Tytuł: Przeklęte sny
Autor:
Nerejda
Gatunek:
dramat, romans, przygodowy, tajemnice
Oznaczenie wiekowe: PG — 15
Ostrzeżenia:
związki m/f, m/m, brzydkie słownictwo, śmierć bohaterów (pobocznych), występowanie OCs, igranie z kanonem (pomiędzy ostatnim rozdziałem HPiIŚ a Epilogiem oraz wydarzenia mające miejsce po Epilogu), częściowe ignorowanie informacji z wywiadów i Pottermore (bo to już nie kanon)
Bohaterowie: Harry Potter, Hermiona (Granger) Weasley, Ron Weasley, Draco Malfoy, Astoria (Greengrass) Malfoy, OCs
Relacje: HP/DM, HP/GW, HG/RW, RL/SB, GW/TN, DT/SF, TL/VW,
Kanon: wydarzeń — wszystkie tomy, zachowanie bohaterów kanoniczne i niekanoniczne, zgodne z rozwojem akcji — pominiętym w kanonie — mającym miejsce między ostatnim rozdziałem a Epilogiem
Liczba rozdziałów: ~50?
Beta: Paradise_lost (zerknęła na trzy pierwsze części), okazjonalnie Orlando wyłapała co nieco, głównie autobeta, wszystkie błędy moje — będę wdzięczna za wskazanie ewentualnych gaf
Datowane na: lipiec 2010 — grudzień 2013?
Streszczenie: Harry od jakiegoś czasu cierpi na bezsenność, żadne środki nie pomagają, więc Hermiona bierze sprawy w swoje ręce i odkrywa, że jedynym sposobem na pozbycie się „przeklętych snów" jest poproszenie o pomoc antagonisty Pottera z czasów szkolnych, Dracona Malfoya, który wcale nie zamierza być bezinteresowny. Czy zmienią przeszłość, a może ocalą przyszłość?
Disclaimer: Opowiadania nie powstały dla odniesienia żadnej korzyści majątkowej, a bohaterowie i elementy świata przedstawionego cyklu należą do jego autorki, Joanne K. Rowling. Wszystko inne jest jednak tworem mojej chorej wyobraźni i proszę to uszanować.
A/N: Przeklęte sny są podzielone na dwie księgi. Pierwsza część, zatytułowana tak samo jak całość, wprowadza ideę „przeklętych snów" do świata Harry'ego, natomiast druga, „A gdy ziści się sen…", to po prostu dalsze losy Harry'ego. W tekście pojawia się wątek drarry (dość nietypowy), jak również pre-slash, o kanoniczności bohaterów wolę się nie wypowiadać, sami ocenicie…
A/N2
: Cała historia powstała na bazie jednego pytania i tak jakoś się rozrosło. Uwaga na rodzynki, pomogą wyjaśnić pewne wątpliwości.


PRZEKLĘTE SNY

Nerejda


KSIĘGA I: PRZEKLĘTE SNY

— 1 —

Hermiona odgarnęła nieporządny kosmyk z twarzy i uważnie przyjrzała się przyjacielowi. Nie próbowała nawet ukryć troski wyzierającej z brązowych oczu.

— Harry, kiepsko wyglądasz. Czy coś się stało? — zapytała cicho, gdy w ciepły, lipcowy wieczór siedzieli na tarasie. Ginny jeszcze nie wróciła z pracy — relacjonowała przebieg jakiegoś podrzędnego meczu, a Ron grał z dzieciakami w quidditcha, więc spędzali ten czas tylko we dwoje. — Czy ty i Ginny nadal zamierzacie…?

— Tak — przerwał jej szybko, a Hermiona zmarszczyła czoło. Nie podobało jej się to, co właśnie usłyszała. Wszystkie obawy powoli wchodziły na ten niewłaściwy tor i zaczynały realizować się z przerażającą nieuchronnością. Merlinie, życie choć raz mogłoby potoczyć się inaczej… Kochała oboje, ale Harry był jej przyjacielem od ponad ćwierćwiecza, najpierw powinna zająć się jego podłym samopoczuciem, a dopiero później zmyć mu głowę. — To znaczy… u nas wszystko w porządku — poprawił się natychmiast, ale to nie przekonało kobiety. Harry próbował uniknąć jej przenikliwego wzroku, wbijając spojrzenie w porcelanową filiżankę. Gorąca herbata była tym, czego właśnie potrzebował, więc pośpiesznie upił łyk orzeźwiającego napoju.

— A u ciebie? — inwigilowała dalej, nie spuszczając z niego oczu. Harry nie musiał wcale na nią patrzeć, żeby wiedzieć, że właśnie tak się zachowuje. Schylił głowę, ukrywając uśmiech, który wkradł mu się na wargi. Hermiona przypominała Hardodzioba — była tak samo uparta i podobnie świdrowała wzrokiem nieszczęsnego delikwenta. — Jakieś kłopoty w pracy?

— Nie — zaprzeczył, ale czując na sobie podejrzliwy wzrok przyjaciółki, dodał lekkim tonem, jakby nie było to coś mało ważnego: — Ostatnio kiepsko sypiam. To wszystko. Naprawdę.

Hermiona oczywiście nie dała się zwieść; była zbyt dobrą obserwatorką i za długo go znała, żeby nie dostrzec, gdy próbował ją zbyć.

— Coś nie tak w pracy?

— Wszystko jest w najlepszym porządku, Jordan świetnie radzi sobie z dokumentacją, świeżynki też póki co nie podpadły nikomu — nawet Rogerowi, co samo w sobie jest szokujące. Kingsley jest zachwycony postępami rekrutów.

