Neji nie był kimś, kto ogląda się za kobietami. Nie był też kimś, kto poważnie myślałby o swojej romantycznej przyszłości – żona czekająca z obiadem, pierworodny syn, który odziedziczyłby po nim zdolności, drzewo, o którym być może ktoś kiedyś pamiętałby, że to on własnoręcznie je zasadził. Zdecydowanie nie myślał o takich trywialnych, prostych i ludzkich rzeczach. Nie chciał nikogo narażać na swoją spuściznę – dziedzictwo członka gałęzi klanu Hyuuga. Bezwzględne posłuszeństwo trzonowi, jego dzieci miałyby obowiązek chronić pierworodne dziecko Hanabi. Wolał o tym nawet nie myśleć. Gdyby już miał syna, zapewne kochałby go najbardziej na świecie. Jakim jednak dowodem jego miłości byłoby przyzwolenie, aby syn został złapany w sidła trzonu?

Nie, Neji nie żywił już jawnej urazy do wuja i jego rodziny. Wiedział, że jego ojciec dobrowolnie oddał swoje życie. Wiedział, że wuj pragnie jego wybaczenie. Przecież je dostał! Jednak… Neji wiedział także, że winien jest trzonowi bezwzględne posłuszeństwo. A gdyby choćby na chwilę o tym zapomniał, to był wręcz pewien, że zostałby oprzytomniony. A ból, jaki przeszyłby wtedy jego skronie i przesuwał się powoli w głąb mózgoczaszki, utrzymywałby się potem przez długie godzin, uniemożliwiając mu trening. Taki już był jego klan od pokoleń i Neji nie był w stanie tego zmienić, nawet jeśli komuś mogło wydawać się, iż to się stało.

Trening. To on był dla niego w tej chwili najważniejszy. Okrzyknięty geniuszem swego klanu, dał popis swoich umiejętności w czasie Czwartej Wielkiej Wojny Shinobi. Walcząc pod sztandarem zjednoczonych sił zasłużył na honorowe odznaczenie za swoje zasługi. Wiedział także, że nie dokonałby tego, gdyby jego kompania nie dołączyła do kompani pierwszej, w której była TenTen. Lata wspólnych treningów sprawiły, że znali swoje umiejętności na wylot. Ona odwracała uwagę przeciwnika walcząc na odległość, aby on miał do niego łatwiejszy dostęp. Kiedy kompanie wymieszały się, mieli szansę pokazać co potrafią. Obydwoje. I zostali za to nagrodzeni.

Po wojnie (brzmi to tak prosto, a przecież doprowadzenie do tego stanu wcale proste nie było), zaczęto porządkować wiele spraw. Trwało to latami. Ciała zmarłych shinobi zaczęto pieczętować, aby niemożliwe było ich przyzwanie, tą wyklętą przez narody techniką, kiedykolwiek. Zjednoczone Narody Shinobi (ówcześnie) doszły do wniosku, że nikt nigdy nie powinien być w stanie posługiwać się techniką tak plugawą jak ta. Oprócz tego poszerzono zakres poszukiwań zdolności ninja wśród cywili. W wojnie zginęło wielu shinobi, niekiedy zabite zostały całe rodziny. Dlatego też istotnym było jak najszybsze przywrócenie równowagi między wioskami. Zaczęto więc poszukiwać potencjalnych posiadaczy układu chakry wśród ludzi niezwiązanych z ukrytymi wioskami. Poza tym niektórzy do tej pory leczyli rany: zarówno te fizyczne, jak i te na duszy. Wielu shinobi musiało walczyć ze zmarłymi, którzy byli dla nich w jakiś sposób ważni. Sprzeniewierzyć się samemu sobie, zaatakować dawnego towarzysza… Oprócz tego było wiele innych „niedokończonych" (a nierzadko nawet nie zaczętych) spraw.

