Pinkie Pie szła se przez Canterlocki ogród. Gdy przechodziła obok pomnika Discorda na coś nadepła. Pierw się wystraszyła. Potem spojrzała a tam coś leży. Był to przycisk. Przyjrzała się napisowi napisanemu tam. Był on definitywnie napisany. Nie było wątpliwości. Było tam napisane straszne zdanie.

Jednak Pinkie nie przeczytała go i zasnęła. Obudził ją Discord. Przebrał się za budzik i śpiewał serenadę. Gdy zobaczył że różowa samica kuca się obudziła to przestał.

-Jestem Discordem! FUUUAAA!

Pinkie popatrzyła na przycisk i go przeczytała. Przeczytała napis, nie przycisk. Przyciski są nieczytelne. A było tam napisane „uwalniacz Discordów". Dziwne. Potem spojrzała na Discorda.

-Cześ Discord. Lećmy na Marsa- rzekła Pinkie z głową gdzie indziej niż zwykle jest głowa. Też dziwne. Hmmm…

-Nie wiem Pinkie Pie. Wolę Snickersy- odparł Discord. Wypił czekoladowe mleko. Nie było to niezwykłe. Odwrócił się od Pinkie.

Wtedy różowa klaczy ca zobaczyła jego tatuaż. „Czoklit milk forewer de best". Postanowiła coś. Ale to była niespodzianka. Pinkie lubi niespodzianki.

Po chwili picia mleka, Discorda ktoś zawołał. Odwrócił swoją głowę z krzywym ryjem na wierzchu. Ujrzał Pinkie. Była całkiem goła.

-Discordzie, chodź do rakiety- powiedziała Pinkie. Discord poszedł i wsiadł do rakiety. I polecieli na Marsa. Ale Discord o tym nie wiedział.

-Pinkie, gdzie lecimy?- spytał się Discord. Był uczulony strasznie. Był uczulony na Marsa. To było straszne. Ojej, jakie to było straszne.

I po chwili wylądowali na Marsie. I Pinkie i Discord wyszli z rakiety. I wtedy rakieta wybuchła. I przyszły wielomackowe stworzenia. Jeden z nich podszedł do ekipy.

-Cześć, jestem Dżozef- powiedział i się rozpuścił. To samo z resztą wielomackich stworzeń.

Discord spojrzał na klaczycę stojącą u jego boku. Spojrzał jeszcze parę razy. I za pomocą swojej Discordowej magii zmienił się w kucyka.

-Pinkie kocham Cię!- powiedział Discordo-kucyk.

-Ja Ciebie też!- odrzekła Pinkie.

I Pinkie podeszła do Discordo-kucyka i go pocałowała. I się pobrali i żyli długo i szczęśliwie. Zbudowali sobie dom i tam mieszkali. I mieli razem gromadkę pięknych dzieci. Piękne dzieci bardzo bardzo.

Po kilku latach opuścili swój dom i wrócili do Equestrii. A właściwie prawie wrócili bo rakiety nie mieli. Musieli zostać. W końcu się im skończyły zapasy i poumierali z głodu.

KONIEC