Ona jest tutaj od ponad roku, a on przychodzi każdego dnia, aby ją zobaczyć. Nie ważne, deszcz czy słońce. W zasadzie mogłabym według niego ustawić zegarek. Zawsze przychodzi zaraz po obiedzie. Nauczyłam się już rozpoznawać dźwięk jego kroków na korytarzu i trzepotanie obszernych, czarnych szat. Przed jego wizytą upewniam się, czy czeka na niego kubek gorącej herbaty. Zawsze siada na tym samym krześle, po prawej stronie jej łóżka. Nigdy ze mną nie rozmawia. Nigdy nie rozmawia z którąkolwiek z pielęgniarek, naprawdę. Czasem tylko mówi do niej.

Za pierwszym razem wiedziałam, że przyjdzie. Moja siostra, Poppy, zafiukała do mnie, aby ostrzec, że jest już w drodze i że jest w plugawym nastroju. Przyznaję, nie znałam tego mężczyzny. Wiedziałam o nim tylko tyle, ile przeczytałam w gazetach, lub ile udało mi się wyciągnąć od Poppy, gdy o nim wspominała.

Był, oczywiście, bohaterem. Wydawać się mogło, że po upadku Voldemorta, pojawiało się tutaj mnóstwo bohaterów. Sam Harry Potter był tutaj już pierwszego dnia, gdy ją przynieśli, a przecież nikt nie jest tak wielkim bohaterem, jak on.

Pan Potter pytał, czy ona czuje jakiś ból i czy jest jej wygodnie. Jego oczy były smutniejsze od wszystkich, które kiedykolwiek widziałam, koloru uschniętej koniczyny i tak pełne cieni, że aż chciałam go pocieszyć. Miał za sobą zbyt dużo. Wojnę, utratę jednego z najlepszych przyjaciół podczas ostatniej bitwy, oraz przyjaciółkę, nieuleczalnie chorą, której, wydawać by się mogło, ukradziono duszę. Zanim odszedł dał mi butelkę jakiegoś mugolskiego płynu do włosów i poprosił, abym pryskała tym jej włosy przed czesaniem. Powiedział, że nie będą się plątały, gdy będą odrastały.

Gdy powiedziałam mu, że jej włosy pozostaną krótkie, tak jak każdego innego pacjenta w naszym szpitalu, był zdruzgotany. Próbował mi wmówić, że ona nie jest zwykłym pacjentem, że to Hermiona, a Hermiona ma włosy, dużo włosów. Z kieszeni wyciągnął zdjęcie panny Granger, roześmianej, machającej do aparatu, podczas gdy on i rudowłosy młodzieniec, Ron Weasley, odganiali od swoich twarzy zbłąkane włosy przyjaciółki. Zdjęcie zostało widocznie zrobione w wietrzny dzień.

Delikatnie, acz stanowczo, wytłumaczyłam mu, że nie mam zamiaru łamać żadnych reguł, bo jestem zobligowana do ich przestrzegania. Bardzo chciałam zrobić dla niego wyjątek, ale doktor Bechtel, dyrektor Świętego Munga, nigdy by na to nie pozwolił. Pan Potter zachował spokój na twarzy, ale wiedziałam, że był zdenerwowany. Wyszedł niedługo potem, nie zaszczycając mnie nawet krótkim spojrzeniem.

Następnego dnia Poppy, poprzez siec Fiuu, ostrzegła mnie przed rychłą wizytą profesora Snape'a, którego nigdy wcześniej nie spotkałam. Nadal pamiętam jej słowa:

- Może być troszkę… niepokojący, droga Nettie. Nie jest miłym facetem, dużo przeszedł. Staraj się więc trzymać język za zębami.

Ponieważ Poppy nadal uważała mnie za małą wiedźmę z warkoczykami, zignorowałam jej ton. Była moją starszą siostrą i podziwiałam ją, pomimo, iż ciągle traktowała mnie jak dziecko.

Tak więc, wiedziałam, że profesor Snape jest w drodze. Chciałabym powiedzieć „uprzedzony – ubezpieczony", ale chociaż się go spodziewałam, wzdrygnęłam się, gdy znikąd pojawił się naprzeciwko mnie, niczym gigantyczny nietoperz.

Przyglądał się, jak grupka młodych pielęgniarek podskoczyła na jego widok, zanim zwrócił na mnie swoje niebezpieczne spojrzenie.

- Dzień dobry, Pomfrey.

Byłam trochę zaskoczona, że wiedział, kim jestem, ale starałam się to ukryć.

- Profesorze Snape – odpowiedziałam.

- Poppy przesyła pozdrowienia. – Jasne. Można się było domyśleć, że potok wiedzy, zwany Poppy, popłynął w dwie strony.

- Dziękuję, profesorze. Jeśli to nie kłopot, ją również proszę pozdrowić.

Słyszałam podekscytowane głosy pielęgniarek, które właśnie zrozumiały, kto dokładnie stoi przed pokojem panny Granger. Jedna z nich była nawet na tyle zdeterminowana, że zapytała go, czy nadal ma Mroczny Znak, a jeśli tak, to czy może go zobaczyć.