Jednej z nich jednak młody geniusz Hyuuga przewidzieć nie mógł. Nie podejrzewał też niczego w dniu przed swoimi dwudziestymi czwartymi urodzinami, kiedy to wuj wezwał go do siebie na rozmowę. Można więc wyobrazić sobie jego zdziwienie, gdy zakomunikowano mu, iż starszyzna klanu życzy sobie, aby ożenił się i – cytując jego wuja – „spłodził syna". Jako że Hiashi nie był typem, który lubił żartować, Neji nie odważył się także roześmiać. A miał ochotę na choćby zrozpaczone krótkie westchnięcie głębokiego poirytowania ponowną ingerencją szanownego trzonu w jego prywatne życie. „Nie sądzę, abym miał na to czas" spróbował wtedy odpowiedzieć. Z rangą S-Jounina zamierzał aplikować do ANBU wraz z TenTen i Lee, do tego był w trakcie tworzenia nowej techniki opartej na zdolnościach klanu Hyuuga, a zainspirowanej Rasenganem Czwartego Hokage. Nie, Neji zdecydowanie nie miał czasu na szukanie kobiety, z którą odważyłby się spędzić resztę życia. Nie zawahał się także poinformować o tym wuja. Okazało się, że to także nie stanowi dla Starszych problemu – oni znajdą kandydatki, a on już wybierze taką, która spodoba mu się najbardziej (lub podpadnie najmniej – dodał wtedy w myślach).

Obiecując rozważyć wszystkie za i przeciw, opuścił pokój wuja i udał się prosto na polanę treningową. Dopiero, kiedy z przemęczenia od beznamiętnego uderzenia pięściami w drewniany pal wbity w ziemię, niemal zemdlał z przemęczenia, odważył się nad tym zastanowić, leżąc na chłodnej ziemi. Gwiazdy pojawiły się już na niebie i zdawały się śmiać z nieporadnego romantycznie Hyuugi, gdy ten próbował wyobrazić sobie siebie z jakąkolwiek kobietą przy boku.

Przez głowę przelatywały mu wszystkie potencjalne kandydatki z przeszłości. Nigdy żadnej z nich nie wybrał, co też było powodem, dla którego nieco się bał tych nagłych zmian w swoim życiu. Nie wiedział jak to jest, gdy serce bije szybciej na czyjś widok. Jeśli jego serce przyspieszało, to z powodu adrenaliny. Jeśli o kogoś się bał, to o swoich towarzyszy, gdy znaleźli się w niebezpieczeństwie. Jeśli dzielił się z kimś swoimi uczuciami, to… Właściwie to nie dzielił się. Tylko TenTen potrafiła go przejrzeć, choć i tak rzadko się jej do tego przyznawał. Zbywał ją wtedy krótkim „Hn" i wracał do treningu.

Zdecydowanie nie potrzebował kobiety w życiu prywatnym. Nie potrzebował nawet życia prywatnego. Miał swoje życie shinobi i ono w zupełności mu wystarczało. Z taką myślą zamknął oczy i oparty o drewniany pal, zasnął. A w nocy śnił mu się mały chłopiec, całkiem podobny do niego, ginący w zielonym płomieniu i szkaradna kobieta o szponach zamiast paznokci i szpiczastych zębach…

Kiedy obudził się następnego ranka cały obolały i przemarznięty, wiedział już, że nie powinien się sprzeciwiać. Jedyne co mógł zrobić to zminimalizować nieprzyjemne konsekwencje tej absurdalnej sytuacji – uczynić ją tak dogodną sobie, jak to tylko możliwe.

Kiedy podnosił się z polany i otrzepywał resztki kurzu z ubrania, krwawe otarcia na dłoniach dały o sobie znać. Zerknął na pal. Bandaż, którym był owinięty, miał teraz gdzieniegdzie intensywnie czerwone plamy. Jednak wiedział już co zrobi. Neji westchnął – był zły na siebie, że tak dał się ponieść emocjom. Teraz już spokojny – przecież podjął decyzję – zniknął z polany treningowej w kłębie dymu.

