Cisza. Absolutna, niczym niezmącona, przenikliwa i przerażająca cisza. Tak jednym zdaniem można było podsumować codzienny wykład z eliksirów. Nikt nie ważył się odezwać, poruszyć czy nawet głębiej zaczerpnąć powietrza. Jedynym dźwiękiem, który miał prawo zakłócić ten stan był cichy, głęboki i przenikliwy głos Mistrza Eliksirów.

Hermiona, jak zawsze przygotowana w stu procentach, kiedy usłyszała, że Severus Snape zaczyna omawiać zagadnienie, które znała niemalże na pamięć, pozwoliła sobie odpłynąć myślami i na chwilę oderwać się od lekcji. Rozejrzała się niepewnie po lochu i znów boleśnie odczuła braki wśród przyjaciół. Parvati, Zabini a nawet Pansy! Ich nieobecność uparcie przypominała o bitwie o Hogwart, która rozegrała się cztery miesiące temu. Wygrali, ale za jaką cenę? Śmierciożercy pociągnęli za sobą tak wielu wartościowych czarodziejów! Spojrzała ze smutnym uśmiechem na Harry,ego, który starał się jak tylko mógł zapamiętać wszystko z lekcji eliksirów, musiał bowiem zakończyć ten kurs uzupełniający, aby starać się o posadę aurora. Po tym jak Hermiona wraz z nim i Ronem uratowała życie Severusowi, Mistrz Eliksirów zdecydowanie złagodniał wobec Harry'ego. Co prawda ani Hermiona, ani Chłopiec, Który Zwyciężył (jak teraz go nazywano) wciąż nie byli jego pupilkami, mogli jednak śmiało stwierdzić, że nie byli też wrogami numer jeden.

No właśnie, Ron. Hermiona z bólem spojrzała na puste miejsce po swojej lewej stronie. Z premedytacja kładła na nie torbę tak, aby nikomu nie przyszło nawet na myśl zajęcie miejsca jej poległego przyjaciela. Ani ona, ani Harry nie spodziewali się, że to właśnie ich rudowłosy kompan będzie tym, który zginie w Ostatniej Bitwie. I to jeszcze z rąk Bellatrix! Niestety, kiedy Hermiona próbowała z Ronem na kolejne sposoby zatamować krwotok Severusa, a Harry pognał do Hogwartu szukać Horkruksa, do Wrzeszczącej Chaty wpadła Bellatrix Lastrange i uznała, że idealnym sposobem na rozproszenie Chłopca, Który Przeżył, będzie zabicie jego najlepszych przyjaciół. Nie spodziewała się jednak tego, że Severus wciąż będzie potrafił zabić. I to różdżką Hermiony! Takim oto sposobem, Hermiona ratując czyjeś życie, sama też została uratowana. Wciąż obwiniała siebie za to, że to Ron zginął, a nie ona. Wiedziała, jak bardzo to irracjonalne, nie mogła sie pozbyć jednak tego uczucia. Co gorsza, winiła w duchu również Mistrza Eliksirów. Że nie zareagował wcześniej. Że nie zrobił czegoś, aby ratować Rona, a nie ją.

Hermiona potrząsnęła głową aby odpędzić te idiotyczne myśli. Ponownie powtórzyła w myślach, że nie ma prawa winić za cokolwiek człowieka, który uratował jej życie. Skupiła się na kursie uzupełniającym, który został zaoferowany przez McGonagall wszystkim Gryfonom, Krukonom i Puchonom, czyli tym, którzy nie mogli na normalnych warunkach uczestniczyć w zajęciach gdy szkoła była w rękach śmierciożerców. Co prawda Hermiona i Harry poza kursami uzupełniającymi musieli uczęszczać na normalne lekcje ostatniego, siódmego roku Hogwartu. Mieli mnóstwo nauki, jednak oboje z ulgą zasiadali do książek, mając w pamięci jak okropny był poprzedni rok szkolny i w jakich warunkach musieli go spędzać. Ponadto, biorąc pod uwagę ich zasługi w pokonaniu Voldemorta, wszyscy nauczyciele byli niezwykle chętni w zostawaniu z nimi po godzinach i tłumaczeniu im dodatkowych zagadnień.

