7

STRAŻNIK SERCA

PROLOG

Niebo miało kolor stali. Czarne chmury okryły mrokiem ziemie, a powietrze zdawało się napięte jak cięciwa łucznika tuż przed oddaniem strzału. Piorun niczym jaskółka przeciął nieboskłon, nieznośną cisze przerwał odgłos uderzającego o ziemie deszczu.

Na niewielkiej polanie, w strugach deszczu w milczeniu stały trzy osoby. Czarne długie płaszcze pochłaniały z trudem coraz większe ilości wilgoci. Lecz postacie nawet nie drgnęły. Wydawały się czekać. W końcu wśród piorunów dało się słyszeć szum skrzydeł. Gdzieś z ciemności lasu wyłoniło się kolejne dwie postacie. Zakapturzone twarze obróciły się.

- Wybaczcie, ze musieliście tak długo czekać – odezwał się łagodny głos jednego z przybyszów.

- Nie przepraszaj, nie czekamy długo - odparł najwyższy z czekających.

- Kiedy to się stało? – spytał drugi z przybyłych.

- Dwa dni temu.

- Czy już coś wiecie?

- Nie – powiedział, głos miał barwę lodu – Straciliśmy trop…

Przybysze spojrzeli na siebie. Niższy zwrócił się do swego towarzysza:

- Huski, mógłbyś?

- Już – odpowiedział – Czy to tu zgubiono trop?

Przytaknęli w milczeniu. Huski podszedł bliżej, uklęknął i zaczął przesuwać dłoń nad ziemią. W pewnej chwili zatrzymał. Błękitna aura pojawiła się wokół postaci. Powietrzem wstrząsnął kolejny piorun.

- Byli tu, cztery osoby, śpieszyli się… Ślady jednego są głębsze, niósł ciężar...

Zamaskowani drgnęli i spojrzeli na tego, który prowadził rozmowę szukając w jego obliczu potwierdzenia własnych przypuszczeń.

- Czy wiesz… czy wiesz, dokąd się udali? – spytał drżącym głosem.

- Wczoraj też padało, ślady są niewyraźne, rozmyte. Wiem tylko, że udali się na południe, prawdopodobnie południowy-zachód – powiedział podnosząc się z ziemi – gdybym przybył wcześniej mógłbym powiedzieć więcej, ale teraz…

- Dziękuje, to i tak więcej niż mogliśmy oczekiwać.

- Południowy- zachód… Liść albo…

- Piasek - dokończył najniższy z obecnych. – Kraje ninja…

- Nie mamy wyboru, wyruszamy jeszcze tej nocy.

- Zaczekaj, nie w ten sposób – powiedział najniższy – to zbyt ryzykowne. Stosunki dyplomatyczne między naszymi krajami są zbyt napięte. Takie nagłe wkroczenie Łowców uznano by za naruszenie traktatów.

- Co więc mamy zrobić? Czas nie jest naszym sprzymierzeńcem – przemówił jeden z obecnych.

Najniższy skierował twarz na tego, który dowodził. Wśród odgłosów deszczu zabrzmiał spokojny głos:

- Wybierz dwóch ludzi, jeden uda się do Piasku, drugi do Liścia. Dam ci listy polecające.

- Dziękuje... Czy jesteś pewna jednak swojej decyzji? Sama mówiłaś ze stosunki dyplomatyczne są napięte..

- Nie martw się mi nie odmówią. Dali słowo dawno temu…

- Być może przeznaczenie uchroni nas od rozpaczy…

Położyła dłoń na ramieniu rozmówcy i powiedziała:

- Niech nie oddają swego losu w ręce przeznaczenia, ci, którzy sami wybierają jego ścieżki…

Niebo wciąż było ciemne, niczym otchłań, ale jeden jedyny promień przedarł się przez ciemne chmury niczym nikłe światełko nadziei.

ROZDZIAŁ I

PRZYBYSZ

Wioska Ukrytego Liścia powoli budziła się, choć można powiedzieć, że wioski ninja nigdy do końca nie śpią, więc bardziej zgodne z prawdą było by stwierdzenie, że po prostu przechodziła w tryb dzienny. Prace rozpoczęli Ci, którzy noc spędzili we własnym łóżku z dala od hucznych zabaw nocy oraz nocnych misji. Mijali po drodze sennych uczestników nocnego życia. Wszystko zdawało się toczyć zwykłym, oczywiście jak na wioskę shnobi tokiem zdarzeń.

Shikamaru Nara, siedemnastoletni dowódca oddziałów wracał po nocy spędzonej na balandze u przyjaciela. Była 5 rano i wszystko wokół wydawało mu się jeszcze bardziej upierdliwe niż zwykle, tak upierdliwe, że postanowił jak najszybciej znaleźć się we własnym przyjaznym i całkowicie nieupierdliwym łóżku.

