Tytuł: Na skraju przepaści

Oryginalny tytuł: At the edge of the abyss

Autor: boleyn13

Fandom: The Avengers (Marvel) - All Media Types, The Avengers (Marvel Movies), Marvel Cinematic Universe

Rating: Mature

Zgoda na tłumaczenie: Jest

Język: Polski

Link: /works/4192578/chapters/9469377


Pierwszy raz Loki go zobaczył, kiedy był małym chłopcem.

Był to ekscytujący czas w jego życiu, gdy po raz pierwszy poczuł drzemiącą w nim moc. Było to coś całkowicie innego, coś, co nie miało związku z Thorem i czego większość ludzi nie mogła zrozumieć.

Potrafił niewielkim ruchem dłoni tworzyć małe płomienie. Kiedy się skupił, mógł zmienić kolor swoich włosów. Z czerni do tkanego złota. Takiego jaki miały włosy Thora. Lokiemu nie za bardzo się podobały, ale przepełniała go wielka radość przez to, co potrafił zrobić.

Loki nigdy wcześniej nie był aż taki chętny. Chętny do nauki, chętny do odkrywania i doskonalenia swoich zdolności. Jego matka zaczęła go uczyć, opowiadając, do czego pewnego dnia będzie zdolny. Do zmieniania wyglądu, przybierania kształtu, jakiegokolwiek sobie tylko zamarzy. Podróżowania siłą woli, przemieszczania się między światami bez użycia Bifrösta. Ostrzegała go, że musi być ostrożny, bo był wciąż młody i brakowało mu doświadczenia. Drobne zaklęcie, sztuczki, ponieważ był tylko dzieckiem. Miał przyjść czas, kiedy wywoła pożar, trzęsienie ziemi, dym i zniszczenie, jeśli tylko zechce.

Kiedy Loki pokazał zielone płomienie bratu, Thor był zachwycony, w pewien sposób nawet zahipnotyzowany. Chciał ich dotknąć, sprawdzić, czy były ciepłe, parzyły skórę, czy były zwyczajną iluzją. Podziw w jego oczach sprawił, że jeszcze bardziej zapragnął być czarodziejem. Aby opanować swoją moc i odkryć jej nowe cuda.

Czasem Thor dołączał się do niego, przyglądając się jak jego młodszy brat próbował lewitować jego mieczem w splecionych dłoniach. Były to najszczęśliwsze chwile spędzone razem
z bratem i zajmowanie się rzeczą, do której został się stworzony. Każdego dnia Loki czuł jak jego moc rosła i pulsowała w jego żyłach, sprawiając mu jeszcze większą radość.

Loki był młody i chciał więcej. Chciał stać się lwem, wężem, ptakiem, rybą, wilkiem, innym Asgardczykiem. Jednym ze strażników, Thorem, a nawet swoim ojcem. Loki pragnął tego wszystkiego i nie chciał czekać. Thor tylko napędzał jego pośpiech.

Pewnego dnia małe płomienie na czubkach palców już mu nie wystarczały. Pierś Lokiego paliło silne pragnienie, pragnienie gorętsze niż płomienie na jego skórze. Sam chciał stać się ogniem. Dlatego Loki pozwolił rozrosnąć się płomieniowi, zbierając w sobie moc i wkładając w nią wszystko. Rozbłysł płomień i zaczął się wzrastać, a Loki zdał sobie sprawę, że stracił nad nim kontrolę. Płomień pochłonął go w przeciągu paru sekund, pożerając jego kończyny, sprawiając, że każdy fragment skóry go palił.

Krzyk Thora, ktoś wszedł do pomieszczenia, wrzaski. Ból. Tak wiele bólu.

Czuł chłód kafli pod swoimi plecami, czuł, że jego ciało się poddawało. Nie było niczym niż zniszczoną, bolącą skorupą. Bez względu na to jak młody i głupi był Loki, czuł jak bicie jego serca zwalniało. Poddawało się.

Loki umierał.

Wtedy zobaczył go po raz pierwszy, był jednak zbyt oszołomiony, by zdać sobie sprawę, kim był. Wszystko, co wiedział, to to, że go przerażał i że nim go poznał, nie wiedział, czym był strach. Stał na przeciwko niego ubrany w czarne szaty, a jego skóra była bledsza niż najjaśniejsza gwiazda w Asgardzie. Miał dwie czarne dziury w czaszce zamiast oczu. Mimo tego że stał przed nim mężczyzna bez oczu, jakimiś sposobem wiedział, że był obserwowany. Nie dotykał go, nawet nie podchodził bliżej, ale Loki czuł chłód. Zniknął żar, który zniszczył jego ciało, Loki zamarzał. Zbierając resztki sił, Loki chciał odczołgać się od tego mężczyzny. Być poza jego zasięgiem, był taki młody i przerażony, chciał...

Ktoś wyciągnął do niego dłoń, a on się jej desperacko chwycił, mimo że życie z niego uciekało. Był cały zimny, a mężczyzna bez oczu i skóry pochylił się nad nim. Z jego oczodołów wyzierał mrok, tworząc kajdany, które owinęły się wokół jego nadgarstków i kostek. Loki krzyczał w agonii z zimna, jednak jego krzyki były stłumione przez ciemność.

