wzbudził w jej mamie, Janine pewne podejrzenia chodź jak się potem okazało, podejrzewała ciąże. Po posiłku, gdy Quinn zaserwowała czerwone wino, twarz jej mamy nagle zbledła wyczuwając nadchodzące nieszczęście. Po 30 minutach tłumaczenia i wyjaśniania , twarz Janine nabrała ponownie żywych kolorów a w jej sercu pojawiła się ulga. Przede wszystkim dlatego, że od wczesnych lat życia Quinn, czuła to. Upewniała się w tym coraz bardziej, widząc swą kilkuletnią córkę jak ta bawi się lalkami barbi w dom lecz bez obecności kena (który akurat leżał porzucony na dnie pudełka z zabawkami). Quinn z krzykiem i płaczem zakładała jakąkolwiek sukienkę. Janine musiała wtedy ją przykupywać słodyczami lecz z czasem na tym poprzestała i pozwoliła córce chodzić w spodniach - taniej i mniej nerwowo ja to wychodziło. Gdy Quinn chodziła już do szkoły podstawowej jej zainteresowania kręciły się na około filmów gangsterskich, aut oraz sportu - jedynie jej zainteresowanie fotografią było kobiece. Dziwiło ją jednak, że jej własna córka nie wie tego co ona czuje już od dłuższego czasu. Gdy poznała Finna, pierwszego chłopaka Quinn, poczuła się lekko zdezorientowana lecz z czasem i z kolejnymi chłopakami, zapomniała o barbi, sukience i autach. W zapomnieniu starych nawyków i hobby córki, pomógł jej fakt iż ta wstąpiła do drużyny cheerleaderek - najbardziej kobiecej formie kółka szkolnego. Zapomniała jedynie aż do tego niedzielnego obiadu, kiedy to przy lampce czerwonego wina usłyszała od córki jedynie potwierdzenie swoich odczuć. Jak się z czasem rozwijania rozmowy okazało się, że Quinn faktycznie czuła od małego, że jest inna. Nie wiedziała jedynie czemu i w jaki sposób. Wiedziała jednak, że nie była taka jak jej koleżanki. Będąc w podstawówce zauważyła, że sposób w jaki jej koleżanki mówią o chłopcach ona mogłaby mówić ale o innych dziewczynkach a w szczególności jednej, ciemnookiej dziewczynce. Quinn ledwo zamieniła z nią dwa zdania przed rozpoczęciem liceum. Pierwsze rozwiązanie jakie wpadło jej do głowy to było oczywiście "jestem chora bo tylko ja tak mam a inni nie". Dopiero kilka lat później, gdy internet stał się ogólnie dostępny, zdobyła się na odwagę by się coś na ten temat dowiedzieć. Wtedy usłyszała pierwszy raz w życiu słowo "lesbijka". Z czasem Quinn zaczęła się coraz bardziej zagłębiać zarówno w teorię jak i praktykę tego pojęcia. Kilkakrotnie nawet prosiła znajomą z pobliskiej wypożyczalni by ta udostępniła jej "filmy instruktażowe" z których czerpała bardziej "praktyczną" wiedzę.
Po raz pierwszy spała z dziewczyną mając 19 lat. Związku z tego jednak nie było gdyż ów dziewczyna znikła tuż nad ranem - pozostawiając jedynie notkę:
"Q ...
Wybacz mi. To był błąd. Mam nadzieje ze to nie wpłynie na nasza przyjaźń...
xxx S."
Quinn czuła się tak zraniona i wykorzystana, ze straciła wszelką ochotę na jakikolwiek związek - kiedykolwiek. Ból był o tyle dotkliwszy iż zadała go najlepsza przyjaciółka i właścicielka tych czekoladowych oczu, o których Quinn nie przestawała myśleć przez całą szkołę podstawową.
Od tamtego czasu minęły lata lecz mimo to jej przekonania nie uległy zmianie. Można by nawet rzec, że bardziej się umocniły. Quinn znała kilka osób ze środowiska i nasłuchała się jak to związki homoseksualne kierują się głównie seksem; są krótkotrwałe i prędzej czy później któryś z partnerów zdradza. Zdarzały się jednak pewne wyjątki - lecz były to nic nie znaczące liczby w porównaniu do setek innych związków. Przelicznik był taki: na: 100 homoseksualnych związków 5% jest na stałe, 10% na średnio 5 lat, 15% na średnio 2-3 lata, 20% na rok a reszta czyli 50% są toksyczne lub nie trwają nawet tygodnia. Wiadomo, że ze statystykami nie można wygrać więc po co walczyć. Życie według jej zasad, dawało Quinn pewność, że zawsze wyjdzie z tego zwycięsko.
