1.

Młoda pani patolog uniosła głowę słysząc krzyk z sąsiedniego pomieszczenia. Prędko rzuciła na biurko notes, który w ciągu półgodziny zdążył zapełnić się jej wielostronnymi bazgrołami i zajrzała zaniepokojona do pokoju obok.

- Wszystko w po… Na Boga, Sherlock! – Kobieta zbladła i podbiegła do skulonego na podłodze mężczyzny. – Co się stało? – Ręka lekarki zawisła niepewnie nad ramieniem detektywa. Powoli opuściła ją, gdy tamten nagle zerwał się wdychając i wydychając powietrze przez zęby.

- Kieszeń. Pułapka – wybełkotał i wstał. Dopiero teraz Molly zauważyła, że palce prawej ręki mężczyzny zatrzaśnięte były w pułapce na myszy. Kobieta przygryzła mocno swój policzek, by się nie roześmiać i wstała podchodząc do detektywa.

- Pokaż mi – powiedziała wysuwając swoje dłonie ku niemu. Sherlock zacisnął usta i niepewnie uniósł swoją rękę. Pani patolog najdelikatniej jak potrafiła odciągnęła ramkę pułapki na przeciwległą stronę i zablokowała ją metalowym pręcikiem tym samym uwalniając palce detektywa. Ostrożnie odłożyła na bok urządzenie i spostrzegła, że nadal jedną ręką zaciskała dłoń bruneta. Opuściła wzrok i cofnęła się trochę. – Lepiej?

- Mhm – mruknął detektyw rozprostowując palce. – Kto by pomyślał, że umarli tak bardzo chronią swoją prywatność?

Molly zachichotała cicho, a Sherlock łypnął na nią z ukosa. Przez chwilę sprawiał wrażenie głęboko nad czymś zamyślonego, poczym wzruszył ramionami i założył na siebie marynarkę. O dziwo, przyszedł tylko w niej. Kiedyś świadomość, że na dworze był trzydziestostopniowy upał w niczym mu nie przeszkadzała, by przerzucić sobie zimowy płaszcz przez ramię. Detektyw schował do kieszeni notes, w którym zanotował wszystkie dzisiejsze obserwacje i wyjął ze spodni komórkę. Lekarka patrzyła jak jego palce śmigają po ekranie telefonu i po chwili w pomieszczeniu rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości, a do środka wszedł inspektor Lestrade niosąc ze sobą dwie kawy zakupione w szpitalnym automacie.

- Pisząc szybko nie miałem na myśli teleportacji – rzekł Sherlock i podniósł wzrok na policjanta.

Greg zignorował uwagę mężczyzny i podszedł do Molly wręczając jej do ręki kubek gorącego napoju.

- Pomyślałem, że po tylu godzinach pracy przyda się mała dawka kofeiny we krwi – powiedział unosząc delikatnie prawy kącik ust.

- Dzięki, Greg – odparła nie kryjąc zaskoczenia kobieta i odwzajemniła uśmiech. Chwyciła kubek do ręki i spojrzała pytająco na policjanta.

- Nasz inspektor dostał rozwód – oznajmił za mężczyznę detektyw.

- Taa – mruknął tamten i delikatnie zakołysał kubeczkiem, a kilka kropel napoju spłynęło po jego bokach. – Ale wiesz co? Czuję się szczęśliwy – powiedział do pani patolog. – Czuję się wolny po raz pierwszy od wielu lat.

- Dorób sobie skrzydła i leć szybować za oceanem – rzekł sarkastycznie Sherlock i schował telefon do kieszeni kierując się do wyjścia.

- Robię dzisiaj spotkanie w barze – ciągnął Lestrade. – Zaprosiłem kilku znajomych, w tym Johna. Przyjdź jeśli chcesz. Ty też się czuj zaproszony, Sherlock! – zawołał za detektywem. – Jakoś przeboleję twoją obecność – mruknął, na co Molly się uśmiechnęła.

- On nie jest taki zły – odparła. – Dzięki za zaproszenie, na pewno skorzystamy.

Kobieta wybiegła za detektywem, lecz zobaczyła tylko jego twarz znikającą za zamykającymi się automatycznie drzwiami windy. Westchnęła i wróciła do środka uśmiechając się do policjanta.

- Nie poczekał, co? – zapytał i wziął łyk kawy.

- Spieszył się – mruknęła cicho pani patolog i oparła się biodrem o kant biurka. Zaczęła nerwowo skubać skórki przy paznokciach, od czasu do czasu popijając kawę.

