Zamrugała szybko oczami, niedowierzając w to, co się przed chwilą stało. Spojrzała na swoje ręce tak, jakby nagle wyrosły na nich macki. Bała się, cóż jeszcze może się okazać w trakcie pobytu tutaj. W ciągu kilku godzin jej życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. A teraz jeszcze okazuje się, że nie jest człowiekiem, tylko jakąś hybrydą. Nie miała bladego pojęcia, jak to możliwe – jej rodzice są przecież ludźmi, jej starsza siostra jest człowiekiem, natomiast jej młodszy brat kwalifikował się na małego, śmierdzącego trolla.
— Dobry Boże… Jestem faelienne… - wyszeptała cicho dziewczyna, próbując przyswoić sobie ten fakt. A to nie było tak proste, jak się wydawało. Może inne osoby chciałyby kiedyś być spokrewnione z wróżkami, elfami i wampirami. Każdy inny marzyłby poznać miłego jednorożca albo syrenę, ale nie ona.
Usiłując pozbierać paniczne myśli nawet nie zauważyła, jak Jamon zaprowadził ją do pokoju, z hukiem zamykając drzwi. Znów czuła się obco i samotnie, zupełnie kiedy bez powodu wtrącono ją do zimnej, śmierdzącej celi. Nie był to jednakowoż koniec niespodzianek… Chwilę później zaczęła zwyczajnie się śmiać przez łzy.
Zdecydowanie jej ''łóżko'' nadawało się bardziej na stolik dla calineczki, niż na miejsce do spania. Jedyne, co mogłoby jej pomóc w dobrym śnie było długie na dwa metry, białe i cienkie. Zaśmiała się histerycznie, oglądając resztę tego pomieszczenia — do ściany była przywieszona zaledwie jedna półka, a na niej fioletowy dzban z ogromnym pęknięciem, rozpadająca się wnęka z prawie spaloną świecą, pusta, drewniana skrzynia natomiast ściany pokrywała jedynie resztka różowej farby. Leniwie ruszyła się w kierunku światła dobiegającego zza okna i oparła swoje ręce na czystym, nieruszonym parapecie. To okno jako jedyne z tego pomieszczenia wyglądało na nowe i nienaruszone, a jednocześnie tak pasowało do tego miejsca...
Miała nadzieję, że nikt nie każe jej tu zostać na wieczność.
Tymczasem w kryształowej komnacie autorytarna kitsune słuchała tego, co Ezrael i Keroshane mają jej do powiedzenia. Chociaż to tylko niebieskowłosy mówił, a Kero jedynie słuchał — oczywiście wszyscy znali decyzję już od dawna. Niemniej, szef Straży Abstyntu nie miał najmniejszego zamiaru odpuścić. Rytmiczne uderzanie palców o drewniane obramowanie zwiastowało szybkie obniżenie pokładów cierpliwości, jakimi teraz mogła dysponować. Nerwowość w jej ruchach była aż nazbyt widoczna, ale przecież coś uzyskać musi. Akcja plus akcja równa się reakcja, tak przynajmniej go uczono.
— Dobrze wiesz, że nie uważam jej pobytu tutaj za dobry pomysł a i tak na to się zgadzasz, mimo moich wcześniejszych argumentów, by jak najszybciej ją odesłać. Miiko, co tobą kieruje? — zapytał elf wyraźnie podenerwowany oraz zszokowany wcześniejszymi wydarzeniami. Ewidentnie było po nim widać niepewność. Jak znała Ezraela, nie znosił być niepewnym, podenerwowanym. Nienawidził czekać na cud, wolał sam iść po to, co chce osiągnąć nawet po trupach. Uniosła lewą brew i wykrzywiła usta w grymasie, którego już tak dawno nie widział — aż czterdzieści osiem godzin!
— Ezrael, moje stanowisko jest nazbyt jasne, klarowne i oczywiste… — mówiła spokojnie kobieta. Jak na nią, to aż zbyt — Skoro wstawiliście się za nią, będziecie ją niańczyć bez względu na to, czy któremuś to odpowiada czy nie! — krzyknęła donośnie na całe pomieszczenie. Kero skulił się bardziej, niż zwykle w obawie przed jeszcze większym gniewem swojej szefowej. — Postanowiłam pójść wszystkim na rękę, byście się nią zajęli a ja wraz z Leiftanem zajmowaliśmy się poszukiwaniem tego bezczelnego człowieka. Mieliście załatwić jej miejsce w straży, sprawdzić jej umiejętności… Ciesz się, że nie śpisz z nią w jednym pokoju. — syknęła wściekle do swojego zbuntowanego podwładnego.
