Rozdział I
"Ferelden niegdyś piękne państwo, teraz splugawione i zniszczone przez plagę oraz wewnętrzne intrygi. Tak naprawdę, nawet nie wiadomo kiedy i jak się to wszystko zaczęło, ten koszmar.
Jednak nawet gdy inni z góry zakładają iż wszystko skończy się porażką, znajdą się i tacy co będą dzielnie walczyć do samego końca, stawiając mężnie czoła mrocznym pomiotom.
Do takich właśnie osób należy Szara Strażniczka, Isabella Vanessa Cousland, prawdopodobnie jedyna ocalała z masakry w Wysokożu. Isabella jest jednym z dzieci Teynira Bryce'a Cousland'a. Jest szlachcianką, jednak jej czyny nieraz mijają się ze szlachetnością. Zdecydowanie była piękną, ale jakże szalona kobietą. Doskonale pamiętam dzień, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Nawet nie wiem czy to odpowiednie słowa, bo czy można nazwać spotkaniem próbę zabójstwa ostatnich członków Szarej Straży?
Nazywam się Zevran Arainai a to są moje wspomnienia..."
- Ej, ostrouchy! Co tak gryzmolisz? - spytał stojący nieopodal miedzianobrody krasnolud, Oghren.
- Nic szczególnego, mój mało trzeźwy przyjacielu - odparł elf patrząc w niebo - Nie ma jeszcze południa a ty już ledwie trzymasz się na nogach, wątpię by Strażniczka była zadowolona Twoim stanem jak wróci.
- Bup! - głośne beknięcie krasnoluda odbiło się echem po obozowisku - Słuchaj no Ty skutwiony, ostrouchy kochasiu - Oghren zatoczył się w stronę blondyna - Strażniczka kazała mi mieć na Ciebie oko. To, że teraz nie leżysz na pół nagi, pobity i związany jak oślizgły bryłkowiec możesz zawdzięczać tej nierozgarniętej kapłaneczce Lelianie - krasnolud przycupnął obok elfa - Dziewucha ma zbyt miękkie serce, to dzięki niej Isabella zgodziła się Ciebie rozwiązać...bup!
Zevran rozejrzał się po obozie, znał już każdy jego szczegół, w końcu nie przemieszczali się odkąd został pojmany, a od tamtego dnia minął już ponad tydzień.
Obóz był praktycznie jak każdy inny, które zwykł widywać do tej pory. Parę szmacianych namiotów, w tym przypadku sześć, rozrzuconych w różnej od siebie odległości, najdalej wysunięty należał do wiedźmy- Morrigan. Ta kobieta każdego przyprawiała o dreszcze, a w szczególności Alistaira, młodego mężczyznę o śniadej cerze oraz jasnych włosach. Alistair także należał do zakonu Szarej Straży, pomimo, iż był wyższy stopniem pozwalał młodej Cousladównie dowodzić.
Do obozu wkroczyła, rudowłosa kobieta, odziana w lekka skórzana zbroję oraz z łukiem przewieszonym na prawym ramieniu, z lewego zaś swobodnie zwisał kołczan wypełniony strzałami oraz sznur do którego były uwiązanie dwa truchła drobiu.
- Już wracają - powiedziała melodyjnym głosem - Widziałam ich ze wzgórza.
- Jesteś pewna kobieto?- spytał gburowato krasnolud.
- Oghrenie wytrzeźwiej wreszcie! - niewiadomo skąd nagle pojawiła się Morrigan - Jesteś pewna, Leliano? Minęły dopiero dwa dni od ich wymarszu.
- Tak, jestem pewna - odparła ruda - Raczej ciężko w tych rejonach spotkać Qunari w towarzystwie dwojga ludzi i mabari - żachnęła się dziewczyna. Leliana spojrzała na elfa, ten zaintrygowany uniósł brew.
Generalnie wolał się nie odzywać niepytany, jedynie z Oghrenem rozmawiał w miarę swobodnie.
- Gdy wróci Isabella, proszę powiedz jej wszystko co będzie chciała wiedzieć, nie zniosła bym dłużej twoich tortur, Isabella potrafi być bezwzględna...
- To co Ci nasza kochana Strażniczka zaprezentowała ostatnio to nic - zawtórowała Morrigan - Nie zapominaj, że Sten, qunari jest bardzo wobec niej lojalny. - powiedziawszy to wzięła ptactwo od Leliany po czym usadowiwszy się nieopodal paleniska zaczęła przygotowywać posiłek.
- Sten, phi, tępy osiłek wymachujący mieczem gdzie tylko popadnie - burknął Oghren.
- Tak, jak Ty toporem, kraskoludzie. - zaśmiał się pod nosem ostrouchy.
~ Sectumsempra91