Wszyscy znajomi Quinn, byli świadomi jej zasad i prawie wszyscy je akceptowali. Do tych "prawie" zaliczała sie jej matka - Janine oraz Molly. Zarówno jedna jak i druga, systematycznie o tym przypominały więc nawet tak banalne pytanie z ust przyjaciółki jak "Poznałaś kogoś w ten weekend?" mógł być jedynie czubkiem góry lodowej. Słysząc te pytanie, Quinn założyła dłuższe kosmyki swoich blond krótko ściętych włosów za ucho i wyrównała palcami ukośną grzywke by ta opadała jej równo na czoło. Następnie nachyliła się bliżej Molly i o ton niżej powiedziała
"Poznałam dwie. W piątek rudą z długimi włosami a w sobotę blondynkę z kręconymi. A teraz błagam, skończmy ten temat bo chciałabym zacząć pracę". Po tych słowach z powrotem wyprostowała się na krześle. Molly jedynie kiwnęła potwierdzająco głową i wyszła z boksu. Gdy Quinn mogła już stanąć twarzą w twarz z już włączonym komputerem i zacząć pracę, usłyszała półszept z z sąsiedniego boksu
"Pogadamy o tym na lunchu". Jedynie głębokim westchnięciem mogła skomentować tą wypowiedź.
Dwie godziny i dwie kawy później, z drugiego końca sali, słychać było krzyk "Febrey! Do mojego gabinetu za pięć minut". Słysząc to, Quinn pośpiesznie wypiła ostatnie łyki kawy i zapisała zaczęty dokument na dysku komputera. Po opuszczeniu biurka, musiała przejść dobre dwadzieścia metrów by stanąć tuz przed drzwiami pokaźnego szklanego biura. Po otwarciu drzwi, zobaczyła dyrektora redakcyjnego który ewidentnie był zajęty czymś na komputerze. Nie spoglądając nawet w jej kierunku, wskazał jedynie krzesło i nakazał jej w nim usiąść. Tak też zrobiła. Siedząc wygodnie, nie bardzo wiedziała co ma ze sobą zrobić w czasie gdy ten już praktycznie nosem dotyka ekranu monitora. Na biurku zauważyła jedynie telefon, kalendarz biurkowy, pojemnik z długopisami, notatnik oraz tabliczkę z napisem "James Arthur". Była w szoku porządku jaki panował na jego biurku. U niej bez problemu znalazłoby się kilogram ulotek i niepotrzebnych papierów oraz papierki po batonikach lub innych produktach żywnościowych. W końcu nastąpił moment kiedy to znudził go widok monitora i swą uwagę skupił na pracownicy.
- Wybacz. Musiałem doczytać do końca pewien artykuł. Zastanawiasz się pewnie czemu Cię wezwałem
- Pewnie ma pan dla mnie jakieś zlecenie
- Zgadza się i to nie byle jakie
Na jego pomarszczonej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zazwyczaj tego typu uśmiechy przerażały Quinn. Czuła, że kryje się za nim jakiś podstęp
- W ten piątek odbędzie się rozdanie nagród muzycznych Brit Awards. Jak wiesz, jest to największe wydarzenie muzyczne w kraju i jedno z największych na świecie. Będzie obecne mnóstwo gwiazd, zarówno ze świata muzyki jak i filmu czy mody. Chciałbym byś osobiście pojechała na ceremonię i zrobiła fotoreportaż o całym tym ... zamieszaniu. Co Ty na to?
- Rozumiem, że Roger i Linda jadą ze mną
- Właśnie, że nie - Quinn już chciała coś powiedzieć ale niestety szef jej nawet do słowa nie dał dość a co gorsza zmienił ton głosu na bardziej poważniejszy - Jesteś moim najlepszym fotografem, moim złotym dzieckiem. Jedynie Ty masz na tyle talentu by temu podołać. Sama dobrze wiesz, że zarówno Roger jak i Linda, są dobrzy ale do modelek gdy te stoją w jednym miejscu i się nie ruszają. Za to Ty potrafisz uchwycić ... ruch. Takiej właśnie osoby tam potrzebuję. Tam będą tysiące ludzi. Zanim tych dwoje by rozstawiło aparat to już by było po wszystkim. Wiem, że to zlecenie po godzinach pracy ale jestem gotów Ci zapłacić extra plus dać wolne w ten piątek. Jedynie oczekuje Cie na ceremonii
- Szefie Ty nie rozumiesz – w końcu udało się dość jej do słowa - tu właśnie chodzi o to, że będzie tam masa ludzi. Gwiazdy nie będą wchodzić pojedynczo a teren jest duży: czerwony dywan, drzwi wejściowe, scena, publiczność to jest olbrzymia ilość miejsc gdzie będą a ja jako jedyna?! nie uda mi sie tego ogarnąć
- Dobrze wiesz, że mi nie zależy na ilości zdjęć tylko na jakości. Każdy tabloid w mieście będzie miał te same fotki a ja chcę mieć wyjątkowe a jesteś jedyną osobą co może to dostarczyć. Może być nawet tylko pięć zdjęć byle by były kurewsko dobre.
Przekleństwo w ustach szefa oznaczało, że mówi śmiertelnie poważnie. Nie pozostawiało to Quinn żadnego wyboru jak tylko się zgodzić. Chwilę po usłyszeniu pozytywnej odpowiedzi, James wyciągnął z szuflady biurka przepustkę "za kulisy" ceremonii rozdania nagród i wręczył swojej średnio zadowolonej pracownicy. Ta jedynie podziękowała i opuściła szybko gabinet szefa.