- Molly, odpuść – odezwał się nagle Greg i spojrzał współczująco na kobietę. – Nie widzisz, że… - westchnął. – Słuchaj, on ma wszystkich gdzieś. Znasz go prawie tak samo jak ja. Odpuść.

Lekarka spojrzała zdziwiona na mężczyznę. Chciała zaprzeczyć, powiedzieć, że Sherlockowi zdarza się być czasem ludzkim, że nie jest tylko maszyną i psychopatą, za którego wszyscy go uważają, ale coś powstrzymało ją od środka. Coś nakazało jej powstrzymać się od słów, które nie do końca były prawdą. Owszem, pocałował ją. Jeden, jedyny raz przed swoim odejściem. I to on był stroną, która tego chciała, to on był tym kimś, który nalegał. A potem wyjechał, nie odzywał się miesiącami, kontakt został zerwany i nagle powrócił jak gdyby nigdy nic, nie pamiętając lub może nie chcąc pamiętać o niczym, co się między nimi wydarzyło.

- Gdyby się nie przejmował Moriarty nigdy nie znalazłby na niego haczyka – powiedziała szorstko i wbiła wzrok w podłogę.

- Okej – przyznał inspektor i zbliżył się do kobiety. – Masz rację. Tylko czy ty wchodziłaś w skład tego haczyka?

Molly zmarszczyła brwi. Zdecydowanie oburzyło i jednocześnie zabolało ją pytanie mężczyzny.

- Nie miałem na myśli niczego obraźliwego, jasne? – Greg delikatnie położył dłoń na ramieniu pani patolog. – Chodzi mi o to, że nie warto tracić czas na kogoś, kto tylko zwraca się do ciebie, gdy czegoś potrzebuje.

- Twierdzisz, że mnie wykorzystuje, tak? – spytała ostro.

- Tak – odparł po chwili szczerze inspektor. – Nie bądź…

- Naiwna? Głupia? – Molly prychnęła cicho. – Greg, on mnie pocałował. To coś musiało znaczyć. Wiem to.

Lestrade spojrzał smutno na nieugiętą twarz kobiety i westchnął głęboko. Pogłaskał delikatnie jej ramię i cofnął się dopijając kawę do końca.

- Dałabyś mi wyniki autopsji niejakiego Stevena Rowley'a? – spytał zerkając do swojego notesu.

Kobieta pokiwała głową czując nagłą ulgę ze względu na zmianę tematu. Zaprzestała dalszego skubania swojego naskórka i zniknęła w pokoju obok.

xxx

Długo po wyjściu Grega w głowie pani patolog nadal rozbrzmiewały jego słowa. Nie mogła ukryć tego, że ją zabolały. Wiedziała, że inspektor po części miał rację. Problem polegał na tym, że ona za wszelką cenę nie chciała w nią uwierzyć. W środku nadal liczyła, że detektyw coś jednak do niej czuł. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie była tak idealna jak niektóre kobiety. Dla przykładu niejaka Irene Adler. Czy to właśnie był ideał dla Sherlocka? Czy to takich kobiet szukał? Czy w ogóle szukał kobiety, z którą chciałby być? Mieszkanie z nim przez kilka miesięcy w niczym jej nie pomogło. Nadal żyła w niewiedzy. Do czasu incydentu w szpitalnej stołówce, gdy to przed wyjazdem Sherlocka on pojawił się tam i sam zmusił lekarkę do pocałunku. Po czym wyjechał z Johnem, a ona straciła z nim jakikolwiek kontakt na kilka miesięcy. Zero odzewu. Zero oznak życia. Kompletne null.

Wrócił trzy dni temu, gdy Molly była jeszcze w pracy. Omal nie dostała zawału przekraczając próg swojego mieszkania i dostrzegając rozłożonego na kanapie detektywa delektującego się ze stoickim spokojem kawą i kanapką, którą zostawiła w lodówce poprzedniego dnia. Mimo wszelkich prób wydobycia z niego jakichkolwiek informacji - gdzie był, czy jego wyprawa zakończyła się pomyślnie, co się z nim działo – nie dowiedziała się nic. Słaniał się po mieszkaniu niezadowolony i obrażony na cały świat niczym nastoletnia primadonna i ignorował cały świat. Lekarka niestety nie posiadała johnowej cierpliwości i wiele razy podniosła na detektywa głos co dawało jeszcze gorszy rezultat.

