Autor: stormsight

Tytuł oryginału: Please Call

Link: h t t p : / / w w w . f a n f i c t i o n . n e t / s / 3 3 4 5 5 4 4 / 1 /

Zgoda: Czekałam, czekałam, no i się nie doczekałam. Zważywszy na to, że autorka po raz ostatni udzielała się tu prawie cztery lata temu, a na podanej przez nią stronie drugiego kontaktu ponad dwa, nie jestem wcale zdziwiona. Publikuję więc tekst zgodnie z zasadą: autor przez dłuższy czas nie odpowiada, publikuj tekst, lecz gdy odezwie się później z ewentualnym zastrzeżeniem - usuń. Myślę, że to dobre podejście i nie krzywdzi żadnej ze stron.


Zadzwoń

Wciąż miał go przy sobie. Ładował. Zdarzało się nawet, że odsłuchiwał otrzymane wiadomości; nigdy jednak na nie nie odpowiadał. Gdy inni pytali go dlaczego — zbywał ich, mówiąc, że nie był w stanie nic usłyszeć przez hałas, jaki wydaje Fenrir.

Bywały dni, kiedy wyciągał dłoń, aby odebrać połączenie, z myślą, iż osoba po drugiej stronie słuchawki powie mu, że on gdzieś tam jest, cały i zdrowy. Wiedział również, jak absurdalnie to wszystko brzmi.

Czasami z kolei zaczynał już wybierać znajomy numer, by przekazać Tifie, że nie wróci na noc do domu, i żeby nie czekali na niego, lecz za każdym razem rezygnował.

Prawda była taka, że nie chciał przywiązywać się zbytnio do nikogo, tak jak zrobił to niegdyś w stosunku do niego, w obawie, aby ten ktoś także nie skończył w podobny sposób. A on po raz kolejny okazałby się wówczas zbyt słaby, by ochronić tego, kogo kocha — podobnie jak było w jego przypadku.

Dlatego też pozwalał, żeby poczta głosowa odwalała za niego całą robotę. Gdy był zmuszony do rozmowy z kimś twarzą w twarz, nie doprowadzał do tego, aby poznano jego myśli; całe to przejmujące cierpienie, przez które nie dopuszczał do siebie możliwości utraty jeszcze kogokolwiek.

Każde z jego przyjaciół kogoś straciło; poznali smak uczuć, towarzyszących odejściu bliskiego człowieka. Jednakże żadne z nich nie zrozumie, przez co musiał przejść on sam. Jaki rozsadzał go ból, widząc ukochaną osobę, leżącą przed nim — martwą, która poświęciła swoje życie, by umożliwić je jemu. Nie pojmą, jakie to uczucie — obudzić się pewnego dnia i nie wiedzieć, kim się jest. Tracić własną osobowość na koszt innej, w ostatniej, desperackiej próbie zachowania resztek zdrowego rozsądku.

Nie potrafił go opłakiwać; w zamian więc przywłaszczył sobie jego personę, zapominając o tym, że w ogóle się kiedyś znali. Cloud nigdy nie daruje sobie, że tak po prostu wymazał go z pamięci, zapomniał co łączyło go z Zackiem. Przyrzekł sobie więc, że nikt w żadnym razie mu go już nie zastąpi.

Stąd też trzymał wszystkich na dystans, pozwalając im jedynie przysyłać kolejne wiadomości.


AN: Na tego malca natrafiłam przypadkiem, buszując po sieci. Od razu tekst przykuł moją uwagę. Głównie dlatego, że koncept przedstawiony przez autorkę (czyt. Cloud i jego mała awersja do odbierania telefonu) bardzo do mnie przemawia i, bądź co bądź, wydaje mi się całkiem prawdopodobny.

Może i tekst jest króciutki, ale powinien zainteresować przynajmniej parę osób; kto bowiem chociaż raz nie zastanawiał się czemu Cloud stale taszczy ze sobą komórkę, skoro nie ma zamiaru z niej skorzystać? Ja przyznam, że zastanawiałam się wielokrotnie, ale na pomysł związany z Zackiem wpadłam stosunkowo późno :)