Przechodził właśnie obok siedziby Hokage, gdy jego uwagę zwróciła zakapturzona postać. Nieruchomo stała po drugiej stronie ulicy. Zdawała się obserwować i czekać. Shikamaru przeszedł obok nie odwracając się nawet. Sam sobie zadawał pytanie, dlaczego w ogóle zwrócił na nią uwagę. W świecie ninja osobnik ukrywający swoja osobę nie był nikim wyjątkowym. Coś w nim było, pomyślał Shika, a że było to zbyt upierdliwe by się temu przyjrzeć dalej poszedł w swoja stronę.

Kiba przeskoczył przez płot i nie odwracając się za siebie popędził dalej. Zgubiłem go, pomyślał z lekkim rozbawieniem. Nagle za rogu wyskoczył duży biały pies i rzucił się na niego. Jego ciężar przygniótł go do ziemi, na twarzy poczuł szorstki język.

- Dobra podaje się Akamaru, wygrałeś – roześmiał się młody shnobi.

Kiba Inuzuka nie marnował żadnej okazji by podnosić swoje umiejętności w tropieniu i śledzeniu, od kiedy pewien młody ninja przez wszystkich łącznie z nim samym nazywany nieudacznikiem dał mu dobrą lekcje pokory. A Kiba nie lubił przegrywać, oj nie lubił. Zatem ćwiczył ze swym psem Akamaru nawet w przerwach podczas misji.

W żmudne poranne treningi wpletli małą zabawę. Polegała ona na tym ze Kiba uciekał a Akamaru próbował go wytropić. O ile początkowo więcej było w tym zabawy niż treningu to po czasie, gdy zarówno człowiek jak i psiak nabrali doświadczenia, zabawa zmieniła się w grę, a żaden z graczy nie lubił przegrywać. Kiba zakupił należny zwycięscy hotdog, natychmiast pochłonięty przez psisko i powolnym krokiem ruszyli w stronę swojego domu.

Przechodzili właśnie pod siedziba Hokage, gdy Akamaru przystanął gwałtownie i zaczął nawąchiwać.

- Co jest Aka? – spytał Kiba i nagle i jego zmysł węchu wyczuł to…

W powietrzu unosił się zapach, którego młody chuuin nie mógł skojarzyć, choć wydawał mu się on znajomy. Pozwoliłby nos naprowadził go na źródło zapachu. Tam, pomyślał parząc na ubrana w czerń postać. Co to za zapach, myślał. Akamaru wpatrywał się uważnie, wydawał się gotowy do ataku jak tylko otrzyma rozkaz.

Z rozmyślań wyrwał go głos Shikamaru, który właśnie nadbiegł.

- Kiba, facet w czerni jest tam jeszcze! – krzyczał.

Kiba odwrócił się gwałtownie, ale w miejscu gdzie stała postać unosił się tylko gnany wiatrem pył. I wtedy Kiba uświadomił sobie, co to za zapach.

- O cholera! – krzyknął i rzucił się by pobiec za pędzącym przyjacielem.

Wiszący zegar w gabinecie Hokage wybił 8 rano. Do pokoju weszła kobieta o blond włosach. Zdecydowanie miała, czym oddychać. Zanim całkowicie przeniosła myśli do swego pokoju zdążyła jeszcze krzyknąć przez otwarte drzwi.

- Shizume zrób mi kawę, tylko mocną! I nie ma mnie dla nikogo, chyba, że to on przyjdzie.

Odwróciła się i na tle wypełnionego porannym światłem gabinetu ujrzała otulona w czerń, zakapturzoną postać. Kapturnik pokłonił się uprzejmie.

- Punktualny, co do minuty, co – powiedziała i zatrzasnęła drzwi.

Kiba pokonywał po cztery schodki naraz i myślał: jak mogłem tego nie zauważyć. A niech to jasny gwint! Przecież zapach był tak wyraźny. Tak zapach, prawie namacalny zapach stali, deszczu i magii. Zapach przybyszów północy. Tak pachniały kłopoty, tym bardziej, że ninja mieli zakaz wstępu do Wewnętrznego Królestwa a obecność „Darków" – jak złośliwie ich nazywano, w krajach shnobi była równie rzadka, co deszcz diamentów.

Shikamaru biegł już korytarzem prowadzącym do głównego gabinetu. Przechodzący odsuwali się na boki by nie zostać stratowanym przez młodych ninja. Już mieli dosięgnąć drzwi, gdy drogę zastąpiła im Shizume.

- A wy, co do licha wyprawiacie?!

- Z drogi kobieto! Hokage w niebezpieczeństwie! – ryknął Kiba i rzucił się na drzwi.