.

.

Kiedy dane mu już było usiąść w swoim pokoju na wygodnej podusze przy niskim stoliczku, z cienkim pędzlem w dłoni i arkuszem papieru, starał się zapanować nad swoimi emocjami. Powoli zapisał pierwsze znaki, u samej góry, na środku, od prawej do lewej. Słowo brzmiało „warunki".

Nie namyślając się długo, swoim skrzętnym delikatnym charakterem pisma narysował kolejne znaki. „Każda z kandydatek powinna spełniać następujące warunki:" napisał i zmarszczył brwi. Zamierzał później przekazać to pismo Hiashi'emu przez służbę. Gdyby chciał mu to wręczyć osobiście, prawdopodobnie nie spojrzałby wujowi w oczy. Neji czuł się upokorzony, a jednak… Jeśli starszyzna klanu koniecznie chciała, aby przekazał on komuś swoje geny wraz z byakuganem, nie miał wyboru. Po prostu przestanie na siebie patrzeć w lustrze, kiedy już… To wszystko dojdzie do skutku.

Przez kolejne dwie godziny następne kartki papieru, jedna za drugą, zmięte lądowały na podusze obok niego. Każda z nich zawierała jakiś błąd. Coś, co napisał, a czego nie chciał. Za dużo, za mało, za delikatnie, za mocno. Jakby nie patrzeć – ta kartka miała zadecydować o jego dalszym życiu. Jeśli się pomyli…

W końcu jednak udało mu się – lista, którą stworzył, zdawała się być wystarczająco znośna. Neji zaznaczył w niej, że jego żona powinna być osobą cichą, niesprzeciwiającą się, niewymagającą zbyt dużej uwagi z jego strony, mogącą pełnić funkcje reprezentacyjne. Co więcej – musi umieć opiekować się dziećmi, być miła, delikatna, uczynna i cierpliwa. Następujące po tych uwagach znaki były nieco większe od wszystkich – „Nie może być kunoichi" głosił napis.

Neji nie chciał widywać tej kobiety częściej, niż to absolutnie konieczne. Chciał wrócić do domu z misji, przywitać się z synem i zjeść przygotowany przez żonę posiłek, po czym udać się do swoich spraw. Nie zamierzał wchodzić z nią w uczuciową relację. Jego życiem była walka. W czasie wojny utwierdził się w tym przekonaniu. Nie chciał, aby ta kobieta wchodziła w tą konkretną część jego życia. Do tej pory wydawało mu się, że będzie mógł do końca swoich dni walczyć, mając u boku TenTen i Lee – swoich towarzyszy. Chyba po raz pierwszy zdarzyło mu się myśleć o nich z takim rozczuleniem. Zastygł w bezruchu, oddając się w pełni myślom, które powoli przewijały się przez jego wymęczony umysł, i nie zwrócił nawet uwagi na fakt, że z pędzelka spłynął tusz, kapnął i utworzył kleksa na niemalże idealnej kartce papieru.

.

.

Stukanie w szybę. Podniósł wzrok na okno, za którym stała znajoma sylwetka. Może nawet by się ucieszył, ale w tej chwili czuł się jak dzieciak przyłapany na czytaniu jednej z perwersyjnych powieści Mistrza Jirayi. Nim kobieta (już nie dziewczyna) zdążyła otworzyć okiennicę i skoczyć na podłogę jego pokoju, zapisane i pogniecione kartki leżały już pod stolikiem, a część także pod poduszkami.

- TenTen – wydusił z siebie jedynie, nie dając jednak poznać po sobie zmieszania. Był poważny jak zwykle nie powinna nic zauważyć.