-Panno Granger - dotarł do jej uszu cichy, zdecydowanie niezadowolony, ton głosu Mistrza.

-Tak? - Spytała równie cicho, bojąc podnieść głos.

Zabawne, pomyślała. Możesz brać udział w jednej z największych bitew wszechczasów, a wciąż boisz się upomnienia od swojego nauczyciela.

-Zadałem pytanie.

Hermiona spłonęła rumieńcem. Przecież zna ten temat tak dobrze, nie może podpaść przy czymś, co opanowała niemalże do perfekcji.

-Przepraszam - szepnęła. - Czy mógłby je profesor powtórzyć?

Mistrz spojrzał na nią surowym wzrokiem. Zrozumiała, że raczej nie może liczyć na drugą szansę. Poczuła, jak czerwień wypływa na jej szyję i dekolt. Zawsze tak się działo, gdy się denerwowała.

Severus Snape nie zaszczycił jej rozkojarzenia komentarzem. Pokręcił jednak głową z rozczarowaniem i przeniósł wzrok na Harry'ego. Uniósł brew w górę w oczekiwaniu na odpowiedź.

-Krzewy Małokosa - odparł niepewnie chłopak, zaciskając dłonie. Zawsze tak robił, jakby trzymał kciuki za to, że jego odpowiedź okaże się poprawna.

-Dokładniej jego liście. Pięć punktów dla Gryffindoru za poprawną odpowiedź. Minus piętnaście za jej brak od panny Granger. Musicie uważać kiedy dodajecie tego składniku do wywaru, ponieważ liście mają silne właściwości lecznicze, jednak juz płatek kwiatu czy drzazga z łodygi, mogą spowodować śmierć w niesamowitych bólach. Dlatego też - powiedział podnosząc w górę malutki liść, przypominający lipowy - używa się tylko brzegów, wyrzucając większą część liścia. Przynajmniej wy musicie tak robić, większa wprawa pozwala uniknąć takiego marnotrawstwa - dodał, po czym kilkoma sprawnymi ruchami pozbawił liść jego blaszki, zostawiając część powiązaną z łodygą, nietkniętą.

Hermiona otworzyła szerzej oczy. W żadnej książce nie przeczytała, że taka (jej zdaniem) lekkomyślność jest dozwolona. Wszędzie czytała, że lepiej wyrzucić dobrą jeszcze roślinę niż narazić kogoś na potencjalną śmierć. Uniosła rękę, zbulwersowana faktem, że Snape śmie pokazywać innym, że można posunąć się do takiej brawury.

-Słucham? - Spytał Mistrz, przenosząc wzrok na Hermionę.

-Nie uważam, że rozsądnym jest takie ryzyko - powiedziała powoli - tym bardziej, że... - przerwała, widząc, że Snape wrzuca liście do kociołka, miesza miksturę kilkoma sprawnymi ruchami, po czym podnosi chochlę do swoich ust i bierze łyk.

Dziewczyna rozejrzała sie po sali i zobaczyła, jak wszystkim, a w szczególności dziewczętom w pierwszej ławce, zaświeciły się oczy. Prychnęła cicho, zdając sobie sprawę, co próbował osiągnąć Mistrz Eliksirów. Po Ostatniej Bitwie zdobył niebywała sławę jako podwójny agent, który narażał swoje życie przez tyle lat. Hermiona nie śmiała odmówić mu żadnego z zaszczytów, które na niego spadły po gruchnięciu wiadomości o bohaterstwie znienawidzonego dotychczas człowieka, jednak irytował ją fakt, że w żadnym wywiadzie, który udzielił, nie wspomniał nawet o tym, kto uratował mu życie. Mówił o Trójce i im dziękował, jednak nie zająknął się ani słowem o tym, jak dziewczyna rozcięła sobie nadgarstek prawej dłoni i szepcząc czarnomagiczne zaklęcia, które jej dyktował, poiła go swoją krwią. Nie powiedział nic o tym, jak całkowicie bezbronna oddała mu swoją różdżkę, zarzuciła na siebie jego ramię i przerażona pomagała mu uciekać, kiedy we Wrzeszczącej Chacie wybuchł pożar. Ani o tym jak walczyli w tym dziwnym tandemie, gdy spotykali hordy śmierciożerców. Musiała przed sobą przyznać, że Snape, który wówczas ledwo chodził z osłabienia, potrafił zadawać śmierć na wiele wymyślnych sposobów. Ona odbijała zaklęcia, on je rzucał. Kiedy jednak dotarli do Hogwartu, było po wszystkim. Wówczas Harry opowiedział dziewczynie, co zobaczył w myślodsiewni. Hermiona, czując, jak bezwładne ciało Snape'a osuwa się na nią, przez dobrą godzinę podtrzymywała go przy życiu, zanim nie dotarła pomoc. Potem codziennie odwiedzała go w skrzydle szpitalnym, dopóki się nie obudził.