Facet niemal odgryzł jej głowę. Nie, żebym go oskarżała. Głupia smarkula akurat nie chodziła do Hogwartu… Westchnęłam, gdy płacząc uciekła korytarzem za innymi pielęgniarkami. Potem spojrzałam na niego.

Głęboki wyraz niezadowolenia szybko zmazał współczucie z mojej twarzy. Odwróciłam się na pięcie i zaprowadziłam do pokoju Hermiony. Podejrzewałam, że nie jest facetem, który lubi czekać.

Gdy weszliśmy odwróciłam się do niego i zobaczyłam, jak wściekle marszczy brwi patrząc na młodą pacjentkę. Byłam niemal zadowolona, że się nie obudziła i tego nie widziała. Dla jej dobra, oczywiście.

- Cóż, panno Granger, najwyraźniej nawet przywiązana do łóżka sprawia mi pani problem – mruknął, zręcznie wyciągając spod płaszcza długie, białe pudełko i kładąc je na jej łóżku. Przez dłuższy czas nic nie mówił, tylko przyglądał się jej uważnie. Kwiaty, lub cokolwiek, co było w białym pudełku, zostały zapomniane, tak samo zresztą, jak ja. Wreszcie, po przedłużającej się ciszy, spojrzał na mnie i uniósł brew.

- Masz zamiar w końcu wyjść? – spytał.

Nieznośny facet. Starałam się nie wyglądać na urażoną, gdy czmychnęłam z pokoju.

Gdy godzinę później wróciłam, jego już nie było. Panna Granger leżała na swoim łóżku tak, jak ją zostawiłam. Prawie. Wciąż bezmyślnie wpatrywała się w ścianę martwymi, szarymi oczami, a blade dłonie przyciśnięte miała do ud. Ale jej włosy, te krótkie, poszarpane włosy, które tak bardzo przerażały poprzedniego dnia pana Pottera, teraz spływały lokami na jej twarz i ramiona.

Nienawidzę przyznawać się do tego, że próbowałam je obciąć. Nie kłamałam, gdy mówiłam panu Potterowi, że długie włosy nie są u nas tolerowane. Pilnowanie tego jest przykrym obowiązkiem każdej pielęgniarki. W szczególności, gdy są tak nieokiełznane, jak w przypadku włosów panny Granger. Niestety, każda kolejna próba ścięcia ich kończyła się fiaskiem. Profesor Snape w jakiś sposób zaczarował jej loki. Nie jestem w stanie zliczyć, ile nożyczek rozpadło mi się w dłoniach, gdy tylko zbliżałam je do jej głowy. Doszłam do wniosku, że w końcu ona jest bohaterka wojenną, i duzo lepiej wygląda z długimi włosami…

Razem z Poppy miałyśmy tego wieczora ciekawą rozmowę na temat Snape'a. Poppy wpadła na filiżankę herbaty, więc, tuż po osobistym sprawdzeniu stanu panny Granger, patrzyła na mnie na mnie, marszcząc brwi.

- Zaczarował je?

Wzruszyłam ramionami.

- Na to wygląda. Nie mogę ich obciąć, nożyczki się łamią. I zanim zapytasz, tak, próbowałam skrócić je magicznie.

Poppy przygryzła w zamyśleniu wargi i dotknęła ich palcem.

- Powiedział ci coś?

- Nie. Po prostu pojawił się, doprowadził do płaczu jedną z pielęgniarek i rozkazał mi się wynieśc z pokoju. Nie było go, gdy wróciłam. – Dolałam herbaty do filiżanek i wzięłam łyk. – Po co miałby się troszczyć o długość jej włosów?

Tym razem Poppy wzruszyła ramionami.

- Pan Potter odwiedził wczoraj szkołę. Biedny chłopiec, był naprawdę zdenerwowany. To wszystko musi być dla niego takie ciężkie. Najpierw stracił Roba, a teraz, praktycznie rzecz biorąc, Hermionę. Najbardziej zdenerwowany był z powodu jej włosów.

- Na takiego wyglądał, gdy wychodził – zgodziłam się – Ale co to ma wspólnego z profesorem Snape'm?

- Widzisz, Harry przyszedł wczoraj do Skrzydła Szpitalnego. Miałam właśnie wypuścić Severua pierwszy raz od… zresztą, sama wiesz. W każdym razie, Harry przyszedł ze łzami w oczach, domagając się rozmowy ze Snape'm. Nigdy miedzy nimi nie było sympatii, jednak zanim zdążyłam wymyślić jakiś dobry powód, aby Harry'ego nie wpuścic, Snape wrzasnął, że się zgadza.

- I? – Starałam się być cierpliwa, naprawdę. Poppy bardzo lubiła opowiadać, a ja nienawidziłam jej pospieszać, ale w tym momencie byłam niezwykle ciekawa, o co chodzi. Ona oczywiście wiedziała, o czym myślę, bo jej usta wygięły się w złośliwym uśmieszku.

