Prolog


Powietrze było stęchłe i unosił w nim się lekki odór zgnilizny, wypełniał nozdrza z każdym oddechem a wraz z nim do płuc dostawały się drobinki pyłu. Pomieszczenie prawdopodobnie nie było sprzątanie od wieków, podłogę zamiast posadzki stanowiło gliniane klepisko o konsystencji błota, w którym przy nieumiejętnym ruchu można się było zapaść po kostki, wilgoć zbierała się również na kamiennych ścianach, porosłych zielonym śliskim glonem gdzie nie gdzie można było dostrzec na nich skupiska skrystalizowanej soli. Nadawało im to wygląd jaskini. Jednakże tak naprawdę był to najgłębszy i najciemniejszy z lochów którymi dysponował zamek wyspo południowych, którego sylwetka dumnie unosiła się na skalistym zboczu urwiska wściekle oblewanym przez morskie falę. Zamek sam w sobie wyglądał bezdusznie i drapieżnie aczkolwiek majestatycznie, od kilkunastu pokoleń był on główną siedzibą rodziny królewskiej.

Lecz nikt już nie pamiętał o jednym z jej członków, dla niego zabrakło miejsca w ciepłych i przestronnych komnatach. Obecnie znajdował się w kwadratowym, ciasnym lochu, bez cienia luksusu i wygody. Jedynym źródłem światła było okratowane okno przez które przy burzowej pogodzie wpadała do środka woda morska oblewając nieszczęsnego więźnia. Naturalnym pomysłem była myśl o wykorzystaniu tego małego otworu jako sposobu ucieczki, ku upragnionej wolności. Lecz tylko jedno spojrzenie na spienione fale oraz urwisko, wystarczyło aby uznać to za pomysł godny samobójcy. Nawet w pogodne dni, widziało się przez nie tylko odmęt morski i wystające z niego niczym ciało obce , poszarpane skały ostre niczym włócznie mające jednocześnie w sobie coś dzikiego co powodowało jeszcze większe przekonanie o niemożności ucieczki z tego morskiego piekła.

Książę Hans przebywał w takich warunkach już od dwóch miesięcy, nie spodziewał się, że wytrwa tak długo już po upływie pierwszej godziny w celi gdy to podano mu czerstwy chleb oraz słoną wodę. W jego uszach nadal odbijało się echo pogardliwego śmiechu strażników. A przecież mógł mieć tron! Mógł mieć władzę! Własne państwo! Nie byłby już zależny od nikogo! Nie musiałby żyć w cieniu swoich braci! Pomimo wielkich planów skończył w celi... A wszystko przez tą przeklętą czarownicę oraz jej siostrę. Nauczył się jednak, że nigdy nie należy ufać magii, trzeba ją zniszczyć, gdy tylko ma się okazję, nie czekać, nie zwlekać, nie stroić się na fałszywe uśmiechy. Trzeba załatwić sprawę od razu. Książe Wysp południowych pragnął zemsty. Gdyby znalazł się teraz w jednym pomieszczeniu z niesławną Królową Śniegu zabiłby ją od razu. Gdyby zdołał. Żądza krwi brała jednak górę nad rozsądkiem. W jego przekrwionych oczach było widać jedynie nienawiść.

Zapadła noc, na dworze zapanowała ciemność, słychać było regularny szum fal uderzających o klif. Trzynasty książę przebiegł dłonią po swoich brudnych i zmierzwionych włosach, odchylił głowę do tyłu, czując między palcami drobinki soli, przyjrzał się swojej dłoni uważnie i znieruchomiał nie wierząc własnym oczom. Dojrzał błysk. Znajomy ciepły odblask ognia na ścianie swojego więzienia. Podszedł do miejsca gdzie widział światło po raz ostatni, z bijącym sercem pochylił się ku podłodze i wreszcie zlokalizował jego źródło. Wyglądało na to, że wydobywało się ono ze szpary pomiędzy kamieniami w ścianie. Zdziwił się dlaczego dopiero teraz to zauważył, jego umysł szybko skalkulował możliwe opcje, książę wahał się przez chwilę po czym zaczął wydłubywać swoimi zniszczonymi paznokciami resztki zaprawy murarskiej. Na początku było ciężko, zadrapał sobie palce do krwi, uznał, że musi krwawić spod paznokcia ale po chwili zorientował się, że go stracił. Kto by zwracał uwagę na taką drobnostkę, zabrał się do dalszej pracy rozpaczliwie pragnąc wolności, w końcu uznał, że wykonał swoje zadanie. Pchnął szeroki kamienny blok z całej siły, ze zdziwieniem zauważył jak łatwo on ustępuje. Kamień uderzył z hukiem o posadzkę po drugiej stronie ściany, a potem następny i kolejny. W tej chwili mało obchodziło go czy usłyszy go jakiś strażnik.

Z ciekawością zaglądnął w stworzony przez siebie otwór. Odruchowo zamknął oczy rażony jasnością ognia, Ciepły plask pojawił się na jego wymizerniałej twarzy. Ostrożnie otworzył oko, potem drugie, w końcu zobaczył przed sobą pomieszczenie, dużo większe od jego małej celi, ze zdziwieniem zauważył, że po środku stała starsza kobieta o wyniszczonej twarzy i zmęczonym spojrzeniu trzymająca pochodnię.

-Słyszałam, że chcesz się stąd wydostać, książę-Powiedziała na co Hans tylko się uśmiechnął, doskonale wiedział co zrobi gdy stąd ucieknie.


Ok to moja pierwsza opowieść, więc proszę was o wyrozumienie, nie jestem najlepszą pisarką i prawdopodobnie nigdy nie będę ale nie mogłam powstrzymać się przed podzieleniem się z ludźmi kawałkiem mojej chorej psychiki. Proszę nie zwracajcie uwagi na błędy ortograficzne oraz wszelkie inne xD

Życzę miłego czytania.