Oczy Lokiego wypełniły się łzami, a przy umysł przebiegła tylko jedna myśl - "Nie chcę umierać".


Lokiego obudził płacz matki. Wszystko go bolało, jego głowa była ciężka, a jego myśli były zamglone, ale przeżył. Powrót do zdrowia zajął mu dwa miesiące, jednak kiedy tylko opuścił łóżko, jego ojciec uderzył go tak mocno, że Loki zapłakał. Powiedzieli mu, że prawie opuścił świat żywych, tylko przez łut szczęścia udało się go uratować najlepszym asgardzkim uzdrowicielom.

Rok po incydencie dzięki magii i niezwykłym zdolnościom regeneracji, Lokiego blizny zniknęły. Czas płynął, a Loki przerósł wszelkie oczekiwania jego matki. Cały dwór mówił o jego mocach, które przekraczały wszelkie pojęcie. Loki wiedział, że byli z niego dumni, jednak to było nadal dziwne. Mówili mu, że nie było maga dorównującego mu zdolnościami, był chwalony za swoje osiągnięcia, a jego zdolności były przydatne na polu walki. Zatem dlaczego cały czas czuł, że to nie miało znaczenia? Jak mógł przyjąć komplement i mieć pewność, że nie był jedynie pustymi słowami?

Z perspektywy czasu Loki nie potrafił nazwać chwili, w której to się zaczęło. Smutek zaczął powoli przepełniać jego serce. Mijały lata, a Loki przestał być radosnym, małym chłopcem, którym kiedyś był. Asgard poznał niesamowicie silnego maga, który swoim wyglądem ani trochę nie przypominał brata. Thor i on nie mogli się bardziej różnić. Jeden zawsze śmiał się głośno, a drugi miał melancholijny wyraz twarzy.


Drugi raz kiedy Loki go zobaczył, spadał.

Oczekiwał, pragnął go zobaczyć, gdy tylko puścił Gungnir. Otchłań pochłonęła go i Loki upadł. Panowała bezgraniczna pustka. Tylko Loki i jego umysł, który go torturował. Wypełniał czarną nicość głosami i nawiedzającymi go obrazami. Wgryzały się w jego skórę, ciągnęły go za włosy, atakowały jego oczy tak, że nawet gdy je zamknął widział jedynie błękit.

Otwarcie ich nie robiło żadnej różnicy. Ciemność go pochłaniała i wciąż spadał. Nic go nie chroniło. W jego uszach dzwonił głos jego ojca wciąż powtarzającego "Nie, Loki".

Jego skóra doskonale pamiętała dotyk Jotuńczyków. To że go to, ani nie bolało, ani nie było nieprzyjemne. Co było jeszcze bardziej przerażające.

Widział, jak cały Asgard skandował na cześć Thora, policzek piekł go od uderzenia ojca, jego matka płakała. Dochodziły go pomruki i spojrzenia pełne dezaprobaty i nie był wystarczająco dobry. Nigdy nie był wystarczająco dobry.

Loki upadł, jego umysł rozrywało tysiące myśli, a zewsząd otaczała go nicość. Przez pewien czas, nim Loki stracił głos, próbował wzywać pomocy. Słyszał skandowanie Asgardczyków, czuł rozczarowanie ojca i donośny płacz matki. Dopiero kiedy gardło Lokiego zaczęło boleć, zdał sobie sprawę, że krzyczał od wielu godzin. A może dłużej? Czas tutaj nie istniał.

Mogły upłynąć lata albo wieki, kiedy coś wypełniło pustkę. Dowód na to, że Loki jeszcze żył, że nie miał spędzić wieczności w taki sposób. Ktoś tutaj był i Loki wiedział, że był prawdziwy. Jeszcze nie oszalał.

Loki uniósł głowę, co było zadaniem niemal niewykonalnym i nareszcie, w końcu go zobaczył. W przestrzeni nie istniało pojęcie przestrzeni ani wieczności. Był na wyciągnięcie ręki,
a jednocześnie zupełnie poza zasięgiem.

To nie miało znaczenia dla Lokiego, ponieważ on tutaj był i był piękny. Wspomnienie potwora bez oczu szybko zniknęło i Lokiemu zdawało się, że był zwyczajnym wytworem jego młodego, zagubionego umysłu. Tak, to było jedyne wytłumaczenie. On nie mógł być... Potworem. Jak mógł być oszpeconym cieniem, który chciał go zabrać siłą, kiedy w tej chwili Loki wpatrywał się we wspaniałą parę szarych oczu.

To był on, Loki to czuł. Tak, ciało Lokiego nadal pamiętało zupełnie inną skórę, pieczenie, jakie czuł po uderzeniu przez ojca, ciężar Mjolnira na jego piersi, kiedy Thor go na nim położył. Jego zmysły były przyćmione, to wszystko przerastało Lokiego i nie było słów, którymi można było opisać jego zmęczenie, ale nadal coś mu mówiło, że to był on. Ta charakterystyczna aura.

Teraz coś wypełniło pustkę, coś prawdziwego, co nie było wspomnieniami i bólem Lokiego. Mimo że Loki był wciąż zagubiony, było to uspokajające. Chciał znaleźć się bliżej niego. Jak bardzo Loki tego pragnął.