Podczas tych kilku miesięcy nieobecności Sherlocka Greg był jej wybawieniem. Wcześniej nie miała pojęcia, że jest z niego tak wspaniały człowiek. Po minionym czasie z całym sercem mogła nazwać go przyjacielem. Mężczyzna okazał się naprawdę rewelacyjnym słuchaczem i w każdej sytuacji potrafił kobietę pocieszyć. Wywołać chociażby cień uśmiechu na jej twarzy. Zawsze był z nią szczery i otwarcie mówił jakie ma zdanie na dany temat. Pod maską surowego gliny ze Scotland Yardu krył się ciepły człowiek z niesamowitym poczuciem humoru.

Woda w czajniku zaczęła bulgotać, więc Molly wysunęła głowę spod koca, by zalać swoją popołudniową kawę.

- Zrobię to – powiedział Sherlock wynurzywszy się z sypialni i skierował się do kuchni. Wrócił po chwili z dwoma kubkami w rękach i przysiadł na kanapie obok lekarki. Tamta chwyciła gorący napój i ostrożnie upiła trochę krzywiąc się, gdy gorące dotknęło jej warg i języka. Leżąca nieopodal komórka zawibrowała i na wyświetlaczu pojawiła się koperta oznaczająca przyjście nowej wiadomości.

- Greg napisał, że spotkanie zacznie się o dwudziestej – przeczytała i zerknęła niepewnie na detektywa. – Idziesz?

- Żebym miał patrzeć jak wszystkim wokół alkohol zaćmiewa mózgi, a z ich ust wydobywa się cholernie irytujący bełkot? – prychnął i wziął łyk kawy. – Czemu ci tak zależy?

Kobieta odwróciła głowę i zacisnęła palce na telefonie.

- Nie chcę iść sama – odparła niepewnie po chwili.

- I moja obecność ma ci w czymś pomóc? Całymi dniami milczę i nie odzywam się do ciebie. Jaki sens ma wzięcie mojej osoby do pubu, jeśli będę tylko pełnił tam funkcję ozdobną?

Lekarka przejechała palcem po uszku od kubka i zagryzła nerwowo wargi.

- Będzie John – zaryzykowała.

- Który upije się i jako, że uważa mnie za swojego przyjaciela będę musiał podtrzymywać jego ciało, ponieważ jego umysł będzie zbyt nietrzeźwy by samemu dotrzeć do domu.

Molly westchnęła. Jakim cudem on zawsze potrafił na wszystko znaleźć wymówkę? Okryła się szczelniej kocem i chwyciła w obydwie ręce gorący kubek, by ogrzać dłonie.

- Nie będziesz sama – odezwał się Sherlock. – Będzie Lestrade. Staliście się przecież niemalże nierozłączni. – Słychać było w głosie mężczyzny aż nazbyt znaną nutę sarkazmu, co tylko spowodowało, że Molly zacisnęła usta w wąską kreskę.

Zerknęła na zegar. Do spotkania zostało jeszcze półtorej godziny. Odstawiła jeszcze ciepłą kawę na stole i wstała idąc do swojego pokoju. Nie chciała spędzić kolejnego wieczoru czując się jednocześnie wściekła, a potem szczęśliwa na widok detektywa w swoim mieszkaniu. Była na siebie zła. Tak łatwo ulegała jego wpływom. Jedno spojrzenie, a miękły jej nogi i serce prawie rozsadzało klatkę piersiową.

Otworzyła szafę i przygryzła dolną wargę. Nie miała pojęcia co miała na siebie włożyć. Nie chciała wyglądać jakby co dopiero wstała z łóżka i chwyciła pierwsze lepsze ciuchy znalezione w szafie, ale z drugiej strony nie chciała zwracać na siebie zbyt dużej uwagi. Wygrzebała więc z dna komody czarną, koronkową bluzkę i czerwoną spódnicę, w którą wsunie potem bluzkę. Zniknęła w łazience i z przyjemnością weszła pod prysznic. Ciepła woda spływała po niej strumieniami, a ona stała oparta o lodowatą ścianę z zamkniętymi oczami. Jedyne co chciała w tym momencie to kompletnie się wyłączyć na cały świat dookoła jak zawsze robił to Sherlock. Diabelnie mu tego zazdrościła. Chwyciła do ręki gąbkę i namydliła ciało. W pośpiechu ogoliła nogi i spłukała raz jeszcze całe ciało wodą. Wyszczotkowała zęby i wyszła spod prysznica owijając się ręcznikiem. Otworzyła drzwi, by cofnąć się do sypialni po kosmetyczkę, gdy naprzeciwko niej pojawił się nagle detektyw, a z jej gardła wydobył się okrzyk, po którym zaczerwieniła się po czubki uszu.

