Żaden z nas nie potrafi kochać. Ze zgoła innych powodów, ale jednak - za to oboje umiemy wspaniale kłamać, tak wspaniale, że wydajemy się wszystkim szczęśliwą, kochającą się parą. Jest w tym trochę oszukiwania samego siebie, coś jak spychanie za margines faktu, że nie jest emocjonalnie możliwe, żebyś robił co rano grzanki wilkołakowi.

Okłamaliśmy nawet siebie, może na zasadzie "Spójrzcie, niedojrzały do roli partnera zdrajca rodziny może co rano budzić wilkołaka pocałunkiem i kubkiem herbaty z mlekiem. I nic na to nie poradzicie, bo my chcemy żeby tak było. I już." Głupia przekora wobec świata, który nawet nie ma na tyle odwagi żeby skomentować, więc nie mówi tego głośno.

Nie trzeba. Sami wiemy.

Ja nie kocham. Nie jestem predestynowany do tak ludzkich rzeczy, jak emocje inne od tych, które wynikają z instynktu. I niby wiem o tym najlepiej, ale w idiotyczny sposób niemal dałem sobie wmówić, że kocham. Bo Syriusz twierdził miliony razy, że o tak, o właśnie akurat teraz on bardzo czuje, jak ja go mocno kocham.

Na swój dziecinny, kretyński sposób to było nawet miłe. I prawie wiarygodne.

On też nie kocha. Pewnie potrafi, pewnie to tkwi gdzieś w nim, taki mały guziczek na sercu. Tylko że jemu żyje się bez tego wygodniej, bardziej beztrosko. Dziecinny, niedojrzały, udający w dalszym ciągu równego kumpla mężczyzna używa słów "Kocham cię Remus" z taką częstotliwością, że niebywałym wydarzeniem byłby dzień, w którym nie wyznałby mi swojej dozgonnej, absolutnie szczerej miłości.

To nie tak, że się nienawidzimy. Od nienawiści oboje mamy Severusa. Choć niektórym ta nienawiść wychodzi gorzej, bo pewnie instynkt nie pozwala mi nienawidzić.

Czasem, kiedy oboje z Syriuszem stajemy się poważni i mówimy sobie poważne rzeczy - wtedy czuję płomień w sercu. I płonę. Nadzieja popieli mnie od środka, że Syriusz już nie powie "Kocham cię" nigdy, a ja będę mógł to wyczytać z jego oczu, które będą dorosłe i mądre i z całą pewością będę wtedy wiedział, że jestem kochany.

Niestety, zaraz potem on to mówi. Łzy niemej wściekłości matuję wzruszeniem. Och, bo ja się wzruszam, jak on mnie głęboko kocha. Czuję wtedy, jak rośnie z dumy, jak zapewnia sam siebie, że muszę go kochać, żeby się tak naiwnie popłakać.

Czuję wtedy pełen obrzydzenia wzrok Severusa. Myślę, że on jeden naprawdę nas przejrzał i właśnie dlatego nienawidzi nas bardziej niż ktokolwiek inny.

Póki jednak czuję prawdziwą radość, kiedy rano budzi mnie pocałunek pachnący świerzą kawą, póki Syriusz uśmiecha się, kiedy rozczesuję mu włosy, póty będziemy utrzymywać fasadę kochania. Nie dla nich. Dla nas. To jest tak, że właśnie to może być naszymi jedynymi szczęśliwymi wspomnieniami z tych czasów. A my oboje potrzebujemy takich wspomnień.

Żeby przeżyć?

*

Koniec

by ZebraDeath