Kiedy przeznaczenie zaczyna się bawić, Hermiona Granger staje się horkruksem zamiast Harry'ego i nikt nie wie co ta zmiana przyniesie światu. Jej nowa sytuacja pozwala na widzenie zarówno nieba jak i piekła, a jej walka nie pozwoli poddać się pokusom.
Niezamknięta w lochach, a zamiast tego ze wszystkimi drzwiami otwartymi, Hermiona musi zdecydować co jest dobre a co złe, albo ostatecznie zgodzić się z Lordem Voldemortem, że tylko potęga się liczy.
Kiedy podejmujesz decyzje, myślisz że mogą zmienić świat?
Historia zgodna do wydarzeń w Zakazanym Lesie, kiedy Harry idzie zmierzyć się z Voldemortem.
Historia pisana z różnych perspektyw. Dużo momentów mrocznych i dla dorosłych, więc jeśli poszukujesz tu czegoś słodkiego, to zbłądziłeś.
Trzy części:
Ja, Horkruks
Dwa Kroki Do Piekła
Mój Horkruks
Autorka: ssserpensssotia
Link do oryginału: s/10946650/1/Two-Steps-From-Hell
xxx
Rozdział pierwszy
Czas teraźniejszy
Sparaliżowana, ale nie do końca.
Rozdarta.
Całkowicie i kompletnie zmiażdżona.
Sponiewierana w dół przez nadludzkie siły z Nieba i rzucona w najgłębsze kręgi Piekła.
Zniszczona.
Hermiona Granger miała tylko siedemnaście lat, była młoda.
Za młoda żeby czuć się staro, wiek jej ciała nie odzwierciedlał tego mentalnego.
Tam, głęboko w jej podświadomości, była starsza niż kiedykolwiek powinna być. O wiele starsza.
Każdy rok po osiągnięciu jedenastu lat był gorszy niż poprzedni. Każdego roku, widziała rzeczy, których nie powinna, robiła rzeczy, których zwykłą nastolatka nie robi i przeżyła więcej, niż jest uznawane za zdrowe.
Straszne, nie do pomyślenia, magiczne.
Odkąd odkryła, że jest czarownicą, Hermiona Granger starała się zaimponować, przynależeć, udowodnić jej godność, nie reszcie całego świata, ale w większości samej sobie. Chciała, potrzebowała być tylko i wyłącznie sobą.
Hermiona Granger była gryfonką z krwi i kości. Nie dlatego, że była głośna czy lekkomyślna jak większość ludzi z jej domu.
Przed pójściem do Hogwartu Hermiona nie pomyślałaby, że jest odważna lub śmiała. Była odizolowana i zamknięta w sobie. Nie potrzebowała pokazywać albo potwierdzać tych cech.
Jak to wszystko się zmieniło…
Tiara Przydziału ostrzegła ją. Powiedziała, że nawet najjaśniejsze umysły mogą się rozpaść, jeśli waga tego, co wybrały, będzie za wysoka. Ta odpowiedzialność przyszła z wielką ceną, którą nie każdy mógł zapłacić.
Tiara Przydziału oferowała Ravenclaw. Hermiona Granger ceniła inteligencję, wiedzę i kreatywność, ale w dziwny sposób, w brew samej sobie, wybrała Gryffindor. Bez jakiegokolwiek przymusu, Hermiona Granger wybrała swoje przeznaczenie.
Hermiona Granger wybrała pomoc Harry'emu Potterowi w walce o jego życie – w walce o ich życie.
Hermiona Granger wybrała, żeby nie poddawać się, nie uciekać, nie chować się.
Hermiona Granger nie była głupcem. Wiedziała co na nią czeka i wciąż Hermiona Granger wybierała, aby stać blisko jej przyjaciół. Ramię w ramię, razem. A konsekwencje wzięli diabli.
Hermiona Granger wybrała wiele rzeczy, ale nie wybrała tego.
Tej rzeczy.
Hermiona Granger była gotowa poświęcić jej życie. Ale nie była przygotowana na to. Nigdy.
xxx
Godzinę wcześniej
- Ron! - Przerażający krzyk Chłopca, Który Przeżył rozniósł się echem przez starożytne korytarze Hogwartu, dając bólowi i desperacji wspiąć się po zimnych ścianach.
