Wrzucę coś do 'Kolacji', mówili, wznowię 'Pamiętnik', mówili...Tsa... na usprawiedliwienie dodam, że wizja Grimma opiekującego się dziećmi chodziła za mną zbyt długo, by móc ją tak po prostu zignorować.
Jak zwykle - niebetowane.
Enjoy~!
- Braciszku... – palce śmigały po konsoli, wciskając maleńkie guziki, zupełnie jakaby zależało od tego moje życie.
- Nie teraz. – mruknąłem w stronę kuchni, skąd dochodził głos mojej słodkiej siostrzyczki. – Zajęty jestem.
- Ts. Pewnie znów grasz w te swoje durne strzelanki. – mogę się założyć, że skrzywiła wargi w pogardzie. Jakim cudem ta kobieta może być moją siostrą, nie rozumiejąc zajebistości płynącej z naparzania ludzi z G36, i to całkiem na legalu, w dodatku bez konieczności ruszania się z fotela. – Sprawę mam...
- Aha, nie teraz. – nigdy nie byłem fanem teamówek z obcymi, zawsze trafiałem na jakichś słabeuszy, którzy w ogóle nie wiedzieli co robić, wolałem umówić się na jakimś serwerze z kumplami, ale muszę przyznać, że dzisiejsza gra była conajmniej satysfakcjonująca. 'Nasz' team składał się z 6 osób. Byłem ja – 'Sexta', Quincy, Wabisuke, Zambimaru, Hisagomaru oraz Zangetsu, przy czym ten ostatni grał z nich wszystkich najlepiej. Całe jego zachowanie mówiło mi, że to stary wyjadacz chleba, w dziedzinie gier, zwłaszcza strzelanek, i aż mnie naszła ochota, by umówić się z gościem na piwo. Z tego, co zdążyłem się zorientować, koleś też był z Karakury. Pozbędziemy się przeciwnego teamu to do niego napiszę.
- Długo ci z tym zejdzie? – zawisła mi nad ramieniem.
- Trochę. Co tak dziwnie mówisz? – łaskawie wykazałem zainteresowanie. Nasi przeciwnicy też nie byli słabi. Benihime, Haineko, Shinsou, Hyourinamru, Tachikaze i Kinshara. Wszyscy silni. Przewodziła im Benihime... albo przewodził. W dzisiejszych czasach nic nie jest pewne. Moi też byli dobrzy, nie mam na co narzekać, chociaż Hisagomaru mógłby się trochę bardziej ogarnąć. Cóż, bywało gorzej.
- Właśnie w tym mam do ciebie sprawę. Chora jestem, a ty za dwie godziny idziesz za mnie do pracy.
- NO CHYBA CIĘ POPIERDOLIŁO, KOBIETO! – prawie się oplułem z wrażenia. – Wybij to sobie z głowy, Pantera, nigdzie nie idę. Mam zamiar siedzieć tu na dupie i grać w moje, jak ty je nazwałaś, a, 'durna strzelanki'.
- Ale Grimm... ja już powiedziałam Państwu Kurosaki, że przyjdziesz na zastępstwo.
- Nie będę niańczył żadnych bachorów. – no czy ją do reszty pojebało,czy co? Niby jak ktoś tak zajebisty jak ja, ma niańczyć jakieś gnojki. Jestem stworzony do wyższych celów, chociażby do wygrania tej potyczki. Nie ma chuja, żebym przegrał!
- Ale to nie są małe bobasy. Karin i Yuzu mają trzy lata, a Ichigo osiem. Nikomu pieluch zmieniac nie musisz. Dogadacie się. On też lubi gry.
Oderwałem się od ekranów i spojrzałem na siostrzczkę jakby była niedojebana umysłowo.
- Mam 24 lata. Jak niby mam się dogadać z jakimś szczylem. Co to za imię w ogóle jest. Ichigo. – parsknąłem. Wróciłem spojrzeniem do gry. Właśnie zabili nam Hisagomaru. Wiedziałem, że padnie pierwszy.
Ta rozgrywka była trudna, ale dzięki Zangetsu udało nam się wygrać. Koleś był naprawdę niesamowity. Zupełnie jak ja. Tak jak postanowiłem, zaprosiłem go na piwo, ale odparł lakonicznie 'może kiedyś'. No cóż. Mnie się na pewno nie oprze. Jestem w końcu zajebisty!
