PROLOG

BPOV

- Isabello, nareszcie jesteś!

- Witaj tato. Boże… Ale ten lot był długi.

- Urosłaś myszko.

- Już nie jestem myszką. – zaśmiałam się – Mam teraz równe 190 cm.

- Powinnaś zostać koszykarką,

- Tato, z moją koordynacją ruchową nigdy nie trafiłabym do kosza, a po drodze znokautowała parę osób z drużyny.

- Co fakt, to fakt. Bezpieczniej dla otoczenia, jak nie uprawiasz żadnych sportów. – zaśmiał się serdecznie na wspomnienie tego, co dzieje się jak oddaje się jakiejś dyscyplinie sportowej. – Chodźmy po twoje bagaże. Mamy jeszcze długą drogę do przebycia.

Nagle włączyły się syreny alarmowe na lotnisku.

- Cholera, chyba odnaleźli moje Magnum.

- Skąd masz broń? – Spojrzałam na mojego tatę. Miał bardzo srogą minę.

- Tato, żyjemy w XXI wieku. Muszę się jakoś bronić.

- Isabello... – w tym samym momencie podbiegli do nas ludzie z ochrony lotniska.

- Jest pan policjantem prawda? – Próbowałam nie parsknąć. Mój tata stał koło mnie w swoim stroju roboczym. Jest komendantem policji.

- Tak. Komendant Policji w Forks. Charlie Swan. – Podał im rękę – Co się stało?

- Ktoś próbował wwieść do kraju trzy pistolety, dwa karabiny, cztery noże sportowe. Do tego paczkę C4, kilka podsłuchów i pełno elektroniki...

- Jak coś popsujecie, odkupicie to. – Trochę się zdenerwowałam. Wzrok ojca miotał pioruny – No co, większość tego sprzętu kosztuje ponad trzysta dolarów, a broń kupiłam legalnie. – Włożyłam rękę do kieszeni. Ochroniarze rzucili się mnie obezwładnić. Podniosłam ręce do góry i powoli włożyłam rękę do kieszeni. Wyciągnęłam ją i pokazałam im legitymacje – Jestem detektywem. Macie tu moją legitymację i pozwolenie na broń.

- Pani też jest policjantką? – Jeden z ochroniarzy był w szoku, reszta patrzyła na mnie sceptycznie. Fakt byłam dość chuda, ale bez przesady. Potrafiłabym unieść ciężar pięćdziesięciokilogramowy.

- Tak. Detektywem stażystą.

- Co?! – Mój ojciec wydarł się na całe gardło – Przecież nie ukończyłaś jeszcze liceum!

- Bo widzisz tato, został mi już niecały rok nauki. Mama zgodziła się i poszłam do szkoły detektywistycznej prowadzonej przez policję w Phoenix. Chodziłam tam popołudniami i okazało się, że jestem w tym dobra. Dostałam pozwolenie na staż w policji. Mogłam wybrać gdzie go odbędę. Mama zgodziła się tylko na twój posterunek.

- Do samochodu. Porozmawiamy o tym w domu. – chwycił się za nasadę nosa – Pójdę po te twoje akcesoria.

Oj, chyba trochę go rozwścieczyłam. Mam nadzieje że jako policjant powstrzyma się przed próbą morderstwa. Mama miała go uprzedzić. Dzięki mamusiu. Podeszłam do samochodu i czekałam tam na niego. Wyszedł po pół godzinie z moimi czterema walizkami. Otworzył samochód i udał się do tyłu zapakować bagaże.

- Wsiadaj i zapnij pasy. – warknął do mnie, nie zaszczycając mnie wzrokiem. Nie dobrze. Chyba wytłumaczę mu wszystko jak się uspokoi. Usiadł za kierownicą i ruszył. Nie odzywał się przez jakiś czas, po czym wybuchł.

- Co ty do diabła wyczyniasz?! Chcesz umrzeć?!

- Tato, przecież ty też jesteś policjantem. – zaczęłam cicho – Chciałam byś był ze mnie dumny...

- Dumny?! Ja przecież jestem dumny, cały czas. Jesteś najcudowniejszą rzeczą w moim życiu.

- Tato, zawsze uważałam cię za bohatera. Chciałam być taka jak ty.

- A co ze szkołą?

- Skończę. A potem będę od razu miała pracę.

- Ale detektyw? Boże, a co ze strzelaniem?

- Zajęłam drugie miejsce na czterdziestu rekrutów. Wyprzedził mnie tylko syn porucznika. To on nauczył mnie strzelać.

- Aż się boję. Porozmawiamy jutro na posterunku. Dam ci jakąś lekką pracę biurową.

- Nie zgadzam się. Nie chcę tylko przekładać papierków. Chcę brać udział w prawdziwej pracy detektywa. Chodzić na miejsca morderstw i kradzieży. Zbierać dowody zbrodni...

- Morderstwa, kradzieże? Kochanie to nie Nowy York. Nie zamordowano u nas nikogo od dwudziestu lat. Jedyną rzecz jaką w miasteczku ukradziono przez ostatnie pół roku był krasnal ogrodowy z podwórka pana Crampa. Pojedziemy jutro na posterunek i pokażę ci nasze sprawy z tego miesiąca. Nie ma tam nic prócz paru bójek i trzech wybitych okien.

Trochę zmarkotniałam. Co ja będę tu robić? Nie nauczę się pracy detektywa przekładając papiery. Dojeżdżaliśmy do domu gdy drogę zatarasował nam czarny sedan. Wyskoczył z niego blondyn, w wieku mojego ojca.

- Co u licha! – Ojciec zaklął i wysiadł z samochodu – Carlisle chcesz spowodować wypadek?

- Charlie porwali mojego syna. – Ojciec poszarzał na twarzy. Ja za to poczułam napływającą adrenalinę.

- Super, to moje pierwsze porwanie. Od czego zaczynamy?