Prolog


Sandaime westchnął ciężko, słysząc kolejny odgłos płaczu dochodzącego z pokoju obok. Nie sądził, że będzie musiał przechodzić przez tę melancholię trzeci raz. Po narodzinach swojego drugiego syna, Asumy wyraźnie zadeklarował żonie, że nie da się wkręcić w trzecie dziecko. Jednak obietnica złożona Minato była ważniejsza od jego kaprysów. Obiecał zająć się tym chłopcem i teraz ma.

W ślimaczym tempie wyślizgnął się z pod kołdry, nałożył szlafrok i udał się w stronę drzwi prowadzących do pokoju Naruto. Stanął nad łóżkiem z płaczącym dzieckiem, biorąc je na ręce. Nie wyczuł żadnej wilgoci na ubraniach malca, więc stwierdził, że następnym przystankiem będzie kuchnia. Udał się do kuchni i podgrzał przygotowane już wcześniej mleko. Wcisnął butelkę niemowlakowi do buzi. Naruto pochłaniał zawartość butelki w błyskawicznym tempie. Sarutobi nie zdziwił się. Doskonale wiedział, że to dziecko potrafi zjeść tyle ile waży, a może nawet więcej.

Rozmyślania Hokage przerwał dźwięk tłuczonego szkła, dochodzącego z pokoju blondynka. Zaniepokoił się. W tym miesiącu miał już trzy włamania do jego domu, w celu porwania Naruto. Cholera! Mógł założyć pieczęcie antywłamaniowe zaraz po pierwszym incydencie, jednak zawsze odkładał to na ostatnią chwilę. Ukrył śpiącego już Naruto w koszu na pranie, przykrył koszyk pokrywką, zostawiając drobną szczelinę. Wziął kunai z lady i cichym krokiem kierował się w stronę sypialni niemowlaka.

Uchylił lekko drzwi. Zobaczył tylko czarną postać rozglądającą się po pokoju. Zacisnął mocniej kunai, był gotowy zaatakować gdy nagle...Ciszę przerwał głośny szloch Naruto.

- 'Kuso! Musi mieć wspólnika!' - zaklął w myślach Hiruzen, biegnąc w stronę kuchni. Gdy dotarł na miejsce, ujrzał mężczyznę siedzącego na parapecie z dzieckiem w rękach. Ubrany zwykły strój shinobi, przypominającego ten, który nosili członkowie Anbu. Jego twarz zakrywała czarna maska, odsłaniająca tylko zielone ślepia porywacza.

Mężczyzna wyskoczył przez okno razem z płaczącym Naruto w ramionach. Sarutobi ruszył w pościg. Był zdany tylko na siebie. Nie mógł teraz zawiadomić swój oddział Anbu. Mężczyzna był tak szybki, że zanim wyśle na niego shinobi, mógłby daleko uciec, co utrudniło by mu odebranie chłopca.

Porywacz kierował się w stronę bramy wioski. Po każdej próbie ataku ze strony Hokage, przyspieszał z podwójną siłą. Powoli zaczynał się męczyć. Nie pomagał też fakt, że głupi bachor szlochał mu w koszulę.

Sarutobi zatrzymał się. Ugryzł się w palec, dając ustęp krwi i zaczął formować pieczęcie.

- Kuchiyose no Jutsu! Przybądź, małpi królu Enma! - wykrzyknął Hiruzen, klękając i przykładając otwartą dłoń do podłoża. Z szarego dymu wyłoniła się małpa.

- Co się dzieje, Hiruzen? - zapytał Enma.

- Jinchuuriki Kyuubi'ego został porwany. Porywacz nie może opuścić wioski. Musimy natychmiast go zatrzymać. - odparł Sarutobi, wstając.

- Jak dowiedzieli się, że Naruto ma w sobie zapieczętowanego lisa? To przecież ściśle tajna tajemnica. Nikt z poza wioski nie powinien o tym wiedzieć. - oburzył się król małp, kierując wzrok na uciekającego w stronę bramy shinobi.

