Alec stał na przeciw Magnusa, kilka godzin wcześniej skończyła się bitwa z demonami o Alicante. Jego rodzina właśnie krążyła z opatrunkami i pomagała rannym tak samo jak zdatni jeszcze do użytku czarownicy.

Magnus nie miał na sobie nic niezwykłego, ani kanarkowożółtego płaszcza, ani wkurzającej koszuli całej w cekinach… z jego palców zniknęły nawet niezwykłe pierścienie.

Stał na przeciw osoby, którą kochał w zwykłym, czarnym ubraniu i to była najgorsza kreacja w jakiej Lightwood go widział. Ponura, pełna bólu i smutku. Inni mogli myśleć, że Czarownik tak po prostu ubrał się do walki, ale chłopak wiedział... Kociooki cierpiał... Miał w sercu jakąś wielką ranę i on się domyślał skąd ta rana tam jest.

-Magnusie... ja kocham cię - wyszeptał patrząc głęboko w te piękne, złote oczy. Oczy, które zdawałoby są wielkimi, złotymi tamami gdzieś na ogromnej granicy wielkiego zbiornika pełnego łez, Nocny Łowca miał wrażenie, jakby ta tama miała zaraz rozbić się na kawałki... Czuł, że w tej sytuacji JEGO czarownik był bliski załamania się, tak po prostu. Jakby wiele wieków nie ćwiczył opanowywania się, jakby był zwykłym człowiekiem, którego zraniono…

-Nie mów tak, Alexandrze.. Są tutaj twoi rodzice, są inni Nefilim. Idź już, osiągnąłeś wszystko, dzięki tobie pomogłem wam wygrać tę walkę, teraz już możesz iść sobie z dumą łasić się do Jace'a, chociaż wiesz, że on ciebie nie pokocha. Idź, zanim staniesz się pośmiewiskiem.

Głos Bane'a był cichy, żałośnie pełen rozpaczy. Był tak naprawdę zakochany, szczerze i do cna, ale wydawało mu się, że ta miłość nie ma przyszłości. Mieszaniec i Nefilim.

To nawet brzmiało żałośnie...

-NIE! - ciemnowłosy chłopak zacisnął palce na jego ręku patrząc mu w oczy. Zawsze spokojny, grzeczny, godzący się ze wszystkim chłopak, z całkowitą dumą noszący żałośnie ogromne szare swetry... Teraz stracił nad sobą kontrolę. Nie był w stanie się uspokoić, kiedy Magnus opowiadał takie bzdury.

-Alexandrze, nie rób z siebie pośmiewiska...

Zaczął, ale nie skończył. Silne dłonie zacisnęły się mocniej, tym razem na jego ramionach, chłopak stanął na palcach lekko i przywarł do jego warg swoimi ustami.

-Przestań gadać takie głupoty. Nie obchodzi mnie Jace, nie w sposób, o którym myślisz. Kocham cię głupku. Ciebie widziałem w znaku Clary, nie Jace'a, tylko ciebie. Szalonego Czarownika, noszącego zabawne stroje. Mojego Czarownika. Rozumiesz?

Oddychał ciężko zaczerwieniony, nigdy wcześniej nie mówił nic takiego. Nie opowiadał nikomu o tym, co czuł, co miał w sercu, czego pragnął. Magnus mrugał oszołomiony. Sam nigdy nie sądził, że usłyszy coś tak żywiołowego z tych ukochanych, drobnych ust.
-Aalexandrze…
Wykrztusił znów notując w pamięci, że jednak, nie tylko podziemni są zaskakujący i zmienni. Nie spodziewał się, że Alec kiedykolwiek odważy się krzyknąć, że go kocha na cały Idris. Szczególnie w obecności innych Nefilim.
Ale zrobił to.
-Rozumiesz mnie Magnus? Kocham ciebie i nie pozwolę ci odejść – wyszeptał brunet drżąc i patrząc mu w oczy. Wbrew pozorom, to nie złotooki się rozpłakał, a właśnie Alec. Niebieskie oczy na początku tylko szkliły się, a potem zaczęły spływać z nich łzy, a na końcu po prostu wtulił się w czarownika drżąc…
Uczył się od dziecka jak być twardym i nie okazywać uczuć, ale był na to zbyt szczery i prostolinijny. Wszystko co czuł, od razu widać było w jego zachowaniu, twarzy, oczach…
Bane poczuł złość sam na siebie, jak mógł podejrzewać właśnie Alexandra o coś tak okropnego, jak mógł w niego wątpić… ?
Drżącymi palcami objął go mocno, czuł, że zrobił z siebie głupca i jeszcze długo będzie żałował tego, co powiedział i jak sądził.
-Rodzice powiedzieli, że możemy zamieszkać w Alicante – wyszeptał młody Nefilim.
-To dobrze, prawda?
Magnus uniósł brew. Każdy Nefilim kochał Alicante ponad wszystko… dom, korzenie, rodzina to wszystko kwitło dla każdego Nocnego Łowcy właśnie tu.
-Właściwie to, dopadłem ciebie tutaj bo… chcęztobązamieszkać!
Wyrzucił z siebie szybko, licząc na to, że czarownik będzie zbyt zdezorientowany, aby zrozumieć, ale się przeliczył.
-Ze mną?
-Tak, w twoim małym zasyfiałym mieszkaniu.
Skinął głową czerwieniąc się. Oszołomiony kociooki facet mrugał patrząc na zawstydzonego chłopaka. Swojego już oficjalnie chłopaka, osobę, którą mógł całować, przytulać, obejmować, „rozpieszczać"…
-To… pakuj się?
Wykrztusił powoli dochodząc do siebie, jedyna rzecz, o której marzył tak nagle spadła prosto w jego ręce… Machnięciem ręki i błyskiem niebieskich iskier obsypał czarny kostium brokatem. W końcu!
W końcu on i Alec będą razem całkowicie serio, całkowicie szczerze.
Czarownik… Mieszaniec i Nefilim, tak nagle całkowicie mu się to podobało. Brzmiało tak… idealnie.
On i Alec.