Moje pierwsze opowiadanie. Moja własna wampirza wersja Zmierzchu. Historia zakończona w 2010 r. Stopniowo będę dodawać kolejne rozdziały.

Pozdrawiam

Klaudia

PROLOG

Wszystko zaczęło się kilkadziesiąt lat temu, gdy straciłam swoje ludzkie życie. Stałam się wtedy zupełnie kimś innym. Stałam się najgorszym potworem ze wszystkich. Nigdy w życiu nawet nie przypuszczałam, że coś takiego jak wampir w ogóle istnieje.

Najpierw straciłam rodziną. Potem stałam się tym, kim jestem, a teraz istnieję i będę egzystować przez wieczność. Jestem potężna i niezniszczalna.

Oto przed wami historia Belli Swan. Tej, której powinniście się bać jak nikogo innego.

Rozdział 1

BELLA

Znowu to samo. Przeprowadzka. Ile razy w życiu można się przeprowadzać. Może byłoby inaczej, gdyby moje życie było normalne, ale nie jest. Cóż… Nic na to już nie poradzę. Tym razem padło na Forks. Niewielkie miasteczko, ale za to chyba najbardziej deszczowe i pochmurne miejsce na ziemi.

Jechaliśmy właśnie do naszego nowego domu. Ja i mój ojczym Phil. Tak, to była wersja oficjalna, którą utrzymujemy od lat. A co do prawdy to…eh. Szkoda gadać. Jechaliśmy tak i jechaliśmy, aż wreszcie minęliśmy tabliczkę z napisem "Forks".

Gorszego miejsca nie było? – pomyślałam i przekazałam swoje myśli Philowi.

Bez przesady. Nie jest tak źle, a poza tym masz, czego chciałaś, więc nie narzekaj.

No tak. W sumie to miał rację. Zawsze dostawałam to, czego chciałam, gdy po raz kolejny się przenosiliśmy. A wszystko po to, by utrzymać w tajemnicy to, jaka jestem. Oni spełniali moje zachcianki, a ja byłam grzeczna. Jakby to powiedzieć… w pewnym sensie po prostu się mnie bali, a z drugiej strony byłam ich oczkiem w głowie.

Wreszcie dojechaliśmy do naszego domu. Nie za duży, nie za mały, taki w sam raz. Był schowany w lesie. I bardzo dobrze, bo gdybym miała mieszkać wśród ludzi i natrętnych sąsiadów… Starczy to, że po raz kolejny będę musiała iść do liceum. Za jakie grzechy. Umiem więcej niż ci nauczyciele, ale co poradzić trzeba zachowywać pozory. Jedyne, z czego się cieszyłam to z Astona Martina stojącego w garażu. Cudowny, czarny, a na dodatek kabriolet. O tak. Dla niego mogłam znosić te męczarnie.

– Nie wiesz może, czy są tu jakieś wampiry? – zapytałam w pewnej chwili Phila.

– Nie mam pojęcia, a co?

– Nie nic. Jestem po prostu ciekawa, czy się na jakiegoś natknę w tej deszczowej dziurze.

– To bardzo możliwe.

– O tyle dobrze, że jestem świetna aktorką. Inaczej byłoby znacznie gorzej.

– Masz rację. Ty powinnaś już dawno dostać Oskara, za swoją życiową rolę.

– Raczej wieczną. No nic. Ja idę do siebie.

– Okej.

Wbiegłam w wampirzym tempie do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Wsadziłam słuchawki do uszu i włączyłam iPoda. Muzyka klasyczna… tego mi teraz było trzeba. Poleżeć i w spokoju pomyśleć. Po raz kolejny zaczynałam wszystko od początku. Jednego byłam pewna w 100%. Na brak adoratorów na pewno nie będę narzekać. Niestety… Nie mam ochoty na jakikolwiek związek. Zresztą, to nie dla mnie.

Phil, nie sądzisz, że powinniśmy się pokazać w miasteczku?

Masz rację. To co? Zakupy?

Niech będą zakupy

Po niespełna sekundzie byłam już w garażu przed moim Astonkiem i patrzyłam na niego z utęsknieniem.