- Nie! - Drugi krzyk podążył za pierwszym. Emocje tak silne i bolesne zawarte w jednym słowie były tak szczere i potężne, że wydawałoby się, jakby nawet zmarły mógł je poczuć.
Harry Potter biegał pomiędzy ciałami, jego serce zacisnęło się z agonii i bólu. Tam, dosłownie kilka metrów dalej, leżało ciało jego najlepszego przyjaciela. Jego rude włosy były nasączone krwią, a szata rozdarta i poszarpana. Harry mógł zobaczyć Hermionę, która upadła na kolana przy nieruchomym ciele Ronalda Weasleya. Lekko rozmytym wzrokiem Harry zobaczył Hermionę, delikatnie dotykającą głowę Rona jej różdżką i modlił się do wszystkich bogów, których znał, żeby Ron przeżył.
Żeby nie umarł.
Proszę.
Brutalny szloch ogarnął Hermionę kiedy Harry po czasie, jaki wydawał się być wiecznością, skierował jego oczy na nią z wzrokiem błagającym o oszczędzenie go. Nie mówienie mu. Pozwoleniu cieniowi jego sumienia drżeć.
Nie, proszę, Ron…
- Nie żyje. - Stwierdzenie, nie pytanie. Jak mogłoby być inaczej? Każdy kogo kochał umarł albo miał niedługo umrzeć. Dlaczego Ron, jego najlepszy przyjaciel, miałby być inny?
Odmowa nigdy nie była najlepszym przyjacielem Harry'ego Pottera i nigdy nie była w pobliżu na tyle długo, aby zaczerpnąć oddechu.
Delikatna, ale dzika dłoń wylądowała na jego twarzy.
- Zamknij się! - zażądała trzęsąca się Hermiona zza zaciśniętych zębów.
Harry mógł zobaczyć łzy płynące po jej policzkach, które były jak wodospad przypominający o jego porażkach. Wszystko było jego winą.
- Żyje. - szept.
Ulga była tak silna, że Harry musiał podeprzeć się jedną ręką, klęcząc obok swoich przyjaciół i spłynęła na niego, wchodząc w każdą komórkę jego ciała.
Dzięki Bogu.
Xxx
- Harry - wyszeptała Hermiona, tym razem silniejszym głosem, patrząc w zdesperowane zielone oczy. - Jest w śpiączce.
Nie chciała analizować, racjonalizować, czy nawet myśleć. Ron, jej Ron, był w głębokiej magicznej śpiączce, a ona nie mogła zrobić nic. Został uderzony zaklęciem, które było dla niej. To będzie jej wina, jeśli te niebieskie oczy nigdy więcej na nią nie spojrzą. Nie była wystarczająco szybka.
Pisk wydobył się z ust Harry'ego Pottera, kiedy Molly Weasley podbiegła do jej poległego dziecka. Tak zdesperowany lament, że oboje, Harry'ego i Hermionę, przeszedł dreszcz.
- Nie, nie, nie… Nie! Pro-proszę, błagam was, proszę. – niezrozumiały szloch to jedyne, co wydobyło się z ust Molly, kiedy jej niewidzące oczy prześlizgnęły się po ciele jej najmłodszego syna. Trzęsące się delikatnie dłonie, zbyt delikatnie żeby było to normalne, przeczesujące skąpane w krwi włosy i niewidzące oczy pełne łez i zniszczona dusza to było wszystko, co mogli zobaczyć.
- Potrzebuje magicznej opieki, teraz. – wreszcie zbierając się w sobie, odsuwając na bok winę i horror na bok, przyznała Hermiona Granger. – Dostał dwoma klątwami, jest w śpiączce, ale jest żywy.
Głowa Molly tak szybko odwróciła się w jej stronę, że Hermionie wydawało się jakby słyszała łamiące się kości.
- Ży-żywy? – nadzieja w głosie Molly Weasley spowodowała że serce Hermiony zatrzymało się na chwilę.
Frank i Alicja Longbottom również byli żywi. Ale za jaką cenę?
Puste brązowe oczy rodziny Weasley spoczęły na Hermionie. Ból matki, która dopiero co dzisiaj straciła syna i o mało co kolejnego, to było za dużo do wytrzymania i Hermiona Granger po raz pierwszy zwróciła wzrok na Harry'ego. Nie mogła patrzeć na te emocje, które oplatały i dusiły ją. Musiała oddychać.
- Pomfery jest tutaj, ona… - drżący głos Artura Weasleya został zakłócony przez zimny i pozbawiony emocji.