Uśmiechał się łagodnie, a Loki upajał się jego widokiem. Czerń nadal dominowała w jego ubiorze, ale wyglądał jakoś... Inaczej? Nie, on zawsze tak wyglądał. Jego szczupłe ciało było odziane w czarny płaszcz, miał burzę kasztanowych loków i jasną twarz. Był piękny.

Gdyby otchłań nie pozbawiła go emocji, serce Lokiego wybuchłoby z radości na jego widok. A może by na niego nakrzyczał, gdyby jego gardło pozwoliło mu wydać jakikolwiek dźwięk? Mimo wszystko otchłań i tak pochłonęłaby jego głos. Nawet jeśli ciało Lokiego było słabe i delikatne, udało mu się na chwilę zapanować na umysłem, aby wykrzyczeć z całej siły:

- Gdzie byłeś?!

W odpowiedzi tylko na niego spojrzał. Nie przepraszał, nie bronił się. Ale wciąż tutaj był, prawda? Nie mógł być złudzeniem, zdesperowanym wytworem jego pragnienia. To nie mogło być to.

Nagle skandowanie stało się jeszcze głośniejsze, ogłuszało Lokiego, przez które jednak wciąż przebijał się głos ojca. "Syn Laufeya". Dochodził go ze wszystkich stron. "Syn Laufeya". Loki rzucał się z całych sił, ale Mjolnir nie ustępował. Był niegodny. Skandowali na cześć Thora, który dzierżył Mjolnira w dłoni. Niegodny. Syn Laufeya. Niegodny. Jego skóra była zimna jak lód. Niegodny.

Nie istniał większy ból niż niezdolność wydania krzyku.

Jego oczy wypełniły łzy, które ostatkiem sił próbował powstrzymać. Był gotowy, skoczył, chciał, aby to się skończyło.

Wyciągnął do niego dłoń, Loki czuł jego ciepło, nawet jeśli wciąż był daleko. Jego palce dotknęły jego policzka, kciuk gładził jego skórę i nagle wszystko stanęło w miejscu.

Loki zawsze preferował bycie samym niż czyjeś towarzystwo, jednak teraz dopiero teraz pojął słodycz, jaką dawała cisza. Głosy i skandowanie przycichło i w końcu zniknęło, znów mógł kontrolować swoje ciało. Widział tylko jego. W końcu gdy zniknął ból, mógł oddychać i myśleć. Loki poczuł się wolny przez zwykły dotyk. Czuł spokój i wiedział, że już mogło zawsze tak być, o ile Loki wpadł w jego ramiona.

Loki pragnął jedynie jego, a wnioskując po spojrzeniu w jego szarych oczach on również chciał Lokiego.

Jego agonia całkowicie ustąpiła, kiedy ujął twarz Lokiego w obie dłonie. Był delikatny i czuły. Jego dotyk był ciepły, kołysał Lokiego do snu, przynosząc spokój jego umysłowi. Chciał zasnąć w jego ramionach, by zawsze już się tak czuć. To było piękne.

- Wszystko będzie w porządku. Zobaczysz – Powiedział głęboki, łagodny głosem, który był dla Lokiego niczym muzyka. Loki czuł, że mógł mu zaufać. Przymykając oczy, wypuścił oddech, skupiając się na tym, jak tlen opuszczał jego płuca. Zbliżył się do Lokiego i przyciągnął do siebie, kończąc jego wyczekiwanie.

Nagle czyjś krzyk przerwał ciszę. Loki zapomniał brzmienie własnego głosu. Z nieokiełznaną prędkością ból wrócił do jego ciała. Jego kończyny krzyczały w agonii, a wspomnienia stały się nagle zbyt wyraziste. Ciepłe dłonie puściły jego twarzy, a jego skóra stała się zimna.

Nie, nie, proszę nie. Nie zostawiaj mnie znowu samego.

Szok i ból wymusiły na Lokim otworzenie oczu. Próbował odepchnąć siłę, które oddzieliła go od niego. W przeciągu paru sekund Loki był już tak daleko, że nie wiedział, jakiego koloru były jego oczy. W końcu stał się jedynie czarnym punktem w oddali. Loki krzyczał, szarpał się, próbował resztkami sił pokonać tego, który go porwał, ale ból i zmęczenie mu na to nie pozwoliły, kiedy Loki został wyciągnięty z otchłani. Ciepło było jedyną rzeczą, jaką pragnął, kiedy odchodził.


Wnioskując po złym stanie jego ciała, Loki musiał spędzić w otchłani parę lat, nim Thanos go z niej wyciągnął. Wszystko, co zostało z wielkiego kłamcy były kości pokryte skórą. Zajęło mu całe godziny nim przyzwyczaił się do ruchu, światła i dźwięków, które go otaczały. Było inaczej niż w otchłani, nie był stale nawiedzany przez wspomnienia, ale nadal mu ciążyły, niczym wielkie brzemię na barkach. Kiedy Thanos się do niego zbliżył, Loki próbował zebrać całą magię zgromadzoną wewnątrz siebie, by zaatakować. Loki nie dbał o to, kim był i co mógł mu zrobić. Wyrwał go z jedynego miejsca, gdzie się czuł pewnie i bezpiecznie. Jego żałosna próba spotkała się z szyderczym śmiechem.

