Severus Snape nie lubił złotego koloru.
Może i był synonimem bogactwa – stosu monet w skrytce u Gringotta, ale u niego wywoływał zdecydowanie mniej pozytywne skojarzenia. Złoto było tandetne, przereklamowane i, przede wszystkim, gryfońskie. Same negatywy.
Dlatego teraz, za każdym razem, gdy ktoś posyłał mu sympatyczny uśmiech, miał ochotę cisnąć w delikwenta równie życzliwą klątwą. Tylko ciepło bijące od drugiej dłoni, która obejmowała jego własną, było wstanie go powstrzymać. Usta miał zaciśnięte w charakterystyczną cienką linię, a na końcu ciętego języka spoczywała Sectumsempra. Jak w ogóle dał się na to namówić? Musiał być kompletnie pijany, gdy się zgadzał. Tylko będąc zalanym w trupa, mógł powiedzieć „tak" na ten cały absurd.
— Moi drodzy, proszę was wszystkich o uwagę! — Dumbledore zdawał się tryskać optymizmem wszystkich głupców świata. Severusa aż przeszedł dreszcz, gdy dyrektor do niego mrugnął. — Nadeszła chwila, na którą wszyscy niecierpliwie czekaliśmy. — Wzrok Albusa, jak i większości zgromadzonych, był już dla Snape'a nie do zniesienia. Starzec rozwinął pergamin, a uśmiech na jego twarzy automatycznie się pogłębił.
Nie, to się nie dzieje, pomyślał Severus. Zabiję was wszystkich…
— Ach, wyśmienicie! — Wyczuwając zagrożenie, ciepła dłoń ostrzegawczo wbiła paznokcie w skórę towarzysza. Ten syknął. — Z przyjemnością ogłaszam zwycięską parę kostiumów: Szukający Potter i jego Złoty Znicz!