- Mogą być tylko dwa wyjaśnienia: Porywaczem jest ktoś z wioski lub w naszych szeregach jest zdrajca, który wyjawił sekret wrogowi. - stwierdził poważnie. - Enma, przygotuj się! Musimy zapobiec najgorszemu!

- Hai! Henge!

Enma zamienił się w wielki, twardy diamentowy kij. Wydłużył si niewielką jak na niego siłą trafił zielonookiego prosto w plecy. Shinobi splunął krwią i upadł na ziemię, wypuszczając z rąk płaczące niemowlę, które upadło kilka metrów dalej.

- Yosh! Teraz mamy szansę. - powiedział Sandaime. - Zajmij się tym mężczyzną, ja wezmę Naruto w bezpieczne miejsce.

Krół małp przytaknął zgodnie głową, a Sarutobi już miał doskoczyć do dziecka, gdy znikąd pojawił się przed nim ninja, który zadał mu mocny cios w klatkę piersiową. Hokage odleciał kilkanaście metrów w tył, lądując na ścianie jednego z budynków.

- Co...za...ykh! - kaszlnął, momentalnie przykładając dłoń do torsu. - ...niewiarygodna siła! - dokończył, ledwo łapiąc oddech. - 'Złamał mi żebro i przebił płuco do tego...' - urwał, gdy zobaczył jak shinobi zbliża się do Naruto i bierze go w ramiona. - 'To ten mężczyzna, którego widziałem w pokoju Naruto. Muszę coś zrobić, bo inaczej...'

*SZU!

Mężczyzna wraz z Naruto na rękach zniknął w błyskawicznym tempie.

- Shunshin no Jutsu? Iie, to nie to. Czyżby to był Hiraishin? - zdziwił się. - W takim razie... - nie dokończył, gdyż przerwało mu to wkroczenie Enmy, ciągnącego za sobą, związanego shinobi.

- Złapałem go. - oznajmiła małpa.

- Dobrze, że przynajmniej tobie się udało. - Sarutobi posmutniał.

Enma uniósł jedną brew. Po chwili zrozumiał o co chodzi.

- Jinchuuriki został porwany. - zauważył. - Nie powinieneś się teraz tym zasmucać, tylko wysłać oddział Anbu na poszukiwania. Nie uciekli daleko.

- Masz rację. Zorganizuję drużynę poszukiwawczą jak najszybciej!

Shinobi z dzieckiem w ramionach przemieszczał się, skacząc z drzewa na drzewo. Powoli zaczęło robić się jaśniej, a słońce już wychodziło zza horyzontu. Zatrzymał się. Biegł już dwie godziny bez przerwy. Wioska już na pewno wysłała za nim kogoś. Jednak stwierdził, że uciekł na tyle daleko, że nie dadzą rady go dogonić i śmiało może odpocząć. Spojrzał na trzymane przez niego śpiące niemowlę. Nie mógł uwierzyć, że ten bachor przysporzył mu tyle kłopotów. W dodatku stracił towarzysza. Szlag by to! Z drugiej strony, jak na razie, misja się powodzi, a to jest najważniejsze.

Wyciągnął z kieszeni zwój, rzucił go na ziemię przy czym się rozwinął. Uklęknął przed nim jedną ręką formując pieczęć, a drugą trzymając małego blondynka. Ze zwoju, w szarym dymie, wyłoniła się paczka prowiantu. Ściągnął z siebie narzutę i rzucił obok pnia drzewa. Na materiał położył śpiącego Naruto, a sam zaczął się zajadać jedzeniem.

- 'Kurde. Nie zostało mi dużo żarcia. Jeszcze długa droga przede mną. Przydałoby się zrobić jakieś zapasy.' - pomyślał i rozłożył przed sobą mapę. - 'Najbliżej jest Wioska Gwiazdy, w sumie jestem prawie obok niej.'

Stanął, zwijając mapę i ruszył się rozejrzeć, zostawiając niemowlę samo. W końcu co by mogło się stać. Ktoś by je porwał? Ludzie z Konohy są kilometry z stąd, a raczej wątpił by ktoś inny miał chrapkę na tego dzieciaka.