Hermiona słuchała go z rozjaśnioną twarzą. Lubiła słuchać opowieści Harry'ego o swojej pracy, od razu dało się wyczuć, że kocha to, co robi…

— To nie z powodu Ginny, prawda? — upewniła się, obserwując go bardzo uważnie. Gdy w jego oczach zamigotało zaskoczenie, nie potrzebowała już odpowiedzi. Wiedziała. Te piekielne koszmary ścigały ich nawet teraz: ekstaza na twarzy Bellatrix, gdy rzucała na nią Crucio, widok bezwładnego ciała Harry'ego w ramionach łkającego Hagrida — od pewnych wspomnień nie było ucieczki, wracały jak zły szeląg w najmniej odpowiednim momencie. — Harry, to całkiem normalne, że masz koszmary — zaczęła uspokajającym głosem, a jej ciepła dłoń odruchowo przykryła jego. Harry nie próbował się wyrywać, zdawał się czerpać z uścisku tak potrzebną mu siłę. Dłonie Ginny były zawsze zbyt zimne, przemknęła mu bezsensowna myśli, gdy przymknął oczy, rozluźniając się nieco. — Gdybyś ich nie miał, to dopiero byłoby dziwne. Każdy, kto przeżyłby to, co ty… to normalne — powtórzyła. — Zostałeś głęboko zraniony, zmierzyłeś się z wyzwaniami, przed jakimi niektórzy nie stają przez całe życie. I to wszystko zostało ukryte gdzieś głęboko, koszmary to tylko wołanie twojej podświadomości. Znak, że nie pogodziłeś się z przeszłością do końca. Jeśli potrzebujesz o tym porozmawiać, wiesz, że zawsze cię wysłucham, prawda?

— Wiem. — Harry spojrzał na szczery uśmiech na twarzy przyjaciółki. To nie było oblicze dziewiętnastoletniej dziewczyny, Panny–Wiem–I–Chcesz–Tego–Czy–Nie–I–Tak–Się–Dowiesz, lecz dojrzałej kobiety, której życie nie raz dało w kość, ale ona za każdym razem podnosiła się i z jeszcze większą determinacją parła do przodu. — Jesteś moją przyjaciółką i najmądrzejszą osobą, jaką znam, Hermiono — z twarzy kobiety nie znikał uśmiech — ale nawet ty nie rozumiesz…

— Czego?

— To nie koszmary nie pozwalają mi spać, lecz zwykłe sny — wyjawił Harry, obserwując uważnie grę emocji na twarzy przyjaciółki, z której nie zniknęło jeszcze zdziwienie, gdy stwierdziła:

— Harry, obawiam się, że faktycznie nic nie rozumiem…

— Ja też nie… ale za każdym razem, gdy budzę się, pamiętam tylko jedno — cichy szept, który mówi mi, że powinienem trafić do Slytherinu.

— Ale dlaczego? Przecież jesteś Gryfonem. To nie ma sensu!

Harry poczochrał włosy i z rozbrajającą szczerością stwierdził:

— Wiem. Tyle, że… — Mężczyzna zawahał się, nie wiedząc, czy mówić dalej. Nigdy jakoś nie było okazji, żeby poinformować przyjaciół o tym, że Tiara chciała umieścić go w Slytherinie. Do tej pory prawdę poznali tylko Dumbledore i Al. Nikt więcej. Harry spojrzał na zmartwioną twarz Hermiony i przypomniał sobie, jak zawsze stała za nim murem, nawet wtedy gdy odwróciła się od niego reszta świata i ci, których uważał za swoich przyjaciół. Nigdy go nie zdradziła, nie zawahała się, gdy przyszło jej wybierać między nim a Ronem. Jak nikt inny na świecie zasługiwała na prawdę.

Hermiona patrzyła na niego spokojnie, przygryzając wargi. Czekała, aż Harry będzie gotowy powiedzieć jej o swoich problemach. Nie naciskała, wiedziała, że to nic by nie dało. Znała go bardzo dobrze i chyba najlepiej ze wszystkich rozumiała, czemu postępuje tak a nie inaczej. Była w końcu niezwykle mądrą czarownicą…

— Hermiono, pamiętasz, jak kiedyś przyznałaś się nam, że Tiara chciała umieścić cię w Ravenclaw? — zaczął Harry, a kiedy kobieta skinęła głową, kontynuował: — W moim przypadku było podobnie… tyle, że zamiast do Krukonów miałem trafić do domu Salazara Slytherina… — Uśmiechnął się złośliwie. — Snape pewnie dostałby apopleksji, gdyby to usłyszał…

Hermiona przyglądała mu się uważnie, marszcząc czoło w zamyśleniu. Harry zastanawiał się, jak zareaguje, gdy przemyśli jego słowa. Nie zdawał sobie sprawy, że zaciska palce tak mocno, że aż knykcie mu pobielały. Przyjaciółka dostrzegła od razu i bez wahania ujęła jego dłoń. Starannie rozmasowała napięte mięśnie i spojrzała Harry'emu prosto w oczy. Ich szmaragdowego koloru nie mąciło zmartwienie, wydawały się spokojne, ale Hermiona od razu zauważyła obawę, jaką żywił jej przyjaciel, choć chciał to przed nią ukryć.

— Harry, nie ma znaczenia, gdzie chciała cię przydzielić Tiara. Zdecydowałeś, że nie chcesz być Ślizgonem i to się liczy.

— Ale… te sny…

— Nie ma żadnego ale — przerwała mu zdecydowanie. — Nawet jeśli twoja decyzja była błędem, o czym nie jestem przekonana, to wszystko rozstrzygnęło się dawno temu. Teraz musimy ponieść konsekwencje swoich wyborów. Gdybanie nie ma żadnego sensu, może jedynie zagrozić temu, co udało ci się osiągnąć. Harry, nie jesteś niczemu winny. Niczemu — powtórzyła z naciskiem, widząc powątpienie na twarzy przyjaciela. — Patrz w przyszłość, patrzenie w przeszłość jest głupie.

— Hermiono, a co jeśli nie masz racji? Co wtedy? — zaprotestował Harry. — Może gdybym został Ślizgonem, udałoby się zapobiec śmierci Cedrika, Syriusza, Moody'ego, Tonks i Lupina, Snape'a? Może ocaliłbym…

— Harry, to nie ma sensu. Naprawdę — przerwała mu zdecydowanym tonem. Odgarnęła nieporządne pasmo włosów, które ciągle wymykało się z misternego koka i spojrzała surowo na przyjaciela. — Nie możesz obwiniać się o coś, na co nie masz już żadnego wpływu! To głupota i ty to wiesz! Przestań się łudzić, Harry, przeszłości nie da się zmienić!

— A jeśli nie? Może te sny to wskazówka, co mam zrobić? — W końcu Harry zdecydował się przyznać do tego, co od jakiegoś czasu krążyło mu po głowie. — Może mógłbym zmienić przeszłość i ocalić wszystkich. Wyobraź to sobie.

