Trylogia Niezgodnej nie należy do mnie.
Hej! Jestem Dziewiątka, no przynajmniej taką mam ksywkę wśród przyjaciół i ekipy. Mniej prywatnie w poprzedniej frakcji nazywali mnie Judith Williams. Urodziłam się, a raczej wychowałam się w Altruizmie jako przybrana córka Sally i Roberta Williams. Nigdy nie byłam ich córką, zostałam przez nich przygarnięta gdy znaleźli mnie na terenach niezgodnych, miałam wówczas dwa lata, to było tak dawno, że ledwie co mogę sobie to przypomnieć. Może to być dziwne, ale nie pochodzę z tego świata… Może źle to określam „z tego świata", może bardziej prawidłowo by brzmiało „z tego uniwersum".
Niegdyś byłam taka jak wiele innych studentek, chodziłam na wykłady, uczyłam się, a wieczorami… różnie bywało. Heh, dobrze to odbierasz, czasem czytałam jedną książkę czasem dwie z przyjaciółmi, te książki miały bardzo dobry rocznik. Wiecie, lecz gdzieś pojawił się szkopuł. No, bo pytanie skąd niby wzięłam się w „Niezgodnej"? Sama poszukuje, a raczej poszukiwałam odpowiedzi do momentu kiedy to życie zaczęło po prostu mi się podobać. Tak, tęskniłam za starym życiem, rodziną i przyjaciółmi. Chyba najbardziej tęskniłam za naszym głupim systemem, na który się tyle narzekało. Można było być kim się ze chcę, nikt nie dyktował ci twojego miejsca, nie stawiał ci ograniczeń, nie odłączał od rodziny, bo jakiś test wskazał ci gdzie masz iść i o wszystkim zapomnieć co dotychczas było ważne…. Eh, i znów odchodzę od tematu.
Cóż, gdy trafiłam „tu" obyło się bez fajerwerk. Określiłabym to bardziej jako gwizd pociągu, przypływ adrenaliny i uderzenie. Zostałam złapana w światła pociągu niczym jeleń na drodze w reflektory samochodu. Potem była ciemność, w której nie znalazłam tego popularnego światła w którego kierunku miałam się udać, tylko mrok i smród. Był to zapach bezdomnych, którzy wszystkie poszukują na śmietnikach i nikt się nad nimi nie lituje, mija ich na ulicach i nawet nie spogląda. Wtedy myślałam, dlaczego wszystko jest takie ogromne i trudno się dostać gdziekolwiek. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że całe moje ciało przestało być tym, które dotychczas miałam. Było to jak wcześniej wspominałam ciało dziecka, dziecka które ledwie co zaczęło korzystać z nocnika.
W moim malutkim ciele wędrowałam przez ciemność w poszukiwaniu wyjścia, w porównaniu do innych miałam czysty umysł, ale to oni znali te tunele jak własną kieszeń i rozsądek, który posiadam nie mógł mi wtedy pomóc. Został tylko instynkt i zmysły jakimi obdarzyła mnie natura. Muszę dodać, że przez to długie przebywanie w ciemności przestałam się jej obawiać, po prostu przywykłam do niej. Od kiedy tam trafiłam minęło parę dni, które mocno nadszarpnęły moim organizmem i zachorowałam. Byłam wtedy przez długi czas głodna i zziębnięta, a w dodatku byłam dzieckiem bez jakiejkolwiek wyrobionej odporności. Niewiele było trzeba by złapać jakiegoś wirusa, ale mimo gorączek targających moim ciałem, wędrowałam pośród spokojnej ciemności. Nie liczyłam dni, bo mogły być złudzeniem stworzonym przez gorączkę, zresztą w ciemności trudno ocenić czas, wydaje się wręcz jakby nie płynął. Właściwie bardzo mgliście pamiętam kiedy znaleźli mnie altruiści i zabrali mnie do siebie. Wtedy myślałam, że to anioły w szarych szatach, które przyszły zabrać mnie do nieba, lecz to byli tylko ludzie. Brzmię niewdzięcznie? Nigdy nie potrafiłam wyrazić wdzięczności, a na mojej twarzy zwykle gościł wyraz osoby wiecznie niezadowolonej, tzw. chroniczna bitch face. W ten oto sposób trafiłam do jednej z moich ulubionych książek, a to moja historia.
Taki krótki wstęp, mam nadzieję, że mimo wszystko zachęciłam do dalszego czytania ^_^