Nawet jeśli na początku zdawał się być rozbawiony atakiem Lokiego, Thanos za nim nie przepadał i często przekazywał go Chitauri, aby nauczyli go manier, by go usłuchał. Dlatego go torturowali, a przynajmniej próbowali. Loki przyjął wszystko. Każde nacięcie na jego słabej skórze, każde oparzenie, każde uderzenie było obietnicą. Obietnicą przeniesienia go w miejsce, z którego przybył. Nie stawiał oporu, łatwo ulegał, mając nadzieję, że jego ciało wkrótce się podda, a on po niego wrócił. Mógł uczynić wszystko lepszym. Mógł sprawić, że każdy ból, nieważne jak okropny, w końcu odchodził.

Brak krzyków i błagania, aby przestali sprawiło, że Chitauri zaczęli szukać swojego pana, ponieważ nigdy przedtem spotkali nikogo takiego jak Loki. Nie mogli go złamać, gdyż to się był już taki od dawna. Tortury nie robiły na nim żadnego wrażenia, chciał więcej. Loki nie wiedział, co powiedział im Thanos, ale jego kaci zmienili strategię. Zniknęły narzędzia, którymi zwykli sprawiać mu ból, zamiast tego zamknęli go w ciemnym pomieszczeniu podobnym do otchłani. Głos i ból szybko powróciły, ale tym razem Loki nie spadał, mógł się poruszać. Drapał ściany, walił w drzwi, próbował przypomnieć sobie poematy, zaklęcia, piosenki, cokolwiek, co zajęłoby jego myśli. Jakby ciemność nie była wystarczająca, wyleczyli go, opatrzyli mu rany, karmili go, by odzyskał znowu siły. Najpierw Loki się sprzeciwiał, więc wmusili je w niego.

Znowu stracił poczucie czasu uwięziony w ciemności.

Niegodny. Syn Laufeya. Zostawiony na śmierć. Skóra zimna jak dotyk Joutuna. Niegodny.

Ponownie zaczął odchodzić od zmysłów, tylko że tym razem jego ciało pozostało zdrowe i silne. Będzie musiał to znieść przez wieczność. Jeśli jego ciało było silne, on po niego nie wróci. Po pewnym czasie Loki nawet nie mógł już do niego zakrzyczeć. Siedział na podłodze, zakrywając sobie uszy, kiedy ich coraz donośniejsze głosy sprawiły mu ból. Były wszędzie, zastępując wszystko, co Loki czuł i znał, nawet jego pragnienie, aby się od nich uwolnić.

Trudno było powiedzieć, ile minęło czasu, kiedy Chitauri otworzyli drzwi i postawili go przed Thanosem. Tym razem usłuchał, ponieważ nie mógł wrócić do tamtego pokoju. Thanos wiedział o jego bólu, wiedział, co kryło się pod jego skórą, wiedział, co zrobił Odyn. Nazwał to zbrodnią, aktem zdrady.

Tak. Tak, to była w końcu prawda, czyż nie? Odyn go wykradł, nie dał mu szans. Czy nie faworyzował zawsze Thora? Nieważne, jak dobrym synem był Loki. I tak dał koronę Thorowi, nawet jeśli Loki zawsze było dużo uważniejszy i bystrzejszy. Odyn nie dał tronu Thorowi, ponieważ widział w nim potencjał, ale ponieważ uważał, że Loki był niegodny. Ponieważ wiedział, że Loki nie pożądał niczego tak mocno jak tron Agardu i Thora u swoich stóp. Tak...

Tron? Wspomnienia Lokiego były niewyraźne. Czuł, że było coś jeszcze, coś, czego chciał... Chciał, aby Thor patrzył na niego jasnymi, pełnymi zachwytu oczami. Płomienie tańczyły na jego palcach... Śmiech...

Czy oni wszyscy nie skandowali na jego cześć, Loki? Żaden z nich nie myślał o tobie? Nawet nie rozważył cię jako króla?

Nie...

Ponieważ dla nich zawsze byłeś skradzionym Lodowym Gigantem. Potworem. Dziwadłem, które zostało odtrącone przez inne potwory, porzucone na śmierć. Asgard miał o tobie takie samo zdanie.

Ale oni nie wiedzieli... Thor...

Twoi rodzicie wiedzieli, dlatego właśnie byłeś tym gorszym. Dlatego nie dali ci tronu, na który zasługiwałeś. Tego, co zawsze pragnąłeś najbardziej. I co dostałeś? Thor wrzucił cię do otchłani, twój własny brat...

Tak...

Plan Odyna nie zadziałał, więc cię odrzucił. Nigdy nie dostrzegł twojej wielkości, mocy, jak bardzo byłeś lepszy od Thora. Od wszystkich. Zostawili cię bez celu. Zostawili cię w cieniu, kiedy skandowali imię Thora. Złotego księcia kąpiącego się w słońcu, kiedy twoja skóra jest z lodu. Odrzucili cię, Loki.

Tak, opuścili go... Teraz był bez rodziny, przyjaciół, domu, niczego, co mogłoby zapełnić pustkę...

Chcesz mieć cel, Loki? Mogę ci go dać.

Tak... Chciał celu, chciał siły... Chciał... Tronu...


