Dla Hildegarde z takiej jednej strony Internetu. ; - ) Życzeniem były trzy słowa: pomyłka, kot, herbata.
W domu Pana (jest mieszkań wiele)
Pomyłka. Jedna wielka pomyłka, a raczej seria pomyłek, uznał ponuro Heine. Pierwsza: jakiś kot zaplątał się w okolice kościoła. To było pechem zwierzaka – w ogóle nie powinno być go w slumsach. Drugim błędem, tym razem losu, było, iż na stworzonko wpadła Nill, która natychmiast postanowiła je zabrać z sobą i wychowywać.
Nill, której nikt nie umiał niczego odmówić.
Tak oto czarno-biały dachowiec znalazł przystań w kościele, domu dla kwartetu żywych broni, regularnie najeżdżanym przez Mroczne a Straszne Siły Zła, jak je nazywał Badou. Słowo „przystań" w tym kontekście niewątpliwie było pomyłką.
Zwariowany Ojciec kupił koteczkowi, który okazał się kotką, wielką, kolorową kokardę na szyję. I kubraczek ze skrzydłami – brokatowymi skrzydełkami – do kompletu. Tudzież miniaturowe buciczki ozdobione haftowanymi kwiatkami. Ba, nawet cudaczną błazeńską czapeczkę z dzwoneczkami. Nazywanie tego „pomyłką" byłoby sporym eufemizmem.
Nill z kolei próbowała poić zwierzaka herbatą, co, jak im wytłumaczyła Liza, po trosze rozbawiona, po trosze przerażona tak kompletnym brakiem podstawowej wiedzy, mogło być błędem wręcz tragicznym w skutkach,
Stworzenie wszakże nie protestowało, najwyraźniej zadowolone, że ma dach nad głową oraz pełną miskę. „Oportunista" zrzędził Heine „konformista, tchórz, bezdomna łajza". Choć przecież wszyscy szukali tutaj właśnie tego.
Co, zdaniem mężczyzny, było ostatnią pomyłką, wieńczącą dzieło, największą i śmiertelną.