– Później będziesz mogła się nim przejechać. – usłyszałam za swoimi plecami. – A tymczasem wsiadaj.

– Niech będzie – powiedziałam i wsiadłam do jego BMW. – W końcu ja muszę coś jeść.

– No właśnie.

ҖҖҖ

Nadszedł poniedziałek i czas do szkoły. Jestem pewna, że będę dzisiaj na pierwszym miejscu szkolnych plotek i z pewnością przez następne parę dni.

Zajechałam na szkolny parking swoim garbusem. O tyle dobrze, że samochodem się nie wyróżniałam. W końcu to zabytek, ale tylko z wyglądu. Kocham i ubóstwiam ten samochód. Zaparkowałam. Zgasiłam silnik i wysiadłam z auta. Automatycznie wzrok wszystkich padł na mnie, ale w ogóle się tym nie przejęłam. Przyzwyczaiłam się. Zresztą domyśliłam się, że aktualnie wszyscy lustrują mój wygląd, a konkretnie to, w co byłam ubrana. Jaka normalna nastolatka nosi rurki, tak, że ma krok w kolanach, męski t–shirt, bluzę z kapturem, odjechane reeboki we wszystkich kolorach, a do tego ogromna torba na ramieniu? Tak mi zostało, po zajebistych wakacjach w Środkowej Europie z tymi wszystkimi wariatami, ale może lepiej będzie jeśli zejdę na ziemię

Przeleciałam wzrokiem szybko po budynkach, by zlokalizować sekretariat. Nie było to trudne, gdyż wzrok miałam znacznie lepszy od nieśmiertelników, nie
wspominając już o śmiertelnikach. Zaciągnęłam z głowy moje muchy i założyłam na nos, po czym ruszyłam w kierunku sekretariatu.

– Dzień dobry. Nazywam się Isabella Swan, ja jestem…

– Tak, tak wiem. Ty jesteś nową uczennicą.

– Owszem proszę pani – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej.

– Proszę, tu jest twój plan lekcji, oraz plan szkoły. Poradzisz sobie?

– Raczej tak.

– Aha. I tu jest jeszcze lista, na którą musi się wpisać każdy nauczyciel, z którym masz lekcje. Po zajęciach przynieś ją z powrotem.

– Oczywiście. – Uśmiechnęłam się do niej jeszcze raz i wyszłam na zewnątrz.

Zerknęłam na swój plan. Matematyka… Tylko tego mi było trzeba. Pomyślałam, po czym wzniosłam oczy ku niebu. No tak… Za chwilę jeszcze zacznie padać.

Szłam właśnie do budynku, w którym miałam mieć pierwszą lekcję, gdy ktoś mnie zaczepił.

– Hej, ty jesteś Isabella Swan, prawda?

– Bella.

– Jestem Eric. Oczy i uszy tej szkoły – mówił, a ja gdybym się nie opanowała, patrzyłabym na niego jak na idiotę. – Jeśli miałabyś jakiś problem…

– Eric, weź przestań. Jestem Jessica. Nim się nie przejmuj. On tak zawsze. – przerwała mu w połowie zdania, po czym uśmiechnęła się do mnie.

– Jasne. Ja jestem Bella. Ale to z pewnością już wiecie – odpowiedziałam jej z uśmiechem na ustach. Dziewczyna nie wyróżniała się niczym szczególnym, za to na pierwszy rzut oka było widać, że lata za facetami i jest szkolną plotkarą. No cóż. Ludzie są różni.

– Jaką masz teraz lekcję?

– Matematykę.

– O, ja też. Chodź, pójdziemy razem.

– Ok.

I tak zaczął się mój pierwszy dzień w nowej szkole. Oczywiście na każdej lekcji się nudziłam, bo ile razy można słuchać o tym samym. Ale jako grzeczna uczennica wszystko notowałam. Dzięki Jessice i Ericowi poznałam kolejne parę osób.

ҖҖҖ

Nadeszła pora lunchu. Jess zaproponowała mi, bym usiadła z jej paczką, a ja przystałam na jej propozycję. Gdy już przedstawiła mi swoich przyjaciół, a ja usiadłam przy stoliku, poczułam tak dobrze znany mi zapach. Słodki zapach wampira.