Zlustrował jej sylwetkę od góry do dołu. Wyglądała… Zupełnie tak jak zwykle. Dopiero dzisiaj jednak, być może przez nadmiar zastanawiania się nad kobietami i celem ich egzystencji na tym padole, zwrócił uwagę na to, że nie zauważył, kiedy tak… wyrosła. Owszem, widywał ją codziennie, ale dopiero teraz zwrócił uwagę na fakt, że nie przypominała już zupełnie w niczym tej młodej genninki, jaka stawała mu przed oczami, ilekroć o niej myślał. Wiedział, że obraz ten właśnie został wyparty przez nową, dojrzalszą TenTen o wyraźnych rysach twarzy, inteligentnym spojrzeniu, krągłych piersiach, delikatnym, figlarnym uśmiechu, długich nogach oraz subtelnej elegancji i dystyngowania, na które wcześniej nie raczył zwrócić uwagi. Długo to trwało, nim zdał sobie sprawę z tych wszystkich szczegółów, ale lepiej późno niż wcale.

- Pracujesz – uznała na pierwszy rzut oka, patrząc na kałamarz, pędzelek i puste kartki. – Nie przeszkadzam? – Spytała oczywiście przez grzeczność, ale nim się obejrzał, ona już zajęła miejsce po przeciwnej stronie stołu, usadawiając się wygodnie na jednej z poduch. Uśmiechnęła się do niego ciepło. – Wychodzisz gdzieś… dzisiaj? – spytała delikatnie, wpatrując się w niego z uwagą.

- Nie, skądże… Dlaczego...? – nie dokończył, gdyż kunoichi przerwała mu.

- Zapomniałeś – uznała rozbawiona. Brązowe oczy śmiały się z niego jawnie, a niesforne kosmyki włosów latały we wszystkie strony, gdy kręciła głową z niedowierzaniem. – Znowu zapomniałeś.

- Hmm? – mruknął jedynie, patrząc na nią ze zdziwieniem.

Ona w tym czasie wyciągnęła jeden ze swoich zwojów i rozłożyła go płynnym ruchem na stoliku. Przyłożyła dłoń i przed nimi pojawił się niewielki tort, a wraz z nim butelka sake, dwie czarki i talerzyki.

- Wszystkiego najlepszego, panie Hyuuga – zaśmiała się, stając na równe nogi. Przykucnęła tuż obok niego i objęła zdziwionego szatyna. – Czego ci życzyć?

Urodziny. Zupełnie zapomniał. Wczoraj o tym pamiętał, ale dzisiaj już był zaabsorbowany żądaniami starszyzny do tego stopnia, że było to ostatnie, o czym mógł pamiętać. Uśmiechnął się nawet delikatnie, a zacięcie w jego oczach nieco zelżało.

- Szczęścia – szepnął, rozluźniając się nieco w uścisku przyjaciółki. Ona pamiętała. Zawsze.

.

.

Po torcie pozostały już tylko okruszki, wychylali raz za razem czarki z sake, wznosząc co raz to nowe toasty. TenTen obiecała mu w dniu dwudziestych pierwszych urodzin, a więc kiedy osiągnął pełnoletniość, że już nigdy więcej nie każe mu spędzać ich w większym gronie. Wtedy pokusiła się o zwabienie go do Brb-Q, gdzie oprócz ich drużyny, była reszta ich przyjaciół… Od tamtej pory jego urodziny świętowali sami, rozmawiając o minionym roku. Jej urodziny były pod tym względem nieco inne i Neji nie mógł się nie uśmiechnąć na samą myśl o tym… Ona była o wiele bardziej towarzyska od niego.

Butelkę sake opróżnili dosyć szybko i dyskutowali już teraz z wypiekami na twarzy. TenTen napomknęła, że powinni byli zaprosić Tsunade-hime, z pewnością brakowało jej okazji do wypicia. I jakoś tak powoli posypała się lista osób, które jednak mogłyby przyjść, głównie z jej strony. Zgodnie stwierdzili także, że sake to dobra wymówka, dla której Lee nie powinien był przychodzić. Nim się obejrzeli, zawartość drugiej butelki sake (pochodzącej dla odmiany z barku Neji'ego) dziwnym sposobem wyparowała.

