Śruba
Hong KongxAnglia
Arthur Kirkland do osób cierpliwych nie należał. Zwłaszcza w takich chwilach jak teraz. Leżał pod własnym zlewem, klnąc na siebie, ze nie poprosił Polski o pomoc, na Polskę, ze go tu nie ma, na Francisa, z przyzwyczajenia, na zlew, ze się zepsuł i ogólnie na cały świat. Krótko mówiąc, w humorze był nie najlepszym, tym bardziej, że...
- Gdzie jest ta cholerna śrubka?
Łup! Krzesło, niewinna ofiara gniewu Anglii, porządnie oberwało którymś z kluczy francuskich.
- No tak, jak wszystko, co francuskie, nie nadaje się do niczego... I gdzie ta cholerna śrubka?
A jako, ze nieszczęścia chodzą parami, rzężący dzwonek zapowiedział, ze ma gościa. Klnąc na czym świat stoi, Arthur wyciągnął się spod zlewu i poszedł otworzyć drzwi.
- Czego zno... Hong Kong?
Hong uśmiechnął się swoim szerokim azjatyckim uśmiechem.
- Pomyślałem, że wpadnę... Nie przeszkadzam?
- Nie, nie... Naprawiam zlew.
Brwi Hong Kongu podjechały do góry.
- Ale zgubiłem śrubkę - zakończył ponuro Arthur.
- Śrubkę...? Hmm... - Hong - zamyślił się - Pokaż ten zlew.
W jakieś pięć minut później obaj leżeli pod zlewem, głośno komentując okropnej jakości elementy kuchenno-sanitarne i szukając śrubki.
- Hong...?
- Tak?
Anglia przysunął się bliżej.
- Wiem, ze to cholernie nieromantyczne mówić to w takim momencie, ale... Wiesz, ze cię kocham, prawda?
- Jasne. A wiesz, że ja ciebie też?
Arthur uśmiechnął się nad nim i przysunął się jeszcze bliżej z zamiarem pocałowania Hong Kongu...
- AUĆ!
- Co się stało?
- Cholera, mój łokieć... Chyba już znalazłem tę śrubkę.