Po tym jak zielone stworzenie wbiło Lokiego w ziemię, Loki miał wrażenie, że obudził się z bardzo długiego snu. Przez chwilę wszystko było spokojne. Nie słyszał głosów w głowie, a jego otoczenie wypełniała cisza. Loki nie musiał się rozglądać, by wiedzieć, że przegrał. Nie zależało mu na tym.

Może Thanos przyjdzie po niego i zabije go z wściekłości.

Jeśli Agent Barton przetrwał bitwę, istniało prawdopodobieństwo, że również będzie chciał się zemścić i odebrać życie Lokiemu. Ludzkość również była na niego wściekła. Próbował ich podbić i został pokonany. Czekała go surowa kara.

Ktoś delikatnie dotknął jego włosów. Niewypowiedziana ulga opanowała Lokiego, kiedy poczuł jego obecność, ale nie śmiał otworzyć oczu, bo bał się, że znowu zniknie.

- Czy zabierzesz mnie tym razem ze sobą?

Tył jego dłoni musnął jego policzek.

- Nie mogę, Loki.

Jego dotyk był taki kojący, ale jego słowa go rozrywały. Loki musiał go zobaczyć, skoro nie chciał go ze sobą zabrać.

Kiedy otworzył oczy, on wciąż tam był. Nie, siedział na podłodze, pochylając się nad nim, uśmiechając się delikatnie do Lokiego. Przez moment Loki zapomniał, jak się oddycha zahipnotyzowany widokiem stojącej naprzeciw niego istoty. Czy nicość otchłani przyćmiła jego piękno? A może to jego pamięć go zawodziła?

Szare oczy, jasne i wyraziste przywodzące na myśl orła. Ostre kości policzkowe, które dodały już i tak pięknej twarzy jeszcze więcej uroku. Pełne, delikatne usta w najśliczniejszym kolorze różu. Jego kasztanowe włosy wpadały mu w oczy, wspaniale okalając twarz. Nie był jednak wyłącznie piękny, otaczająca go aura przyciągała do niego Lokiego. Był taki spokojny, opanowany i obiecywał spokój. Jego skóra była blada i taka ciepła.

- Dlaczego nie?

Uśmiechnął się łagodnie do Lokiego i odgarnął skołtunione włosy z jego twarzy.

- Ponieważ to musi być twój wybór, aby ze mną pójść.

To nie miało sensu. Loki pragnął jedynie tego.

- Zdecydowałem się z tobą pójść, kiedy upadłem.

- Wiele rzeczy się wydarzyło od tamtego czasu. Albo nie jesteś gotowy, albo nie chcesz tego wystarczająco.

Loki nie rozumiał, ale nie chciał się kłócić. Zamiast tego próbował go dosięgnąć, jednak chwycił tylko powietrze. Jakim był głupcem. Opuszczając dłoń, Loki przymknął znowu oczy
i zaczekał na przybycie Avengerów, by wykonali swój obowiązek. Głosy powróciły przed ich nadejściem.


- Nalegam na przeniesienie mojego brata do Asgardu. Natychmiast. Zostanie osądzony za swoje zbrodnie przeciw Midgardowi.

- Wybacz, pączuszku, ale muszę się sprzeciwić. Zbrodnie przeciw Midgardowi. Zostaje tutaj i my go osądzimy.

- Stark, nie ty o tym decydujesz.

- Nie, ale to ja uratowałem Manhattan przed zdmuchnięciem z powierzchni ziemi w nuklearnym holokauście, więc to ja dostaję złotą gwiazdkę za bycie bohaterem. Wstrzymajcie waszą paradę i medale, chcę mieć coś do powiedzenia w tym temacie. Widziałem te cholerne istoty w pieprzonym kosmosie i przyjdzie ich więcej. Nie dzisiaj, nie jutro, ale są zdecydowanie wkurzeni, że ich zniszczyłem. Gówno o nich wiemy i szczerze mówiąc, nie mam pojęcia co zrobimy, kiedy przybędą i nie mamy klucza, aby zamknąć portal. Cóż, nie jest łatwo mi to przyznać, ale worek kotów? wie i dlatego powinien zostać tutaj przez jakiś czas. Dopóki nie dowiemy się, z kim walczymy.

- Obawiam się, że to nie do przyjęcia. Mój brat musi...

- Czekaj chwilę. Muszę przyznać z bólem, że Stark ma rację. Pozwolenie mu teraz odejść byłoby lekceważące. Musimy zebrać więcej informacji i ponieważ jest jedynym ocalałym po tym ataku...

- Kurwa, nie oddamy tego jebańca jego ojcu, który da mu po łapach i tyle! Był w moim mózgu, do kurwy nędzy! Chcę, by go osądził ziemski trybunał!

- Uspokój się, Clint. Nie pozwolimy mu odejść.

- Przyjaciele, Wszechojciec nie będzie zadowolony, jeśli nie wrócę...

- Zadowolony? Wybacz, Thor, ale jeśli ktoś ma prawo do bycia niezadowolonym całą pieprzoną sytuacją, to Ziemia. My!

Loki przysłuchiwał się ich kłótni, stojąc kilka metrów dalej i miał ich gdzieś. Asgard czy Misgard. Ostatecznie wszystko będzie takie same. Siedząc tam, Loki przyglądał się bez większego zainteresowania Avengerom i Fury'emu. Jego dłonie były związane, miał kaganiec na ustach, aby nie mógł zabić lub otruć żadnego z jego strażników słowami. Gdyby nie był taki słaby
i wykończony, wyśmiałby ich próbę skucia go. W innych warunkach nie mieliby szans, by powstrzymać go od użycia magii.