Oczywiście, pocztą pantoflową bardzo szybko rozeszła się wiadomość o szczegółach sytuacji we Wrzeszczącej Chacie, on jednak sam nie powiedział tego ani razu. Wiedziała, że nie mógł wyznać, w jaki sposób go uratowała, czarnomagiczne zaklęcia, nawet stosowane przy ratowaniu życia, mogłyby bardzo źle wpłynąć na ich reputację. Jednak stwierdzenie "żyję dzięki Hermionie Granger" w żaden sposób nie ujawniało kulisów sytuacji.

Z ponownego zamyślenia wyrwały ją oklaski, które rozległy się po sali. O tak, wszyscy teraz zachwycali się Mistrzem.

-Minus piętnaście punktów dla gryffindowu za podważanie mojej wiedzy. Tym oto trującym akcentem pragnę zakończyć dzisiejsze zajęcia. I poprosić panną Granger o zostanie w sali.

Hermiona spojrzała na Harry'ego zdziwionym wzrokiem. Wzruszyła jednak ramionami i szepnęła chłopakowi, że spotkają się w pokoju wspólnym.

Kiedy wszyscy juz opuścili salę, dziewczyna podeszła do Mistrza i rzuciła mu wyzywające spojrzenie. Szybko jednak spuściła wzrok pod naporem jego surowej twarzy.

-Profesor McGonagall twierdzi, że zażegnałaś pomysł o karierze w Ministerstwie Magii - zaczął. - Podobno chcesz też zostać w Hogwarcie i szkolić się na nauczyciela. Minerwa z uporem twierdzi, że mam przyjąć kogoś na termin, podsuwając mi cały czas Twoje nazwisko. Czy masz coś z tym wspólnego?

Hermiona mimowolnie otworzyła usta.

-Słucham? Nie! Cały czas proszę profesor McGonagall o przyjęcie mnie na termin z transmutacji! - Odparła, oburzona. - Ani razu nie mówiłam nic o eliksirach!

Snape uniósł brew ku górze, zakładając ręce na piersi.

-Profesor McGonagall przyjęła już kogoś na termin - powiedział nonszalancko, z uwagą obserwując reakcję dziewczyny.

Hermiona poczuła, że jej serce zaczyna bić coraz szybciej, a łzy rozczarowania napływają do oczu.

-Słucham?! - Spytała, starając sie opanować drżący głos. - Niemożliwe, przecież nie ma nikogo na moje miejsce.

-Tak się nieszczęśliwie składa, że ma. Dlatego też proponuję Ci termin u mnie. Wciąż słyszę, że musze zmniejszyć ilość godzin i odpocząć. Żeby to zrobić, potrzebuje kogoś na zastępstwo.

Hermiona wciąż nie mogła pozbierać sie po informacji, że ktoś mógłby być lepszy od niej. Potrząsnęła głową i spojrzała na Severusa nieobecnym wzrokiem.

-Rozumiem, że pragniesz teraz wparować do gabinetu profesor McGonagall i wszystko z nią wyjaśnić. Idź zatem. Przemyśl jednak moją propozycję. Termin u mnie dostają tylko najlepsi.

Dziewczyna skinęła jedynie głową i mamrocząc jakieś pożegnanie, wybiegła z lochów. Snape westchnął i żałował tak bardzo, że nie może być świadkiem tego, jak Gryfonka z wielkim żalem i wściekłością dyskutuje ze swoją ulubioną nauczycielką.

