Betowała Łania. Dedykowane Arianrod. Ostrzeżenia: wulgaryzmy. Akcja rozgrywa się po Avengersach (2012) (czyli nie ma absolutnie żadnego związku z Thorem 2, Kapitanem Ameryką 2, Iron Manem 3 i Agents of S.H.I.E.L.D.)
Na wyciągnięcie ręki (o wszechświat za daleko)
Wszystko płonęło. W powietrzu unosił się duszący, gęsty smród spalenizny i rozkładu, a on leciał pomiędzy walącymi się drapaczami chmur, lawinami betonu i szkła. Uszy wypełniał mu krzyk i płacz setek ludzi. Musiał uratować świat. Musiał być szybszy, lepszy i odważniejszy. Czuł ciężar pocisku, słyszał własny nierówny oddech i widział przed sobą przenikającą ciemność, która zbliżała się w błyskawicznym tempie. I nagle wszystko było ciemnością, a Nowy Jork nigdy nie istniał. Tony był sam we wszechświecie. On i wybuch, który spalał jego zbroję, skórę i warstwę mięśni, wypalał oczy, a jego kości rozsypywały się pomiędzy dryfującymi w kosmosie meteorytami.
– Stark.
Tony obudził się z krzykiem.
– Jarvis, światło – powiedział zachrypniętym głosem.
Serce biło mu o wiele szybciej niż powinno, a w uszach wciąż huczał mu bezlitosny, zabójczy wybuch. Nerwowo rozglądając się wokół, zerwał się z kanapy, na której najwyraźniej zasnął z tabletem. I natychmiast zachłysnął się powietrzem, odruchowo cofając się o krok i potykając.
– Stark.
Myślał, że ten zimny, elegancki głos był elementem koszmaru. Zupełnie by go to nie zdziwiło, biorąc pod uwagę, jak świetnie jego właściciel pasował do tematyki snu.
– Loki, co za niespodzianka! Rozumiem, że Asgard ci nie służył? Nie na twoją karnację, pewnie, nie jestem zaskoczony. – Tony starał się szybko wymyślić jakąś strategię. Miał w domu boga kłamstw, który powinien być bezpiecznie zamknięty w asgardzkiej celi. Nie miał na sobie zbroi, przez koszulkę prawdopodobnie prześwitywał mu reaktor łukowy i wciąż był nieco oszołomiony po przebudzeniu z naprawdę realistycznego koszmaru. – Cieszę się, że wpadłeś najpierw do mnie, zawsze to lepiej, niż tak z zaskoczenia wysadzić znowu miasto. Wiesz, właściwie już naprawdę sporo jest odbudowane, wszystko gotowe na kolejną katastrofę...
Tony usiłował nonszalancko zbliżyć się do baru. Wątpił, żeby Loki dał się drugi raz nabrać dokładnie tak samo, ale nie miał alternatywy. Bransoletka przywołująca zbroję leżała pomiędzy butelkami. Odwrócił się do Lokiego, który stał na środku salonu i wpatrywał się w niego z uniesionymi brwiami. Wyglądał chyba lepiej, niż gdy Tony ostatnio go widział. Był wciąż chudy i lekko przygarbiony, ale jego włosy wyglądały na trochę bardziej... umyte, a oczy miały mniej gorączkowego, niezdrowego blasku. Był w swoim standardowym zielonym okryciu i skórzanej zbroi. Na szczęście nie miał tych pieprzonych rogów, mogły sobie wyglądać głupio, ale Tony sam przed sobą nie mógł ukryć, że w jakiś pokrętny sposób go onieśmielały.
– To co, Loki, zaległy drink? – zapytał Tony już zaledwie metr od baru.
– Spróbuj tylko zbliżyć się do swoich mechanicznych zabawek, Stark, i kapitan Rogers będzie zeskrobywał cię z podłóg na całym piętrze – oświadczył zimnym głosem, krzywiąc się nieznacznie z pogardą.
Tony zastygł w miejscu. Przez chwilę bez słowa mierzyli się wzrokiem, po czym Tony powoli wypuścił powietrze i rozluźnił napięte mięśnie.
– Jasne. Co tu robisz? – zapytał wprost.
– Przyszedłem po... informację. Powiedzmy, że byłem naprawdę ciekawy, a nie mam za bardzo nic lepszego do roboty. – Loki wzruszył ramionami i powoli usiadł na jednym z foteli. – Nie zamierzam cię zabić, więc, jeśli chcesz, nalej sobie tego drinka. – Loki przelotnie wykrzywił usta w sztucznym półuśmiechu.
Tony nie był tchórzem. Uratował świat przed poprzednim powalonym pomysłem Lokiego, walczył z terrorystami i budował technologię, która miała pomagać ludziom. Dzień w dzień stawiał się w świetle reflektorów, trafiając równocześnie na celowniki swoich licznych wrogów. Ale Loki napełniał go zupełnie uzasadnionym strachem. Był nie tylko niebezpieczny i szalony, ale przy tym naprawdę inteligentny i charyzmatyczny. Tony czasami zastanawiał się, co by zrobił, gdyby Loki nie wyrzucił go przez okno, tylko przyjął drinka. Obawiał się, że mógłby nie wyjść z całej awantury jako wielki bohater i zamiast tego poświęcić całą swoją uwagę zagadce, jaką był Loki. I tak, po całej sprawie, myślał o bogu kłamstw znacznie częściej, niż normalny człowiek powinien. Starał się tego zbyt głęboko nie analizować. Nalał sobie whisky, usiłując powstrzymać drżenie rąk, i usiadł w fotelu naprzeciwko gościa.
– Zamieniam się w słuch – oświadczył Tony.
– Kiedy byłem tu ostatnio – Loki przelotnie spojrzał w stronę okna i delikatnie drgnęły mu kąciki ust – miałem broń. Berło Chitauri. Chcę wiedzieć, dlaczego na ciebie nie zadziałało. Dlaczego nie złamało twojej woli.
Tony powoli uniósł brwi, obracając w dłoniach szklankę. Nie było pieprzonej szansy, żeby powiedział temu socjopacie o reaktorze łukowym. Loki zdawał się czytać w jego myślach.
– Nie odpowiadaj od razu, Stark. Zastanów się, czy na pewno nie mam niczego, co mógłbym dać ci w zamian. Mam magię, kilka tysięcy lat na karku, byłem w dziesiątkach różnych wszechświatów. Zanim mi dasz swoją ostateczną odpowiedź, zważ, czy na pewno nie tracisz okazji życia. – Loki z gracją wstał z fotela. – Jak zwykle była to niesamowita przyjemność, ale mam inne zobowiązania. Zastanów się, masz czas do jutra.
Loki zniknął, patrząc Tony'emu prosto w oczy.
– Kurwa mać – mruknął Stark, jednym łykiem dopijając resztę whisky.