Widocznie Thanos wyssał z niego całą jego magię, aby utrzymać go w ryzach. Teraz nawet zwyczajny metal był w stanie unieruchomić oszusta. Jednak nie na długo. Loki już czuł, jak jego magia do niego wracała. To było również powodem, dlaczego Thor wywierał nacisk na Avengerach, aby zabrać go do Asgardu. Doskonale wiedział, że nie mieli środków na uwięzienie czarodzieja takiego jak Loki. Jednak Thor nie miał prawa wiedzieć, jak kruchy był w tej chwili Loki. Nie był w stanie stworzyć nawet najprostszej iluzji. Czekały Lokiego tygodnie bezradności. Thor uważał, że było to co najwyżej kilka dni.

Cokolwiek miało się przydarzyć Lokiemu w najbliższych tygodniach, musiał to zaakceptować. Dobre było to, że o to nie dbał.

Wygrała demokracja ku niezadowoleniu Thora. Przetransportowali Lokiego do tajnej bazy S.H.I.E.L.D-u, gdzie próbowali go zastraszyć. Nawet po tym jak próbował przejąć ich świat, nie mieli pojęcia o strachu. Przywiązali go do platformy i zostawili w pokoju z białymi ścianami i dziwnym lustrem.

Jak zawsze kiedy był sam, głosy stawały się silniejsze i Loki czuł obmierzły chłód swojej skóry. Pomieszczenie pokrywały kafelki. Loki mógł je policzyć, wyobrażał sobie na nich linie
i wzory. Próbował zająć czymś myśli i to trochę pomogło mu stłumić głosy.

Nie minęło 10 godzin, nim Fury wszedł do pokoju z ponurym wyrazem twarzy, a za nim dwóch facetów. Byli duży, mieli marsowe miny, a ich oczy przepełniała nienawiść. Zatem Fury chciał go przestraszyć. Loki by się roześmiał, gdyby nie miał tego wszystkiego gdzieś tak mocno, że nawet nie chciał się nawet z nich nabijać. Przynajmniej przeszedł od razu do sedna, po tym jak już zmieszał go z błotem.

Powiesz nam wszystko, co wiesz o Chitauri. Nawet najmniejszy szczegół, bez względu jak nieistotny by nie był. Chcę wiedzieć wszystko o twoich sojuszach. Kto. Gdzie. Jak. Mówisz mi wszystko. Rozumiesz?

Nie mam ci nic do powiedzenia.

Fury spodziewał się takiej odpowiedzi i skinął w stronę swoich podwładnych. Zbliżyli się powoli, stojąc po obu stronach platformy.

- Musisz wiedzieć, że posiadamy środki, które sprawią, że przypomnisz sobie to, co zapomniałeś.

Niedyskretnie ukryta groźba została poparta demonstracją. Loki nie mógł odwrócić głowy, aby zobaczyć, który z nich to zrobił, ale nagle jego ciało przeszył ostry, kujący ból. Był to elektryczny szok. Mimo tego że był słaby i zmęczony, Loki ledwo zacisnął zęby. No dobra, z tego już się mógł śmiać.

- Ty głupi śmiertelniku... Chcesz mnie przerazić bólem? Nie możesz sobie wyobrazić, ile wycierpiałem. Nie macie, ani narzędzi, ani mocy, aby mnie zranić. Broń, której chcecie na mnie użyć zniszczy się, a jeśli uda wam się sprawić, abym krwawił... Uwierzcie mi, to mnie bardziej rozbawi niż zmusi do błagania o litość. Nic na mnie nie macie. Zatem zaczynajcie. To będzie fantastyczny sposób na zabicie czasu.

Fury próbował tego po sobie nie dać poznać, ale Loki i tak widział, że był tak wściekły, że był gotów zabić Lokiego.

- Nie lekceważ pomysłowości śmiertelników.

Tym razem śmiech Lokiego był szczery i naprawdę chciał, żeby już zaczynali.


W porównaniu do Chitauri śmiertelnikom zadawanie bólu nie sprawiało specjalnej przyjemności. Loki nie oczekiwał współczucia, ale było oczywiste że ci żołnierze przekraczali swoje kompetencje. Nie trwało to jednak długo, najwidoczniej musieli być mądrzejsi niż Chitauri. Nie minęło pół dni, kiedy zorientowali się, że ból nie robił na Lokim wrażenia. Zdawało mu się nawet, że jeden wymamrotał "Cholerny skurwysyn to lubi...".

Loki nie delektował się bólem, to był dla niego środek do końca. Uciszało to głosy i nie pozwalało mu myśleć o innych wspomnieniach. Jego nadzieja, że śmiertelnicy byli brutalniejsi niż Chitauri okazała się płonna. Nie mogli zrobić nic, co mogłoby zagrozić jego życiu, szczególnie kiedy Thor znajdował się w Midgardzie.

Zatem po tych 12 godzinach Loki został przeniesiony do innego pomieszczenia. Tym razem bez kajdanek czy kagańca. Jego cela była pusta i pozbawiona okien. Nazywali to izolatką. Tak długo jak miała światło i kafelki na suficie, nie była taka zła.