Hermiona nie chciała niszczyć złudzeń przyjaciela, ale miała pewność, że ktoś to musi zrobić. Dobrze znała jego charakter i wiedziała, że gdy Harry się zapali do jakiegoś pomysłu, to nic i nikt nie odwiedzie go od próby zrealizowania go. Westchnęła cicho i podjęła się tego niewdzięcznego zadania.

— Harry, zrozum. Nawet gdyby ktoś sprowadzał ci te sny właśnie w tym celu, to i tak nie mógłbyś ulepszyć przeszłości. Nie wolno zmieniać tego, co było. Poza tym, kto robiłby coś takiego i w jakim celu?

— Całą trzecią klasę używałaś zmieniacza i dzięki niemu ocaliliśmy Syriusza! — oburzył się Harry.

— To prawda, ale chyba nie zrozumiałeś, dlaczego udało nam się tak zrobić, Harry. Mogliśmy zmienić przeszłość, ponieważ w momencie, kiedy przeżywaliśmy swoją przeszłość, nasze przyszłe ja już ją zmieniały. Rozumiesz?

Harry pokręcił głową. Wyjaśnienia Hermiony wydawały się bełkotem, nie mającym najmniejszego sensu.

— Powiedz to jeszcze raz, tym razem trochę bardziej skupiając się na wyjaśnieniach — poprosił.

— Kiedy cofnęliśmy się w przeszłość, zmienialiśmy tylko to, na co mogliśmy mieć wpływ, prawda? Pamiętasz, dlaczego udało ci się rzucić pierwszy raz cielesnego Patronusa? Wydawało ci się, że widziałeś swojego ojca, pobiegłeś nad jezioro i wtedy zrozumiałeś, że to ty rzuciłeś to zaklęcie, tak było?

— Tak — przytaknął Harry, łapiąc za filiżankę i upijając łyk zimnej już herbaty.

— To znaczy, że jednocześnie w tym samym czasie istniałeś w dwóch miejscach: jeden Harry, ten z przeszłości, próbował bezskutecznie uratować Syriusza, a drugi, z przyszłości, rzucał zaklęcie. Tylko dlatego mogłeś zaingerować w swoją przeszłość. Gdybyś tego nie zrobił, zmieniłbyś wtedy przyszłość, w której podróżowałeś w przeszłość, czyli…

— Powstałoby błędne koło.

— Właśnie. — Hermiona obrzuciła go aprobującym spojrzeniem.

— Czyli, gdybym cofnął się w przeszłość i został przydzielony do Slytherinu, stałoby się coś podobnego? — zapytał.

— Harry, nikt tego nie wie, zasady są jasne — nie wolno zmieniać przeszłości, bo nikt nie zna konsekwencji. Być może doprowadziłoby to zachwiania równowagi czasoprzestrzeni i zniszczenia świata. Jesteś gotowy zaryzykować?

— W takim razie, co mam zrobić z tymi snami? — zapytał Harry, lekko załamany. Hermiona racjonalnie wyjaśniła mu, dlaczego nie wolno zmieniać przeszłości i chcąc nie chcąc, zaakceptował to, ale nadal nie wiedział, co oznaczają te dziwne majaki senne, ani dlaczego mu się śnią.

— Może ktoś rzucił na ciebie jakiś urok? Ale jaki?… hm… nic w tej chwili nie przychodzi mi do głowy. — Hermiona zamyśliła się. Harry upił łyk zimnej herbaty, przypatrując się uważnie przyjaciółce. Był ciekaw, na jaki pomysł wpadnie. On sam czuł się kompletnie wyzuty z sił, rozważył już chyba wszystkie możliwe opcje. Był potwornie zmęczony — od miesiąca nie przespał spokojnie żadnej nocy, zaczął już robić sobie drzemki w ciągu dnia, ale niewiele to pomagało. Ziewnął ukradkiem. — Będziesz musiał udać się do św. Mungo, może oni znajdą jakieś wyjaśnienie. Postaram się poszukać coś w Liberum Ars Magica, powinno coś tam być, jak nie… — Hermionie nigdy nie dano dokończyć, bo na taras wpadła mała bomba energii z rozczochranymi ciemnymi włosami i od razu rzuciła się ojcu na kolana.

— Tato! Wygraliśmy! — krzyczał radośnie Al. — James musi mnie słuchać! Dzięki, tato! Twój pomysł był genialny!

Harry uśmiechnął się szeroko i przytulił syna. Nad jego głową wymienił porozumiewawcze spojrzenia z przyjaciółką, która również rozpromieniła się na widok nadchodzącego męża. Harry ukrył uśmiech we włosach syna. Wszystko będzie dobrze. Musiało być.

oOo

Harry i Hermiona siedzieli w salonie i zajadali się pysznymi ciasteczkami, które przygotowała dla nich Molly. Przekomarzali się wesoło, podczas gdy ich współmałżonkowie toczyli zażartą kłótnię w kuchni. Oboje udawali, że nic nie słyszą. Zdążyli już się przyzwyczaić do nieustannych sporów, jakie toczyło między sobą rodzeństwo Weasley. Tym razem poszło im o Billa i Fleur.

— Ciekawe, kiedy będą mieli dość? — zapytał cicho Harry, wskazując głową drzwi prowadzące do kuchni.

— Pewnie nigdy. Ale za jakieś pięć minut wpadnie tutaj mój mąż czerwony niczym piwonia i zacznie narzekać. Merlinie, mogliby już skończyć z tą dziecinadą, zachowują się gorzej niż cała dzieciarnia razem wzięta. — Hermiona skrzywiła się, gdy usłyszała rumor dobiegający z pomieszczenia.

— Ron przynajmniej się chwilę pozłości i mu przejdzie, za to Ginny… — westchnął Harry, przypominając sobie, jak zachowywała się jego żona po ostatniej kłótni z bratem. Marudzenie trwało cały tydzień, po trzech dniach miał ochotę rzucić na nią Silencio i wreszcie mieć upragniony spokój.

— Oboje są okropni! — stwierdzili jednocześnie i cichy, niewesoły śmiech pomógł trochę rozładować atmosferę. Z kuchni nadal dobiegały podniesione głosy.

