Życie w szkole było zupełnie zwyczajne i spokojne. Tak spokojne jak tylko może być życie wśród sprawdzianów, prac domowych, klubów i bijatyk.
Był najlepszy, dopóki nie pojawił się ten drugi. O identycznej twarzy, o takich samych oczach, podobnych ruchach i gestach, i tym samym nazwisku.
Nigdy ze sobą nie rozmawiali, choć plotki o zaginionym rodzeństwie znał każdy. Z czasem dla ułatwienia zaczęto ich nazywać Shiro i Kuro.
Shiro miał przydługie białe włosy, głębokie szare oczy, był sportowcem i ćwiczył sztuki walki. Jego aura sprawiała, że ludzie lgnęli do niego, jednocześnie trzymając się na dystans.
Kuro miał krótsze od Shiro czarne włosy, lewe oko zawsze zakryte opaską. Stronił od ludzi, kochał książki i miał jednego przyjaciela.
Dzielił ich rok, który był przepaścią większą niż się zdaje.
Gdy pierwszy raz spotkali się twarzą w twarz, był już drugi miesiąc nauki. Piłka w trakcie treningu wypadła za boisko. Okazało się, że trafiła w Kuro, wytrącając mu z rąk książkę i wrzucając ją w błoto.
Shiro zjawił się po chwili, złapał piłkę i wtedy go zauważył.
- Hej!
Kuro wstał tak szybko, że zachwiał się i upadłby, gdyby go nie złapał.
- Hej, wszystko w porządku?
Wówczas po raz pierwszy spojrzeli sobie w oczy,
- Łał, cholera, ty rzeczywiście wyglądasz jak ja.
Kuro zakłopotany podrapał się po policzku. I był to moment, gdy Shiro po raz pierwszy pomyślał, jak uroczo to wygląda. Nawet z jego twarzą.
- Utopiłeś moją książkę.
- Hm?
- Utopiłeś moją książkę – powtórzył Kuro, wskazując na błotną kałużę, obok której stał.
- Yy... Odkupię ci ją, okej? Tylko zaczekaj na mnie po lekcjach.
Nie zaczekał. Po treningu Shiro wracał sam. Zboczył z drogi, którą szedł zazwyczaj – nie miał ochoty wracać jeszcze do domu. Spotkał swoje urocze podobieństwo niedaleko – przed kawiarnią, do której, choć o niej słyszał, nigdy nie zajrzał. Rozmawiał z gościem, którego nigdy nie widział, mając tak samo zakłopotaną minę, a jednak ostatecznie żwawo przytaknął, uśmiechnął się i wrócił do środka.
Następny dzień był taki jak zwykle. Skończyć się jednak miał... inaczej. Kuro nie spodziewał się, że stojący przy bramie Shiro czeka właśnie na niego. Wręczył mu paczkę i bacznie obserwował, ale Kuro nie zamierzał otwierać prezentu. Nie zamierzał go nawet przyjąć, gdyby nie zapewniono go, że to rewanż za jego zniszczoną własność.
- Kaneki~!
Odwrócili się jednocześnie.
Hide na sekundę przystanął i przyjrzał się im obu.
- Oja! To ty jesteś ten drugi Kaneki. Siema, Hideyoshi Nagachika, ale wy chyba macie tu jakieś sprawy, to wam nie będę przeszkadzać. Narka.
Shiro patrzył, jak chłopak biegnie, niemało zdziwiony, gdy usłyszał cichy śmiech obok siebie. To Kuro się śmiał, ale nie mógł się powstrzymać, bo mina, jaką zobaczył na wiecznie statycznej twarzy Shiro, była zbyt zabawna.
- Przepraszam za niego. Hide czasem się tak zachowuje, ale jest naprawdę w porządku.
Shiro przytaknął i lekko się uśmiechnął.
- Odprowadzić cię?
- Nie ma takiej potrzeby.
- I tak to zrobię.