- Nie sądzisz, że powinnaś już przywyknąć do mojej obecności? Twoje częste zdziwienie na mój widok robi się irytujące – mruknął Sherlock i wyminął kobietę jednym ruchem.

- Nie reagowałabym tak, gdybyś się nie skradał i nie pojawiał nagle i bez żadnego słowa wyjaśnienia po miesiącach nieobecności – burknęła.

Weszła do swojego pokoju i trzasnęła drzwiami. Poczuła gromadzące się pod powiekami łzy i przysiadła na brzegu łóżka. Nie chciała znów rozklejać się z jego powodu, by potem czuć jeszcze większe zażenowanie. Siłą woli powstrzymała się i uspokoiła oddech biorąc kilka głębokich wdechów. Wyjęła z szafy kosmetyczkę i wróciła do łazienki dostrzegając po drodze zapalone światło w pokoju Sherlocka, który znów zaszył się tam na całą noc. Wiedziała, że mężczyzna nie spał. Często w nocy słyszała jego nerwowe kroki.

Molly wyjęła najpotrzebniejsze kosmetyki i odłożyła je na szklaną półkę. Wypudrowała delikatnie twarz, przejechała kilka razy tuszem po rzęsach podkręcając je na końcach i nałożyła jasnoczerwoną szminkę na usta. Wysuszyła włosy i wyszczotkowała je zostawiając rozpuszczone. Ubrała wcześniej przygotowany strój kilka razy spryskując go ulubionym perfumem. Wyszła z toalety zanosząc rzeczy do pralki i chwytając po drodze czarne szpilki, które wcisnęła na nogi. Usłyszała cichy skrzypnięcie na podłodze w korytarzu i odwróciła głowę.

- Gotowa? – spytał Sherlock spoglądając na lekarkę. W jego wyglądzie nie zmieniło się nic, lecz kobieta zauważyła, że detektyw opanował codzienny nieład na głowie delikatnie zaczesując loki znad czoła do tyłu. Do jej nozdrzy doleciał po chwili ostry zapach perfum, który zawsze doprowadzał ją do zawrotów głowy.

- Gotowa do czego? – spytała nie rozumiejąc.

- Twój chłopak zaprosił nas na spotkanie.

Pani patolog uniosła brwi i złapała torebkę, którą rzucił w jej stronę detektyw.

- Greg nie jest moim chłopakiem – zaprzeczyła stanowczo.

Sherlock zignorował uwagę kobiety i zarzucił na siebie płaszcz czekając na nią przy drzwiach. Lekarka nie mogła ukryć zdumienia, że detektyw wynurzy się z mieszkania i to na dodatek do pubu. Do miejsca, które omija szerokim łukiem, chyba, że ma to związek ze sprawą. Mężczyzna złapał dla nich taksówkę i oboje wsiedli jadąc w kompletnej ciszy. Lekarka znów zaczęła nerwowo skubać naskórki przy paznokciach, a jej wzrok powędrował na bruneta.

- Dlaczego cały czas próbujesz zeswatać mnie z Gregiem? – zapytała czując w końcu ulgę, ponieważ już od dłuższego czasu chciała zadać mu to pytanie. Minęło kilka sekund, a twarz mężczyzny zmarszczyła się, a na środku czoła pojawiła się żyła.

- Mam naprawdę o wiele ciekawsze zajęcia niż planowanie ci życia towarzyskiego – prychnął i odwrócił głowę.

x

- Molly!

Kobieta odwróciła głowę i uśmiechnęła się szeroko widząc kiwającego do niej policjanta. Podeszła do niego ciągnąc za sobą detektywa i już po chwili poczuła otaczające ją ramiona, a ona cicho zachichotała.

- W końcu! – rzekł jej trochę zbyt głośno do ucha mężczyzna, a ona poczuła, że jego trzeźwość odeszła już w zapomnienie. – She-erlock – zająknął się inspektor i poklepał bruneta po ramieniu. Zaprowadził ich oboje do stolika, przy którym siedział już John i dwójka znajomych Grega.

- Sherlock, Molly, a to Steven i James – przedstawił nowo przybyłych mężczyznom. Detektyw zignorował wyciągnięte do niego dłonie i opadł na siedzenie obok Johna.

- Mogę wiedzieć jakie licho przygnało CIEBIE do pubu? – zapytał żołnierz i pociągnął łyk piwa. Zerknął na panią patolog, która zajęła miejsce pomiędzy zabawiającym ją policjantem a Stevenem. – Greg ci jej nie zje, wiesz?

Sherlock spojrzał na niego spode łba i prychnął.

- Skorzystałem z zaproszenia – odparł i splótł dłonie kładąc je na stole.

