Uwagi: Miniaturka. Kanaya z Rose.
Wyzwanie czterech pór roku, a dzisiaj mamy…
Wiosna:
Kanaya zna wiosnę lepiej niż ktokolwiek inny.
Dawno temu widziała ją w promieniach zabójczego słońca Alternii, zieleniącą się na tle czerni i granatu zniszczonego świata. Dostrzegała ją w delikatnych źdźbłach wyrastających ponad ruiny starego porządku oraz w grubych lianach oplatających zapomniane postacie odlane w brązie.
Zna wiosnę, ale nigdy dotąd nie potrafiła jej nazwać.
Pamięta za to kroczenie pośród miękkiej świeżej trawy. Rozkwitające różem pierwsze liście drzew. Powiewy chłodnego wiatru – orzeźwiające, barwiące szare policzki jadeitową barwą krwi.
(Tej samej krwi, która chroniła ją przed oślepiającym czerwonym słońcem.)
Zna wiosnę, choć Alternii już nie ma. Choć jej skóra już dawno straciła szary kolor.
(Teraz jest mlecznobiała, opalizująca.)
Ludzka wiosna jest podobna. Kwitnie zielenią, różem i bielą. Pachnie życiem. Łaskocze źdźbłami trawy i barwi włosy wirującymi w powietrzu płatkami kwiatów. Kanaya poznaje ją więc na nowo, chłonie wszystko z uprzejmą ciekawością. Przygląda się strzelistym drzewom otaczającym gęstym pierścieniem szumiący wodospad i biały ludzki dom. Dostrzega małe istoty o barwnych skrzydłach tak bardzo przypominające jej lusus – opiekunkę i matkę zarazem.
Kanaya odczuwa każdy aspekt ludzkiej wiosny, choć to tylko sen.
(Ziemi też już nie ma.)
Ale jest Rose.
Rose o jasnej twarzy ostatniego śniegu, o różowych policzkach pierwszych kwiatów, o złotych włosach ciepłych promieni słońca i fioletowych oczach wieczornego nieba.
Rose przypomina Kanayi wiosnę.
(Tę Alternii i tę Ziemi.)
Ale w przeciwieństwie do nich obu, ona nadal istnieje i jest tu – rzeczywista jak nigdy dotąd. Wystarczy chwycić ją za rękę, poczuć długie palce zaciskające się na dłoni, a potem usta – chłodne i orzeźwiające jak wiosenny wiatr.
A potem wszystko rozmywa się w jedno – Rose i wiosna, sen i rzeczywistość.
(Życie i śmierć.)
Mają tylko siebie w wizji nieuniknionego końca na krańcach wszechświata.
