Prolog

– Harry chodź już! – Szepnęła Hermiona.

Nie mogło jej się rzecz jasna podobać to, co teraz robili. Łamiąc z trzydzieści szkolnych zasad i niebezpiecznie ocierając się o Azkaban przekroczyli próg Sali Przepowiedni. Była to ogromna i wysoko sklepiona komnata przypominająca nieco wnętrze późnogotyckiej katedry pogrążonej w mroku. Jedynymi źródłami światła były tu sinoniebieskie płomienie świec, które przytwierdzono specjalnymi uchwytami wzdłuż ścian. Całą tą ogromną przestrzeń wypełniały rachityczne półki, na których leżały niemożliwie zakurzone i brudne szklane kulki. Były ich tysiące niektóre z nich wyłaniały się z ciemności gdzieniegdzie błyszcząc tajemniczo po to by w chwilę później znowu zapaść w ciemność.

Lumnos Maxima

Z różdżki Hermiony wypłynęła mała kula srebrzystego światła, która unosząc się zwiększała swoją objętość i natężenie światła tak, że po chwili przypominała piłkę plażową, która usilnie starała się prześcignąć słońce.

– Powiesz mi, dlaczego właściwie tu jesteśmy?

– Cicho! – Syknął gardłowo Harry idąc nieco szybciej. – Osiemdziesiąt jeden, osiemdziesiąt dwa... Nie, nie w tą stronę... – Chłopak obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i pobiegł przed siebie nie zważając na westchnienie przyjaciółki. – Siedemdziesiąt pięć, Sześćdziesiąt pięć, pięćdziesiąt pięć... Hermiono! Hermiono, to tutaj!

Gryfonka powoli podeszła do przyjaciela, z niemą powagą malującą się na jej twarzy. Starała się nie wyglądać na przerażoną, ale zachowanie jej przyjaciela w ciągu kilku ostatnich tygodni było dla niej zagadką. Czasami zdarzało mu się wybuchać gniewem, radością, po czym przez kilka dni zamykał się w sobie okresy ekscytacji i przeplatały się z całkowitym wyłączeniem z wszystkiego, co robił, odklepując tylko to, co było konieczne by nauczyciele nie zwracali na niego zbytniej uwagi zrzucając to na szok po śmierci Cedrica. Ale Hermiona jak zwykle wiedziała i widziała więcej niż inni. W jego oczach płonął wówczas taki dziwny, nieokreślony płomień... Połączenie żalu, tęsknoty i goryczy z przewagą tej ostatniej... Nic więc dziwnego, że kiedy poprosił ją by mu towarzyszyła do gmachu Ministerstwa nie chciała a nawet nie była w stanie mu odmówić. Dziewczyna rozejrzała się dookoła wyrywając się z zamyślenia. Stali tuż przed bokiem jednej z półek, na którym wisiała poszarzała plakietka z wytłoczonym numerem porządkowym 48.

– Harry powiesz mi wreszcie, dlaczego mnie tu ciągnąłeś przez pół kraju? – Nawet gdyby chciała jej głos nie byłby w stanie przybrać oskarżycielskiego tonu nie w obliczu uśmiechu rozlewającego się na twarzy jej przyjaciela.

– Jeszcze chwilę...

Chłopak ruszył alejką pomiędzy czterdziestym siódmym a ósmym regałem wyglądając przy tym na całkowicie zafascynowanego tym, co widzi. Po kilku krokach przystanął i wskazał palcem na jedną z kul. Była naprawdę sporych rozmiarów, wielkością przypominając kulę do kręgli, jaką Hermiona pamiętała z wakacyjnych wyjść z rodzicami do centrum rozrywki.

– Ale ja nie rozumiem, co w niej takiego szczególnego Harry?

Gryfon uśmiechnął się lekko i wskazał na srebrną etykietę przyczepioną do podstawki kuli.

Harry Potter,

Cedrick Diggory,

Tom Marvolo Riddle.

– Mój Boże... Harry, ale co to ma znaczyć? Przecież...

– To przepowiednia - magiczny nośnik zawierający proroctwo jakiegoś jasnowidza. Ministerstwo zbiera je i od czasu do czasu używa do zapobiegania przyszłym katastrofom.

– Skąd ty o tym wiesz, skąd wiedziałeś gdzie tego szukać i na litość jak coś może dotyczyć kogoś, kto już nie żyje? I co w tym wszystkim robi Voldemort?

– Ja...

W tej samej chwili rozległ się cichy plusk za ich plecami.

– To dobre pytanie panno Granger, ja także chciałbym znać na nie odpowiedź.

Oboje obrócili się by zobaczyć dyrektora Hogwartu. Mężczyzna wyglądał na zmęczonego i zawiedzionego, jego oczy zazwyczaj tak intensywnie roziskrzone i żywe wydawały się nieco wilgotne. Błękitna szata mężczyzny była tak obszerna, że zdawał się w niej gubić, a długie siwe włosy i broda opadały falami na ramiona i klatkę piersiową dyrektora.

– Tak, więc Harry?

– Miałem sen dyrektorze... Śniło mi się, że schodzę tutaj i zabieram ze sobą przepowiednię... I że zanoszę ją Czarnemu Panu. Cieszył się, był zadowolony z mojej misji, obiecał, że mnie nagrodzi. A potem... Potem się obudziłem

– Harry mój chłopcze...

– Myślę, że musimy ją rozbić. – Szepnęła Hermiona rzucając zaniepokojone spojrzenia na Harry'ego i dyrektora.

Dyrektor obrócił się za siebie i zawołał.

– Severusie, Minervo.

Mistrz Eliksirów zmaterializował się w ciemności tylnich regałów i stanął przed nimi, a zza szaty dyrektora wyszedł mały kotek, który w chwilę później zamienił się w surową opiekunkę Gryfonów.

– Severusie możesz rzucić na to okiem?

Mężczyzna skinął okiem i dotknął różdżką przepowiedni, ta rozjarzyła się białym światłem, które po chwili zagasło.

– Przepowiedni może dotknąć tylko ta osoba, której ona dotyczy.

– Harry mógłbyś?

Gryfon podszedł powoli do regału i jedną ręką podniósł przepowiednię, w chwili, gdy to zrobił czyjś ochrypły głos wypełnił jego umysł:

Gdy na niebie rozbłyśnie rój gwiazd

A Godryk przemówi nie swoimi ustami

Ze Lwa wyjdzie siła godna niebo powalić

Strzelec swą strzałą Ziemie zechce przeszyć

Panna zapragnie oboje złączyć i ocalić

Chłopiec, który nie miał domu

I ten, który wolałby go nie mieć

Połączeni węzłem wojny pośród ludzkich cierpień

Obudzą trzeciego ze snu pośród ciemności

Żaden z nich żyć nie może bez drugiego

Chociaż śmierci nie uciekł został jej poddany

Szukajcie kamienia, on zerwie kajdany

Chłopak wypuścił przepowiednię z rąk, a ta upadając roztrzaskała się wydzielając mgłę, która przybrała postać starego mężczyzny i wypowiedziała proroctwo od nowa. Kiedy skończyła zamilkła i wpatrując się w swoich słuchaczy zniknęła rozwiewając się powoli.

– Albusie, na Merlina co to znaczy?

– Nie wiem Minervo, nie wiem.