- Harry Potter.
Nigdy wcześniej Hermiona nie słyszała tak dużo nienawiści, złości i odrazy w dwóch słowach. Tak dużo arogancji.
- Chodź do mnie, Harry Potterze, a ja oszczędzę tych, którzy sprzeciwili się mnie. Chodź do mnie, a twoi przyjaciele i wszyscy wkoło przeżyją. – Głos tak zimny i bezwzględny, jak wąż gotowy do ataku, rozszedł się po korytarzach Hogwartu, powodując że wszyscy w środku zamarzli w bezruchu i słuchali.
- Jeśli nie pojawisz się do północy żeby zmierzyć się ze mną, wszyscy wokół – tak Harry, popatrz na nich – wszyscy zostaną zabici.
Harry popatrzył po wszystkich szeroko otworzonymi oczami, widząc jedynie horror i zniszczenie. I nadzieję.
Chore uczucie przeszyło jego ciało, a serce zatrzymało się na sekundę. Poczucie winy zżerało go żywcem tak jakby Szatańska Pożoga wydostała się z Pokoju Życzeń i umiejscowiła się w jego sercu.
Paląc go, pożerając go. Dusząc.
- Haryy, nie! - pełen bólu, ale silny głos spowodował, że Harry napotkał trzęsącą się Hermionę Granger.
- Nie pójdziesz do niego. - Hermiona powtórzyła zacieklej jakby wyczuwała co on czuje. Jakby Hermiona również czuła na nim te przepełnione nadzieją oczy. Na niej.
Molly Weasley miała zamknięte oczy jakby bała się, że gdy je otworzy i Harry się przyjrzy, to zobaczy w nich nadzieję. Nadzieję, która była tak zła i nie na miejscu, ale nadal nadzieja - żeby zobaczyć jej wszystkie dzieci żywe, żeby również ona mogła żyć. Ona nie była jedyną.
- Masz jedną godzinę, Harry. Nie zmuszaj mnie do przyjścia po ciebie.
Spotęgowany głos Lorda Voldemorta rozdarł jego duszę długimi, ostrymi pazurami i odszedł tak cicho jak się pojawił.
Zamykając na sekundę oczy Harry starał się przywołać jego znane męstwo i po prostu iść. Potrzebował swojej odwagi do ruszenia swoimi cholernymi nogami, które jakby zamarzły w miejscu, niechętne do pójścia na śmierć.
On by poszedł. Poszedłby.
Potrzebował tylko kilku sekund. Tych malutkich sekund, które nie znaczyły nic w skali czasu, które były niczym innym jak małymi ziarnkami piasku porównanymi do reszty dnia, tego okropnego, niekończącego się dnia.
Ale gdy zmienny humor przeznaczenia dawał o sobie znać, to były te sekundy, które zmieniały świat. Które coś znaczyły.
Jeśli Harry miałby otwarte oczy, mógłby to zobaczyć i może, może, mógłby tego uniknąć.
Ale może nie było wystarczające w tej sprawie, dla nadal zamkniętych oczu Harry'ego, i on nie mógł zobaczyć tej determinacji, która tłoczyła się w brązowych oczach, determinacji która była tak silna, że mogła przebić się przez ściany.
Hermiona Granger przełknęła ciężko. W jej głowie zrodził się pomysł.
xxx
Wiedziała że podążanie za Harrym kiedy ten ma swoją pelerynę niewidkę było bezsensowne.
Po prostu wiedziała, że Harry od niej ucieknie.
Harry Potter był bardziej gryfoński od niej i patrzcie gdzie teraz była – oparta o głupie drzewo niedaleko granicy Zakazanego Lasu, na w pół kucając, na w pół stojąc, drżąca od niepokoju, który zżerał ją od środka.
Po tym jak Harry uciekł do gabinetu dyrektora, zaczęła go śledzić. Jak ślozgon – po cichu i stale.
Harry odmówił żeby ktokolwiek, najbardziej ona, towarzyszył mu. Słowa Voldemorta odnalazły drogę do już krwawiącego serca Harry'ego i zaatakowały.
