Autor: emebalia

Oryginalny tytuł: Two Brothers (link w moim profilu)

Tłumacz: Quiet. crash

Witam w sequelu do Drużyny Dziewięciu! Mam nadzieję, że spodoba się Wam tak jak pierwsza historia. Zapraszam!

/txtbreak/

Duchy istnieją. To była trudna lekcja, a przyswojenie jej kosztowało mnie troje przyjaciół i zrujnowane życie.

Zostało nas tylko czworo, Eric, Andrea, Brenda no i ja, Luis, i za każdym razem kiedy się widzieliśmy po tym okropnym tygodniu przypominało to nam co się wydarzyło. O tym jak nasze zwyczajne życia przestały być takie zwyczajne. Zerknęliśmy poza zasłonę i teraz musieliśmy z tym żyć. Pozostaliśmy przyjaciółmi, ale nie walczyliśmy z siłami, które nas rozdzielały.

Eric i Andrea przenieśli się, z daleka od Kalifornii, do innych części kraju. Widziałem ich parę razy, ale nasze wizyty stawały się coraz rzadsze, aż w końcu zupełnie przestaliśmy się spotykać.

Ja z kolei nie mogłem tak po prostu pójść na przód z życiem jak gdyby nigdy nic i Brenda także nie. Chcieliśmy, musieliśmy wiedzieć. Niekoniecznie o duchach, ale o Samie Winchesterze, który był naszym przyjacielem gdy byliśmy w Stanford, oraz o jego bracie Deanie.

Wyobraźcie sobie nasze zdumienie gdy dowiedzieliśmy się, że Dean zginął. Zastrzelony podczas jakiejś dziwnej sprawy zamęczonej i zamordowanej młodej kobiety.

Wyobraźcie sobie nasze zdumienie gdy natrafiliśmy na kolejne znajome nazwisko. Becky Warren, ostatnia ofiara Deana i jedyna, która przeżyła.

Becky nie była moją bliską przyjaciółką, ale ona i jej brat Zach dobrze znali się z Samem i Jess.

Brenda i ja złożyliśmy jej wizytę. Becky ucieszyła się z naszego widoku, ale zacięła się gdy spytaliśmy o Deana Winchestera, którego zastrzelono w jej salonie, który ją porwał i torturował. A przynajmniej taka była oficjalna wersja. Wersja, w którą uwierzyłbym zanim przeżyłem ten jeden weekend. Becky opowiedziała nam swoją historię tak samo jak ja opowiadałem oficjalną wersję naszej setki razy wcześniej.

Brenda i ja wymieniliśmy się spojrzeniami, a potem postanowiliśmy zaryzykować i opowiedzieć jej prawdę. Potem Becky opowiedziała nam swoją prawdę. Wyszło, że duchy to nie jedyne zło, które istnieje.

Po tym zgodziliśmy się z Brendą nie kopać głębiej. Ja ze swojej strony nie chciałem wiedzieć co jeszcze czyha na ludzi. Nie mogłem robić tego, co robili Sam z bratem i nie miałem pojęcia jak ogarnąć to co już wiedziałem.

Wiedziałem jednak, że nie mogłem wrócić do swojego uniwersyteckiego życia jakby nic się nie zmieniło. Fizyka była moim konikiem, nienaruszalne prawa rządzące naszym światem, ale po tym jak zobaczyłem te nienaruszalne prawa złamane tak łatwo stała się dla mnie farsą.

Żeby być całkiem szczery to wtedy, w tym domku, byłem dość bezużyteczny. Świetnie szło mi oskarżanie Deana o jakieś potworności, ale poza tym? Nie bardzo się przydałem.

Ale jedno utkwiło mi w głowie. To jak Sam zszył ciało brata, spokojnie skoncentrowany, jakby robił to codziennie. Pewnie tak było.

Nie mogłem iść i walczyć z duchami i zmiennokształtnymi, ale gdyby ktoś zapytał „Czy jest na sali lekarz?" mogłem być tym gościem, który wstanie i z pewnością siebie powie „Tak!"

Przeniosłem się na medycynę i zostałem lekarzem. Doktor Luis Waiden, nieźle brzmi, prawda?

Potem moje życie stało się... niespokojne, chyba tak można to ująć. Nigdy nie byłem z dziewczyną dłużej niż kilka miesięcy, nigdy nie mieszkałem w jednym miejscu dłużej niż parę lat. Utrzymaliśmy jako taki kontakt z Brendą, ale poza nią z nikim się naprawdę nie zaprzyjaźniłem.

Czyżbym słyszał jak mówicie o problemach z zaufaniem? Jeden z moich najbliższych przyjaciół zabił swoją dziewczynę, która także była moją bliską znajomą. Uwierzyłem mu kiedy mówił, że był niewinny. A potem ona zamieniła się w mściwego ducha i próbowała zabić nas wszystkich. Jak to dobrze, że kolejny z moich bliskich przyjaciół okazał się być zawodowym łowcą duchów. Powiedzmy, że zrobiłem się ostrożny w zawieraniu przyjaźni.

Ale nie przestałem trzymać ręki na pulsie Sama. Byłem w szoku gdy zginął w tym wybuchu gazu. Nie uwierzyłem ani słowa mediom, które malowały braci Winchester jako krwiożerczych psychopatów.

Zamiast tego opłakiwałem utratę dobrego przyjaciela.

Kilka lat później Winchesterowie znów zagościli w telewizji. Jako dwóch szalonych seryjnych morderców. W to też nie uwierzyłem. Myślami wróciłem do zmiennokształtnego z twarzą Deana pochowanego pod imieniem Deana w St, Louis.

Kiedy podano informację, że cokolwiek to było zginęło, odetchnąłem z ulgą, ale wątpiłem, żeby prawdziwi Sam i Dean Winchesterowie wciąż żyli. Już dwa razy ogłoszono ich zmarłymi, Deana nawet trzy, a w końcu ile można oszukiwać władze? Część mnie i tak miała nadzieję, że gdzieś tam obaj są, ale po dłuższym okresie niczego nabrałem przekonania, że mój przyjaciel Sam nie żył.

Nie spodziewałem się go więcej zobaczyć.

A już zupełnie nie spodziewałem się, że umrze na moim stole operacyjnym.

/txtbreak/

Zapowiada się ciekawie? :D Postaram się dodawać rozdziały regularnie co tydzień, ale tym razem w niedzielę. No i cóż, mam nadzieję, że się zobaczymy! :)

Wesołych Świąt Wielkanocnych! Trzymajcie się ciepło i mam nadzieję, że spędziliście te Święta w otoczeniu bliskich i radośnie ;)