Byłeś jedyną osobą, której nie unieszkodliwił w pięć minut po wzięciu jej na radar. Dlatego, że miałeś atut, o którym on nie wiedział – myślał Tony gorączkowo. Stał odwrócony plecami do salonu i wpatrywał się w panoramę Nowego Jorku. Dochodziła pierwsza w nocy. Tysiące świateł napierały ze wszystkich stron, a bladożółta łuna unosiła się wysoko nad miastem i sięgała po horyzont. Nic nie jest tego warte. Nawet ten pieprzony robot Chitauri, nad którym pracujesz. Powiem Rogersowi, że Loki się wydostał i uciekam do Miami. Przynajmniej do Miami. Tony wiedział, że powinien być pewny swojej odpowiedzi dużo wcześniej, ale ten dzień okazał się być taką katastrofą, że nie miał nawet czasu zebrać myśli. Kilka godzin po wizycie Lokiego przez Nowy Jork przeszło niewielkie trzęsienie ziemi i prawdopodobnie na nikim nie zrobiłoby większego wrażenia, gdyby nie to, że naukowcy T.A.R.C.Z.Y. zgodnie uznali, że nie wystąpiło z przyczyn naturalnych. Nagle w komunikatorach w całej kwaterze Avengersów rozległo się donośne: „Pobudka, fagasy, zbierać swoje ciasne dupy, lecicie ratować Amerykę.". Była szósta rano. Gdybym chciał wstawać o takich porach, zatrudniłbym się na pieprzonej Wall Street. Światowa gospodarka na pewno by na tym zyskała. Przewracał się właśnie na drugi bok z mocnym postanowieniem zignorowania Fury'ego, kiedy Jarvis odezwał się z niemal niedostrzegalną nutką współczucia.
– Proszę pana, za chwilę będzie miał pan gościa.
– Co? Po prostu go nie wpuszczaj, Jarvis.
– Obawiam się, że jest to niemożliwe. Pański gość jest wyjątkowo przekonujący.
Jarvis brzmiał na lekko... przestraszonego? Tony ze zdziwieniem obrócił się w stronę drzwi i głośno jęknął, gdy zobaczył Czarną Wdowę patrzącą na niego wyczekująco. Tony ciężko westchnął.
Reszta dnia minęła mu na uporczywym tłumaczeniu swoim bohaterskim kolegom (i koleżance), że mają większą szansę znalezienia przyczyn trzęsienia ziemi w laboratorium, niż szukając tajemniczego sprawcy w terenie. Na nic. Rogers wie swoje. Kiedy o dwudziestej drugiej wrócili do kwatery, Tony był po ośmiu kawach (oraz przynajmniej tuzinie bajgli, czuł się jak rasowy stróż prawa), które szybko poprawił czterema szklankami whisky. Z perspektywy czasu musiał przyznać, że może nie był to najlepszy pomysł, bo jeśli Loki chciał go znaleźć w gorszej kondycji psychicznej...
– Dobry wieczór, Stark.
... to właśnie mu się udało. Tony natychmiast obrócił się na pięcie. Loki siedział wyciągnięty w tym samym fotelu, co dzień wcześniej. Wyglądał, jakby było mu wygodnie, ale Tony nie sądził, żeby obcisła skóra i złote naramienniki nie miały żadnego wpływu na komfort wylegiwania się w fotelu. Sukinsyn musiał być zdrowo podejrzliwy, bo w ręce trzymał szklankę z brązowozłotym płynem, która zdecydowanie nie należała do Tony'ego. Loki założył jedną długą nogę na drugą i wpatrywał się w niego lekko zmrużonymi oczyma. Tony mimowolnie pomyślał, że jego gość wygląda jak pająk, który czeka przy swojej pajęczynie na nadlatującą muchę.
– Loki. – Skinął głową i szybko podszedł do drugiego fotela, siadając naprzeciwko boga kłamstw.
– Przemyślałeś moją propozycję? – zapytał Loki bez ogródek.
– Nie pamiętam żadnej propozycji. – Tony zmierzył go wzrokiem. – Pamiętam, że chciałeś czegoś ode mnie, więc naopowiadałeś o sobie trochę nieistotnego gówna, po czym zostawiłeś mnie na dwadzieścia cztery godziny, żebym zdążył wyobrazić sobie, że zaoferowałeś mi Bóg wie co.
W oczach Lokiego pojawił się niemal niedostrzegalny błysk rozbawienia.
– Świetnie, Stark. Nie jesteście tacy bezużyteczni, przynajmniej ty i Romanoff zapewniacie jakiekolwiek wyzwanie intelektualne.
– Dzięki, przekażę Czarnej Wdowie – mruknął Tony z przekąsem.
Loki machnął tylko ręką ze zniecierpliwieniem.
– Posłuchaj, domyślam się, że odpowiedź na moje pytanie jest prawdopodobnie skomplikowanym sekretem i kiedy go wyjawisz, nie będzie w tobie absolutnie nic ciekawego. – Tony zacisnął zęby, starając się nie pokazać, jak bardzo blisko jego własnych kompleksów Loki wycelował. – Moja propozycja jest taka: będziemy zadawać sobie po jednym pytaniu, na które druga osoba będzie odpowiadać jednym zdaniem. Zrobimy z tego taką... grę. Każdy z nas może przestać w dowolnym momencie. Dzięki temu będziemy starać się, żeby zadać jak najlepsze pytanie.
– I jak najgorszą odpowiedź – odparł Tony.
– Ale bez kłamstw – syknął Loki.
– To ty jesteś bogiem kłamstw. Skąd mam wiedzieć, czy ty będziesz mówił prawdę?
Loki przez chwilę wpatrywał się w niego z przekrzywioną głową.
– Będę mówił prawdę. Przysięgnę na swoją magię. Nie będę fizycznie w stanie skłamać, więc będziesz miał znacznie więcej pewności niż ja.
– Świetnie – mruknął Tony. Ty skończony kretynie, każ mu spieprzać i zamknij tę całą posraną sprawę. – Zgoda – oświadczył za głos.
– Przysięgam, że każda moja odpowiedź, udzielona zgodnie z przyjętymi przez nas zasadami, w ramach ustalonego schematu: pytanie i jedno zdanie odpowiedzi, będzie zgodna z prawdą – odparł natychmiast Loki i przez chwilę otoczyło go dziwne, zielone światło, po czym natychmiast zniknął z prawdziwie demonicznym uśmiechem.
– Jak myślisz, co jest głównym powodem, dla którego berło na tobie nie zadziałało? – To było pierwsze, co usłyszał od Lokiego następnej nocy.
Tony miał cały poprzedni dzień (za wyjątkiem dwóch godzin, w których Rogers truł mu dupę, że nie próbuje znaleźć przyczyny powtarzających się trzęsień ziemi) na wymyślenie własnego pytania. Miał też tę przewagę, że wiedział, czego Loki od niego chce, więc mógł rozważyć, jak odpowiedzieć. Jeżeli chciał zdążyć się czegokolwiek dowiedzieć, musiał pohamować historię reaktora łukowego, żeby Loki zbyt szybko się nim nie znudził.
– Głównym powodem, moim zdaniem, był fakt, że źle wycelowałeś.
– Stark – warknął Loki, praktycznie obnażając na niego zęby. – Jeśli ty będziesz bawił się w ciuciubabkę, ja też będę.
Tony spojrzał na niego z niedowierzaniem.
– Serio? A tak, to co zamierzałeś zrobić, dać mi do poczytania swój pamiętniczek?
Loki uniósł brwi i zdawał się chwilę nad tym myśleć, po czym wzruszył ramionami i popatrzył na Tony'ego z wyczekiwaniem.
– Dlaczego chciałeś podbić Ziemię?
Stark myślał o tym bardzo długo i oczekiwał, że odpowiedź będzie czymś w stylu „żeby zrobić na złość Thorowi", ale uznał, że jeśli rzeczywiście ma niepowtarzalną okazję przesłuchać Lokiego pod przysięgą szczerości, może uda mu się złapać go na jakichś wcześniejszych kłamstwach czy pozach. Loki wyglądał przez chwilę, jakby miał w ustach coś bardzo kwaśnego. Otworzył usta, jakby chcąc coś powiedzieć, ale nagle dziwny strumień brudnozielonej pary otoczył jego długą szyję i Loki syknął z bólu. Tony wiedział, że mógł po prostu symulować, ale wyglądało na to, że naprawdę musiał mówić prawdę.
