Serce Nietoperza – Rozdział Pierwszy

Wersja Nieco Poprawiona

"(...) Nad nurtem jej ze skalnej wyrosła posady

limba; zżółkłe konary smutno na dół chyli,

czując, że dłużej walczyć na próżno się sili

i runie - wicher szumi jej hymny zagłady.

Nie ona jedna toczy tę walkę bolesną:

są ludzie i narody całe na przedwczesną

śmierć skazane przez losów okrutne przekleństwo

i czyż warto jest walczyć nie wierząc w zwycięstwo

I czyż warci są życia, którym brak doń siły?

I cóż z tych łez wylanych na słabych mogiły?"

Kazimierz Przerwa - Tetmajer "Schnąca limba"

Xxx

Severus Snape siedział w kamiennym lochu, ale bynajmniej nie czuł się w nim jak w domu. Był to bowiem loch znajdujący się w podziemiach Uniwersytetu Aurorów. Sam Uniwersytet był ogromnym gmachem, oprócz uczelni i akademika znajdowały się tu także komnaty już wyszkolonych Aurorów, którzy mieli zwyczajnie za dużo pracy, by szukać sobie mieszkania. A pod tym ogromnym kompleksem budynków znajdowały się lochy. Ogromne, z niezliczoną ilością komnat, cel, korytarzy, przejść i poziomów. Legenda głosiła, że żaden Auror nie zna nawet połowy tego tajemniczego obszaru. Były tu rejony znane większości, ale też takie, które znali jedynie wtajemniczeni. Było również wiele miejsc zwyczajnie zapomnianych, o których istnieniu wiedziały już tylko szczury i pająki. Najwięcej jednak plotek i legend dotyczyło tych terenów lochów, gdzie Aurorzy mogli przesłuchiwać złapanych zbrodniarzy za nim ci trafili do lochów ministerstwa. Tam już bowiem czujne spojrzenia urzędników nieco hamowały zdolności Łapaczy Czarnoksiężników do wydobywania zeznań z podejrzanych.

Mistrz eliksirów, który uniknął Azkabanu jedynie dlatego, że był szpiegiem, od czasu rozpoczęcia się wojny musiał składać raport co dwa tygodnie z tego, czego się dowiedział. Mówił im wszystko to, czego Dumbledore mu nie zabronił i choć nie podawali mu veritaserum to okłamywanie ich nie było ani łatwe, ani przyjemne. Choć oczywiście człowiek, który zdobył doświadczenie na oszukiwaniu i szpegowaniu Czarnego Pana, dawał sobie z tym radę. Aurorzy byli dość dobrze zorientowani w sprawach wewnętrznego kręgu Sami-Wiecie-Kogo, a na pewno lepiej od Ministerstwa. Mogli być sadystycznymi bydlakami, ale nie byli głupi, dlatego też Severus Snape składał raporty (tylko, że rzadsze) już od czasu pojawienia się Mrocznego Znaku podczas mistrzostwa świata w Quidditchu. Oczywiście na początku ta wzmożona aktywność i podejrzliwość władz obejmowała tylko nielicznych i jednym z nich od samego początku była Jocelyn Martel.

Była to młoda kobieta z ciasno splecionymi, jasnymi włosami i surowymi, szarymi oczami i to ona po raz kolejny przesłuchiwała szpiega, który dopiero co wrócił z akcji i marzył o świętym spokoju, papierosie i gorącej kąpieli.

Ile osób zginęło? - padło suche pytanie, a samopiszące pióro, które nigdy nie zmieniało słów, które padły, śmignęło po pergaminie.

Severus poprawił się na niewygodnym krześle. Nie był przykuty, bo też nikt nie zamierzał go torturować. Traktowany był kulturalnie, aczkolwiek towarzyszyła temu ta sama, co zawsze niechęć do zdrajców.

Trzy - padła krótka odpowiedź.

