HARRY POTTER I SERIA BARDZO NIEFORTUNNYCH ZDARZEŃ
Harry James Potter siedział z kompletnie zrezygnowanym wyrazem twarzy patrząc dość tępo w podłogę. Podłoga odpowiadała równie bezmyślnym spojrzeniem nie odwzajemniając jednak błysku rezygnacji w oczach, których to podłoga z definicji nie posiadała. W niczym nie mogła mu pomóc ani nawet podpowiedzieć, co zrobić z tym fantem, w zasadzie dwoma fantami, które słynny Potter miał na swej rozczochranej głowie. Na głowie i w głowie. Miał głowę. Problemem Harrrego Pottera była głowa. Nie żeby jego własna- z własną poradziłby sobie bez żadnego problemu, w końcu miał już z tym doświadczenie, wieloletnie, umiał radzić sobie z zygzakowatą szramą na czole, z niedowidzeniem i koniecznością noszenia okularów, z gąszczem żyjących własnym życiem włosów. Nie, to nie JEGO głowa była problemem. Jego problem leżał na łóżku obok. Choć tez trudno stwierdzić czy leżał czy stał. Zajmował pozycję pionową tudzież fizjologiczną. Niby normalną, czyli u góry głowa a u dołu szyja. Rzecz w tym że nic ponadto. Lub pod tym. Pod tym leżał zupełnie niewinny kocyk hotelowy udając upiorny szaliczek dla łysego łba. Tak. Problemem Harrego Jamesa Pottera był łysy łeb, bez reszty, kompletnie bez reszty- no, może z kawałkiem szyi, nic ponadto. Gadający łeb. Pełen frustracji i pretensji do świata.
Drugi problem stał w oknie próbując wytłuc szybę. Bez efektu.
Potter spoglądał dość bezmyślnie w podłogę usiłując nie słyszeć pretensji wygłaszanych przez bezwłosy czerep oraz rezygnując z tłumaczenia problemowi nr 2 że szyby hotelowe w świecie mugoli są nietłukące. Dziwnym trafem problem nr. 2 nie przyjmował tego faktu do świadomości ogarnięty wizją samobójstwa przez skok z okna z 20-go piętra. Jednak plastikowe mugolskie szyby nie stanowiły aż takiej przeszkody. Na drodze do pośmiertnego spokoju stała sprawa elementarna- problem nr 2 był już martwy od jakiegoś czasu. Tym samym nie mógł popełnić samobójstwa w żaden logiczny sposób. Nielogiczny tez nie. Właściwie w żaden.
Pomimo tego problem nr 2 uparcie miewał napady nieuzasadnionych prób pożegnania się z życiem po życiu okresowo kilkanaście razy dziennie. Było to dość wyraźnie skorelowane z ilością bełkotliwych żali wypluwanych przez głowę na szyi. Tę na kocyku.
Harry Potter próbował nie myśleć o absurdalnej sytuacji, w jakiej się znalazł, o ile było to w jakikolwiek sposób możliwe. Towarzystwo słynnego i ulubionego nauczyciela eliksirów w wersji post mortem było wątpliwie przyjemne. Towarzystwo oderwanej od reszty ciała i rzeczywistości głowy nieulubionego wroga było zdecydowanie nieprzyjemne.