— Harry, nadal jesteś przekonany, że to jedyne wyjście? — zapytała Hermiona, sięgając po kolejne ciastko.

— Ginny i ja… to nie ma już sensu. Kocham ją, ale sama rozumiesz…

Kobieta uważnie przyjrzała się przyjacielowi. Wyglądał na przemęczonego z sinymi podkówkami pod oczami i napiętymi rysami twarzy, nawet zwykle intensywna zieleń tęczówek zdawała się przyblaknąć.

— Rozumiem… — przytaknęła i przytuliła go lekko. Jej przyjaciel właśnie tego potrzebował. Zwykłej bliskości kogoś, kto go kocha i się o niego troszczy. Przylgnął do niej, rozkoszując się tym zniewalającym uczuciem, jednak po chwili oderwał się z zawstydzonym uśmiechem. Harry nadal słabo sobie radził z okazywaniem uczuć bliskim, jedynie w obecności tych, którym ufał, zdawał się rozluźniać na krótką chwilę, tym cenniejszą im rzadziej występowała.

Hermiona w ułamku chwili zrozumiała, dlaczego im się nie układa. Ginny nie umiała zaakceptować życia ze swoim bohaterem, który ma problemy z okazywaniem uczuć na co dzień, więc znalazła sobie kogoś, kto spełniał jej tęsknoty. Szkoda tylko, że nie potrafiła szczerze o tym powiedzieć. Ukrywając swoje uczucia, powoli niszczyła więź ze swoim mężem, a Harry nigdy nie wybaczy jej zdrady. Zauważył jej chłód i lodowatą obojętność, dlatego chce się rozstać. Gdyby wiedział, dlaczego Ginny tak się zachowuje… a ona nie mogła mu powiedzieć. Niech to diabli.

— Hermiono, nie przeszkadzam ci? — zapytał Harry z lekko kpiącym uśmiechem. Kobieta odruchowo przygładziła jego włosy i dopiero wtedy spojrzała mu w twarz, nadal zawstydzona.

— Mówiłeś coś?

— Pytałem, jak twoja ustawa o prawach magicznych stworzeń? — powtórzył Harry z cierpliwością. Z kuchni dobiegł głośny łoskot, ale oboje udawali, że nic nie słyszą.

— Świetnie! — wykrzyknęła entuzjastycznie. — Udało mi się przekonać Erniego i Susan, poprą mnie podczas głosowania.

— Ile głosów ci jeszcze brakuje? — zapytał Harry, machinalnie sięgając po ciastko. Na talerzyku zostało już ich niewiele, dlatego Hermiona jednym ruchem różdżki sprawiła, że wypełnił się od nowa. — Dziegi — wymruczał niewyraźnie z pełnymi ustami.

— Dziesięciu. — Czarownica uśmiechnęła się radośnie.

— To prawdziwy sukces. Gratuluję! Jeszcze nigdy nie byłaś tak blisko.

— Wiem, ale teraz najtrudniejsze przede mną — gdyby udało mi się przekonać Malfoya, wtedy zdobyłabym głosy czystokrwistych… wiesz, jak to jest: podążą za nim na ślepo. Oczywiście głosy innych też się liczą, ale gdybym miała go po swojej stronie, wahający się stanęliby za nami. Jak mogliby odmówić bohaterce II wojny współpracującej z prominentnym członkiem społeczeństwa?

Harry naprawdę chciał, żeby praca Hermiony nie poszła na marne, ale jej misja miała kiepskie perspektywy. Malfoy nigdy nie da się przekonać do tej ustawy. Żadne pieniądze, perswazje go nie przekonają, to pewne.

— Hermiono, nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiała… ale szanse przekonania Malfoya są… znikome

— Jeśli jest choć cień nadziei, muszę spróbować… w innym razie cała moja praca będzie kolejną zapomnianą ustawą. — Hermiona wyglądała na zdeterminowaną, więc Harry postanowił zachować swoje wątpliwości dla siebie. Może tylko wspierać przyjaciółkę w jej przedsięwzięciu i służyć pomocą. — Harry, prawie zapomniałabym — twoje sny… nadal je masz?

Mężczyzna pokiwał głową i powoli odłożył ciastko na talerz. Stracił apetyt.

— Byłeś u uzdrowicieli?

Harry skrzywił się, gdy przypomniał sobie wczorajszą wizytę w szpitalu.

— Niestety tak — przyznał z nieszczęśliwą miną. Hermiona nie mogła powstrzymać uśmiechu. Harry zachowywał się jak dziecko, któremu obiecano cukierka, a dano niesmaczny eliksir. — Nie ma się z czego śmiać! — zareagował ostro. Przyjaciółka momentalnie zesztywniała i obrzuciła go badawczym spojrzeniem. — Przepraszam, chyba jestem przemęczony — cicho mruknął Harry, spuszczając wzrok i jednocześnie pocierając czoło. Hermiona nadal obserwowała go uważnie ze zmartwioną miną. Nie wiedziała, w jaki sposób mu pomóc.

— Uzdrowiciele nie mają pojęcia, co mi dolega. Wypróbowali wszystkie możliwe zaklęcia diagnostyczne, zrobili masę badań, z których kompletnie nic nie wynikło. Poszedłem też do zwykłego szpitala, no wiesz, niemagicznego, ale nawet mugolskie tabletki nie zadziałały.

— Przykro mi… miałam nadzieję…

— Ja też — wpadł jej w słowo Harry, kiwając lekko głową. W kuchni zapanowała względna cisza, co mogło oznaczać, że rodzeństwo się pogodziło albo pozabijało. Przyjaciele wymienili spojrzenia i czekali na rozwój sytuacji.

Nagle do salonu wpadł przerażony Ron i jednym susem znalazł się przy żonie.

— Szybko! Ona płacze! — wystękał między kolejnymi wdechami powietrza, trzymając się mocno za żebra. Z przerażoną miną, nieporządną rudą strzechą i upacianym sadzą nosem prezentował się komicznie, ale nikomu nie było do śmiechu.

Hermiona nie wahając się ani sekundy, od razu pobiegła do kuchni. Kiedy Harry chciał iść za nią, jego przyjaciel go powstrzymał.