– Nie chciałem – odparł Loki po chwili milczenia z bardzo niezadowoloną miną.
Tony otworzył szeroko oczy.
– Co? Jak to nie chciałeś? To co to było niby to całe „NA KOLANA! Zabieram wam wolną wolę! Zacznę od ciebie, Barton!"?
– Stark, zadałeś już pytanie – warknął Loki. – Musisz poczekać na swoją kolej i radzę ci to wcześniej przemyśleć, bo jestem całkiem pewien, że nic takiego nie powiedziałem. No, oprócz „na kolana" – dodał po chwili namysłu, patrząc na Tony'ego dziwnym wzrokiem.
Tony odchrząknął nerwowo, starając się nie myśleć o rzeczach, które podsuwał mu jego zły, zły umysł.
– To dawaj. Twoja kolej. Jestem cały twój.
Jeeezu, Stark, co jest z tobą nie tak. Tony nie był zbyt przyzwyczajony do uczucia zawstydzenia, ale był przekonany, że teraz miał trochę zaróżowione policzki. Loki tylko uniósł brew.
– W co trafiłem berłem Chitauri?
Tony mógł oczywiście odpowiedzieć „w klatkę piersiową", ale musiał sam przed sobą przyznać, że żadną miarą nie byłaby to prawda, bo jedyną rzeczą, jakiej dotknęło berło Lokiego, był...
– W reaktor łukowy – odparł Tony i zrezygnowany zaobserwował, jak oczy Lokiego zsuwają się na jego klatkę piersiową. – Dlaczego w takim razie próbowałeś podbić Ziemię? – zapytał od razu, z nadzieją, że może podkręcenie tempa zadziała na jego korzyść i Loki zapomni, że wie już wszystko, co chciał i że może w każdej chwili to przerwać.
– Nie dzisiaj – machnął ręką Loki, odwracając wzrok od jego koszulki i wstając z fotela.
Tony odwrócił się w stronę okna z dziwnym uczuciem klęski.
– A, i Stark? – Loki spojrzał na niego przez ramię. – Skoro tak ci się spodobał mój występ w Niemczech, może następnym razem odwiedzę cię w hełmie?
Uśmiechnął się złośliwie i zniknął.
Nad ranem, po wizycie Lokiego, trzęsienie ziemi osiągnęło ponad osiem stopni w skali Richtera i Tony musiał w końcu poważnie zająć się szukaniem przyczyn. Spędzali razem z Bannerem cały wolny czas w pracowni, podczas gdy Rogers usiłował podnieść na duchu spanikowanych nowojorczyków, pojawiając się w miejscach największych zniszczeń i nosząc na barana zapatrzone w niego dzieci. Tony udawał, że uważa to, co robi Steve za ostatnie pozerstwo, ale w głębi serca musiał przyznać, że gdyby dekady temu to jego wziął na ręce Kapitan Ameryka, na pewno ukoiłoby to przynajmniej część trapiących go dziecięcych zmartwień. Tony starał się robić swoje. Problem tkwił w tym, że mijały dni i nikt nie zbliżył się nawet do rozwiązania zagadki. Drugiego dnia pojawił się Thor i, widząc ich zmęczone twarze, natychmiast zapewnił, że razem na pewno zwyciężą każdego wroga. Tony obserwował, jak Thor nienaturalnie zbladł, gdy Fury powiedział mu o trzęsieniach ziemi. Dzień później Fury oświadczył, że Thor sprawdził, czy w Asgardzie nie mają na ten temat żadnych informacji i że niestety nie może w żaden sposób pomóc. Tony nie mógł pozbyć się wrażenia, że w całej sprawie coś śmierdziało.
Trzęsienia się już nie powtórzyły. Społeczeństwo powoli się uspokajało i tylko Fury wciąż pluł jadem, że „sam sobie nawarzył, że zatrudnił bandę pierdolonych mięśniaków w obcisłych majtach zamiast prawdziwych agentów i teraz nikt nie wie, co nam grozi". Tony próbował mu przypomnieć, że on i Bruce nie są w żadnym wypadku mięśniakami, Clint z oburzeniem oświadczył, że razem z Nataszą stanowią parę najlepiej wyszkolonych agentów w Stanach, a sama Czarna Wdowa, poklepując przy tym Steve'a po ramieniu, zadeklarowała, patrząc na Fury'ego morderczym wzrokiem, że jej majtki to jej prywatna sprawa.
Kończył się czwarty dzień i nawet Tony powoli zaczął godzić się ze swoją porażką. Próbował jeszcze, bez większej nadziei, znaleźć coś na filmikach z katastrofy czy wśród opinii entuzjastów UFO, ale bardziej polegało to na piciu burbona nad tabletem niż na rzetelnej pracy.
– Dobry wieczór, Stark.
Tony zerwał się z kanapy i natychmiast odwrócił w stronę jedwabistego głosu.
– Rany boskie, Loki, co ty tu robisz? – zapytał lekko zachrypniętym głosem.
Loki uniósł brew, a w jego ręce zmaterializował się kolorowy drink z palemką.
– Jest twoja kolej na pytanie – odparł.
Tony wpatrywał się w niego przez chwilę z zaskoczeniem, ale szybko zdecydował, że skoro Loki nie zauważył, że Tony jest mu niepotrzebny, bo nie ma absolutnie żadnych więcej sekretów, to on mu w przysłowiowe zęby na pewno nie będzie zaglądał.
– Wydawało mi się, że jest twoja kolej na odpowiedź – odparł Tony.
Nie zmienił tamtego pytania właściwie tylko dlatego, że nie wymyślił nic innego, ale ledwie dostrzegalne drgnięcie kącika ust Lokiego podpowiedziało mu, że nie zmarnuje kolejki.
– Próbowałem podbić Ziemię, bo tego chcieli Chitauri i ich pan.
Tony przez chwilę zamrugał, gdy fragmenty informacji zaczęły układać mu się w głowie. Loki chciał się dowiedzieć, co sprawiło, że na Tony'ego nie zadziałało berło. Loki nie chciał podbić Ziemi, ale Chitauri chcieli. Berło było technologią Chitauri, która pozwalała zrobić z rozsądnych osób żałosne kukiełki. Tony głośno się roześmiał.
– Robisz sobie kurwa jaja! Przychodzisz tu, pijesz pieprzone drinki z palemką i udajesz, że nie chciałeś? Nie chciałeś też wygnać Thora z Asgardu i próbować przejąć tronu? Chitauri ci kazali?
Policzki Lokiego pokrył bladoróżowy rumieniec.
– Nie przyszedłem tu po akceptację, Stark, tylko po informacje. Midgardczycy pozbawili się prawa osądzania mnie, kiedy wysłali mnie z kneblem w ustach do Asgardu.
– Taak, też mi się wydawało, że to dziwny rodzaj ekstradycji, skoro masz być sądzony za rozwalenie Nowego Jorku. – Tony trochę się uspokoił, biorąc dużego łyka palącego przełyk napoju.
– Sądzony... – prychnął Loki, ale zanim Tony zdążył mu przerwać, już zadawał pytanie. – Czy myślisz, że mógłbyś zbudować dla innych osób taką ochronę?