Naruto powoli otwierał zaropiałe powieki. Mrugnął parę razy i niewiedzącym wzrokiem rozejrzał się wokół. Z jego ust wydobyło się dziecięce kwilenie. Zaczął zawzięcie machać rączkami i nogami. Po chwili zalał się falą płaczu.

- Asuha-sama? - z oddali wydobył się głos kobiety. Widocznie kogoś szukała. - Asuha-sama! Gdzie jeste... - urwała, gdy zobaczyła niemowlę owinięta w jakiś czarny materiał. - Dziecko? - zapytała samą siebie. Podeszła bliżej i uklęknęła przy niemowlęciu, biorąc je na ręce. - No już maluszku, nie płacz. Ciii, wszystko będzie dobrze. Nic ci nie zrobię. - uspokajała blondynka, delikatnie kołysząc je w ramionach. W odpowiedzi niemowlę zaczęło się powoli uspokajać, czując przyjemne ciepło.

- Taji! - rozległ się kolejny głos. - Nareszcie cię znalazłam. Jak jeszcze raz się oddalisz od grupy to cię...Dziecko? - urwała, gdy zobaczyła małe stworzonko w rękach pracownicy.

- Asuha-sama. W końcu. Proszę popatrzeć. - z przełożonej przeniosła wzrok na niemowlę. - Znalazłam je tutaj. Pewnie zostało osierocone podczas jakiejś wojny domowej.

- Zapewne. - zgodziła się. - Będziemy musiały zanieść je do naszego sierocińca. Myślę, że znajdzie się dla niego jakieś miejsce.

- To chłopczyk, tak? - zapytała.

- Na to wygląda. - uśmiechnęła się. - Ma na imię..ee..Na-ruto? - odczytała z wisorka, na szyi dziecka.

- Naruto. Piękne imię. Na pewno jakaś rodzina będzie chciała go przygarnąć. - powiedziała pewnie Taji, uśmiechając się szeroko.

2 dni później, Sierociniec w Wiosce Gwiazdy.

Kolejne radosne okrzyki dzieci i zadowolone twarze ich nowych rodziców zawitały w sierocińcu. Było to smutne miejsce, gdzie pozbawione rodziny dzieci spędzały chwilę, a zarazem radosne bo mogło się tu dla nich narodzić nowe życie z nowymi rodzicami. Nowe życie czekało też niebieskookiego blondynka.

Przed wejściem do sierocińca rozgrywał się jednostronny spór między młodym małżeństwem. Brązowooka blondynka z włosami zawiązanymi w kok żywo dyskutowała, ze swoim mężem - wysokim, szatynem o błękitnych oczach.

- A c-co jeśli... - znów zaczęła swój wywód kobieta. Jej partner westchnął ciężko. Przez całą drogę zalewała go pytaniami "A co jeśli, a jeżeli". Zaczynało go to denerwować. On też się stresował. W końcu nie codziennie idzie się zaadoptować dziecko, ale to co wyprawia jego żona...

- Kochanie, pomyśl racjonalnie, a co jeśli to dziecko wyrośnie na łobuza, będzie pyskował nauczycielom, robił głupie żarty i-i...

- Kotku, spokojnie nie martw się. Dziecko da się wychować. - uśmiechnął się szeroko Hiro. - Będziemy dobrymi rodzicami. Ty będziesz go uczyła dobrego zachowania, a ja będę nad nim czuwał i nie pozwolę, żeby stała mu się krzywda.

- Ale ty będziesz zajęty sprawami przywódcy wioski, nie będziesz mógł być przy nim cały czas. A jak nas ktoś zaatakuje to c-co...

- Cana! - spojrzał jej prosto w oczy. - Jestem gotów oddać życie za moją rodzinę i wioskę. Nie waż się o tym zapominać.

- Hiro... - wzruszyła się i przytuliła do jego piersi. Hiro objął żonę jedną ręką i otworzył drzwi sierocińca.

- Iku zo.