— Zostaw, Harry! To babskie sprawy!

Harry opadł na kanapę obok swojego przyjaciela i spojrzał na niego uważnie.

— Co się stało? — zapytał.

— Rzuciła na mnie Zaklęcie Żądlące i rozbeczała się — wyjaśnił krótko Ron, przypatrując się swoim dłoniom.

— Co jej powiedziałeś? — spytał go bardzo powoli Harry. Przyjaciel od razu rozpoznał w jego głosie charakterystyczne groźne nuty. Rzucił szybkie spojrzenie na twarz Harry'ego i odwrócił wzrok.

— Że powinna zająć się swoim małżeństwem, a nie wtrącać w Billa… no i… że nie zasługuje na ciebie — dodał dużo ciszej, nie podnosząc wzroku. — Harry, myślałeś, że nie widzę, jak ona cię traktuje? Wiem, że próbowałeś udawać, że wszystko jest w porządku, ale nie jestem ślepy! — wybuchnął nagle Ron i podniósł wzrok na Harry'ego. Bez lęku patrzył mu prosto w oczy, jakby chcąc rzucić mu wyzwanie. — Jesteś moim kumplem a ona moją siostrą, ale w sporze między wami zawsze stanę za tobą — obiecał, a koniuszki uszu mu poczerwieniały.

Harry wiedział, że jego przyjaciel mówi prawdę i nie miał pojęcia, co powinno się w takiej sytuacji powiedzieć. W końcu wybąkał:

— Dzięki.

— Nie ma za co, stary! Zostało jeszcze trochę tych ciasteczek? — zapytał Ron, rozglądając się uważnie po salonie. Dostrzegł talerzyk i od razu przysunął go do siebie. — Zgłodniałem.

— Jasne! Zostawiliśmy wam trochę.

oOo

— Harry, przeszukałam cały księgozbiór Liberum Ars Magica, ale nigdzie nie znalazłam żadnego zaklęcia, które przypominałoby swoimi skutkami twoje sny. Napisałam też do pani Pince, może jej uda się coś znaleźć w bibliotece Hogwartu. Jeśli to nic nie da, pozostanie nam jeszcze jedno miejsce do sprawdzenia, ale nie wiem, czy to będzie możliwe. Prawdopodobnie nie. — Hermiona westchnęła.

Harry przytulił ją lekko do siebie.

— Dziękuję, że się tak starasz. Naprawdę nie możesz się tak przemęczać z mojego powodu. Wiem, że masz na głowie restrukturyzację działu.

— Harry, z dnia na dzień wyglądasz coraz gorzej i każesz mi się nie przejmować? Raczysz żartować? — Harry'emu nie umknął wyrzut w głosie przyjaciółki. Wiedział, że naprawdę się o niego martwi, ale prawdę mówiąc, zaczynała go już denerwować ta troska. Wszyscy zdawali się załamywać nad nim ręce. Molly wpadała codziennie i przygotowywała mu posiłki, jednocześnie mamrocząc pod nosem na głupotę swojej córki, która zamieszkała ze swoim ukochanym w Londynie. Ted razem z resztą aurorów próbował wyciągać go na miasto, niby w celach rozrywkowych, ale tak naprawdę bojąc się go zostawić samego w pustym domu. Cała rodzina Weasleyów zjednoczyła się w wysiłkach. W kominku nie pozostało już nawet trochę sadzy, tak przesadzali z wizytami. Wszyscy próbowali zmusić go do uczestnictwa w życiu towarzyskim. Codziennie zapraszano go to na obiad, to na kolację. Jego asystentka stwierdziła głośno i wyraźnie, że się o niego martwi, mimo że zwykle nie przejmowała się nikim prócz samej siebie. Nawet Kingsley zaczął przypatrywać się mu dziwnie. Jeszcze tego brakowało, żeby wysłał go na przymusowy urlop. Harry zmusił się do szczerego uśmiechu, liczył, że uda mu się uniknąć kazania przyjaciółki. Płonna nadzieja.

— Harry, jeśli nie zaczniesz sypiać, twój organizm tego nie wytrzyma. Codzienny wysiłek, jakiego wymaga praca aurora, w połączeniu z brakiem snu i nieodpowiednim odżywianiem doprowadzi cię do wycieńczenia. Musisz sypiać, inaczej źle to się skończy. Eliksiry ci nie pomagają?

Harry udał, że nie słyszy pytania, pozornie zajęty krojeniem ogórka. Cisza przedłużała się i w końcu przyznał się przyjaciółce do braku efektów działania eliksirów, które dla niego przygotowywała.

— Harry, to poważna sprawa. Może będę rzucać na ciebie Zaklęcie Usypiające? — zaproponowała, wyciągając kilka kromek chleba.

Mężczyzna potrząsnął głową.

— To nic nie da. Uzdrowicie już je wypróbowali. Żałuj, że nie widziałaś ich miny, jak się okazało, że jest nieskuteczne. Chcieli mnie nawet zatrzymać na jakieś specjalistyczne badania, bo nie mieli jeszcze takiego przypadku jak ja, ale udało mi się wymówić. Facet Który Nie Śpi, nowa ksywka Harry'ego Pottera — szydził, naciskając na warzywo mocniej niż to potrzeba. Sok rozprysł się po desce.

Hermiona westchnęła.

— Powinieneś wziąć w nich udział — skarciła go. — Skoro nawet wyspecjalizowani pracownicy Mungo nie potrafili zmusić twojego organizmu do spokojnego snu, musimy znaleźć inny sposób. I to szybko. Inaczej… — Hermiona odwróciła się do niego plecami, sięgając po margarynę.

Tym wybiegiem nie ukryła przed nim swojej obawy. Harry odłożył nożyk i przygarnął do siebie przyjaciółkę.

— Hermiono, wszystko będzie w porządku, nie musisz się tak przejmować. W końcu jestem tym, który wielokrotnie przeżył bliskie spotkania z Voldemortem. Wybraniec. Pogromca Sama–Wiesz–Kogo. Ten, Który Przeżył Jeszcze Raz. Potter–Cholerny–Zbawca–Świata.

Jego przyjaciółka zachichotała. Harry również uśmiechnął się lekko i wypuścił ją z objęć. Wrócił do przerwanego krojenia.