— Ale nie wiemy co tu jest grane. A co, jak ta dziewucha okaże się szpiegiem? Naprawdę chcesz ryzykować naszymi informacjami? Test jasno wykazał, że jest faelienne, czyli jest stąd, ewentualnie ktoś w dzieciństwie ją podrzucił na Ziemię. Nie wierzę w jej bajeczki — wycedził Ezrael, czując, że zaraz straci nad sobą kontrolę — Och, jestem biedną istotką, co ja tu robię? Gdzie jestem? Kim wy jesteście? Kim ja jestem? Chcę do domu, mojego domu, musicie… — parodiował nowoprzybyłą do momentu, aż Miiko trzasnęła swoją laską o kant podłogi.
— Dość. Dość powiedziałam! Wyrocznia wskazała wyraźnie na nią, dodatkowo znalazła dwa kryształy w przeciągu kilku godzin, gdzie oddziały Twoje i Nevry męczyły się z tym już czwarty tydzień. Sama nie wiem, co to oznacza dla nas. Przekaz jest jasny – ona zostaje. Zostaje i jest w tej straży, do której ją przydzielono. Radziłabym ci już wracać do swoich obowiązków, Ezraelu — zakończyła chłodno, machając lekceważąco ręką. Nie mogąc już dalej walczyć o swoje racje, wyszedł, a ona lekko się uśmiechnęła do drugiego towarzysza. — Nie musisz jej bronić, co się okaże, to się okaże. Zwołaj zbiórkę straży w bibliotece, czas najwyższy trochę poszukać — przekazała łagodnie, po czym wstała i wyszła, a dokąd poszła, to wie tylko i wyłącznie ona.
Wkrótce po zachodzie słońca szef straży Obsydianu delikatnie zapukał do pokoju dziewczyny, chcąc ją powiadomić o której jest zbiórka następnego dnia a także jak powinna się do niej odpowiednio przygotować. Nie zamierzał zmieniać planów przez jedną niedogodność, a w jego straży każdy musi szanować siebie, w tym czas swoich towarzyszy broni. Nie widząc odpowiedzi postanowił uchylić ostrożnie drzwi do jej pokoju. Nie było wiadome, czy nie czai się gdzieś, chcąc uciec jak najdalej. Wcale by się nie zdziwił, jak rzeczywiście to się okaże prawdą. Tymczasem ona spała na klęczkach, z głową opartą na białym parapecie. Kurtka zsuwała się z jej ramion, jeden z butów leżał gdzieś na skraju łóżka… Chociaż patrząc na to wcale się nie zdziwił, że parapet wydał się wygodniejszą opcją dla dziewczyny. Postanowił się ostrożnie wycofać z tego miejsca oraz załatwić jej wygodne spanie.
Przymykając drzwi zobaczył Nevrę — jak zwykle był dosyć wesoły, poznając kolejną kobietę. Kolejna kobieta równa się kolejny numerek do listy odhaczonych panien w krainie. Westchnął jedynie, opierając się o ścianę.
— Co tu robisz, hm? — zapytał zaciekawiony wampir, stając przy drzwiach jednocześnie nie spuszczając wzroku z Valkyona.
— Ciebie mógłbym zapytać o to samo — odpowiedział łagodnie, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
— Chciałem tylko zobaczyć jak się trzyma twoja nowa niewolnica. Mógłbym ją wypożyczyć na zmywanie naczyń jutro? Nasza kolej nadchodzi, a ja nie mam zbyt wielu ludzi na miejscu, a kobieta i naczynia jest jak tarcza i dobry miecz. — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
— Nic z tych rzeczy. Jutro normalnie trenuje normalnie jak każdy z nas. Muszę teraz coś załatwić, ale niedługo przyjdę. Ah, Miiko ciebie wzywała do siebie — dokończył zdanie i ulotnił się szybko, a Nevra wślizgnął się do pomieszczenia niczym lis do kurnika. Rozejrzał się szybko, po czym wzruszył ramionami, decydując się na pozostanie w miejscu. Chętnie by ją utulił do snu w swojej komnacie, ale miał bardzo silne przeczucie, iż odpowiedziałby za to. Więc stał i czekał aż białowłosy go zastąpi, chociaż szkoda mu jej było – on by ze swoich na tym nikogo nie położył, a co dopiero ich poszukiwacz kryształów. A przynajmniej tak zakładał, że to misja dla niej od Wyroczni.
Wszyscy już od jakiegoś czasu zastanawiają się nad tym, czemu tu jest. On na to ma już własną teorię, totalnie mijającą się z przypuszczeniami innych. Ale nic dziwnego w tym nie jest – jako dowodzący straży cienia musiał sporo przewidywać, a to wydawało mu się najbardziej logiczne.
Nawet nie zauważył, gdy Alajea, Ykhar i Valkyon weszli do pokoju z czystym, świeżym materacem, prześcieradłem, kołdrą a także poduszkami. Dziewczyny szybko uwinęły się z robotą, a chłopak podniósł dziewczynę delikatnie, trzymając ją tak długo, aż kobiety nie odsunęły kołdry. Parsknął, słysząc jak dziewczę chrumka przez sen, za co reszta posłała mu naganne spojrzenie i szybko wyszedł z pokoju małej świnki.