Kuro zbył łatwo ulegał ludziom pewniejszym siebie od niego. Nie odmawiał mu więcej, bo nie chciał go obrazić. Nie zrobił tego też później, gdy poprosił go o wspólne wyjście. Mimo że prawie go nie znał. Mimo że nie wiedział, czy w ogóle powinien.
Ponoć się nie przejmował, ale im bliżej było do spotkania, tym więcej razy się przebierał. Czesał i targał włosy dobre dwanaście razy, nim w ogóle wyszedł z domu. Stres w nim rósł, aż zaczęły mu się trząść ręce. Przesada. To zdecydowanie przesada jak na zwykle wyjście z kolegą ze szkoły.
Zestresowany, nie zauważył, kiedy Shiro pojawił się na horyzoncie i podskoczył gwałtownie, czując czyjeś palce pod żebrami.
- Nie zamyślaj się tak, bo cię okradną. Cześć.
- Cze-cześć
Złapał oddech. Łał. Shiro wyglądał tak... wyzywająco? Wyglądał świetnie. Po prostu świetnie. Włosy lekko nastroszone, kolczyki, makijaż, skórzana kurtka i...
- Masz soczewkę?
Shiro dotknął policzka tuż pod lewym okiem, jakby się zamyślając.
- Nie – uciął, wsuwając ręce do kieszeni czarnych spodni.
W kręgielni, do której poszli, było sporo osób, jednak Kuro nie zauważył nikogo znajomego. Całe szczęście. Nie chciałby musieć tłumaczyć, kim jest dla niego Shiro... bo w sumie sam jeszcze nie wiedział.
Zmienili buty i odnaleźli swój tor. Kuro z wahaniem dotknął opaski na oku. Nie to, że miał problemy ze wzrokiem, zwyczajnie nie chciał, by ludzie musieli patrzeć jak bez niej wygląda.
- Nie chcesz jej zdjąć?
Shiro postawił na stoliku dwa soki i spojrzał na Kuro.
- Mówię o opasce.
- Wiem, o czym mówisz... Wolę tego nie robić.
- Boli cię?
- Boli? Nie. Raczej...
Shiro usiadł obok i przyjrzał się jego speszonej twarzy, co swoją drogą speszyło go jeszcze bardziej.
- Po prostu moje oko~~~
- Nie rozumiem cię, kiedy tak mamroczesz pod nosem.
- …moje oko nie wygląda do końca tak, jak powinno.
Obawiał się jego reakcji. Mało komu o tym kiedykolwiek powiedział. Ludzie pytali, ale raczej im nie odpowiadał lub unikał odpowiedzi.
Shiro zareagował zupełnie nienormalnie. Ostrożnie zdjął opaskę, uniósł jego podbródek i przyjrzał się. Czerwona tęczówka rozlewała się stopniowo czernią na białko w jego oku, a wokół niego, trochę jak promienie słońca, rozkładały się cieniutkie czerwone żyłki, bardzo widoczne na jasnej skórze Kuro. Był to przerażająco ładny widok.
Potem Shiro pokazał mu swoje oko. Czerwony kolor wcale nie był soczewką, była nią ta szara, którą nosił do szkoły. Shiro miał zaburzenie, przez które jego włosy nie miały pigmentu, a oczy powinny być czerwone. W jego przypadku było to jednak tylko jedno oko.
- Nie przejmuj się. Nie wygląda to tak źle. W sumie to nawet całkiem fajnie. No i nie jesteś piratem.
- Przecież nie jestem piratem.
- Ale wyglądasz, jakbyś się za niego przebierał. Albo za gościa z jakiejś mangi, hahaha.
Wbrew wcześniejszym obawom, po tej rozmowie wszystko poszło gładko. Kuro grał bez opaski i nawet tak bardzo nie wstydził się swojego wyglądu.
Shiro czuł się bardzo dobrze w jego towarzystwie. Rozmawiali o szkole, egzaminach, książkach. Mimo swojej przegranej(i kilku upadków), Kuro bawił się świetnie. Umówili się już na kolejne spotkanie i rozeszli w swoje strony – Shiro musiał iść do pracy.