— Jakbym słyszała Malfoya — prychnęła cicho. Zaraz jednak na jej twarz wróciło zaniepokojenie. — Prorok może nazywać cię, jak chce, ale jesteś zwykłym człowiekiem, a nie jakimś bogiem i ta sytuacja źle się skończy, jeśli w porę nie zareagujemy. Harry, musisz o siebie dbać.

— Przypominasz w tym momencie naszą teściową — zauważył z niewinną miną mężczyzna. Posmarował kromkę i zaczął układać na niej warzywa. — Wpada do mnie codziennie i utyskuje na moją ubogą dietę.

— To nie powód do żartów! Jak możesz zachowywać się, jakbyśmy przesadzały?! — oburzyła się Hermiona. — Wiesz, że się o ciebie martwimy, ty wredny egoisto! — Bez wahania szturchnęła go w bok.

Harry spojrzał na nią i roześmiał się. Naprawdę nie mógł się powstrzymać — przyjaciółka zachowywała się jak kwoka trzęsąca się nad pisklakami. Jego zachowanie rozwścieczyło kobietę jeszcze bardziej.

— Harry, masz natychmiast przestać! — wybuchnęła, z oburzenia aż dygotała. — Musisz myśleć o dzieciach! Co się z nimi stanie, gdy coś ci się przydarzy? I jeszcze cała ta sytuacja z Ginny, myślisz, że one się nie martwią?

Śmiech Harry'ego momentalnie ucichł. Obrzucił przyjaciółkę ostrym spojrzeniem. Hermiona od razu zrozumiała, że przesadziła.

— Harry, przepraszam — zmitygowała się. — Ale sam rozumiesz…

— Wiem — przerwał jej — ale to nie powód, żebyś obrzucała mnie takimi wymówkami. Myślisz, że nie martwię się, jak całą sytuację z Ginny przeżywają moje dzieci? Otóż nie. Nie przerywaj mi — warknął, zanim Hermiona zdążyła się wtrącić. — James zrobił się nienaturalnie cichy — minął już wrzesień, a ja nie dostałem od Minerwy żadnej wiadomości o jego złym zachowaniu ani jakimkolwiek szlabanie, a sama dobrze wiesz, jaki z niego żartowniś. Lucy doniosła mi, że Lily śnią się koszmary, w których coś przydarza się mnie albo jej braciom. Natomiast Al… o niego martwię się najbardziej — zawsze był najspokojniejszy i najmądrzejszym z moich dzieci, a teraz zachowuje się niczym paranoidalny pustelnik. Odsunął się od wszystkich znajomych i rodziny, wolny czas spędza samotnie gdzieś w zamku. Żadne z nich nawet nie wspomina o matce. Jak mogłaś powiedzieć, że nie przejmuję się swoimi dziećmi? — zapytał z wyrzutem. — Myślałem, że mnie znasz…

— Harry, to nie tak… poniosło mnie… — Rozluźniła trochę dłonie — na skórze pozostały głębokie ślady od paznokci — odetchnęła głęboko i zaczęła jeszcze raz: — Masz rację. Nie powinnam była tego insynuować, ale boję się. Czy tak trudno ci to zrozumieć?

Wiedział, aż za dobrze, czym jest niepokój i obawa o szczęście i zdrowie bliskich, dlatego jego złość wyparowała w ułamku sekundy. Poczuł się zawstydzony swoją wcześniejszą reakcją. Nie chciał, żeby przyjaciółka się o niego martwiła, ale to nie powód, żeby na nią napadać. Straszliwie bezradny wobec tych sprzecznych uczuć przeczesał palcami nieporządną fryzurę.

Hermiona patrzyła na niego przepraszająco. Mimo że znała dobrze swojego przyjaciela, czasami zapominała, jaki jest naprawdę. Zdarzało się, że dawała się zwieść pozorom, jak cała reszta świata, dlatego biorąc to pod uwagę, postanowiła zaczekać na reakcję Harry'ego, który po chwili uśmiechnął się do niej ze zrozumieniem. Wszystko będzie w porządku.

— A co tam u Malfoya? Udało ci się go przekonać? — zapytał po jakimś czasie, układając kanapki na talerzyku.

Hermiona nalała im herbaty i dopiero wtedy odpowiedziała:

— Na razie nie. Jest uparty jak Ron, ale robię postępy… Mam już wprawę w radzeniu sobie z męską głupotą. Ups!

— Właśnie. Chyba zapomniałaś z kim rozmawiasz — Harry uśmiechnął się do niej przekornie, obserwując, jak na twarzy przyjaciółki pojawia się rumieniec zdradzający zawstydzenie. — Męska głupota, tak, panno Granger? Ciekawe, co by na to powiedział twój mąż? — zapytał, kiedy szli do salonu — Hermiona niosła napoje, a Harry jedzenie.

Rozsiedli się wygodnie w niskich fotelach i dogryzali sobie wzajemnie, póki z pracy nie wrócił zmaltretowany Ron. Do nosa miał przyczepiony styropianowy kubek o jaskrawo różowym kolorze, który wyśpiewywał narodowy hymn Zimbabwe, a przynajmniej takie wrażenie odniósł Harry słuchając tej melodii.

— Nie pytajcie! — westchnął tylko Ron i zmęczony opadł na kanapę. Jego żona i przyjaciel — podli zdrajcy — chichotali w najlepsze.

oOo

— Jesteś pewna, że to naprawdę jedyne wyjście? — po raz enty upewnił się Harry, spoglądając z nadzieją na przyjaciółkę.

Hermiona wzniosła oczy do nieba, które tego dnia było wyjątkowo czyste. Udało jej się opanować irytację i prawie spokojnie oświadczyła:

— Tak, Harry. I mam nadzieję, że nie będziesz się już więcej razy pytał, bo będę zmuszona powiedzieć ci parę słów do słuchu.

Jej przyjaciel uśmiechnął się niewinnie, jakby wcale nie przestraszył się groźby. Pewnie tak było, bo odważył się przypomnieć o liście od pani Pince.

— Harry, jeśli jeszcze raz będę musiała ci wszystko wyjaśniać, to bądź pewien, że rzucę na ciebie jakąś porządną klątwę!