- Braci – kichnęcie, smarknięcie i atak kaszlu - szku...?
- Mówiłem już. Zadzwoń do Nel, czy kogoś tam. – wsypałem sobie resztki chipsów do ust, zmiąłem opakowanie [uwierzcie – wyczyn, w końcu to były pringlesy, nie tak łatwo zmiąć ich opakowanie, ale co to dla kogoś tak boskiego, jak ja?] i rzuciłem gdzieś w kierunku kosza. Popiłem czerwonym Relentlessem, swoją drogą, koleś który projektował grafikę na tych puszkach musiał być geniuszem, i mruknąłem w stronę siostry, zamykając się w kiblu - Ja nigdzie nie idę.
Brunet z ogromnym wyszczerzem rozłożył szeroko ręce, w ojcowskim geście. Ubrany był w ciemnoróżową koszulę w żółty, hawajski wzór, białe lniane spodnie i brązowe japonki. Tuż obok niego stała przepiękna, ciepło uśmiechnięta kobieta, w lekkiej, błękitnej sukience, z drobnym kwiecistym wzorem w liliowym odcieniu i białych sandałkach.
- Yo! – powiedział mężczyna, prawdopodbnie był to Isshin Kurosaki – Ty musisz być Grimmjow! Witaj w naszych skromnych progach! Czuj się jak u siebie! – zgniótł mnie w niedźwiedzim uścisku.
- Miło poznać – wycharczałem. Człowieku, ty to masz parę w łapach. Gdybym nie był taki zajebisty, pewnie złamałby mi żebro.
- Dzieci są już umyte, jedzą kolację. Wystarczy, że umyją zęby. Możesz im puścić jedną czy dwie bajki na dobranoc, a później telewizor jest do twojej dyspozycji. Dziękujemy, że zgodziłeś się zastąpić twoją siostrę. – nie tylko uśmiech tej kobiety był ciepły. Jej głos również był wspaniały. Cieplutki jak nagrzany piec, przy którym chętnie leży się w zimowe wieczory. Oho, odzywa się moja kocia natura.
- Oczywiście. Proszę się o nic nie martwić i bawić się dobrze na Hawajskim Wieczorze. – wyklepałem standardową formułkę, przyklejając do ust firmowy uśmiech.
- Chłopak dobrze mówi, kochanie! Niczym się nie martw, dobrze mu z oczu patrzy! Mimo, że wygląda jak mały kociak na sto procent sobie poradzi! – Za tego 'małego kociaka' facet ma wpierdol, przysięgam. Ledwo udało mi się powstrzymać zgrzytnięcie zębów. – chodźmy! Nie pozwólmy Ryukenowi czekać! – osatatni raz klepnął mnie w plecy, a siła pchnięcia sprawiła, że wpadłem do przedpokoju. – Bawcie się dobrze dzieciaki, nie rozrabiajcie! – i tyle ich widziałem. Cholera. Nie wierzę, że dałem się wmanewrować w coś takiego. Podła siostrzyczka. Zapłaci mi za to. Ściągnąłem buty i kurtkę motocyklową, kask położyłem na półce. Jak ja mam się, do kurwy nędzy, zwracać do tych dzieciaków? 'Na pewno bez przekleństw' podpowiedział usłużny głosik w mojej głowie, do złudzenia przypominający ten Pantery. To będzie długi wieczór.
Przewiduję jeszcze jeden, może dwa rozdziały. Nie będę przecież robić z tego epopei narodowej... prawda?
Ja wiem, że energetyki są złe, fuj i tak dalej, ale czy ktoś z was pił, albo widział kiedyś puszkę Relentlessa? W Polsce ich nie widziałam, ale w Wielkiej Brytanii są bardzo popularne, właśnie popijam nim chińszczyznę xD. Widziałam je też w Niemczech i, tak jak Grimmjow, uważam, że puszki projektował geniusz. Jeśli ktoś jest ciekawy zachęcam do użycia grafiki Wujka Google. To tyle smękolenia z mojej strony na dziś... Dobranoc ;3
