fluffowy szot, ereri, chociaż Liwaj jest mocno niekanoniczny, wiem o tym. ale nie mogłam wpasować innego pairingu w taką sytuację, więc postanowiłam, że będzie ten pairing, jaki miał być na początku. :x
Usłyszał trzaśnięcie drzwi w korytarzu, co oznaczało pewnie powrót Erena, ale nie wstał z kanapy, żeby go przywitać. Ba, nawet nie podniósł wzorku znad książki. Było mu tak ciepło pod kocem, że perspektywa wyjścia spod niego była mało przyjemna.
Czytał kolejne zdania ze spokojem, aż nie usłyszał dziwnego, nietypowego dźwięku. Przymknął książkę, a potem wyjrzał zza niej. Uniósł jedną brew i odłożył lekturę na koc. Podniósł się do półsiadu, gdy uśmiechnięty Eren wszedł do salonu.
- Co to jest? - zapytał stanowczym głosem, od którego Erenowi odrobinę zbladł uśmiech. Miał, oczywiście, na myśli to kudłate coś, co Eren trzymał w rękach, całe brudne i mokre. Prawdopodobnie spało, bo było zbyt ciche.
- Hm, pies?... - odpowiedział pytaniem na pytanie Jaeger. Ton jego głosu był odrobinę cichszy i bardziej nieśmiały, ale nadal udawał pewnego siebie. - Dokładniej szczeniak.
- Tyle wiem, ale dlaczego to tutaj jest? - Skrzyżował ręce na piersi. Jak znał życie, szatyn zaraz opowie mu jakąś pseudowzruszającą opowieść o tym, jak znalazł tą brudną kulkę sierści i musiał ją wziąć do domu.
- Znalazłem go obok marketu...
Jak on go dobrze znał. Westchnął ciężko, chowając twarz w dłoń w geście rezygnacji.
- No co? - zapytał podjudzony Eren.
- Nic - odpowiedział spokojnym głosem. - Przypomnę ci, że mam uczulenie na sierść.
Eren odetchnął, wyraźnie zirytowany. Poprawił ręce, żeby wygodniej trzymać szczeniaka, na co ten pisnął, ale od razu wrócił do spania.
- Masz uczulenie na sierść - zaczął odrobinę zdenerwowanym tonem - a i tak głaszczesz koty, tak?
Jaeger trafił w dziesiątkę i doskonale to wiedział. Levi przez chwilę nie wiedział, co odpowiedzieć.
- Koty są lepsze od psów - stwierdził brunet. - Przynajmniej nie bałaganią.
- Koty są chamskie - odparł Eren, odrobinę zbyt bezmyślnie. Zaczął głaskać psa, przytulając go do kurtki. - A psy są przyjazne, w dodatku inteligentniejsze.
- Sam jesteś chamski - padła krótka odpowiedź. - Psy nie robią nic, co byłoby inteligentne, są brudne i wszędzie bałaganią.
- Sam bałaganisz.
- Dosyć tego. Śpisz w piwnicy - podsumował Levi, sięgając po książkę. Eren przez chwilę stał na środku salonu z podniesioną brwią i dziwnym wyrazem twarzy. - Razem z tym zapchlonym sierściuchem - dodał po krótkiej chwili brunet, otwierając książkę na stronie, na której skończył.
- No weź - zaczął Eren. - Popatrz, jaki jest fajny. - Szczeniak, jakby przeczuwając, co się stanie, obudził się i patrzył dookoła przestraszonymi oczami, a Eren ruszył z nim w rękach w stronę Levi'ego.
Brunet odłożył książkę na kolana trochę nerwowym ruchem.
- Jeśli z nim tutaj podejdziesz to obiecuję, że wylecisz za drzwi - powiedział spokojnym tonem, chociaż miał ochotę na niego krzyknąć.
- Ale popatrz - poprosił Jaeger, wciąż mając nadzieję, że Levi zmieni zdanie. Wyciągnął zwierzaka w stronę mężczyzny, a ten odchylił się do tyłu, byle dalej od niego.
- Eren! – zawołał ostrzegawczym tonem. Kiedy nie miał się gdzie odsunąć, szatyn podsunął mu szczeniaka pod sam nos. Przerażone oczyska spojrzały na niego, a właściciel owych ślepi zaczął skomleć. - Eren, obiecuję ci to - powtórzył.
Zielonooki położył psa na jego klatce piersiowej. Brązowa kulka sierści zaczęła drżeć ze strachu (i prawdopodobnie zimna), patrzyła na bruneta z niepokojem. Bał się go, był tak przestraszony, że siedział z podkulonym ogonem, nie wiedząc, gdzie uciec.
Levi spojrzał w jego ciemnobrązowe oczyska, a Eren obserwował wszystko z boku. Po chwili Jaeger chwycił dłoń niebieskookiego i położył ją na (oczywiście, brudnej i mokrej) sierści szczeniaka.
- Weź go - rozkazał dziwnym głosem.
- Ale chociaż spróbuj go polubić - odpowiedział Eren proszącym tonem. - Boisz się go?
- Nie boję się go - odparł stanowczo. - Po prostu jest brudny.
- A jak go umyję to go pogłaszczesz?
- Nie przeginaj, Eren - powiedział, ale zielonooki już pochwycił przerażonego zwierzaka i skierował się w stronę wyjścia z salonu. - Jak tylko go umyjesz to wylatuje. Nie wiem, gdzie go wyniesiesz, ale ja go tu nie chcę widzieć - mruknął jeszcze.
- Nie - odpowiedział bezczelnie szatyn, z wrednym uśmieszkiem wynosząc psa na korytarz. Brunet usłyszał skrzypnięcie drzwi od łazienki.
- Albo go wynosisz albo wylatujesz razem z nim! - zawołał za nim. Odpowiedź nie padła, więc podniósł książkę. Jasny koc był ubrudzony błotem. Skrzywił się. - I sprzątasz po nim! - krzyknął. Usłyszał radosny śmiech, a później dźwięk wody wlewanej do wanny.
Levi czuł, że tak łatwo się sierściucha nie pozbędzie.