Weszli do środka. Hiro prowadził żonę, obejmując ją w pasie. Pracownice wymieniały z nimi uśmiechy. Już od dłuższego czasu było wiadomo, że sam przywódca wioski i jego żona planują zaadoptować dziecko, ponieważ niestety Cana-sama nie może zajść w ciąże, a bardzo pragnęła dziecka. Adopcja była dla nich ostatnią deską ratunku.

- HIRO-SAMA! - usłyszeli melodyjny krzyk z głębi korytarza,a już po chwili mogli zobaczyć jego właściciela. Z wielkim uśmiechem na ustach i ręką, która machała do przybyłych, biegła cała w skowronkach, brązowowłosa Taji.

- Witaj Taji. - przywitał się Hiro, Cana skinęła głową.

Taji ukłoniła się nisko, stając przed parą małżonków. Uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę, wskazując na drzwi do pokoju jej przełożonej. Para podziękowała w postaci uśmiechu i udała się w stronę drzwi. Niebieskooki zapukał. Po usłyszeniu "Proszę" wszedł do środka razem z żoną. Im oczom ukazała się twarz założycielki klasztoru. Asuha, kobieta około pięćdziesiątki uśmiechała się do gości życzliwie. Wskazała ręką na krzesła przed jej biurkiem. Małżeństwo usiadło i zaczęło wyjaśniać cel swojego przybycia.

- Rozumiem. - odpowiedziała po dłuższym namyśle Asuha. - Zaraz poślę kogoś żeby przyprowadził dziecko do adopcji.

- Dziękuję. - odpowiedział Hiro, po czym spojrzał wymownie na żonę, oczekując od niej jakiejkolwiek reakcji. - Wszystko w porządku? - zapytał. Nie uzyskał odpowiedzi. - Cana? - szturchnął ją łokciem, próbując uzyskać z nią kontakt wzrokowy.

- Hę? - zareagowała w końcu blondynka.

- Wszystko w porządku? - zapytał z troską.

- Tak, znaczy nie. Ugh, wybacz, ale chciałabym się przejść. - spojrzała na Asuhę, po czym na drzwi. - Mogę?

- H-hai. - odpowiedziała niepewnie. Gdy kobieta wyszła, spojrzała wymownie na mężczyznę.

- Potrzebuje trochę czasu, żeby sobie to wszystko poukładać.

Cana smętnym wzrokiem spoglądała na wesoło bawiące się dzieci. Nie była pewna czy potrafiłaby któreś z nich pokochać tak jak matka dziecko. W końcu to nigdy nie byłyby jej dzieci. Ona byłaby tylko matką zastępczą, nawet nie matką, tylko opiekunką. To zupełnie co innego.

Chodząc powoli po sierocińcu, zaglądała do różnych pokoi, aż trafiła do tego. Po środku małego pomieszczenia stała kołyska. Podeszła bliżej. Zajrzała do kołyski i ujrzała parę niebieskich oczu uważnie wpatrujących się w nią. Niemowlę wyciągnęło małą rączkę w górę, Cana delikatnie chwyciła ją swoją dłonią. Blondynek uśmiechnął się uroczo wydając z siebie dziecięce kwilenie. Kobieta odwzajemniła uśmiech.

- Ma na imię Naruto. - usłyszała za sobą. Obróciła się i ujrzała uśmiechniętą Taji.

- Piękne imię. - odparła.

- Prawda. - zgodziła się, szczerząc się jeszcze bardziej.

Blondynka po chwili namysłu odezwała się:

- Taji mam do ciebie prośbę...

- I gdzie ona jest? - zapytała oburzona Asuha, zakładając ręce na biodra.

- Na pewno zaraz wróci. - uspokajał kobietę zakłopotany Hiro.

- Kochanie. - usłyszał za sobą głos. Obrócił się i zobaczył rozpromienioną Taji i stojącą tuż obok swoją żonę trzymającą jasnowłosego niemowlaka w ramionach. - To nasz nowy SYN...


Myślę, że nie zanudziłam was za bardzo, co? Chciałam was trochę wprowadzić w fabułę opowiadania. Następny rozdział będzie po przeskoku parę lat później i będzie się skupiał oczywiście na Naruto :)