Był środek lata gdy John Watson kierował się w stronę 221B Baker Street, słońce świeciło mocno jak na początek lipca przystało ogrzewając blady kark weterana wojskowego. Na wycieraczce przed domem szanownego lekarza leżała gazeta. Jak każdego dnia John schylił się po nią aby zanieść ją do domu i położyć na stoliku w salonie lecz jego wzrok zawiesił się na tytule znajdującym się na pierwszej stronie: "Minął rok od samobójstwa fałszywego geniusza". Twarz Johna była blada jak papier, dobrze pamiętał o rocznicy śmierci swojego najlepszego przyjaciela.. i nie tylko, lecz przypominanie mu o tym na każdym kroku nie było na miejscu. Od tygodnia każdy z jego znajomych wypytywał się czy dobrze się trzyma z powodu zbliżającej się rocznicy, Mycroft, Lestrade, Molly, Pani Hudson, a nawet Angelo gdy John przyszedł zjeść małą lasagne w zeszły czwartek. Oczywistym było, że nie radzi sobie dobrze, każdy dzień, każda minuta od śmierci Sherlocka była torturą dla Johna. Przestał on pracować, spotykać się ze znajomymi, pomagać inspektorowi Lestrade w ciężkich sprawach z którymi nawet Scotland Yard nie mógł sobie poradzić. John odrzucił wszystko co było dla niego kiedykolwiek ważne, zerwał kontakt z wszystkim co przypominało mu o Sherlocku, ze wszystkim oprócz wiary w niego..

Strudzony lekarz wdrapał się powoli po schodach do mieszkania, ściągnął swoją o dwa rozmiary za dużą kurtkę oraz szalik (niegdyś należący do Sherlocka) i rzucił się na kanapę zakrywając swoją twarz rękawami. Łzy ciekły po jego twarzy bez opanowania, zatrzymanie ich było niemożliwe. John czuł się całkowicie bezradny, nie potrafił zrobić nic ze swoim życiem, czuł jedynie ogromną pustkę w miejscu w którym powinno znajdować się serce. Lekarz trząsł się tak i płakał przez kolejne pół godziny nie mogąc pogodzić się ze swoim losem, dał by wiele aby móc cofnąć czas, chciałby powstrzymać Sherlocka i jego.. skok, a jednocześnie nie wierzył, nie potrafił uwierzyć w to, że Sherlock jest martwy. Wciąż pamiętał jak odważył się parę miesięcy po śmierci jego najlepszego przyjaciela wybrać się na jego grób, pamiętał każde słowo które wtedy wypowiedział, usłyszał echo tamtych słów w swojej głowie: "Powiedziałeś mi kiedyś, ze ni e jesteś bohaterem. Były nawet momenty kiedy myślałem, że nie jesteś nawet człowiekiem. Ale pozwól mi powiedzieć Ci, że byłeś najlepszym człowiekiem, najbardziej ludzką... ludzką istotą jaką kiedykolwiek znałem i nikt mnie nie przekona, że mnie okłamałeś. A więc.. Byłem tak bardzo samotny i zawdzięczam Ci tak wiele. Proszę, jest jeszcze jedna rzecz. Jedna rzecz. Jeden cud, Sherlocku, dla mnie. Nie bądź... martwy. Mógłbyś to zrobić, dla mnie? Zakończ to, zakończ..". Wtedy pierwszy raz John wypowiedział to słowo, to słowo które tak samo teraz jak i rok temu nie chce mu przejść przez gardło. John spędził kolejną godzinę leżąc na kanapie ze łzami spływającymi mu po twarzy, lecz jedna myśl pozwoliła mu się szybko pozbierać, myśl o tym jak bardzo w tym momencie Sherlock by nim gardził, John dobrze wiedział jakie zdanie ma.. a może miał jego przyjaciel na temat sentymentu.

Były wojskowy lekarz zrezygnowany wolnym krokiem powlókł się w kierunku kuchni aby nastawić wodę na kawę. Będąc w kuchni zażył podwójną dawkę metadonu od którego powoli zaczął się uzależniać. Czekając na zagotowanie wody spostrzegł, że wciąż trzyma w ręce gazetę, którą dziś zabrał z wycieraczki. Otworzył ją z niechęcią na pierwszej stronie bojąc się przeczytać artykuł o rocznicy śmierci jego przyjaciela. Z pewną dozą niepewności przeczytał pierwszy akapit bojąc się tego co ten artykuł mógłby zawierać, zdając sobie sprawę z tego, że artykuł nie oczernia jego przyjaciela czytał dalej po czym zauważył, że ktoś już czytał ten artykuł przed nim, ponieważ na czerwono były zaznaczone dwa słowa "fałszywy" i "śmierć". John był przekonany, że to jakiś przechodzień który wiedział, że on tu mieszka chciał się zabawić jego kosztem dobijając go jeszcze bardziej.

Czajnik zagwizdał sygnalizując fakt, że woda już się zagotowała. Wojskowy lekarz odrzucił pośpiesznie gazetę jednocześnie wyrzucając zamieszczony w niej artykuł ze swojej głowy i delikatnie kulejąc pośpieszył zalać kawę. John zagapił się i nalał wody do pełna nie zostawiając miejsca na mleko - czarna jak moje serce - pomyślał, a na jego twarzy pojawił się grymas.

Watson zabrał swoją kawę na kanapę na której już czekał stary płaszcz Sherlock'a którym John okrył się do snu. Żadna noc od śmierci Holmes'a nie minęła mu spokojnie, a ta także nie była wyjątkiem dla nawiedzających jego głowę koszmarów.