- Te herbatniki są pyszne, kochana. Mogę prosić o jeszcze jednego? – Uśmiechnęła się, gdy prychnęłam i popchnęłam w jej kierunku całe opakowanie. – W każdym razie, jak powiedziałam, Harry przyszedł zobaczyć Snape'a. Nie był to pierwszy raz, gdy do niego przyszedł. Swoją drogą, jego poprzednia wizyta była totalną katastrofą. Jestem wdzięczna Dumbledore'owi, że przybył na czas i powstrzymał Harry'ego przed zabiciem Snape'a.

Delikatnie ugryzła kolejnego herbatnika i uśmiechnęła się, gdy zobaczyła, jak mnie skręca z niecierpliwości.

- Tak, w rzeczy samej, gdyby Dumbledore'a tam nie było… W każdym razie, Harry wkroczył do Skrzydła Szpitalnego w celu przeklęcia Snape'a. Nie ważne, że biedny facet i tak już cierpiał, Harry był zdeterminowany, aby czuł się jeszcze gorzej, by jednocześnie żył, ale już nie istniał dla świata. Widzisz, Nettie, on obwinia Snape'a za to, co się stało z Hermioną.

- Ale dlaczego?

- Hermiona przyjęła klątwę, która była przeznaczona dla Snape'a. Prawdopodobnie zobaczyła Lucjusza Malfoya, gdy rzucał zaklęcie i wskoczyła przed Snape'a. Gdyby nie ona, to właśnie on leżałby teraz w Mungu i dobrze o tym wie. Wszyscy wiedzą.

- Ale czy to na pewno jest jego wina?

- Dokładnie to samo Dumbledore powiedział Harry'emu, gdy już zabrał mu różdżkę. Snape nie mógł wiedzieć, że Hermiona będzie w stanie zrobić coś takiego. Nam wszystkim trudno było się z tym pogodzić. On nigdy nie był dla niej miły, więc dlaczego miałaby się poświęcać? W każdym razie, biedny facet leżał w łóżku, bez różdżki, a obok Harry krzyczał, że nie zasłużył na poświęcenie Hermiony, że byłoby niewielką stratą, gdyby zniknął z powierzchni ziemi. Nikt by za nim nie tęsknił. To Snape powinien być martwy, jak Ron, albo powinien dostać jakąś nieodwracalną klątwą, jak Hermiona. Był naprawdę okrutny, Nettie. I wiesz, co Snape odpowiedział, gdy Harry ochłonął?

Pokręciłam przecząco głową, oczywiście, że nie wiedziałam, ale Poppy nawet tego nie zauważyła. Westchnęła tylko.

- Spojrzał Harry'emu prosto w oczy i powiedział „wiem". Możesz w to uwierzyć? "Wiem". To całkowicie zbiło Harry'ego. Stał tam i gapił się na Snape'a kilka minut, po czym ze łzami w oczach rzucił się na Dumbledore'a. Teraz rozumiesz, dlaczego nie chciałam go wczoraj wpuścić, prawda? Nie, żebym miała jakiś wybór…

- Więc co wydarzyło się wczoraj? – zapytałam.

- Harry i Snape rozmawiali. Bez walki, bez krzyku. Harry przyszedł, usiadł przy jego łóżku i rozmawiali, jak cywilizowani ludzie. Harry opowiedział mu o swojej wizycie u Hermiony, jak krótkie i nierówne są jej włosy, i że ona w ogóle nie wygląda już jak Hermiona. Powiedział, że nie będzie miała możliwości zapuścić włosów, dopóki jest w szpitalu, ale nie sądzi, by on to zrozumiał, widzieć ją taką kruchą i chorą, zupełnie jak nie ona. Im więcej gadał, tym bardziej Snape wyglądał na wstrząśniętego. Nie Harrym, ale całą tą sytuacją. Obserwowałam go, jego stan pogarszał się z każdym kolejnym słowem Harry'ego. W końcu na mnie spojrzał i oznajmił, że natychmiast opuszcza skrzydło szpitalne i nie jestem w stanie go zatrzymać. Potem spojrzał na Harry'ego i powiedział, cytuję: „Sprawą włosów panny Granger zajmę się osobiście".

- Jeśli to wszystko wydarzyło się wczoraj, dlaczego przyszedł dopiero dzisiaj?

Poppy wzruszyła ramionami.

- Nie wiem. Wiem, że nie było go w nocy. Myślałam, że był tutaj, dopóki nie ogłosił dziś przy śniadaniu, że planuje odwiedzić Hermionę, aby naprawić jakiś problem. Zaraz po tym zafiukałam do ciebie. Jestem pewna, że wykonał swój obowiązek i mu wystarczy. Nie musisz się martwic, że znów go zobaczysz. Nie lubi szpitali rodzaju wszelkiego i nie jest raczej typem człowieka, który godzinami przesiaduje przy łóżku chorego. Śmiem twierdzić, że nie jest na tyle cierpliwy.

Niedługo potem mogłyśmy się przekonać, jak bardzo Poppy się myliła. Teraz, niemal rok od tamtego zdarzenia, on wciąż ją odwiedza. Jest jedynym, który wciąż to robi.