Słońce wzeszło zaledwie kilka minut temu, a on już był gotowy na coporanną przebieżkę w stronę oceanu i z powrotem tak, by zdążyć na rozdawanie codziennej porcji żywności. W tym tygodniu było to zadanie straży Obsydianu, chociaż nikt nie powiedział, że on to lubi. Można by ująć, że wręcz przeciwnie i wcale nie było to tak, że on nie lubił ludzi tam będących – co to, to nie. Nienawidził po prostu funkcji reprezentacyjnej, zdecydowanie wolał się mniej wyróżniać wśród tłumu ludzi. Męczyło go to rozporządzanie i wszystkie próby rozmowy z nim od tych ludzi. Jedynie Mery jakoś go do siebie przekonywał. Sprawdzając, czy o niczym nie zapomniał, wziął miecz ze sobą, przywiązując go sobie do pleców, po czym ruszył w kierunku plaży.
Stosunkowo szybko pokonywał trasę. Drzewa, kamienie, strumyki – nauczył się tej drogi na pamięć. Wiedział, w którym momencie uchylić głowę, skoczyć czy też przeturlać się pod czymś. Znał każdy śliski kamień przy pobliskiej rzece. Zawsze korzystał z kamienia pierwszego, drugiego i czwartego, gdyż na trzecim omal nie rozwalił sobie nogi. A ranny żołnierz to martwy żołnierz. Ostatecznie dobiegł do kamiennych schodów zaledwie lekko zdyszany. Ciężkie i trudne treningi robiły swoje na tyle, że nie czuł zmęczenia po takiej trasie, mimo że niektórzy już odpadliby w środku drogi. Przeczesał swoje włosy dłonią, rozglądając się z góry po plaży. Od razu rzuciła mu się w oczy postać na brzegu w kałuży rozpływającej się krwi. Minęła ledwie chwila, a on już tam był, nachylając się nad postacią. Szybko sprawdził żyła, ale nie jest pewne, czy to się utrzyma na tyle, by dotrzeć do zamku. Odwrócił dziewczynę twarzą do siebie, by zobaczyć, czy to jest ktoś, kogo zna ze schroniska.
Jednak nic z tych rzeczy. To była Oriana.
Nie miał bladego pojęcia jak tu się znalazła, zwłaszcza z sporym ubytkiem krwi. Jak ona zdołała ominąć straże? Był w szoku. Jego ludzie zawsze byli czujni. Zawsze kazał im sprawdzać kto wchodzi i wychodzi przez bramę. Był pewien, że odpowiedzą za to jak tylko się z tym upora. Nie miał żadnego wyboru – liczył się czas. Pośpiesznie zarzucił ją sobie na plecy i ruszył w drogę powrotną z szybkością większą, niż zwykle.
— I co? Obudziła się? — zapytał nerwowo Kero, stojąc pod gabinetem ze zdenerwowaniem. Odkąd dowiedzieli się o pobycie Oriany na plaży, wszyscy czekali jak na szpilkach. Nawet Miiko była dość zdenerwowana tym brakiem informacji na temat tych wydarzeń. Zerknął na Valkyona. Farciarz, zawsze był opanowany jak na funkcję, którą pełnił. Nie drażnił się z nim tak, jak Ezrael i nie wykorzystywał go tak, jak robił to Nevra, przez co bardzo cenił sobie jego towarzystwo.
Nawet nie zauważył, jak pielęgniarka wyszła z małym zawiniątkiem w rękach.
— Miiko, to chyba dla Ciebie — powiedziała kobieta, szybko podając szefowej Lśniącej Straży pakunek. Po rozpakowaniu i rozpoznaniu zawartości, pozwoliła sobie kontynuować — Dziewczyna będzie żyć. Wyssano z niej dużo krwi, ale gdyby tak poleżała jeszcze z trzy godzinki, szykowalibyśmy dla niej łódź na tamten świat. Radziłabym jej bardziej pilnować, jak chcecie, to możecie wejść, ale dziewczyna jeszcze śpi. Radziłabym także dobrze przyjrzeć się wampirzej ludności. Oni wyraźnie słabną, a słabnący wampir to głodny wampir. Dziewczyna miała zwyczajnie pecha. A teraz pozwólcie, że wrócę do pracy — po czym ich wyminęła, kierując się do laboratorium Ezraela. Bez zbędnych słów przepuścił kitsune przed siebie, po czym sam wszedł. Chwilę później usłyszeli mamrotanie faelienne oraz tajemnicze melodie Wyroczni.
— Kryształ… Kryształ… Muszę do kryształu… — mamrotała w niemocy, a duch kreślił nad nią tajemnicze znaki, aż w końcu rozpłynął się w powietrzu, jak tajemnica, którą wokół siebie rozsiewała fioletowowłosa obca.
Wszyscy analizowali w ciszy to, co teraz się stało. Ale oczywiście nie Nevra! Co zrobił? Jak gdyby nigdy nic wyjął kwiat, który zaplątał się między jej fioletowe pukle.