Po pewnym czasie Fury znowu się pokazał i wypytywał o Chitauri i jego sojusze. Loki milczał i wyobraził sobie obraz na suficie. Zostawili go samego na bardzo długi czas, a ponieważ liczba kafelków się nie zmieniała, Lokiemu znudziło się patrzenie w kółko z tę samą ścianę.

Głosy znowu stały się tak głośne, że musiał zakryć uszy. Właśnie wtedy znowu do niego przyszedł. Stał w drzwiach, jakby chciał pokazać Lokiemu, że może go stąd wydostać w mgnieniu oka. Był wolny i piękny. Sama jego obecność w pomieszczeniu sprawiała mu ulgę.

- Czy dokonałeś wyboru, Loki? Pójdziesz ze mną?

Mimo że Loki tak desperacko tego pragnął, nie wiedział jak.

Jakimś sposobem Loki musiał odpowiedzieć na jego pytanie, ponieważ zniknął znowu bez słowa. Rozbrzmiało skandowanie i głos Odyna, a Loki zapragnął, aby wrócił.

Jednak tego nie zrobił, a Loki musiał stawić czoła osobie, której naprawdę nie chciał widzieć.

- Musiałeś ich naprawdę wkurzyć, skoro wysłali mnie, abym z tobą porozmawiał, Rudolfie.

Nie kłopocząc się, by nawet podnieść wzrok na Starka, Loki nadal siedział w kącie. Jeśli go zignoruje, śmiertelnik znowu zostawi go w spokoju.

- Ze mną też nie rozmawiasz. To niemiłe z twojej strony. Nie nudzi ci się się tutaj? Całkiem samemu? Oszalałbym, gdybym moim jedynym parterem do rozmowy była ta głupia ściana.

Niegodny. Syn Laufeya.

- Oj, weź, nie bądź taki, powiedz coś! Zdajesz sobie sprawę, jakie to niezwykłe, że jestem tutaj? Normalnie, powierzyliby to zadanie bardziej wyrafinowanym ludziom.

Skóra zimna jak lód.

Stark zdał sobie sprawę, że Loki nawet go nie słuchał, więc odszedł.

Kiedy Thor przyszedł go zobaczyć, Loki leżał na ziemi, zaciskając dłonie na głowie, nawet jeśli to nic nie dawało.

- Bracie...

- Teraz do mnie przyszedłeś. Zajęło ci to trochę czasu.

-Wracamy do Asgardu.

Niegodny! Syn Laufeya!

- Pamiętasz, Thor? Tamtego dnia, kiedy byliśmy tylko dziećmi. Kiedy płomienie tańczyły na moich palcach, a ty patrzyłeś w zachwycie. Na to, co potrafię - Loki otworzył oczy, by odegnać rozczarowany wzrok ojca. Zamiast tego spojrzał w dół na stopy Thora.

Jego głos był zaskakująco łagodny, kiedy odpowiedział.

- Oczywiście, że pamiętam. Wtedy jeszcze wiedziałem, kim byłeś.

- Nie, ani ty, ani ja nie wiedzieliśmy.

- Loki...

- Pamiętasz, jak ojciec mnie uderzył? Po tym jak pozwoliłem płomieniom rosnąć i ogień niemal mnie pochłonął?

- Nigdy nie zapomnę tego widoku, bracie. Czasem nadal budzę się w środku nocy i widzę płomienie parzące twoją skórę - Jego głos niemal niedostrzegalnie zadrżał. Dlaczego Thor był taki spokojny, a Warriors Three tak głośno śmiało się w jego głowie?

Niegodny. Złote usta zamienione w ołów.

- Ale pamiętasz, jak Odyn mnie zaatakował, gdy tylko wyzdrowiałem?

- Tak, pamiętam. Ojciec był zły, że zabawiłeś się własnym życiem. Prawie zginąłeś, Loki. Byliśmy dziećmi i nie mieliśmy o niczym pojęcia. Obawiał się o twoje życie.

Z jego warg uciekł ochrypły chichot.

- Też tak myślałem. Przez bardzo długi czas. Potem jednak zrozumiałem, że martwił się jedynie o czar, który na mnie rzucił. Niemal go zniszczyłem, kiedy poparzyły mnie płomienie. Prawie zdradziłem, kim naprawdę byłem. Odkryłbym, kim jestem, a on nie mógł by tego znieść. Był tak wściekły, że uderzył dziecko, które dopiero co uciekło z łoża śmierci. W tym uderzeniu nie było troski.

Thor uklęknął naprzeciwko Lokiego i dotknął jego ramienia, a on wzdrygnął się, jakby ten go uderzył. Jego dotyk nie miał nic z przyjemnego ciepła, był gorący, niemal go parzył.

Ponieważ skóra Lokiego była zimna

- Bracie, twój gniew nie pozwala ci wyraźnie widzieć rzeczy. Ojciec cię kocha, uratował ci życie i teraz chce, abyś powrócił do domu.

- Aby zamknąć potwora i nigdy więcej go nie zobaczyć. Aby go zapomnieć. Syna Laufeya.

Syn Laufeya Syn Laufeya Syna Laufeya Syn Laufeya Syn Laufeya Syn Laufeya

- Jesteś synem Odyna! Tak jak ja! Jesteś moim bratem!