- Nie wolno! Tsunade-sama ma ważne spotkanie! –Shizume próbowała stawić opór.

- Przestań bredzić jak się nie pośpieszymy to będzie mieć randkę z Kostuchą!

- Nie puszczę! – brawa za upór dla tej pani .

No i nie puściła, ale wygląda na to, że cieśla tym razem zrobił fuszerkę, bo drzwi puściły i cala trojka (z Akamaru 4) wpadła na drzwiach do pokoju.

Tsunade z uśmiechem powitała ten groteskowy widok.

- Shikamaru jak to milo, że się zgłosiłeś to tej misji.

Oczy wszystkich skierowane były nie tyle na Hokage, co na chłopaka, który siedział przed nią. Był młody, sądząc po tym jak siedział dosyć wysoki i nie mógł mieć więcej niż 19 lat. Jasną twarz otaczały niedbale ułożone włosy w kolorze złota. Czarny płaszcz był rozpięty i ukazywał białą tunikę z niebieskim wykończeniem. Młodzieniec skierował swoje błękitne oczy na nadal leżących na podłodze. Shikamaru mógłby przysiąc ze zobaczył w nich rozbawienie.

- To jest Tochi Torakuchi, - powiedziała Tsunade wskazując młodego - przybył do nas z Północy. Ma ważna misje do spełnienia w kraju Ognia. Potrzebuje jednak przewodnika. I jestem bardzo szczęśliwa że sam Shikamaru się do tego zgłosiłeś.

Shika zrobił minę typu „jak ja nie cierpię tych upierdliwych misji". Kiba parsknął, lecz natychmiast pożałował swojej decyzji.. Wzrok Tsunade był skierowany teraz na niego.

- Ponieważ jednak misja może napotkać jak przypuszczam pewne trudności, do zespołu dołączysz również ty Kiba.

Teraz Nara obdarzył przyjaciela uśmiechem typu „dobrze Ci tak".

- A jeszcze jedno w waszej gestii pozostawiam wybór trzeciej osoby. Nie Shikamaru to nie może być Chooji, wczorajszej nocy załatwił sobie żołądek podejrzanym alkoholem, ale ty z pewnością nic o tym nie wiesz.. Jeśli mogłabym cos zasugerować to Ino wczoraj wróciła.

Kiba spojrzał na Shikamaru i w jednej chwili zrozumieli, co ich czeka.

- To wszystko możecie odejść. Wyruszacie jutro rano. A Shikamaru zostań, objaśnię ci szczegóły. Tochi możesz odpocząć, podróż na pewno była mecząca i długa.

Chłopak wstał, pokłonił się nisko.

- Hokage-sama - powiedział cichym, niskim głosem. Poczym wyszedł nie zaszczyciwszy obu ninja nawet spojrzeniem.

- Rozumiem, ale czy to naprawdę powód by angażować w to naszych ludzi – Asuma był wyraźnie zdziwiony decyzją Piątej.

Tsunade westchnęła, jej także nie na rękę było za friko wysyłać swoich ludzi na misje, która było nie było do bezpiecznych nie należących.

- Miał ze sobą list polecający.

Asuma zdumiał się, Tsunade nie była osobą, która lubiła pakować się w niepotrzebne kłopoty. Od kogo list zdołał nakłonić ją do tak szybkiej decyzji w tak ważnej sprawie.

- Może lepiej przekazać to zadanie w ręce joninów – zasugerował. Miał przeczucie ze nie powinni uczestnicz w nim nikt o kompetencjach niższych od ninja tej rangi. – Było nie było chłopak też nie wygląda na mocnego.

- Nie, on jest dobry, powiedziałabym bardzo dobry skoro wyznaczono go do tej misji…

Asuma westchnął. Zrozumiał, że nie ma sensu dyskutować więcej na ten temat.

- Będzie jak sobie życzysz – powiedział i zniknął w dymie.

Hokage siedziała bez ruchu zatopiona w rozmyślaniach. Westchnęła i jeszcze raz spojrzała na leżącą przed nią kopertę,. Widniała na niej czerwona pieczęć przedstawiająca feniksa…

Tochi stał w oknie swojego pokoju. Tysiące myśli kłębiły się w jego głowie. Czuł jak krew niespokojnie krąży w jego żyłach. Prawie słyszał jej szum. Już tyle dni minęło, czy jest jeszcze nadzieja? – pytał sam siebie. Lecz natychmiast sam zganił się za jej brak. Nie wszystko stracony, na pewno. Jego ciało przypomniało mu jak bardzo jest zmęczony. Oczy poczęły mu ciążyć. Nie spał od dwóch dni, prawie nie jadł. Niedobrze, pomyślał, muszę być w formie.

W końcu posłuszny nakazom ciała położył się. Sen przyszedł szybko niosąc ukojenie myślom i ciału.