Tony uniósł wysoko brwi.
– Nie wiem. – Loki skrzywił się z niechęcią. – Serio, Loki, nie wiem. To zależy, czy musisz tym trafić w serce, czy możesz w coś innego, czy da się to robić w ogóle bezdotykowo... Musiałbym to zbadać.
Loki wyglądał nie tylko na zawiedzionego, ale też zawstydzonego, że tak zmarnował pytanie. Tony musiał przyznać, że trochę połechtało mu ego, że bóg kłamstw poważnie uważał go za kogoś, kto będzie miał na to gotową odpowiedź.
– Dlaczego do mnie przychodzisz?
Loki przez chwilę przypominał trochę sarnę, która zastygła przed reflektorami samochodu. Otworzył usta, ale brudnozielona magia natychmiast zaczęła go dusić i Loki szeroko otworzył oczy w jakiejś dziwnej mieszance paniki i całkiem szczerej konsternacji. Powoli wstał z fotela i Tony był pewien, że natychmiast ucieknie.
– Lubię z tobą spędzać czas – odparł Loki przez zaciśnięte zęby, po czym wyprostował się, stając dumnie. W jego oczach niemal niedostrzegalnie coś przygasło i jakby się zamknęło. – Lubię patrzeć, jak gonicie problemy waszego małego, żałosnego świata, tak, jak kot goni własny ogon. Lubię patrzeć, jak widzisz mnie i zamiast pamiętać, jak mordowałem twoich przyjaciół i znajomych, przyglądasz się mojemu ciału i próbujesz nie myśleć o tym, jak mnie chcesz. Lubię bawić się wami jak słomianymi kukiełkami, które wcześniej czy później wrzucę do ognia. Jedną po drugiej. Jak na twoich oczach zniszczę Bannera, Czarną Wdowę, jak dokończę to, co zacząłem z waszym łucznikiem...
Nie było ani śladu magii, która wcześniej powstrzymywała go od kłamstw. Tony stał bez ruchu, wpatrując się w Lokiego. Natasza mówiła mu, że Loki kiedyś coś takiego zrobił. Że Loki kiedyś już wysyczał całą swoją nienawiść do świata przy niej i że jego głos brzmiał jak aksamit, a poza krzyczała „pieprz mnie!". Tony wtedy wyśmiał Nataszę, mówiąc jej, że musi sobie kogoś w końcu znaleźć. Teraz stał oszołomiony czystą, palącą nienawiścią, choć z niczym nie dało się pomylić zalewającej go fali silnego podniecenia. Pociągał go ten kłamca, ten manipulator i morderca. Poczuł coś, co starał się zakopać bardzo dawno temu – silny, bezlitosny wstyd.
– Wypierdalaj – wycedził.
I Loki zniknął.
Było gorąco. Tony'emu kapał pot z czoła, a mokre ubrania przylegały do rozgrzanego ciała. Wokół niego rosła ściana ognia. Tony biegł, głośno dysząc i pocąc się jeszcze bardziej, gdy nagle poczuł silne, chłodne ręce chwytające go za ramiona. Zamrugał, usiłując zobaczyć przez strużki potu spływające mu po twarzy, kto to był. Tony zachwiał się, gdy zobaczył intensywnie zielone oczy Lokiego tuż przed sobą. Nie, nie, morderca, zdrajca – myślał Tony gorączkowo, ale Loki przyłożył zbawiennie zimny sztylet do jego szyi i, zanim Tony zdążył krzyknąć, przeciął jego przepoconą koszulkę. Ręce Lokiego znalazły się nagle na jego barkach i żebrach, na jego sutkach, błądziły po jego mostku. Czuł zimny oddech na swojej szyi. Nagle Loki uśmiechnął się szeroko i, patrząc mu prosto w oczy, wyrwał mu z piersi reaktor łukowy i wepchnął Tony'ego prosto w otaczający go ogień.
Tony obudził się, ciężko dysząc.
– Zajebiście – mruknął. – Po prostu perfekcyjnie.
– Proszę pana?
– Tak, Jarvis? – wycharczał Tony, sięgając po wodę leżącą na stoliku nocnym.
– Obawiam się, że za chwilę zacznie się...
Stolik niebezpiecznie się zachybotał. Słychać było charakterystyczny łomot trzęsącego się miasta.
– Zajebiście – powtórzył Tony i szybko zeskoczył z łóżka.
Kiedy Tony o siódmej rano usiadł w biurze Fury'ego, popijając kawę i oglądając wiadomości o zniszczeniach w mieście, był w pełni przygotowany na konsekwencje. Nie był idiotą. Być może zajęło mu to trochę dłużej niż powinno, ale miał naprawdę dużo na głowie. Biuro było dosyć nowoczesne (choć oczywiście nieporównywalnie bardziej staroświeckie od wieży Avengersów) i wyjątkowo puste. Na biurku leżała gazeta i dzbanek z kawą. Na ścianie wisiał niewielki telewizor. Tony przypuszczał, że Fury ma prawdziwe biuro gdzieś indziej, ale boi się mu powiedzieć gdzie.
– Stark – warknął Fury, wkraczając do gabinetu i siadając za biurkiem. – Nie sądziłem, że kiedykolwiek zaszczycisz to biuro swoją obecnością.
– Widzisz, Nick, stary, jest taka mini sprawa, o której zapomniałem przez ostatnie parę dni wspomnieć – oświadczył Tony, starając się nie pokazać zdenerwowania.
Fury uniósł brwi.
– Co zrobiłeś?
– Nie zrobiłem. Nie połączyłem ze sobą dwóch oczywistych faktów. Loki był w naszej wieży.
Tony musiał przyznać, że Fury'emu prawie udało się zachować kamienną twarz. Tylko jeden mięsień na policzku drgał mu, jakby chciał wyrwać się z twarzy i poruszyć całe ciało. I zabić Tony'ego.
– Kontynuuj – wycedził Fury przez zaciśnięte zęby.
– Był kilka razy. Za każdym razem po wizycie następowało trzęsienie ziemi.
– To wyjaśnia fochy Thora – mruknął Fury i Tony był pod wrażeniem, że skupił się na problemie, zamiast na fakcie ukrywania groźnego zbiega przed T.A.R.C.Z.Ą.
Tony tylko skinął głową.
–Nie wiem, w co pogrywasz z Lokim i, znając twoje popieprzone pomysły, nawet nie chcę wiedzieć, ale masz od niego wyciągnąć co kombinuje i jak to powstrzymać.
Tony lekko się skrzywił.
– Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz – dodał Fury, widząc jego minę. – Ale to zrób. I Stark? – Tony, który stał już przy drzwiach, odwrócił się do Fury'ego z uniesionymi brwiami. – Następnym razem nogi ci z dupy powyrywam.
Loki nie pojawił się przez następne trzy dni, ale codziennie około czwartej nad ranem przez Nowy Jork przechodziło małe trzęsienie ziemi. Tony usiłował zrozumieć, co Loki robił, żeby wywołać trzęsienia ziemi, ale więcej czasu spędzał zastanawiając się, po co w pierwszej kolejności bóg kłamstw zaczął z nim rozmawiać, skoro nadal nikogo nie zabił i nie wykorzystał żadnych informacji, które Tony sprezentował mu niemal na srebrnej tacy.
– Coś mi umyka, szlag by trafił tego pieprzonego nordyckiego fagasa – mruknął Tony ze złością, odrzucając głowę do tyłu.