Thor wyciągnął do niego dłoń, a Loki brutalnie go odtrącił. Skulił się w kącie pomieszczenia i przycisnął dłonie do uszu z całych sił.

Syn Laufeya Syn Laufeya Syna Laufeya Syn Laufeya Syn Laufeya Syn Laufeya

- Kiedy zostanę królem, złapię wszystkie potwory i je pozabijam.

Spojrzenie Lokiego spotkało się z Thora i zobaczył, że sztylet znalazł swój cel. Na twarzy Thora był wypisany wstyd, puścił go. Thor wstał i zacisnął palce w pięść.

- Muszę... Muszę wyjaśnić parę spraw z S.H.I.E.L.D-em przed naszym odejściem. Będę za parę godzin. Kiedy wrócę, chcę, abyś był gotowy. Wszechojciec wyczekuje nas dzisiaj.

Thor opuścił go z tymi słowami i Loki przygryzł wargę, aby powstrzymać się od krzyku. Gdy tylko Thor powiedział słowo „Asgard", Loki poczuł, jak jego umysł był rozdarty we wszystkie strony. Nie potrafił już wyodrębnić żadnego słowa, to był jednen głośny, bolesny raban, jak igły wbijające mu się w mózg, nie pozwalające mu zapomnieć chociażby na chwilę.

Skandowanie. Niegodny. Płacząca Frigga. Śmiech. Niegodny. Skóra zimna jak lód. Syn Laufeya. Niegodny. Niegodny. Syn Laufeya Syn Laufeya Syn Laufeya Syn Laufeya

Kiedy zostanę królem, złapię wszystkie potwory i je pozabijam

Kiedy zostanę królem, złapię wszystkie potwory i je pozabijam

Kiedy zostanę królem, złapię wszystkie potwory i je pozabijam

Potwór

Pozabijać je wszystkie

Loki krzyknął i nagle on był tutaj. Stał w miejscu Thora i był najpiękniejszym widokiem dla jego zbolałych oczu, jaki Loki mógł sobie wyobrazić. Zapierający dech w piersiach uśmiech, białe zęby, szczere, ufne, błyszczące szare oczy, w których mógł się zgubić. Miękkie, lekko kręcone kasztanowe włosy, w których Loki chciał zanurzyć palce. Loki nie musiał go dotykać, by wiedzieć, że był ciepły. Mimo to tak bardzo chciał to zrobić. Pocałować go, owinąć wokół niego ramiona i zostać w jego uścisku. Tam, gdzie nie było bólu, strachu, gdzie żaden głos by go nie dosięgnął.

Gdyby te ramiona go trzymały, już nigdy by nie odszedł. Asgard stałby się jedynie odległym wspomnieniem, które w końcu by zniknęło.

Pozabijaćjewszystkiepozabijaćjewszystkieozabijaćjewszystkie

Delikatna, ciepła dłoń pogłaskała policzek Lokiego, a ten cicho zaszlochał, kiedy głosy wreszcie przycichły. Pochłonęła go słodka cisza, znalazł pocieszenie w tym uśmiechu. Pozwalał mu oddychać i jasno myśleć. Loki mógł znowu być Lokim.

- Dokonałeś wyboru, Loki - Jego głos był uspokajający i... Szczęśliwy. W jego pięknych szarych oczach było pragnienie i coś, czego Loki nie był w stanie opisać słowami, więc został przy miłości - Chodź ze mną.

Tak...

- Nie wiem... Nadal jestem za słaby... - To nie miało znaczenia, że mówił na głos, nie dbał o to, czy ktoś go słyszał.

Kciuk przejechał po jego wargach i Loki wypuścił urywany oddech, kiedy groźba Thora o powrocie do Asgardu zniknęła. Nic nie brzmiało tak cudownie jak jego głos.

- Tak, wiesz, Loki. Wiedziałeś od samego początku.

Miał rację i Loki pochylił się, opierając swoje czoło o jego. Loki czuł jego oddech na swojej skórze i dłoń wokół swojej szyi. Było spokojnie i Loki już nigdy miał nie powrócić.

Zamknął oczy i przestał walczyć po raz pierwszy, odkąd się o tym dowiedział. W zamian poszedł na poszukiwanie tego. Tylko teraz, jedynie tym razem, a wszystko miało się skończyć. Było mu zimno, instynkt Lokiego kazał mu przestać, ale zmusił się, aby kontynuować. Palce delikatnie pogładziły jego jego kark i słodkie słowa zostały wyszeptane do jego ucha:

- Chodź ze mną, Loki.

Znalazł to.

Drzwi do jego celi otworzyły się, a Loki poczuł jak chłód przeszył mu prawą dłoń. Lód był obrzydliwy w zetknięciu z jego skórą, był jednak jego wybawieniem.

- Kurwa, sprowadź tutaj Thora!

- Loki, nie...

- Chodź ze mną. Sprawię, że odejdą.

Przekrzywiając lekko głowę do góry, Loki zacisnął mocno palce wokół sztyletu, nim wbił go prosto w odkrytą tętnicę szyjną. Z rozcięcia trysnęła krew, brudząc podłogę i ścianę, kiedy Loki wpadł prosto w jego ramiona i zapadła ciemność. Uśmiech ulgi wykwitł na jego ustach.