- Niedługo będziemy w ANBU… - szepnęła nagle poważniejąc. Zmarszczyła brwi. – Myślisz, że trafimy do jednego oddziału?

Neji westchnął cicho i wzruszył ramionami. Ich zgranie od jakiegoś czasu było na językach w wiosce, więc…

- Być może… - odparł beznamiętnie, ale po chwili uśmiechnął się. – Mam nadzieję. Bez was…

Zamilkł. TenTen od dawna już podejrzewała, że jego system autoimmunologiczny zawiera przeciwciała, które mają za zadanie powstrzymywać go przed wypowiadaniem swoich uczuć. Z czasem jednak nauczyła się dokańczać te zdania za niego.

- Hai – szepnęła tylko, wykładając się jak długa na dwóch poduszkach, kładąc bose stopy na tatami. Przewróciła się na bok i popatrzyła na niego. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, gdy w oczy rzuciła jej się zmięta kartka. Z ciekawości wyciągnęła ją spod stołu. Odwróciła się na drugi bok, aby uniknąć dłoni Neji'ego, który to rzucił się ponad stolikiem, zrzucając przy okazji puste butelki po sake i czarki na podłogę, chcąc jej odebrać kartkę. Ona jednak już ją otworzyła i zaczęła czytać. – Warunki? – przeczytała na głos i wstała na równe nogi, uchylając się przed Neji'm.

Na jej szczęście jego zmysły były stępione przez alkohol. Mogła więc unikać go, równocześnie czytając. Przeleciała jednak wzrokiem kilka razy po kartce, niewiele z tego rozumiejąc.

- Co to? – spytała niepewnie, patrząc na towarzysza.

Wyrwał jej kartkę i podarł w mgnieniu oka. Nie chciał, aby wiedziała o wielkim planie jego klanu. Z jakiegoś powodu pragnął trzymać ją z daleka od tego. Z drugiej zaś strony… Była jego przyjaciółką. Z kim, jeśli nie z nią mógł się podzielić czymś takim?

Zrobił krok w stronę szatynki i spojrzał jej w oczy. Zmarszczył lekko brwi, westchnął, zerknął w róg pokoju, potem znowu na nią, zmierzył jej sylwetkę od palców u stóp do czubka głowy, otworzył nawet usta, ale po chwili znowu je zamknął.

- Neji – szepnęła poważniejąc. – Coś się stało? – spytała delikatnie i cicho, robiąc krok w jego stronę.

- To… Zapomnij o tym – mruknął, wracając do stołu. Usiadł na podusze, ale nim się obejrzał ona zajęła miejsce obok niego i oparła głowę na jego ramieniu. Siedzieli tak dłuższą chwilę, wpatrując się w bujający się na przeciągu płomień świeczki stojącej na jednej z półek.

- Powiedz mi – szepnęła z naciskiem w głosie.

Cisza, jaka zapadła, zdawała się nie mieć koń…

- Starszyzna nakazała mi się ożenić – wydusił z siebie w końcu na jednym wydechu, żeby tylko nie zamilknąć. – Konkretniej spłodzić potomka… - dodał już spokojniej, marszcząc brwi. Przeprowadził ją powoli przez tok myślenia wuja i starszych klanu, porządkując te informacje także w swojej głowie, a następnie opowiedział o swoim pomyśle postawienia warunków co do kobiety, która ma zostać wybrana. Z każdym kolejnym zdaniem czuł jak gula w jego gardle rośnie. Był bliski pozwolenia łzom popłynąć, im dalej brnął w tę opowieść. Wreszcie jednak skończył, dając jej czas na przemyślenie tego.

