A/N: Hey, wracam z nową historyjką. Trochę na bazie piosenki Roba Zombie The Ballad of Resurrection Joe and Rosa Whore. Mam nadzieję, że się wam spodoba.
Enjoy!
Wskrzeszony Joe
Harry rozglądnął się wokół. Zamrugał. Siedział na zimnej ziemi, sękate drzewa otaczały go, a mgła pokrywała cały ten dziwny las. Były Gryfon wstał i wytrzepał szatę. Był sam po śmierci Voldemorta? Niemożliwe, to musiał być sen. Nie było innego dobrego wyjaśnienia. Każdy czekał na ten moment — Czarny Pan jest martwy, a to znaczy, że Wybraniec, Chłopiec, Który Przeżył wygrał tę walkę dla wszystkich czarodziei.
Więc gdzie oni byli?
Gdzie ja jestem? pomyślał. Gdzie Ron i Hermiona? I Neville, Ginny… Gdzie, kurwa, podział się Draco? Ślizgon był jego kochankiem po walce na różdżki w łazience, kiedy Harry przeklął go Sectumsemprą. Ale gdzie był TERAZ, kiedy Potter potrzebował go? Och, Merlinie, dopomóż! zawołał w myślach.
Gdziekolwiek był, musiał wrócić do domu. Czekali na swojego bohatera, prawda? Chociaż Harry nie wiedział jak daleko był od domu, spróbował się deportować. Zrobił to z natychmiastowym bólem głowy. To znaczyło, że był prawie za daleko od Londynu.
Pojawił się na Charing Cross Road i wtedy wszedł do Dziurawego Kotła.
— Cześć, Tom — przywitał barmana.
Cisza opanowała cały pokój. Wszystkie oczy otwarły się szeroko i klienci, i Tom patrzyli na niego w niedowierzaniu. Harry zmarszczył brwi.
— No c-co? — zapytał Potter, prawie nie chcąc słyszeć odpowiedzi.
— Pan Potter! Ty… Myśleliśmy… Mam na myśli… JEST PAN ŻYWY! — zakończył Tom z bezzębnym uśmiechem. — Trochę piwa? Albo może ciepły pokój?
Głosy były głośne. Za głośne, według Harry'ego. Wszyscy czarodzieje wstali, zaczęli klaskać w ręce, uśmiechając się, czasem zbliżając do niego, aby potrząsnąć z nim dłonią. Potter był skonfundowany.
Żyję… Co mieli na myśli? Czyżby myśleli, iż byłem martwy? Merlinie, pokonałem Voldemorta, musiałem przeżyć, prawda? Mają na moim punkcie maleńką obsesję.
Po pół godzinie pozwolili mu iść na Pokątną. Pomyślał, że tam mogłoby być spokojniej, jednak nie. Szczęśliwi czarodzieje i czarownice pozdrawiali go nie jako bohatera, ale jakby umarł i powrócił do życia. Nie był martwy, co nie? Nie mógłby być martwu, pewnie wypili za dużo alkoholu, organizując imprezy… Taak, to było definitywnie to.
Harry wciąż potakiwał do nieznajomych, uśmiechając się. Bohaterowie są pogodni, weseli, musiał grać. Ale jedyną rzeczą, jakiej potrzebował w tamtym momencie, było wielkie, wygodne łóżko i może szklanka mleka. Były Gryfon był zbyt zmęczony, aby stać. Wyobraził sobie nawet moment, w którym upada i ten szok na ich twarzach. Potter uśmiechnął się do swoich myśli. Byłoby miło zobaczyć, kto pomógłby bohaterowi.
Szedł prosto do swojego i Draco mieszkania — kupili je na miesiąc przed Wojną o Wolność, jak media nazywały Ostatnią Bitwę. Kiedy był blisko domu, zdecydował się kupić lody. Florian Fortescue dał mu dwa lody — z czekoladą i z kiwi dla Malfoya. Potter znał gust Malfoya, chociaż nie mieli za wiele czasu na jedzenie kolacji czy innego posiłku razem.
Wszedł po schodach na górę. Czterdzieści trzy sekundy później stał przed drzwiami. Polizał swojego loda.
Mmm, wciąż są przepyszne.
Drzwi otwarły się i teraz Potter mógł podziwiać cudowne, fascynujące ciało Draco. Malfoy był idealny. Jego tak szare… Lśniło w nich oszołomienie.
— Cześć, mój drogi — powitał się dżentelmeńsko Harry. Pocałował go w policzek. — Mogę wejść? — zapytał, jednocześnie pamiętając, że to również jego mieszkanie.
— H-Harry? — wydyszał nagle Dracon. Zamrugał szybko. — Ty… To jest… Czy to naprawdę ty? — mruknął, gapiąc się na swojego umarłego-żywego chłopaka. A może to był tylko sen? Uszczypnął się. Nie, to nie mógł być sen ani halucynacja. To był Harry. Harry… — HARRY, TY GŁUPI DRANIU! GDZIEŚ TY BYŁ? — wrzasnął, ciągnąc go do środka.
Zaczął całować szyję, szczękę i policzki Pottera. Potem pocałował czoło, bliznę w kształcie błyzkawicy. Draco nie mógł uwierzyć.
— Jesteś — wydyszał w usta Harry'ego, ssąc je — żywy. — Długi, gorący pocałunek był niczym życiodajna woda. — Merlinie, gdzieś ty był tyle czasu? Dwa lata bez żadnej informacji i nagle tu jesteś. Martwiłem się o ciebie!
— Draco — zaczął ostrożnie Harry — wszystko w porządku? — Pokonałem Voldemorta około godziny temu.
Malfoy zmarszczył brwi.
— Nie. Harry ty zaginąłeś lub umarłeś. — Uniósł brew. — Nie pamiętasz?
Potter potrząsnął głową.
— To prawda, obudziłem się w dziwnym lesie, ale…
— Dokładnie! — wykrzyknął Draco. — Myślę, że to był Las Ciszy. Z każdego miejsca jest blisko i dalekto w tym samym czasie. — Zmarszczył brwi. — To ciekawe, naprawdę ciekawe.
— Czy możesz przestać myśleć o mojej śmierci czy coś takiego? — Harry był zirytowany. — Staram się cię pocałować!
Dracon uśmiechnął się przebiegle i pozwolił Potterowi się pocałować.
