Czy pamiętasz drogi czytelniku ten dzień, twoje najgorsze wspomnienie? Nie? Człowiek ma śmieszny dar zapominania tego, co ważne, a zapamiętuje tylko te nie istotne chwile, błahe wręcz banalne. Pierwszy pocałunek, zakochanie lub zakończenie nauki. To są dobre wspomnienia, ale nieważne, ponieważ w ogóle nie wpływają na naszą psychikę lub charakter. To te smutne, czasami okrutne chwile nas kształtują. Dają formę naszemu jestestwu.
Ja pamiętam ten dzień, dla mnie to było następnego dnia po Ostatniej Bitwie dobra i zła. Pytasz dlaczego nie sama bitwa? To proste, wtedy nie myśli się o tym co się stanie jutro, kogo zobaczysz, a kto odszedł już na zawsze. Jest tylko tu i teraz. Nie można być pewnym następnej minuty, a co dopiero jutra.
Ale wracając do tematu. Dzień rozpoczął się spokojnie. Wstałam i poszłam do Wielkiej Sali na śniadanie. Choć sklepienie i ściany ucierpiały to jednak ustawiono cztery stoły domów i stół ciała pedagogicznego. Nastrój pogorszył się dopiero później, gdy skończył się pogrzeb poległych. Pochowano wszystkich razem, tak jak zginęli, w specjalnym mauzoleum nad jeziorem. Na kolumnie obok wejścia do środka grobowca widniały imiona i nazwiska wszystkich poległych. Było ich całkiem sporo, głównie uczniów i członków Zakonu Feniksa.
Już nikt nie usłyszy śmiechu Colina. Nie uwieczni nikogo na zdjęciu, nie poprosi Harrego o autograf. Zginął nie osiągając nawet pełnoletniości. A Fred? Nie zrobi nikomu dowcipu, nie wymyśli nowego działania bombonierek lesera. Odszedł osamotniając swego brata bliźniaka, który zawsze będzie czuł pustkę w sercu. Poczciwy Remus ostatni żyjący Huncwot osierocił synka Teddy'ego. Który nie pozna swoich rodziców, nie dowie się, że był największym szczęściem jakie spotkało jego rodziców. Tonks, ta niezdarna Tonks nie potknie się o wieszak na Grimmauld Place, nie zirytuje ludzi swoimi wściekle różowymi włosami, nie przytuli męża i jedyne dziecko. Nawet Snape'a tutaj pochowano. Już nikt nie wątpi w jego lojalność wobec Zakonu. Choć nadal wiele osób go nienawidzi, nie widzą w nim śmierciożercy tylko człowieka-szpiega złamanego prze los. Takich historii jest o wiele więcej. Tak dużo żyć zostało przerwanych. Tyle ludzi osamotnionych; rodzice tracili dzieci, dzieci rodziców, siostry braci, bracia siostry. Rodziny rozpadły się przez jednego tyrana, opanowanego przez chorą ambicję.
Rozpaczałam przez resztę dnia, myśląc o wszystkich poległych, nawet śmierciożercach. Bo co zrobił taki Crabbe uczony od dziecka, że Czarny Pan jest najpotężniejszy i trzeba mu służyć. Albo Selwyn oczarowany przez Voldemorta wizją świata bez szlam. Nawet Fenrir Greyback był kiedyś człowiekiem z marzeniami to ugryzienie wilkołaka go zmieniło w potwora, którego opanował instynkt. Nie licząc tych zabitych wielu trafi do Azkabanu, czego nie życzę nikomu poza Riddlem. Za dużo wyrządził zła i krzywd.
Po miesiącach rozpaczy została tylko tęsknota za przyjaciółmi. Minęło 5 lat od wojny ja wciąż czuję ich obecność jakby cały czas mnie pilnowali i dodawali otuchy. Kazali żyć, choć ich już niema.