- Nie chcesz się żenić – szepnęła po chwili, zupełnie jakby to nie było oczywiste. Westchnęła cicho, przyciągając zdziwionego przyjaciela do siebie i przytulając mocno. – To okropne… - dodała, marszcząc lekko brwi.

- Poświęciłem swoje życie samodoskonaleniu. Jesteś jedyną obcą kobietą, którą widuję regularnie od kilku lat. – Mimowolnie sięgnął po butelkę sake, jakby te słowa wymagały popicia ich winem dla zabicia tego strasznego smaku. Niestety, w środku było pusto. Westchnął. – Nigdy nawet nie myślałem o byciu w związku… - wyznał. A zdanie aż prosiło się o dokończenie „A oni nagle chcą, żebym się ożenił."

- Neji… - szepnęła cicho. – Przecież wiesz, że wśród cywili kojarzone małżeństwa są normą. W naszym świecie również nie należą do rzadkości. Po prostu… Powinieneś… Powinieneś ją zaakceptować. Może nawet pokochać… - Głos jej zadrżał, stłumiła ten moment zawahania westchnięciem i tym razem to ona sięgnęła po butelkę sake. Kiedy o tym mówiła, miała wrażenie, że jakaś część jej samej ulatnia się pod sufit i wylatuje oknem. Okropne uczucie. – To… To nie będzie jej wina. Na pewno… Mam nadzieję, nie będzie zasługiwać na traktowanie jej jak powietrza…

Spojrzał na nią zupełnie, jakby właśnie oznajmiła, że został mu rok życia. Albo jakby oświadczyła, iż kogoś mu zabiła.

Patrzyła na niego i uśmiechała się ciepło, chociaż gdzieś głęboko w środku czuła, jak jej serce krwawi. Równocześnie nie mogła jej dać spokoju jedna myśl. Wydawało się, że jej wieloletni przyjaciel nieco obawiał się kobiet. I stwierdzenie to było raczej eufemizmem. Na trzeźwo nigdy nie dałby tego po sobie poznać, ona jednak, kierując się zapewne swoją wrodzoną, żeńską intuicją, słynnym szóstym zmysłem, postanowiła upić go tego feralnego wieczora.

W chwili, gdy uświadomiła sobie ten niezaprzeczalny fakt, w jej głowie zakiełkował pomysł (pomysł, jaki mógł powstać tylko w głowie pijanej kobiety i tylko dlatego, że była pijana). TenTen zadecydowała, iż udowodni Neji'emu Hyuudze, że kobieta przy boku jest mu potrzebna do czegoś więcej niż tylko spłodzenia potomka i że to może być nawet przyjemne, a przynajmniej nie okropne. Zapominając zupełnie o konsekwencjach (które mogły być przecież katastrofalne w skutkach), postanowiła zacząć wprowadzać swój plan w życie natychmiastowo. A zamierzała zacząć od…

– Całowałeś się kiedykolwiek? – mruknęła jakby od niechcenia.

Spojrzał na nią i TenTen dałaby sobie głowę uciąć, że Hyuuga Neji się zarumienił. Pewnym było zaś, iż powoli pokręcił on głową, prostując się momentalnie i odsuwając od niej. Zupełnie jakby można było się tym zarazić.

Wzruszyła lekko ramionami, uklękła tuż przed nim i przez chwilę wpatrywała się w długowłosego. Nie żeby zastanawiała się nad tym co zamierza zrobić. Analizowała powoli kształt jego twarzy. Od dawna już dostrzegała fakt, że jest przystojny. Może nawet przystojniejszy od wszystkich innych mężczyzn, jakich widziała i z jakimi miała okazję się spotykać. Początkowo nawet ją onieśmielał, ale po tym młodzieńczym odczuciu nie pozostał już ślad. Była przecież dorosłą (podobno) kobietą. Wiedziała też, że dla niego zrobiłaby wszystko. Jemu poświęciła swoje marzenie zostania legendarną kunoichi niczym pani Tsunade. To jemu poświęcone były ich treningi. I nawet jeśli czasami marzyła o byciu z nim w związku, to lata przyjaźni sprowadziły ją na ziemię. Neji Hyuuga nie myślał o związku nigdy i zapewne nigdy myśleć nie zamierzał.