Warsztat wyglądał wyjątkowo posępnie ze wszystkimi maszynami wyłączonymi. Tylko na ekranie przed Tonym przesuwały się wizualizacje ruchów tektonicznych, mapy Nowego Jorku i wykresy geologiczne.
– Co mi umyka? – warknął Tony i z całej siły walnął pięścią w biurko. Bolało.
– Proszę pana, czy to jest pytanie retoryczne?
– Tak, Jarvis, to jest pytanie retoryczne! – burknął Tony i nagle zastygł w bezruchu. – A jakby nie było?
– Wtedy czułbym się zobowiązany na nie odpowiedzieć – odparł Jarvis i w jego głosie niemal dało się wyczuć wzruszenie ramionami.
Tony przez chwilę przymknął oczy, dusząc w sobie niewybredną wiązankę. W jakiś pokrętny sposób powinien być dumny, że jego Sztuczna Inteligencja najwyraźniej przewyższała tę naturalną.
– Więc, Jarvis. To nie jest pytanie retoryczne. Co mi umyka?
Jarvis nie odpowiedział, ale na ekranie, zamiast map i informacji geologicznych, pojawiło się nagranie z wizyt Lokiego. Przysięgam, że każda moja odpowiedź, udzielona zgodnie z przyjętymi przez nas zasadami, w ramach ustalonego schematu: pytanie i jedno zdanie odpowiedzi, będzie zgodna z prawdą – powiedział Loki na ekranie bardzo szybko, a Tony przypomniał sobie, jak analizował dokładność przysięgi. Obraz zmienił się i Loki usiłował coś powiedzieć, ale magia mu przeszkodziła. Lubię z tobą spędzać czas. Lubię patrzeć, jak gonicie problemy waszego małego, żałosnego świata... Tony szeroko otworzył oczy, i cofnął nagranie. Lubię z tobą spędzać czas. Tony przełknął ślinę i powoli podniósł się z krzesła. Lubię patrzeć, jak gonicie problemy waszego małego, żałosnego świata...
Nie mógł uwierzyć, że nie zauważył czegoś tak oczywistego. Loki powiedział jedno zdanie prawdy, tylko po to, żeby zaraz dodać kupę naprawdę niemiłego gówna. Oczywiście istniało prawdopodobieństwo, że „niemiłe gówno" było jego planami na weekend, ale kiedy Tony już uświadomił sobie, na co powinien patrzeć, wyraźnie przypominał sobie zaciśnięte usta Lokiego, złość w jego oczach... Idiota – pomyślał Tony. – Zakompleksiony, seksowny, zasrany szaleniec. Boże, w co ja się znowu wpakowałem.
Była trzecia w nocy. Tony kończył czwartą szklankę whisky, słuchając naprawdę głośno Black Sabbath. Przede wszystkim po to, żeby nie zasnąć, ale też po to, żeby dać znać Lokiemu, że tu jest i czeka. Nie był oczywiście pewien, czy Loki akurat stąd nadaje swoje pieprzone trzęsienia ziemi, ale był to, na razie, jego jedyny punkt zaczepienia. Podniósł oczy znad tabletu i zacisnął usta, wpatrując się w fotel naprzeciwko.
– Jarvis, ścisz.
Muzyka natychmiast zamieniła się w cichy warkot w tle. Loki nic nie mówił, siedząc absolutnie bez ruchu przed Tonym. Wyglądał, jakby chciał za wszelką cenę nie pokazać niepewności, ale brakowało mu wcześniejszej pozy ciekawskiego gościa. Loki miał spojrzenie kogoś, kto nie wie, czy jest mile widziany. Co więcej, kogoś, komu nie jest to obojętne.
– Też lubię z tobą spędzać czas. – Tony'emu ledwie przeszło to przez gardło. – Ale byłoby ekstra, jakbyś przestał opowiadać naprawdę popieprzone rzeczy tylko dlatego, że nie chcesz się przyznać do jakichkolwiek pozytywnych uczuć.
– Jesteś trochę bardziej znośny niż inni śmiertelnicy – mruknął Loki, który, pomimo zaróżowionych policzków, wyglądał na bardziej rozluźnionego.
– Twoja kolej – oświadczył Tony.
Mimowolnie pomyślał, że mógłby się do tego przyzwyczaić. Loki może i był momentami pieprzoną primadonną, ale nadawało mu to odrobinę więcej realności. Wydawał się bardziej ludzki, niż kiedy Tony rozmawiał z nim podczas całej afery z Chitauri. Być może nawet bardziej ludzki niż Thor. Siedział, dalej odrobinę niepewnie, na swoim fotelu, popijając drinka, którego jeszcze przed chwilą nie było, i wpatrywał się w Tony'ego kalkulującym, ale już nie wrogim spojrzeniem.
– Udało mi się dotrzeć do informacji o tobie, Stark – oświadczył Loki. – Wiem o porwaniu, reaktorze, odłamkach i zbroi.
Tony wzruszył ramionami. To nie były jakieś supertajne informacje. Jeśli ktoś już wiedział, czego szukać.
– Co o mnie myślisz? – Loki wpatrywał się w sufit, zadając to pytanie.
Tony przez chwilę nie mógł uwierzyć w to, co słyszy.
– Jesteś zasranym nordyckim bogiem, czemu cię to w ogóle obchodzi? – zapytał, unosząc brwi.
– Moje pytanie. Nie twoja sprawa – syknął Loki, patrząc na niego z pogardą.
Tony mógłby się roześmiać, patrząc na niezdecydowanie tego gościa, gdyby nie był tak przerażony jego pytaniem.
– Jesteś... interesujący... – zaczął Tony.
– Jednym zdaniem – warknął Loki.
Tym razem Tony nie powstrzymał głośnego śmiechu, po czym skończył whisky jednym haustem i wstał, żeby nalać sobie następną.
– Nie ufam ci i boję się, że popełniam największy błąd mojego życia, ale rozmawianie z tobą jest jak naprawdę fantastyczna łamigłówka i pociągasz mnie jak skurwysyn – oświadczył Tony, celowo nie patrząc na Lokiego. – Nawet nie wiedziałem, że lubię mężczyzn – mruknął Tony po chwili namysłu.
– To były dwa zdania – oświadczył Loki.
Tony podniósł wzrok znad baru i lekko zakrztusił się pierwszym łykiem whisky. Na miejscu Lokiego siedziała bardzo atrakcyjna brunetka w obcisłej, ciemnozielonej sukience, popijając drinka z palemką. Kobieta powoli wstała i zbliżyła się do Tony'ego. Czuł jej zapach, trochę metaliczny i chłodny, i z bliska wyraźnie widział, jak znajome były jej rysy twarzy.
– Jeżeli masz z tym właśnie problem... – wyszeptała, a jej usta były dosłownie dziesięć centymetrów od Tony'ego.
Stark mógł tylko potrząsnąć głową. Nie miał problemu z niczym w fizyczności Lokiego. Loki pytał i Tony stawał się zadeklarowanym gejem.
– Ale to też ci się podoba – uśmiechnęła się i zmierzyła Tony'ego wzrokiem, a w jej oczach było rozbawienie i coś jeszcze innego. – To daje zupełnie nowe możliwości, prawda?
– Jezu, Loki... – jęknął Tony i pomyślał, że nigdy w życiu nie był tak rozpalony, a Loki nawet go nie dotknął. Na samą myśl, że mógłby to zrobić...
Tony podniósł rękę z zamiarem odgarnięcia włosów z twarzy Lokiego, ale kobieta natychmiast odsunęła się i na jego oczach zmieniła w swoją męską wersję.