— Ale… — próbował zaprotestować, ale Hermiona nie dała mu skończyć.

— Słuchaj uważnie, bo nie mam zamiaru się powtarzać: egzemplarz woluminu, o którym informacje znalazła Irma, znajduje się w prywatnej bibliotece Malfoyów. Jedyny tom, który ocalał do naszych czasów — dodała z naciskiem, obserwując uważnie grę emocji na twarzy przyjaciela, który chyba w końcu przyjął jej słowa do wiadomości. W końcu, bo zaczynała już tracić cierpliwość. Niefrasobliwość Harry'ego w stosunku do własnego zdrowia była przerażająca. — Musimy przekonać Malfoya, żeby ją nam udostępnił. Biorąc pod uwagę, że ty i on się nie znosicie, a ja jestem tą szlamą, która ostatnio natrętnie go nachodzi, to nie będzie łatwe… o ile w ogóle możliwe, więc proszę powstrzymaj się od wszelkich krytycznych uwag, bo nie ręczę za siebie! — ostrzegła.

Harry pokiwał głową, w ten niewerbalny sposób zgadzając się z zdenerwowaną przyjaciółką. Hermiona poczuła wyrzuty sumienia, ale nie na tyle silne, by zrezygnować ze swojego planu. Musiała pomóc przyjacielowi, nawet jeśli samemu zainteresowanemu wcale to się nie podobało.

Z bólem serca przyjrzała się Harry'emu. Rozumiała, że przyjaciel nie zgodzi się na żadne zaklęcia maskujące, pomagające ukryć jego wygląd. Pewnie nic by to nie dało — Malfoyowie na pewno korzystają z skomplikowanych uroków ochronnych, takich samych, w jakie wyposażono biura w ministerstwie, niepozwalających wejść osobom pod wpływem magicznych klątw do rezydencji, przemknęło jej zaraz przez głowę. Przecież czarodzieje o ich pozycji muszą mieć wszystko, co najlepsze.

Wiedziała, że Malfoy nie zawaha się wykorzystać sytuacji i z pewnością skomentuje w brutalny sposób to, jak prezentuje się jego antagonista ze szkolnych czasów. Jej samej trudno przyszło opanować przerażenie, gdy zobaczyła Harry'ego w jaskrawym słońcu, które bezlitośnie obnażyło całą prawdę. Od kiedy Kingsley zmusił go do wzięcia urlopu, widywali się u niego w domu, gdzie zawsze panował miły półmrok, więc nie miała pojęcia, że sytuacja jest aż tak tragiczna. Dopiero dziś zobaczyła, jak naprawdę wygląda jej przyjaciel.

Zielone tęczówki wydawały się prawie czarne, zsiniała skóra wokół oczy nadawała mu wygląd pokonanego boksera, który kilkakrotnie zderzył się z pięścią przeciwnika. Zwykle jasna cera Harry'ego — tylko latem wyglądająca na opaloną — teraz była trupioblada i przezroczysta. Hermiona mogła policzyć każdą żyłkę na twarzy przyjaciela. Rysy wydawały się tak napięte, jakby zaraz miały pęknąć. Nawet usta miały przerażająco jasny kolor. Gdyby ktoś spotkał Harry'ego w ciemnym zaułku, na pewno pomyślałby, że to wampir na głodzie.

Hermionie nie umknęło również osłabienie, jakie wręcz emanowało z postawy mężczyzny. Nie zachowywał się energicznie i wesoło jak zwykle, wydawało jej się, że zaczyna mu brakować siły nie tylko na poruszanie się, ale również na mówienie czy myślenie. Zmienił się nie tylko sposób, w jaki reagował, ale również to, jak mówił: wolno, z zastanowieniem ważąc każde słowo.

— Hermiono, jesteśmy na miejscu! — wystękał Harry, gdy w końcu zbliżyli się do rezydencji Malfoyów. Hermiona z niepokojem słuchała jego płytkiego, urywanego oddechu.

Zanim zdążyła zapukać, na progu stanął starannie odziany skrzat, bez słowa wpuścił ich do domu, zaprowadził do jakiegoś okazałego pokoju, gdzie zostawił gości samych. Harry usiadł w jednym z pokrytych białym obiciem foteli, podczas gdy Hermiona z ciekawością rozglądała się po eleganckim wnętrzu. Od razu spostrzegła, że w pomieszczeniu znajdują się rzeczy najlepszego gatunku, wszystkie gustowne i stylowe, świetnie komponujące się z szykownymi meblami. Zachwyciły ją delikatne, porcelanowe figurki stojące na wyeksponowanym miejscu, więc podeszła bliżej, chcąc przyjrzeć się im dokładniej.

— Weasley i Potter! — rozległ się niski głos, który trudno byłoby nie zidentyfikować. Malfoy. — Cóż za ważna sprawa sprowadza do mojego domu bohaterskiego Pottera i jego wszechwiedzącą przyjaciółkę? Zaciekawił mnie twój lakoniczny liścik, Weasley — zwrócił się bezpośrednio do Hermiony, która opanowała się i spokojnie, świetnie panując nad swoją mimiką, odwróciła się w stronę gospodarza.

Malfoy stał wygodnie oparty o framugę drzwi, ironicznie uśmiechnięty. Jego srebrzyste oczy uważnym spojrzeniem omiotły jej twarz i figurę, później zwróciły się w stronę pochylonego nad swoimi kolanami Harry'ego. Przyglądał mu się przez chwilę z nieodgadnioną miną.

— Potter, jeśli postanowiłeś wyzionąć ducha na moim perskim dywanie, to zmuszony jestem cię wyprosić — ciągnął dalej tym samym znudzonym tonem. Gdy Harry nie zareagował w żaden sposób, usta Malfoya rozciągnęły się w szyderczym grymasie. Pouczył mężczyznę: — W kulturalnym towarzystwie przyjęło się zasadę, że rozmówcy patrzą sobie w twarz, więc może łaskawie zastosujesz się do niej. Nawet świętego Pottera obowiązują pewne reguły.