- Ty. Skorzystałeś z zaproszenia – powtórzył z nutą ironii w głosie John i spojrzał z politowaniem na przyjaciela. – Po prostu przyznaj, że ci na niej zależy.

- Alkohol przyćmił ci mózg – odparł detektyw zaciskając delikatnie usta. Kątem oka spostrzegł, że doktor wstał i oddalił się w stronę baru. Wrócił po chwili z kuflem piwa w ręce i postawił go pod nos przyjaciela.

- Wypij i wyluzuj trochę – doradził mu blondyn i usiadł obok niego biorąc do ręki swój kufel. Spojrzał znacząco na detektywa i wywrócił oczami nie widząc żadnej reakcji. Chwycił jego dłoń i wcisnął mu do ręki kufel. Sherlock spojrzał na niego i ze rezygnowaniem uniósł napój, by zderzył się z nim swoim kuflem po czym wziął duży łyk piwa. Zmarszczył się czując tani napój w swoich ustach, jednak zdecydował się wypić wszystko jednym duszkiem.

- Tak jak myślałem – mruknął doktor i spojrzał rozbawiony na przyjaciela. Dopił swoje piwo do końca. – Stawiasz następną kolejkę.

W ciągu godziny zaledwie po trzech kuflach piwa jedyny na świecie detektyw konsultant ledwo mógł utrzymać się na własnych nogach. Gdyby nie ramię Johna już dawno leżałby jak długi na podłodze. Doktor zaczął chichotać widząc swojego przyjaciela i razem z Gregiem nagrali ten nietypowy widok na swoje komórki. Ot tak, dla uwiecznienia i zapewne przyszłego szantażu.

Gdy na parkiecie rozbrzmiała piosenka I believe I can fly Molly nie mogła powstrzymać wybuchu śmiechu, gdy doktor siłą zaciągnąć musiał Sherlocka z powrotem do stolika, by ten nie wyrwał się na parkiet i nie połamał sobie nóg.

- Trochę alkoholu i poznajesz człowieka z kompletnie innej strony – rzekł Lestrade. Udał, że się przeciąga i objął ramieniem siedzącą obok niego panią patolog. Tamta uśmiechnęła się do siebie znając ten stary sposób podrywu. Poczuła się jakby znów była nastolatką. Upiła mały łyk piwa i poczuła na swoim ramieniu czyiś ciężar. Zerknęła w bok i zobaczyła opierającą się na nim głowę policjanta. – Jesteś cudowna, Mol.

Kobieta uniosła brwi słysząc zdrobnienie swojego imienia. Jedyną osobą, która jeszcze tak na nią wołała była tylko jej mama.

- Jesteś taka dobra – ciągnął inspektor. – Miła, kochana, zabawna, piękna…

- Zamknij się – Molly roześmiała się. – Jesteś pijany i gadasz od rzeczy.

- Jestem pijany – przyznał i uniósł głowę, by na nią spojrzeć. – Ale pijani zawsze mówią pra-awdę – czknął głośno.

Kobieta spojrzała rozbawiona na przyjaciela i poklepała dłoń przewieszoną przez jej ramię, gdy nagle poczuła zaciskające się na niej palce mężczyzny. Zmarszczyła brwi i ujrzała parę dużych, brązowych oczu bardzo nisko jej twarzy.

- Greg…

Kobieta nie dokończyła, ponieważ przerwały jej usta inspektora, które niespodziewanie znalazły się na jej wargach. Nie była do końca pewna czy była to wina wypitego alkoholu, czy gdzieś w środku sama tego pragnęła, że oddała pocałunek i to namiętniej niż chciała. Policjant z przyjemnością wsunął jej język do ust i splątał go z jej własnym. Zamknęła oczy i poczuła jego ciepłą dłoń na szyi, do której przyłożyła swoją łącząc ich palce razem.

- Sherlock!

Molly otworzyła oczy słysząc krzyk Johna i odsunęła się od policjanta. Ujrzała wychodzącego z pubu chwiejnym krokiem detektywa, a za nim biegnącego żołnierza. Kobieta zmarszczyła brwi i wstała od stołu.

- Daj spokój, Mol – jęknął niezadowolony inspektor i chwycił ją za łokieć. – Olej go.

Lekarka zawahała się. John wybiegł już z pubu i obaj z Sherlockiem zniknęli z jej oczu. Zacisnęła zęby i uwolniła swój łokieć.

- Przepraszam – bąknęła i wyszła szybkim krokiem z zatłoczonej sali wybiegając wprost na ulicę.

7