Hermiona tymczasem biegła przez korytarze, starając się powstrzymać wściekłość. Jak McGonagall śmiała wybrać kogoś zamiast jej? Przecież była najlepsza! Może i była teraz dyrektorem, kiedy Dumbledore pomagał odbudowywać ministerstwo, jednak nie oznaczało to nieomylności!

Wparowała do gabinetu dyrektora i spojrzała na Minerwę wzrokiem pełnym żalu.

-Hermiono, zanim zrobisz cokolwiek pochopnego...

-Dlaczego?! - Krzyknęła dziewczyna, wybuchając płaczem. Po Ostatniej Bitwie nie zdarzało się to jej zbyt często. - Przecież wie Pani, jak bardzo tego pragnęłam! Rozmawiałyśmy o tym od miesiąca! Jak tydzień temu zaczął sie rok szkolny, byłyśmy praktycznie umówione!

-Hermiono, daj mi wyjaśnić - zaczęła ponownie McGonagall, starając mówić się jak najłagodniejszym głosem. - Usiądź, uspokój się i otrzyj łzy.

Dziewczyna zrezygnowana klapnęła na fotel naprzeciwko jej biurka. Przez chwilę oddychała szybko i nierówno, po kilku minutach udało jej się jednak zapanować nad trzęsącym się podbródkiem. Wzięła głęboki oddech.

-Ja nie rozumiem - szepnęła.

-Moja droga. Z niechęcią musze przyznać rację Severusowi, który od lat twierdzi, że jego przedmiot jest trudniejszy od mojego. To fakt. Poza zaklęciami wymaga też wiedzy z zakresu zielarstwa, magicznych stworzeń, numerologii czy samej też transmutacji. - Kobieta prychnęła. Nienawidziła przyznawać racji swojemu koledze. - Dlatego też, wiedząc, że Severus ma zbyt wiele na głowie i nie odda pałeczki nikomu przeciętnemu, podsunęłam mu Ciebie.

Hermiona spojrzała na nią z żalem.

-Ale ja nie chcę terminu u profesora Snape'a. - Szepnęła. - Pani nie wie co się działo podczas Ostatniej Bitwy...

-Ależ wiem. Wszystko - dodała z naciskiem. - I szczerze wątpię, żeby Severus był w stanie podzielić się posadą z kimkolwiek poza Tobą. Nie licz naturalnie na specjalne traktowanie, Ślizgon zawsze pozostanie Ślizgonem, jednak możesz mi uwierzyć, że taka oferta to niezwykłe wyróżnienie.

-A pani? - Spytała podejrzliwie Hermiona. - Kogo pani weźmie na termin?

Po zgaszonej minie dyrektorki dziewczyna wyczytała, że zadała bardzo dobre pytanie.

-Odezwała się do mnie moja dawna uczennica - odparła Minerwa. - Niestety, według zasad, muszę ja postawić ponad Tobą. Miałyście co prawda identyczną średnią, jednak Kayleigh jest animagiem.

Hermiona spłonęła rumieńcem. Obawiała się, że brak tej umiejętności może obrócić się przeciwko niej, nie sądziła jednak, że jakikolwiek animag będzie chciał uczyć w Hogwarcie. Sądziła, że wszyscy preferują o wiele lepiej płatną pracę aurora. Niestety, wygląda na to, że się myliła.

-Hermiono, uwierz mi - powiedziała McGonagall. - Wiem, że pragniesz transmutacji. Ale eliksiry to o wiele lepsza i bardziej obiecująca droga dla Ciebie. Paradoksalnie, bardzo dobrze, że stało się tak, jak się stało.

-Tak pani myśli? - Spytała ponuro. - No dobrze, nie mogę się wściekać, co najwyżej dziękować, że podsunęła Pani Snape'owi moja kandydaturę - zakończyła dziewczyna, wstając niechętnie. - Do widzenia.

-Do widzenia Hermiono - odparła Minerwa. - Uwierz mi. To bardzo dobry termin. - Dodała, zmykając za dziewczyną drzwi swojego gabinetu.