– Czas na mnie. Do zobaczenia, Stark.
Loki zniknął. Tony został sam, ciężko oddychając i z całej siły ściskając krawędź baru.
Tony musiał przyznać, że był trochę zdenerwowany. Dochodziła druga w nocy i Lokiego wciąż nie było. Fury powiedział reszcie Avengersów o wizytach boga kłamstw i teraz Tony musiał znosić nie tylko wyzwiska Nicka, ale również mordercze spojrzenie Clinta, który siadał przed Starkiem i godzinami robił coś ze strzałami (Co on robił z tymi strzałami? Polerował je? Nacierał trucizną?), zawiedzione spojrzenia Rogersa i naprawdę niepokojące syki Czarnej Wdowy. Banner na szczęście ze stoickim spokojem wzruszył ramionami i ulotnił się do laboratorium. Fury liczył na to, że Thor niedługo odpowie na jego wyzwanie i pojawi się w Midgardzie, żeby „zabrać stąd tego zasranego psychola". Tony miał nadzieję, że zdąży porozmawiać z Lokim, zanim się to stanie.
– Wyglądasz na zaniepokojonego, Stark. Czyżbyś nie mógł wymyślić pytania?
Tony odwrócił się i zmierzył wzrokiem Lokiego. Był znowu mężczyzną, nadal nosił swoją zbroję i z lekko przekrzywioną głową wpatrywał się w Tony'ego.
– Z tym akurat nie mam problemu – mruknął Tony, intensywnie wpatrując się w gościa. – Co powoduje trzęsienia ziemi?
Przez ułamek sekundy Loki wyglądał na absolutnie zaskoczonego, jego oczy zaczęły się rozszerzać, a brwi unosić. Tony ledwo zdążył to zauważyć, bo Loki natychmiast ułożył rysy twarzy w uprzejme zainteresowanie, starając się zamaskować zdziwienie.
– Trzęsienia ziemi, Stark?
Tony miał na końcu języka kilka komentarzy, zaczynając od „za jak głupiego mnie uważasz", ale zdusił je w sobie, wpatrując się w Lokiego z wielką uwagą. Wcześniejsza chwila zdziwienia wyglądała na tyle autentycznie, że może w grę wchodziło coś innego. Coś, o czym Tony nie pomyślał.
– Kilka godzin po twojej każdej wizycie przez Nowy Jork przechodzi trzęsienie ziemi. Nienaturalne i nieprzewidywalne. – Tony już miał zapytać „co o tym wiesz", ale uznał, że dla bezpieczeństwa lepiej powtórzyć wcześniejsze pytanie. – Co je powoduje?
Loki zacisnął usta i odwrócił się tyłem do Tony'ego, wpatrując się przez chwilę w panoramę Nowego Jorku.
– Nienaturalne trzęsienie ziemi – syknął. – Fantastycznie. – Odwrócił się do Tony'ego i zmierzył go wzrokiem. – Nie miałem o tym pojęcia. Ale prawdopodobnie jestem w stanie wysunąć satysfakcjonującą hipotezę. Trzęsienia ziemi, które nawiedzają Nowy Jork, są efektem mojego pojawiania się na tym świecie – Loki rozglądnął się i Tony pomyślał, że wygląda, jakby sprawdzał, czy jest bezpieczny.
Pewnie – pomyślał z rezygnacją. – Sprawdza, czy magia go nie dusi za parszywe krętactwo.
– Loki – zaczął Tony powoli. – Wiem, że powiedziałem, że ci nie ufam, ale powiedziałem też, że popełniam duży błąd. To jest ten błąd, chcę cię zrozumieć i chcę ci wierzyć. Jeżeli twierdzisz, że byłeś w jakimś stopniu pod kontrolą Chitauri, jeżeli rzeczywiście nie wiedziałeś o tych trzęsieniach... Po prostu wytłumacz mi, co się kurwa dzieje, żebym mógł powiedzieć coś Fury'emu i twojemu bratu.
Loki stał kompletnie bez ruchu, wpatrując się w Tony'ego. Jego usta były mocno zaciśnięte i kompletnie blade, a Tony zupełnie nieadekwatnie do sytuacji pomyślał, że chciałby ich kiedyś spróbować. Chciałby zobaczyć, czy są takie twarde i szorstkie, na jakie wyglądają. Loki powoli rozluźnił się i zamrugał parę razy.
– W Asgardzie jest coś, co wywołuje trzęsienia ziemi. Kiedy przenoszę się do Midgardu, najwyraźniej niechcący otwieram furtkę też dla... tego. Sądzę, że furtka nie jest duża, biorąc pod uwagę, jaką siłę mają w Asgardzie i to, że ta wieża jeszcze stoi. – Loki mówił bardzo powoli, ostrożnie dobierając słowa, i Tony ledwo powstrzymał się, żeby nie zacząć wyć z frustracji.
To nie była bezpośrednia odpowiedź na pytanie, a Loki bardzo wyraźnie lawirował wokół prawdy. Loki nagle zbliżył się do Tony'ego, stając kilkanaście centymetrów od niego. Tony musiał trochę podnosić głowę, żeby patrzeć mu w oczy, ale zupełnie mu to nie przeszkadzało. Loki z bliska był naprawdę oszałamiający.
– Nie powinienem tu przychodzić, Stark – mruknął, a w jego głosie brzmiał autentyczny żal. – Nie, jeśli Thor o tym wie i uzna, że jestem nadal zagrożeniem dla tego świata.
– Co? – Zdziwił się Tony, wciąż próbując przestać myśleć o tym, jak Loki jest blisko i zacząć myśleć o tym, co mówi. – Od kiedy robisz to, co Thorowi odpowiada?
Loki tylko potrząsnął głową.
– Do widzenia, Stark. Tony.
Tony spojrzał na niego z niedowierzaniem i wyciągnął rękę, żeby złapać Lokiego za ramię. Jedyne, o czym mógł myśleć, to że to nie może, po prostu nie może się tak skończyć. Był Tonym Starkiem, na Boga, w jego pieprzonej biografii pisali, że sypiał ze wszystkimi, którzy wpadli mu w oko i rozwiązywał wszystkie problemy, które się przed nim pojawiały. Tymczasem Loki, seksowny, diabelnie sprytny Loki, zamierzał zostawić go z dziwnymi uczuciami, których zupełnie nie rozpoznawał i o które nigdy by się nie podejrzewał, i z masą pytań bez odpowiedzi. Loki nie zdążył nawet się odsunąć, kiedy Tony wyciągnął rękę i zrobił krok w jego stronę, by w końcu pocałować go w te jego głupie, kłamliwe, srebrne, zaciśnięte usta, ale Tony zamknął oczy, zbliżając się, i po chwili uświadomił sobie, że nie czuł nic. Przeszło mu przez myśl, że to koniec, Loki zniknął, on nie zdążył i już nigdy go nie dotknie, i nigdy nie dowie się, o co mu chodziło, ale kiedy otworzył oczy, zobaczył, że Loki nadal jest tuż przed nim. A ręka Tony'ego przechodzi przez ramię Lokiego, nie napotykając oporu.
– Co jest, kurwa? – szepnął Tony.
Loki powoli zamknął oczy z wyrazem absolutnej rezygnacji na twarzy, a Tony pierwszy raz zobaczył, że Loki wygląda na śmiertelnie zmęczonego i absolutnie pozbawionego nadziei.
