Tekst powstał z okazji fikatonu na Forum Literackim Mirriel. Wskazówką dnia była miłość i rewolucja.

Betowała SzmaragDrac


Cena miłości

— Yuuri, dobrze się czujesz?
Katsuki wyprostował się natychmiast. Przyjechali z Victorem do Hasetsu na zaledwie parę dni, ale był to czas dla nich — żadnych obowiązków, żadnych treningów, tylko oni dwaj, relaks, gorące źródła i dobre jedzenie. (A także Makkachin. I rodzice Yuuriego. I Minako. I trojaczki Nishigori. No dobrze, nie całkiem taki był plan, ale i tak bawili się świetnie... Do dziś).
— Co? A, tak, tak, cudownie! — wykrzyknął Yuuri aż nazbyt entuzjastycznie, po czym zachwiał się i z całej siły oparł się na ramieniu Victora.
— Yuuri? — Rosjanin przytrzymał go odruchowo, ale wyglądał na całkowicie skołowanego. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego, że Katsuki wisi na nim całym ciężarem, i sięgnął po stojące nieopodal krzesło. — Wszystko w porządku?
To było głupie pytanie, pomyślał Yuuri odrobinę z przekąsem, kiedy świat już przestał wirować. Ale cóż, nie było sensu dłużej udawać.
— Chyba trochę się pochorowałem — wyznał niechętnie, odgarniając włosy z czoła.
Victor ukucnął przed nim i przez dłuższą chwilę bez słowa świdrował go wzrokiem.
— Faktycznie, jesteś nieco blady — powiedział w końcu z namysłem.
Super, jest postęp, jeszcze chwilę temu byłem całkiem zielony... Yuri wolał nie mówić tego na głos. Właściwie mówienie w ogóle przychodziło mu w tym momencie dosyć ciężko.
— Muszę się położyć — odmruknął. — Nie mów nic mamie, okej? Ani tym bardziej Minako... Najlepiej w ogóle nikomu nic nie mów. Jakby pytali, powiedz, że się uczę.
— Czego? — Gdyby Yuuri nie czuł się tak okropnie, zagubienie Victora pewnie by go bawiło. Było dość urocze.
— Nie wiem, rosyjskiego? Wymyśl coś.
— Rosyjskiego beze mnie? Nie uwierzą. — Na widok spojrzenia, jakie posłał mu Yuuri, Victor natychmiast wziął się w garść. — Jasne. Powtarzasz słówka. Chodź, zaprowadzę cię do pokoju. A potem... wiem, potem przeniosę ci katsudona!
— NIE! — wrzasnął Yuuri tak nagle, że Victor aż odskoczył, i w efekcie obaj mało co się nie przewrócili.
— Yuuri? — odezwał się Victor niepewnie. — Przecież ty kochasz katsudony. — Brzmiało to bardziej jak pytanie niż stwierdzenie.
Katsuki przełknął ślinę i ostrożnie pokiwał głową.
— Kocham — zgodził się. — I właśnie dlatego zjadłem wczoraj cztery porcje. Plus deser. I trzy kolejne w nocy, kiedy nie mogłem spać. A potem jeszcze jedną z tobą na śniadanie, no i te podwójne lody, które kupiliśmy po wyjściu od Yuuko. I teraz mam taką rewolucję w żołądku, że nie zjem nic przez najbliższy miesiąc — wyjęczał.
Victor, ten okrutny, bezduszny drań, zachichotał.
— Cóż, czasem miłość ma swoją cenę.