Z tego też powodu, kiedy pochyliła się nad nim i z całą czułością, jaka w niej w tamtym momencie wezbrała, zaczęła całować go powoli i spokojnie, wiedziała, że jest to prawdopodobnie spełnienie jej najśmielszych marzeń o byciu z nim intymnie blisko. Miał to być ten jeden jedyny raz kiedy ona da upust swoim własnym uczuciom i pozwoli sobie na chwilę słabości. A potem postara się przygotować go na dobrego małżonka innej kobiecie. I przez chwilę tylko gdzieś na obrzeżach jej świadomości pojawiło się pytanie: Robi to dla niej czy dla siebie?

- Z głowy – szepnęła tylko odsuwając się od niego i powoli wstając. – Być może rano nie będziesz nic pamiętał – zasugerowała, spuszczając wzrok, a jej twarz zaczerwieniła się lekko.

Spojrzała na niego po raz ostatni. Wpatrywał się w nią wielkimi białymi oczami. Przebiegło jej przez myśl, że podobne spojrzenie miała Hinata, gdy Naruto znajdował się w pobliżu. Uśmiechnęła się lekko zakłopotana i pomachała mu, jakby dając znać, że nic się przecież nie stało. Ot, przyjacielski pocałunek. To oczywiście nie było aż takie proste, ale w tej konkretnej chwili ona bardzo chciałaby, aby było.

Odwróciła się do niego tyłem i lekko chwiejnym krokiem podeszła do okna. Nałożyła buty i wyskoczyła z jego pokoju, przeskakując na gałąź jednego ze starych drzew, a potem w głąb wioski… I tylko opuszki palców mimowolnie dotykające ust przypominały o tym feralnym pocałunku. Miała swoją drogą cichą nadzieję, że będzie to pamiętać całkiem wyraźnie. Jeśli Neji miał wziąć za żonę obcą kobietę, to ona chce mieć po nim jakąś pamiątkę. To konkretne wspomnienie. I tę przewagę nad nią, że to ona miała być jedyną ważną kobietą w życiu Neji'ego Hyuugi i nigdy nie zejść na drugi plan.

Swoją drogą, to gdy przychodziło jej się potem nad tym zastanawiać, to także on, Neji Hyuuga, miał pozostać najważniejszym mężczyzną w jej życiu. Nawet jeśli miałaby kiedykolwiek wyjść za mąż, to właśnie on miał pozostać tym, który odcisnął na jej życiu największe piętno. Swoje marzenia ulokowała w nim – nim w ogóle zorientowała się w swoim beznadziejnym położeniu, jej cholerne nindo uległo zmianie. Już nie chciała być legendarną kunoichi. Jeśli miała zostać legendą, to dlatego, że on był przy niej. On i Lee. Bez nich… Bez nich nie chciała zapisywać się na kartach żadnej historii. Ich trójka miała mieć wspólną legendę i tego zamierzała się trzymać.

.

.

N/A

Hope You enjoy it – jak powiedziałaby jakaś moja angielska odpowiedniczka. Nie wiem czy spełniłam oczekiwania tych, którzy zdecydowali się zagłębić w Fica. Od dłuższego czasu chciałam napisać zwykłe romansidło i z takim zamiarem stworzyłam tę serię. Planuję kilka jej rozdziałów, które opublikuję przed końcem wakacji.

Muszę przyznać, że ten rozdziało-prolog uważam za całkiem udany. Nie wiem jaka będzie moja opinia o kolejnych ^^

Liczę na recenzje itd. :) Trzymajcie się :)