Piekielnie dobry lokaj

Autor: Zilidya.

Beta: ?

Ostrzeżenia: non-canon, crossover „Kuroshitsuji".

Spełnienie życzenia Sary R.

Zalecane przeczytanie „Jinchuriki", ale nie obowiązkowe.

Cz.1

— Severusie, naprawdę musimy? — Harry odgarnął spocone włosy z czoła, kierując się w stronę znanych symboli na ziemi. — Jestem zmęczony.

— To nie trzeba było się do mnie dobierać! I, w odpowiedzi na twoje pytanie, tak – musimy. Po tym ostatnim przyzwaniu i tak nie wiele się nauczyłeś — rzucił, zapinając guziki szaty.

— Naruto był potężny i pokonał sporą ilość śmierciożerców! — oburzył się Harry. — Proszę mi pokazać chociaż jedną osobę, która byłaby w stanie tego dokonać w kwadrans, nie doznając nawet zadrapania. Nawet nie musiałem kumulować magii by go odesłać, tylko wziąłem od niego, a on nawet nie zauważył różnicy.

Cóż, Severus musiał się z nim zgodzić w tej sprawie. Obrona wioski wyszła przyzwanemu blondynowi wręcz doskonale. Śmierciożercy, broniąc się przed nim, nie mieli czasu atakować kogokolwiek innego. Żaden z atakujących nie był martwy. Ogłuszony, niektórzy ranni, ale wszyscy żywi. Chłopak z jakiegoś nieznanego mu powodu nie zabijał, nawet jeśli ci zagrażali jego życiu.

— Bierz się do roboty i tak już dosyć czasu zmarnowałeś!

— Nie podobało ci się, Severusie? — zapytał z wesołą złośliwością partner, rzucając w kąt szatę, bo i tak było mu ciepło. — Myślałem, że lubisz, gdy jestem na górze.

— Potter!

Harry uwielbiał właśnie te momenty. Zakłopotany Severus był cudowny, nawet jeśli starał się ukryć to pod maską gniewu. Wiedział też, że nie należny przesadzać. Są pewne granice, a u jego partnera szczególnie należą do cienkich.

Odetchnął głęboko i stanął na brzegu symboli. Tak jak poprzednio rzucił cicho zaklęcie rozpoczynające i rytuał aktywował się. Nigdy nie zapytał Severusa jak to wygląda z boku. Dla niego to było cudowne widowisko. Prawdziwa feria barw, biegnąca od znaku do znaku. Wręcz ubóstwiał na to patrzeć. Nie musiał się pilnować, magia wiedziała co robić. Wystarczyło za nią podążać. Był tak zafascynowany, że nie spostrzegł pierwszego znaku anomalii, potem...

Potem było już za późno.

Snape doskoczył do chłopaka, gdy dym pojawił się w mgnieniu oka, otaczając go. Chciał go odciągnąć poza jego zasięg, ale w miejscu gdzie powinien stać, nikogo już nie było. Zamarł w miejscu.

Co się stało?

Tylko taka myśl biegała mu po głowie, obserwując jak symbole tracą blask i ogarnia je ciemność.

Co miał zrobić?

Nie podejrzewał tak szybkiej reakcji magii. Czy Potter coś pomylił? Niemożliwe! Magia działa samoistnie po rzuceniu zaklęcia. Jedyną możliwością mogło być jej wahanie, a Potter miał odpowiedni zapas mocy. Zdecydował się poinformować Dumbledore'a. Powinien teraz być na obiedzie w Wielkiej Sali. Wybiegł z jaskini, pozostawiając na wszelki wypadek wszystko w nienaruszonym stanie. Nie chciał wzbudzać swoim zachowaniem jakiegokolwiek zainteresowania i wszedł powoli do sali. Już po twarzach dwójki przyjaciół Gryfona wiedział, że ich nie zmylił. Gdy tylko wszedł sam, ich wzrok wprost przepalał mu plecy.

— Coś się stało, Severusie? — zapytał dyrektor, gdy zajął miejsce koło niego. — Myślałem, że...