– Nie możesz mnie dotknąć, Tony – powiedział Loki bardzo cicho – bo mnie tu nie ma.
– Co? Chryste, Loki, co ty w ogóle mówisz? – Tony opuścił rękę, która jeszcze przed chwilą przenikała przez ramię Lokiego, i mocno zacisnął pięści.
– Jestem w Asgardzie, nie pamiętasz? – syknął Loki z goryczą. – Jestem w więzieniu w Asgardzie.
Tony potrząsnął głową, wpatrując się w niego w absolutnym szoku. To było takie oczywiste, że Loki musiał się wyrwać. Nie próbował nawet zrozumieć, jak się to stało. To był Loki, jasne, że uciekł z więzienia. Musiało tak być.
– Przepraszam, Stark – powiedział Loki i zniknął.
Kiedy nad Nowym Jorkiem zaczęło wschodzić słońce, Tony wciąż stał, wpatrując się w miejsce, gdzie wcześniej był Loki.
Tony nienawidził zimnej kawy. Smakowała jak metal, albo może jak krew. Jeżeli krew była ohydna i gorzka. Wziął ostatni łyk z dużego kubka, który przygotował sobie nad ranem. Na ekranach przed nim wyświetlały się skany starych, pożółkłych stron, a Tony nerwowo poprawiał programowanie swojego autorskiego programu translatorskiego. Pracował non stop, odkąd otrząsnął się z szoku po zniknięciu Lokiego. Dochodziła piętnasta, co oznaczało, że nie spał już grubo ponad dobę. Na szczęście, po kilku godzinach sfrustrowanego poszukiwania, udało mu się znaleźć bardzo obiecujący trop. Tony miał głęboką nadzieję, że się myli, ale nie zamierzał odrzucać żadnej możliwości.
– Dum-E, może zrobiłbyś mi kawę? – zapytał z nadzieją Tony, nie podnosząc głowy znad klawiatury.
– Nie wgrał mu pan tak skomplikowanych ustawień, proszę pana – odezwał się Jarvis.
– Skomplikowane, jasne, bo ty byś nie umiał mu tego wgrać, skoro już jesteś bardziej spostrzegawczy niż ja – mruknął Tony pod nosem.
– Nie powinien być pan zazdrosny, panie Stark – odparł Jarvis. – Każdy mój sukces jest pana sukcesem.
– Tak to sobie tłumaczę – westchnął Tony. – Dum-E, w takim razie podaj mi z lodówki jakiegoś energetyka.
Tony nerwowo spojrzał na zegarek. Nie wiedział, kiedy Thor przybędzie na wezwanie Fury'ego, ale chciał być na to w stu procentach gotowy. I miał do Thora parę pytań. Na ekranie przed nim translator właśnie pracował nad wszystkimi możliwymi przekładami zdania „Þā kiptiz hann svā hart viþ, at þaþan af skalf jǫrþ ǫll: þat eru nū kallaþir landskjālftar".
Nie mógł się doczekać, co Thor będzie miał do powiedzenia.
– Człowieku z Żelaza! – zagrzmiał Thor na powitanie.
Wszyscy byli już na miejscu. Banner siedział w kącie, wyglądając, jakby bardzo nie chciał tu być, Natasza wpatrywała się w Tony'ego z deprymującą intensywnością, Clint wyglądał, jakby zjadł coś nieświeżego, a Rogers przyjął pozę dobrotliwego wujka, który zaraz rozwiąże ich wszystkie problemy. Tylko Fury jak zwykle wyglądał, jakby cała sprawa była niepotrzebnym zawracaniem mu dupy.
– Thor. – Tony skinął mu sztywno głową.
– Świetnie. Skoro nasz jak zwykle zaangażowany w najgorsze gówno, nieomylny Tony Stark postanowił zaszczycić nas swą obecnością, możemy przejść do sedna problemu – oświadczył Fury. – Sprawa jest taka...
– Przepraszam, Nick – przerwał mu szybko Tony. – Wiesz, znasz mnie, zawsze muszę być w centrum uwagi – oświadczył z najbardziej sztucznym uśmiechem, jaki udało mu się z siebie wydusić od lat. – Mógłbym może zadać Thorowi kilka pytań, zanim przedstawimy mu nasz problem?
– Nie wiem, czy się dobrze rozumiemy, Stark – warknął Fury. – Daję ci pewne pole manewru, bo wyleciałeś w kosmos z pociskiem atomowym. Ale to, co teraz robisz, to jest zdrada państwa i całej pierdolonej planety i moje wyrywanie ci nóg z dupy będzie twoim najmniejszym zasranym problemem, kiedy ktokolwiek spoza T.A.R.C.Z.Y. dowie się o twojej... kooperacji z Lokim.
Tony nie wiedział, czy bardziej denerwowało go to, że Fury jak zwykle traktował go jak kapryśnego półgłówka, czy to, że powiedział Thorowi praktycznie wszystko, co chciał przed nim jeszcze przez chwilę ukryć. Usta Thora poruszyły się w bezgłośnym „Loki" i patrzył na Tony'ego ze znacznie większym niepokojem niż wcześniej. Tony postanowił nie tracić czasu na dalsze przepychanki słowne z Furym.
– Thor, kiedy zabrałeś Lokiego do Asgardu, co z nim zrobiliście?
Thor był nienaturalnie blady. Rogers uniósł brwi, a Clint wyglądał, jakby rozważał strzelenie Tony'emu z łuku prosto w twarz.
– Uwięziliśmy Lokiego, Człowieku z Żelaza. Po to wziąłem go do Asgardu – odparł powoli Thor, ale mówił znacznie ciszej niż normalnie.
Natasza powoli zmrużyła oczy i przeniosła badawcze spojrzenie z Tony'ego na Thora.
– Jakiś sąd? Przesłuchanie? I gdzie go uwięziliście? Jak udało wam się go opanować z całą jego magią i wszystkim? Nie zrozum mnie źle, Thor, kumplu, ale wysłaliśmy gościa za coś, co zrobił u nas. Chciałbym mieć pewność, że wiecie, co robicie.
Thor przez chwilę patrzył się na Tony'ego w milczeniu, po czym powoli wypuścił powietrze z ust i opadł na jeden z foteli.
– Nie wiem, skąd wzięła się twa podejrzliwość, Człowieku z Żelaza, ale chcę, żebyś wiedział, że robiłem, co w mojej mocy. Karę na Lokiego nałożył sam Wszechojciec i choć próbowałem go od tego odwieść, nie wysłuchał moich próśb.
Tony wpatrywał się w niego z pewnym niedowierzaniem. Wiedział, że coś było nie tak, przypuszczał co, ale tak naprawdę nigdy nie sądził, że Thor by się na to zgodził. Thor, który wciąż uważał Lokiego za brata. Czuł, jak głos więźnie mu w gardle i nie miał pojęcia, jak ma dalej pytać. Na szczęście z pomocą przyszła mu Natasza.
– Co mu zrobiliście? – zapytała wypranym z wszelkich emocji głosem.
– Czy to ma jakieś znaczenie? Oszaleliście? – warknął Clint. – Facet jest groźnym maniakiem, jest bezpiecznie zamknięty w innym świecie, to nie jest już nasza sprawa!
Steve potrząsnął głową.
– Oddaliśmy go Asgardczykom, pomimo tego, że jego zbrodnie były skierowane przeciw nam. Jeżeli zrobili coś nieludzkiego... – Wpatrywał się z niepokojem w Thora.
– Co zrobiliście? – powtórzyła Natasza.