Hermiona nie wiedziała co profesor Snape zostawił Harry'emu do zobaczenia. Nie miała szansy żeby się dowiedzieć, ponieważ schody prowadzące do gabinetu dyrektora odmówiły jej wejścia za Harrym. Jedyne miejsce gdzie Hermiona mogła interweniować było to, w którym przebywał i czekał Voldemort z jego Śmierciożercami. Nie była tak głupia by wierzyć że Voldemort, Lord Voldemort, nie byłby w stanie jej wykryć; z czarami niewidzialności czy bez, wiedziałby. A to byłoby za wcześnie. Musiała pozostać w ukryciu.
Podjęła decyzję i nic jej nie powstrzyma.
Uzbrojona jedynie w różdżkę Hermiona Granger czekała.
xxx
- Jestem gotów by umrzeć.
Hermiona Granger zagryzła swoje wargi do momentu kiedy nie poczuła metalicznego smaku krwi. Chciała szaleć i krzyczeć, ale nie było nic co mogłaby zrobić podczas patrzenia jak jej przyjaciel szepcze do znicza.
Otwieram się na końcu.
Jak? Jak Dumbledore mógł to zrobić Harry'emu? Jak mógł to zrobić im? Czy to było normalne aby to nastolatkowie brali na swoje barki ciężar dzisiejszego horroru i stali prosto?
Hermiona Granger nie miała czasu żeby myśleć o profesorze Dumbledorze, o filozofii życia, kiedy jej przyjaciel był bliski śmierci.
Podnosząc kamień który Harry upuścił na ziemię – pomyśli o kamieniu później – Hermiona poszła dalej.
xxx
Harry nie zatrzymał się, nie zwolnił; szedł dalej.
Podziw i subtelny respekt topił lód w jej klatce piersiowej w trakcie gdy Hermiona po cichu, ale szybko biegła za Harrym, jej kroki i ruchy były niewidoczne dla ludzkich oczu i uszu.
Była potrzebna, Hermiona starała przekonać samą siebie. Była bardziej potrzebna Harry'emu niż Ronowi. Harry potrzebował jej teraz. Nie biegła za Harrym żeby zostać po prostu zabitą. Nawet jeśli bała się myśleć o przyszłości, nie uciekała od jej problemów żeby skończyć torturowana i zmasakrowana.
Ona pomagała.
To było dla większego dobra.
xxx
- Harry Potter, Chłopiec – Który – Przeżył przyszedł na śmierć. – jego głos był tak bezlitosny i zimny jak on sam.
Hermiona Granger stała parę kroków za Harrym, częściowo chowając się za pniem drzewa. Musiała podejść bliżej, ale nie mogła bez zauważającego to Voldemorta, nawet jeśli jego cała uwaga należała do Harry'ego.
Jej Harry stał wyprostowany i dumny, nie pokazując strachu przed śmiercią kiedy Voldemort uniósł jego trupio – bladą różdżkę i uśmiechnął się.
To było za wcześnie, za szybko; Hermiona oczekiwała dłuższego monologu albo więcej akcji. Ale nie, wyglądało na to że Lord Voldemort nie był w nastroju do rozmów. Chciał po prostu zabić Harry'ego. Dla dobra.
Teraz była blisko, na tyle blisko żeby widzieć jak Harry zamyka oczy kiedy powinien walczyć. Jego różdżka nie była nawet skierowana na Voldemorta. On się poddawał.
Ona na to nie pozwoli.
xxx
Różdżka wykonała krótki, okrągły ruch zanim została skierowana dokładnie na Harry'ego Pottera.
To było to, pomyślał Harry. Był horkruksem na Merlina! To było za dużo, zbyt straszne. By wiedzieć że jak długo żyjesz ty, tak samo będzie żył Voldemort. Naginii nadal żyła, ale Harry pokładał swoją nadzieję w rękach jego przyjaciół. Nie ważne co, Hermiona to zniszczy.
A wtedy… wtedy będą mogli zniszczyć Voldemorta.
Musiał umrzeć.
Obydwoje musieli umrzeć.
xxx
- Avada Kedavra.
Zielone światło tak jasne że oślepiało swoją chwałą kiedy zmierzało w stronę Harry'ego Pottera wyleciało z różdżki Lorda Voldemorta, mające za zadanie zabić.
Czerwone oczy rozszerzyły się, a wąskie usta otwarły w krzyku kiedy ciało Harry'ego Pottera zostało popchnięte od tyłu i prawie uniknęło klątwy. Ale nie na tyle żeby Harry Potter potrafił odepchnąć się spowrotem.
A wtedy zielone światło pochłonęło obydwie postacie.
xxx
