Tej nocy John miał dziwny sen.
Śniło mu się że Sarah jest z nim tu w przyszłości,że jest z Kyle'm.
Że Derek ma do niego zaufanie.
Czuł się wspaniale ale wiedział,że to tylko sen,który sie kiedyś skończy.
-John wstawaj!-krzyknęła Allison
-Co się stało?
-Kyle cię woła do siebie,podobno ma jakąś ważną sprawę do ciebie.
-Tak powiedz mu,że będę za 10 minut.
Kobieta pokiwała głową i wyszła.
John rozejrzał się w około czuł się niepewnie wśród 4 obcych,betonowych ścian.
-Szkoda,że to był tylko sen-wyszeptał i zaczął się ubierać.
Po 10 minutach był u ojca.
Jego pokój był ponury ale inny niż reszta pomieszczeń w całym bunkrze.
Ściany miały jaśniejszy kolor.
W niektórych miejscach wisiały jakiś stare obrazy albo plakaty.
Były tak zniszczone,że nie było widać czym są.
John poczuł się jeszcze bardziej przygnębiony.
-John!-krzyknął zniecierpliwiony mężczyzna
-Tak tato.
-Jest sprawa muszę wysłać żołnierzy na misję.Ale brakuje nam jednej osoby.
-Nie rozumiem.
-Chcę abyś wziął w niej udział.Musisz tylko na siebie uważać.
-Dobrze jak chcesz to,to zrobię.
-Synu ale uważaj na siebie.
-Tak wiem.
Kyle przedstawił Johnowi i reszcie żołnierzy plan.
Mieli oni przedostać się w okolice centrum dowodzenia SkyNetu.
-Mają oni tam coś co należy do nas.W miarę możliwości odbierzcie im to.
Pamiętajcie wszystko co zrobicie może mieć wpływ na to czy przeżyjecie.
A to jest najważniejsze!
-Wiemy-krzyknęli prawie chórem.
-W takim razie wyruszacie jutro z samego rana.
Idźcie spać.
Wszyscy rozeszli się.
Kyle siedział sam u siebie rozmyślając czy dobrym pomysłem było wysłanie Johna.
Po dłuższym myśleniu położył się na łóżku aż w końcu zasnął.
Następnego ranka żołnierze zebrali się.
-Już wszystko gotowe.
Pamiętajcie najważniejsze aby przeżyć!-powiedział Kyle.
Mężczyźni ruszyli przed siebie.
Mieli oni przejść piechotą około kilometra.
Pod starym mostem,ukryty w zaroślach czekał na nich samochód.
Była w nim broń.
Na wypadek ataku blaszaków.
John siedział z tyłu pilnując czy nic nie podąża za nimi.
-Connor melduj-krzyknął kierowca.
-Czysto nic za nami nie jedzie ani nie leci.
-Dobra jak coś zauważysz to mów.
John pilnował tyłów.
-Coś nas goni-nagle krzyknął.
-Ten to też ma wyczucie czasu-krzyknął jeden z żołnierzy.
-Co robimy-spytał Connor.
-Zjeżdżamy w krzaki.
-Wysiadajcie i uciekajcie!-krzyczał kierowca.
Wszyscy posłusznie wybiegli z auta i rozbiegli się po krzakach.
Ale maszyna leciała tylko za Connorem.
-Cholera zabiją go!
-Co robimy?
-Nie mam pojęcia!
Nagle maszyna złapała chłopaka i wciągnęła do środka.
-Kurde Reese nas zabije.-wykrzyczał jeden z żołnierzy.
-I co mu powiemy?-spytał drugi
-Nie prawdę.
Żołnierze wrócili do auta i podążali dalej.
Musieli wykonać misję.
Gdy byli w odległości 2 może 3 kilometrów od centrum SkyNetu zaparkowali.
Schowali samochód w pobliskim lasku a właściwie pozostałości po nim.
-Ruszamy!
Wszyscy podążyli za dowodzącym misją żołnierzem.
Wiedzieli oni,że im bliżej budynku są tym mniejsze szanse na przeżycie mają.
Wiedzieli jednak,że coś co należało do Ruchu Oporu było w czarnej skrzyni.
Pudło ukryte było około kilometra od centrum cyborgów.
Znaleźli je.
-Tu do samochodu i wracamy.
-Kurde ciężkie.
-Nie marudź.
Gdy donieśli ładunek do auta zapakowali je do niego i wyruszyli.
Po drodze nie spotkali żadnych przeszkód.
-Wróciliście jak dobrze,że żyjecie.A gdzie John?-spytał witający ich Kyle.
-No bo jest problem-zaczął dowodzący-złapali go.
-Zabrał go nie zdołaliśmy nic zrobić.
-Że co! Trzeba go odbić.
-Czemu zależy ci na tym smarkaczu
-Bo to mój syn.
Wszyscy zebrani zaniemówili z wrażenia.
Jakim cudem to było możliwe zadawali sobie pytanie.
-Że kto?-spytał odzyskując mowę
-Mój z innej linii skomplikowane.
Nikt nie odezwał się już więcej.
-Wyjaśnię innym razem-dodał.
Wszyscy milczeli.
-Za 10 minut widzę was u mnie! Musimy odbić Johna.
Wszyscy rozeszli się na chwilę.