Niech pan opowie - proste pytanie zmusiło Snape'a do przypomnienia sobie tego wszystkiego jeszcze raz, a to była naprawdę koszmarna akcja. - Ja i dwóch Śmierciożerców mieliśmy wybadać, czy Rogers jest zdrajcą, a jeśli tak, to go zabić. Aportowaliśmy się przed jego domem i zaczęliśmy szukać. Z piętra słychać było ujadanie psa, myśleliśmy, że razem z nim się tam zamknął. Postanowiliśmy się jednak rozdzielić. Ja poszedłem na górę, a Tytian Avery i Frank Tompkins mieli sprawdzić dół. Po kilku minutach usłyszałem w dole Rogersa, wykrzykującego zaklęcie zabijające. Gdy dotarłem do niego stał na stole z obłędem w oczach i celował w Avery'ego, który stał tuz obok ciała Tompkinsa. Rogers wykrzykiwał coś o krwi, której nie może zmyć, a także "raz zdrajca, zawsze zdrajca", chwiał się na nogach, śpiewał i rymował. Sadzę, że odszedł od zmysłów. Rozpoznał mnie, wiedział, że też jestem szpiegiem. Zaczął do mnie krzyczeć, że ja go zrozumiem, że też mam zakrwawione dłonie. Wtedy, gdy odwrócił uwagę od Avery'ego ten rzucił na niego Avadę. Ja z kolei zabiłem Avery'ego, wysłałem raport Czarnemu Panu o tym, jak Rogers zabił dwóch Śmierciożerców, a ja zabiłem jego. Potem przyszedłem tutaj, a teraz chciałbym już wrócić do Hogwartu.

Jeszcze tylko kilka pytań...

Severus westchnął. Nieważne, jak długo i dokładnie by opowiadał zawsze i tak były dodatkowe pytania. Nie protestował jednak to i tak by nic nie dało, a był zbyt zmęczony na bezcelowe kłótnie.

Xxx

Kwadratowy, mały basen z ciemnego marmuru pełen był wody z czerwonozłotymi bąbelkami. Wstyd się przyznać, ale takie Severus lubił najbardziej. Przy wannie stało krzesło, a na nim siedział dyrektor w piżamie w różowe świnki. Bąbelków było na tyle dużo, że Snape nie czuł się skrępowany obecnością przyjaciela.

Coś cię gryzie - stwierdził Albus nawet nie siląc się na pytający ton.

Co, jeśli mi też tak odbije? Też mam dłonie we krwi! - wyrzucił z siebie mężczyzna, nawet nie dziwiąc się, że dyrektor go rozgryzł.

Ale masz coś co cię odciąga od myśli o tej krwi. Masz uczniów, których codziennie widujesz! - Severus spojrzał na swojego szefa, jak na wariata. - No i uczennice.

Dałbyś sobie spokój. Nie dość, że mam odejść od zmysłów to jeszcze chcesz mnie wyswatać!

Ja tylko odciągam twoje myśli na przyjemniejsze tematy.

Czy pan naprawdę myśli tylko o uczennicach?

Nie, czasami zdarza mi się pomyśleć o czekoladowych żabach. Ciągle brakuje mi karty Roberta Fludda, ale podobno pan Mathers z Hufflepuffu ma ją podwójnie...

Przeraża mnie myśl, że jest pan ostatnią nadzieją jasnej strony.

Nie ja, tylko Harry! - odparł Albus z szerokim uśmiechem.

To mnie pan pocieszył - stwierdził Mistrz Eliksirów, zatapiając się głębiej w pachnącą pianę.

Xxx

Jedziemy moi drodzy, uważać na zakręty!- krzyczał Harry Potter, Chłopiec - Który - Przeżył i nadzieja świata magii.

Właśnie, rozchlapując kremowe piwo z niesionej butelki, prowadził węża złożonego z reszty drużyny quidditcha i innych Gryfonów.

No dalej, wszyscy do wężyka! - rozległ się krzyk jego przyjaciela Ronalda Weasley'a, idącego kilka osób dalej.

Tylko nie do wężyka! - sprzeciwił się Potter gwałtownie skręcając. - Wężyki siedzą w lochach i wypłakują oczka nad swą przegraną!

Salwa śmiechu Gryfonów, którzy niedawno pokonali Slytherin w wyjątkowo efektowny sposób na boisku do quidditcha zbudziła profesor McGonagall, która była zmuszona interweniować i posłać wreszcie wszystkich do łóżek.

Potem oczywiście musiała wyrzucić z męskiego dormitorium kilka panien, które przypadkowo "skręciły nie tam, gdzie trzeba", ale właściwie można uznać, że przyjęcie udało jej się skutecznie zakończyć.

Xxx

Cdn.

Xxx