Thor milczał, mocno zaciskając pięść na Mjölnirze.
– Robicie sobie jaja, prawda? – odezwał się z kąta Bruce. – Nie mówcie, że to jest ta historia z wężem i trzęsieniem ziemi?
– Hej, ty o tym wiedziałeś? Pięć godzin czytałem te zasrane poematy! – wykrzyknął Tony, patrząc w zdumieniu na Bruce'a, który przewrócił tylko oczami.
– Możecie w końcu powiedzieć, o co wam wszystkim chodzi, ciule? – warknął przez zęby Fury.
Rogers wyglądał na urażonego. Thor na szczęście nie zrozumiał obelgi.
– Loki został przywiązany do skały – zaczął Thor. – Przywiązany... wnętrznościami swojego syna, aby nie zechciał się wyrwać. Gdy rozerwie swoje... łańcuchy, jego syn umrze. Nad Lokim jest wąż, którego jad kapie mu na twarz, sprawiając męki.
Tony czuł, że gdyby cokolwiek zjadł przez ostatnie dwanaście godzin, na pewno by to teraz zwrócił.
– Dlatego mamy trzęsienia ziemi – oświadczył zimno. – Ból Lokiego powoduje trzęsienia ziemi, niech zgadnę, w całym Asgardzie?
– Więzienie jest głęboko pod ziemią i daleko od pałacu – mruknął Thor, nie patrząc nikomu w oczy. – Ale jeżeli Loki przesyłał tu swój wizerunek, część magii, która powodowała trzęsienia, musiała przebywać Yggdrasil wraz z nim.
– To nie jest magia, tylko ból – wysyczał Tony. – Nie mów o tym jak o pieprzonym zjawisku fizycznym. Trzęsienia ziemi powstają z ruchów tektonicznych, a nie dlatego, że ktoś jest torturowany tak, że dwa światy się wokół niego trzęsą!
Thor podniósł na niego wzrok i popatrzył badawczo.
– Co mój brat ci powiedział, Człowieku z Żelaza? Musisz wiedzieć, że jest wytrawnym kłamcą.
– To nie ma znaczenia – oświadczył nagle Steve i Tony spojrzał na niego ze zdziwieniem. Był pewien, że kto jak kto, ale Kapitan Ameryka powinien wykrzesać z siebie współczucie dla torturowanego wroga. – Thor, musisz uwolnić Lokiego. Nie możemy zgadzać się na coś takiego. Jeśli trzeba, powiedz Odynowi, żeby przysłał go tu z powrotem, albo znajdziemy sposób, żeby dostać się do Asgardu i naprawić zło, do którego się przyczyniliśmy.
Clint przewrócił oczami, a Tony z ulgą usiadł przy stole. Był śmiertelnie zmęczony. Nigdy nie cieszył się bardziej, że to Steve był ich przywódcą. Thor wyglądał na zawstydzonego, ale już kiwał głową. Natasza krótko skinęła Fury'emu, który skierował się do drzwi bez słowa pożegnania, mrucząc pod nosem „obcisłe majty i za dużo wolnego czasu". Bruce uśmiechnął się pocieszająco do Tony'ego ze swojego kąta.
Tony nie mógł się ruszyć. Nie dotykało go absolutnie nic, był jakby zawieszony w pustce. Otaczała go całkowita ciemność, nie było ani jednego światła. Cisza dzwoniła mu w uszach. Usiłował się ruszyć, uciec stąd, zrobić cokolwiek, ale był kompletnie bezwolny. Czuł bicie swojego własnego serca i krew płynącą w jego żyłach. Był on sam i nic innego. Nagle zobaczył przed sobą Lokiego, który, ubrany w obcisłą zieloną sukienkę i hełm z rogami, uśmiechał się do niego zalotnie. Nie ma cię tu – chciał powiedzieć Tony, ale z jego ust nie wydobył się nawet najcichszy dźwięk. Stark – powiedział na głos Loki i cisza się złamała. Tony poczuł, że spada, że nie może nic zrobić i leci w dół, w ciemność, w otchłań...
– Stark.
Tony zerwał się z łóżka i rozejrzał w panice. Lekkiej i całkowicie racjonalnej panice.
– Loki? Jesteś... – wychrypiał, zbliżając się do fotela naprzeciwko jego łóżka, na którym siedział bóg kłamstw.
Loki tylko potrząsnął głową.
– Jestem w Asgardzie.
Tony zbliżył się i spróbował dotknąć Lokiego. Nie czuł nic, a wyglądało to, jakby wsadzał rękę w mgłę.
– Pomimo tej niedogodności, muszę ci... – Loki odchrząknął niepewnie – podziękować. Nie będę już niepokoił Midgardu trzęsieniami ziemi.
– Przestali cię torturować? – zapytał Tony, siadając z powrotem na łóżku.
Loki powoli podniósł się z fotela.
– Tak. Oczywiście, jeśli chcesz, opowiem ci o tym ze szczegółami, nie jest to dla mnie zupełnie traumatyczne – oświadczył Loki, przewracając oczami.
Pomimo sarkazmu i obronnej postawy, Tony pomyślał, że Loki wygląda dużo lepiej. Cóż, że magiczny wizerunek Lokiego wygląda lepiej.
– I co zamierzasz zrobić teraz? – zapytał Tony, sięgając po szklankę z wodą i unikając wzroku Lokiego, który powoli usiadł na łóżku obok niego. – Wyobrażałem sobie od pewnego czasu, że cała nasza zażyłość zakończy się trochę bardziej... fizycznie, niż ma szansę w twoim obecnym stanie.
Loki uśmiechnął się do niego złośliwie.
– Jesteś bardzo niecierpliwy, Stark. Możesz zawsze do mnie wstąpić z wizytą małżeńską.
Tony zakrztusił się przełykaną wodą i spojrzał na Lokiego z niedowierzaniem.
– Jesteś naprawdę szalony – mruknął, po czym szeroko się uśmiechnął. – Chociaż zobaczenie miny Thora może być tego warte.
Loki krótko się zaśmiał i Tony pomyślał, że jeszcze nigdy nie słyszał Lokiego tak beztroskiego.
– Połóż się, Stark. Nie powinienem zakłócać ci odpoczynku – powiedział i Tony powoli położył się z jednej strony łóżka, zostawiając Lokiemu dużo miejsca i patrząc na niego wyczekująco.
Loki teatralnie westchnął i położył się na boku, z twarzą zwróconą w stronę Tony'ego.
– Więc, twoja kolej – oświadczył Tony.
Starał się nie myśleć o tym, jak bardzo chciałby go pocałować. Albo chociaż wziąć za rękę. Boże, zmienił mnie w pieprzonego romantyka. To brak seksu, wszystko przez brak seksu – pomyślał Tony z pewnym przerażeniem.
– Oczywiście, Stark. Wolałbyś wziąć mnie za pierwszym razem tak jak teraz czy w mojej kobiecej wersji?
– Loki! – wykrzyknął z fałszywym oburzeniem Tony, próbując powstrzymać śmiech.
Nie mógł oprzeć się myśli, że był naprawdę blisko czegoś bardzo dobrego.
fin.
„Þā kiptiz hann svā hart viþ, at þaþan af skalf jǫrþ ǫll: þat eru nū kallaþir landskjālftar" –"Then he struggled so hard that the whole earth shook therewith; and now that is called an earthquake." (Potem wyrywał się tak mocno, że cała ziemia drżała wraz z nim - co teraz nazywane jest trzęsieniem ziemi)
