- Wiesz co, Sam? – zagaił Lucyfer, kiedy szli przez park w pewien zimny i wietrzny, jesienny dzień, trzymając się za zesztywniałe z chłodu ręce, odprowadzani wzrokiem wielu zaciekawionych, a czasem zbulwersowanych osób. Gdy w odpowiedzi dostał stłumione „hm?", wydobywające się gdzieś spod grubego, granatowego szalika owiniętego wokół szyi jego partnera, kontynuował. – Bycie człowiekiem ma jeszcze jedną wadę.

- Jaką? – spytał młody Winchester głośniej i odwrócił głowę w stronę upadłego anioła. Nigdy nie znudzi mu się słuchanie jego dziecinnych zażaleń pod tytułem „człowieczeństwo ssie".

- Strasznie marznie się przy takiej temperaturze – oświadczył obrażonym tonem i Sam zaczął zastawiać się, czy to nie on ma większe prawo na skargi. W końcu to on jest człowiekiem dłużej niż Jutrzenka, który stracił łaskę zaledwie kilka miesięcy temu. Prychnął z irytacją i rozbawieniem.

- Gdybyś się grubiej ubrał, nie marzłbyś – odparował, chowając nos w warstwie wełnianego szala. Blondyn spojrzał na niego z urazą.

- Skąd miałem wiedzieć, że tak się oziębi? Godzinę temu było cieplej – mruknął. Mijana przez nich młoda dziewczyna w fioletowej kurtce obdarowała ich tak rozanielonym spojrzeniem, że Lucyfer zmarszczył niepewnie nos.

- Dlaczego niektóre tak się cieszą, jak nas widzą? – zapytał z niezrozumieniem, automatycznie oglądając się w tył.

- Wiesz, dla nich gejowskie pary są takie urocze – wymamrotał łowca i poruszał parokrotnie palcami ręki złączonej z ręką Jutrzenki, żeby chociaż minimalnie je rozgrzać. Niebieskooki wbił w niego skonsternowany wzrok połączony z lekko rozwartymi ustami i Sam przyznał w duchu, że ten wyraz, w połączeniu z zarumienionymi od przeszywającego zimna policzkami, jest całkiem słodki jak na Szatana.

- Ale dlaczego? – spytał już całkiem zbity z tropu upadły.

- Och, nie wiem, nieważne. Nigdy nie zrozumiemy heteroseksualnych nastolatek – poinformował go i puścił jego rękę, szybko przyciągając go do siebie i obejmując mocno jego łopatki. W zamian Lucyfer oplótł ręką jego talię, wydając z siebie zadowolony pomruk.

- Lepiej? – zapytał Winchester, nie mogąc powstrzymać się przed złożeniem całusa na jego skroni.

- Lepiej, aczkolwiek nadal mi zimno – odparł swoim typowym, pełnym anielskiego opanowania głosem, tym razem złagodzonym odrobiną czułości, a na zmarzniętej twarzy Sama wykwitł przeciwny ponuremu otoczeniu, pogodny grymas.