— Zniknął. Nie wiem, gdzie został odesłany.

Dumbledore po raz pierwszy w życiu Snape'a zbladł.

W tej samej chwili drzwi sali otworzyły się i do środka wszedł...

Trudno zgadnąć? Oczywiście Harry Potter. Chyba.

W pierwszej chwili nawet Severus nie był tego pewien, bo chłopak zmienił się i to bardzo. Jak można tak drastycznie się zmienić w ciągu kwadransa? I kogo ten bachor za sobą ciągnie?

Potter zwrócił się do młodego mężczyzny, który mu towarzyszył i ten skinął głową. Pomógł rozebrać się chłopakowi z płaszcza, odebrał od niego cylinder i rękawiczki, a następnie stanął przy drzwiach. Harry nie śpieszył się, wiedział, że wszyscy obserwują każdy jego ruch. Doskonale skrojony garnitur opinał jego ciało niczym druga skóra, ale nie krępował ruchów.

Podszedł do stołu nauczycielskiego, kiwając na powitanie głową Severusowi, a następnie zwrócił się do dyrektora.

— Przepraszam za to nagłe wtargnięcie, proszę pana. Nie wiem, jak długo mnie nie było, ale chciałbym z panem porozmawiać na osobności. Z profesorem Snape'em także, jeśli mogę prosić.

Severus nie mógł oderwać oczu od Pottera. Cokolwiek się stało, dla chłopaka minęło znacznie więcej czasu niż dla nich. Włosy urosły mu aż do łopatek i teraz były związane w kitkę czarną aksamitką. Krótki błysk na dłoni Pottera zwrócił jego uwagę i wzrok przykuł misterny sygnet na kciuku prawej ręki. Podobny nosił Malfoy, gdy przebywał w domu. Czyżby to był sygnet rodowy?

— Oczywiście, mój chłopcze. Chcesz już teraz, czy najpierw coś zjesz? — odparł starszy czarodziej.

— Skorzystam z pańskiego zaproszenia, profesorze. — Ponownie skinął głową i skierował się w stronę stołu Gryfonów.

Mężczyzna przy drzwiach także się poruszył, kierując się w stronę Pottera. Harry bez słowa usiadł obok Hermiony.

Jakie było zdziwienie wszystkich, gdy znikąd pojawiła się w dłoniach nieznajomego porcelanowa zastawa, którą postawił przed Harrym. Tego typu czary zarezerwowane były dla skrzatów, a i te znikały do kuchni, a nie wyczarowywały. Z misternie wykonanego imbryczka nalał do filiżanki herbaty o bursztynowej barwie i tak cudownym zapachu, że kilka najbliższych osób westchnęło rozmarzona, wdychając go.

— Sebastianie, podaj herbatę także pannie Granger i panu Weasleyowi — rzekł nagle Harry, podnosząc filiżankę do ust.

— Tak, mój panie. — Mężczyzna nazwany Sebastianem natychmiast postawił filiżanki przed przyjaciółmi, całkowicie oniemiałymi taką zmianą w zachowaniu ich kolegi.

— Harry? — odezwała się wreszcie Hermiona.

— Tak, pani? — Odwrócił w jej stronę głowę. — Chyba wiem o co chcesz zapytać, ale proszę, wstrzymaj się. Po obiedzie będę rozmawiał z dyrektorem i zapraszam także waszą dwójkę.

— Zaczynam się ciebie bać, Harry — jęknął Ron, zerkając co chwilę na Sebastiana, który stał za krzesłem Gryfona.

Lekko drwiący uśmiech na ustach Pottera tylko jeszcze bardziej utwierdził w tym przekonaniu Weasleya.

— Nie masz czego, jeżeli nie będziesz mi zagrażał. Przyjaciele są bezpieczni — odparł spokojnie, podnosząc pusty talerzyk do góry w stronę mężczyzny. — Sebastianie?

Ten odebrał go od niego i skierował się ku stołowi Ślizgonów. Zatrzymał się tuż przed Malfoyem, który zamarł w połowie ruchu nad ostatnim kawałkiem ciasta. Sebastian uśmiechając się ironicznie zabrał go i wrócił do Pottera, podając mu talerzyk.

— Hej! — Krzyk oburzonego Draco spowodował tylko szerszy uśmiech na twarzy Gryfona, gdy zaczął jeść swój deser.

A Sebastian po prostu znów stanął za krzesłem Pottera. Hermiona co chwilę zerkała w jego stronę. Długa grzywka opadała mu lekko na oczy o tak brązowej barwie, że aż czarnych. Frak także nie pasował jej, jeśli chodzi o czasy, nawet biorąc pod uwagę, że przebywali w świecie czarodziejów. Nagle jedna myśl przebiła się ponad inne.

— Harry? — zwróciła się do przyjaciela. — Czy to jest twój lokaj?

— Tak — odparł bez ceregieli.

— Naprawdę? — spytała tym razem Sebastiana. — Jest pan lokajem Harry'ego?

— Tak, pani. I to piekielnie dobrym lokajem, ale cii... — Pochylił się w jej stronę, przykładając palec do ust i uśmiechnął się do niej.

A Hermionie przebiegły ciarki po plecach. Na całe szczęście obiad dobiegł końca i wszyscy zaczęli opuszczać Wielka Salę. Harry poczekał aż dyrektor dał mu znak i także wstał. Granger i Weasley podążyli za nim, śledzeni wzrokiem prawie przez wszystkich, zwłaszcza jednego Ślizgona. Przy chimerze czekał Snape.

— A ta dwójka co tu robi? — warknął, widząc eskortę Pottera.

— Zaprosiłem ich, panie profesorze. — Harry zwrócił się do lokaja. — Sebastianie.

— Tak, mój panie.

Lokaj podszedł do chimery i ta natychmiast odskoczyła, odsłaniając przed nimi ruchome schody. Sebastian odsunął się na bok, przepuszczając Harry'ego, a następnie Hermionę. Gdy Snape chciał wejść zaraz za Potterem, zimne spojrzenie zatrzymało go w miejscu. Mężczyzna pozwolił mu wejść dopiero po dziewczynie.

— Proszę, usiądźcie — zaprosił ich wesoło Dumbledore, gdy tylko wszyscy weszli do gabinetu. — Dziękuję, Severusie, że poczekałeś na wszystkich na dole.

— Nie musiałem. Sami sobie otworzyli — rzucił, zajmując fotel obok kominka.

Chwycił się nagle podłokietników, gdy ten uniósł się w powietrzu i przeleciał w drugą część gabinetu. Przy kominku natomiast pojawił się drugi fotel i mały stolik kawowy, już zastawiony filiżankami i ciastkami. Harry, jak gdyby nigdy nic, zajął właśnie ten fotel.

— Co to ma znaczyć? — krzyknął Severus, ostatkiem woli hamując się przed zerwaniem na równe nogi.

— Severusie, spokojnie. Przypuszczam, że Harry wszystko nam wytłumaczy — uspokoił go Albus, starając się jednocześnie ukryć uśmiech.

Sebastian wręczył Harry'emu filiżankę, a kolejne gościom dyrektora. Severus był przedostatni w kolejności, tuż przed Weasleyem.

— Mówże w końcu! — Nie wytrzymał wreszcie Snape.

Denerwował go ten młody mężczyzna u boku jego kochanka. Harry niezbyt przejął się jego ostrym ponagleniem.

— Jak długo mnie nie było? — zapytał spokojnie

Severus odetchnął głęboko zanim odpowiedział:

— Kwadrans.

— Tylko? Byłem przekonany, że dłużej, ale może to i lepiej. Dla mnie minęło odrobinę więcej czasu.

— Ile? — zapytała Hermiona.

— Osiemnaście miesięcy bez tygodnia.

— To dlatego wyglądasz na starszego — zauważył Ron. — I te włosy. Gdzie byłeś przez tyle czasu?

— Tutaj. W Anglii. Tyle, że w 1889 roku.