Hermiona uważnie obserwowała Malfoya, dlatego zdążyła dostrzec, jak prawie niezauważalnie zmienił się wyraz jego oczu, gdy Harry, podbechtany wyzwaniem, obrzucił go groźnym spojrzeniem. Mignęło w nich coś, czego nie była w stanie zidentyfikować, zanim zagościła w nich zwykła obojętność przyprawiona rozbawieniem, jakby Malfoy świetnie się bawił całą sytuacją.

Hermiona zdecydowała się przerwać milczący pojedynek, jaki toczyli między sobą mężczyźni. Nie mieli czasu na bzdury. Odetchnęła i zaczęła mówić:

— Malfoy, chcieliśmy cię prosić o zgodę na skorzystanie z twojej prywatnej biblioteki.

— Nie ma mowy — powiadomił ją rzeczowo Malfoy bez podawania jakiegokolwiek uzasadnienia. Hermiona opanowała nagłą ochotę, by trzepnąć go w zadowoloną gębę i spróbowała jeszcze raz.

— Właściwie to potrzebny jest nam jeden konkretny wolumin.

— To już nieco ciekawsze, kontynuuj — zachęcił ją gospodarz, nadal uważnie obserwując Harry'ego, który siedział zamyślony na fotelu i wpatrywał się w widok, jaki mógł dostrzec za oknem. Hermiona przyglądała im się ze zmarszczonym czołem. Nie wiedziała, w jaki sposób przekonać Malfoya do wypożyczenia im potrzebnego tomu, ale musiała spróbować, tym bardziej, że to mogła być ich ostatnia nadzieja. Dla Harry'ego była gotowa na wszystko. Nawet jeśli przyjdzie jej błagać tego skostniałego w swoich przekonaniach dupka… czy też pożegnać się ze swoją ustawą, zrobi to dla przyjaciela.

— „Magia snów" — rzuciła krótko.

Te dwa słowa w ułamku sekundy wzbudziły zainteresowanie Malfoya, który przestał obserwować Harry'ego i wbił świdrujące spojrzenie w kobietę. Hermiona starała się nie mrugać, nie chciała, żeby Ślizgon odniósł wrażenie, że się go obawia.

— Malfoy, to naprawdę ważne i …

— Zgoda.

— …powinieneś wziąć pod… — kontynuowała niezrażona Hermiona, gdy nagle dotarło do niej, co właściwie powiedział Malfoy. — Co takiego?

— Zgoda — powtórzył mężczyzna, najwyraźniej świetnie bawiąc się jej zaskoczeniem.

— Bez żadnych warunków? — upewniła się Hermiona, rzucając mu badawcze spojrzenie.

— Malfoyowie nie stawiają warunków — mruknął, a czarownica odetchnęła z ulgą — my tylko żądamy — dokończył z uśmiechem.

Hermiona nie opanowała sapnięcia oburzenia, które jej się wymknęło. Malfoy wyglądał na cholernie zadowolonego z siebie, a Harry… Harry patrzył w okno.

oOo

Hermiona i Harry otrzymali pokoje blisko siebie, więc kobieta bez wahania wpakowała się do sypialni przyjaciela, nie przejmując się nawet czymś równie prozaicznym jak pukanie.

— Jak mogłeś się zgodzić? To szaleństwo, Harry! — krzyczała na niego od wejścia.

— Sama stwierdziłaś, że zdobycie pozwolenia od Malfoya jest jedynym wyjściem! — żachnął się, odwracając się w jej stronę. Zanim jego wzburzona przyjaciółka wparowała do pokoju, podziwiał doskonałą linię horyzontu.

Harry zdawał sobie sprawę, że zachowuje się dziwnie, ale nie potrafił postępować inaczej. Normalnie. Od kiedy zaczęły śnić mu się te sny, a potem zobaczył Ginny z NIM, nie umiał być takim jak kiedyś. Coś w nim umarło, odeszło na zawsze i w tych licznych ostatnio chwilach szczerości przyznawał się sam przed sobą, że nie żałuje tej zmiany. Życie toczyło się dalej, bez niego, co sprawiało mu przewrotną satysfakcję. Wreszcie miał czas tylko dla siebie i czuł dziwną błogość. Co z tego, że od jakiegoś czasu nie sypia? A właściwie sypiał, o ile można tak nazwać krótkie drzemki, które nie przynosiły mu większej ulgi ani wytchnienia, ale rozjaśniały mgiełkę myśli wirującą w jego głowie. Wreszcie przyznawał się do tych uczuć, spychanych na margines świadomości, które nie pasowały do jego wizji samego siebie, do obrazu Harry'ego Pottera kreowanego zarówno przez przyjaciół jak i czarodziejski świat. Gdzieś między maskami, zakładanymi na co dzień, zgubił samego siebie. Teraz miał okazję się odnaleźć i brakowało mu siły, żeby marnować czas na niepotrzebne bzdury. Skoro Malfoy zażądał jego obecności, niech ją ma z całym tym niepotrzebnym balastem poczucia winy i wstydu. Harry życzył mu udławienia się tymi chęciami, ale nie oczywiście nie powiedział o tym przyjaciółce. On miał ważniejszą misję — odkryć, czego właściwie dalej chce od życia.

— Harry, nie powinieneś się tak pochopnie zgadzać — ganiła go Hermiona, ale jakoś już bez przekonania.

— Jestem Gryfonem, zapomniałaś? My wszystko robimy bezmyślnie — Harry uśmiechnął się do przyjaciółki. — To ty jesteś chlubnym wyjątkiem Gryffindoru. Zawsze planowałaś, co powinnaś zrobić i… naprawdę to w tobie podziwiam.

Hermiona zaczerwieniła się, zażenowana bezpośredniością Harry'ego. Jakoś nigdy nie radziła sobie dobrze z komplementami.

— A teraz zmykaj, poczytać tę książkę — polecił jej. — Musisz znaleźć sposób na pozbycie się tych snów jak najszybciej.

— Wreszcie przejąłeś się powagą sytuacji. Naprawdę się cieszę — wyjąkała uszczęśliwiona Hermiona, rzucając się mu na szyję.

Mam już dość Malfoya. Niepokoi mnie sposób, w jaki mnie obserwuje, pomyślał, ale nie podzielił się swoimi myślami z przyjaciółką.

Hermiona pośpiesznie cmoknęła go w policzek i pomknęła do Malfoya, który zobowiązał się zaprowadzić ją do swojej prywatnej biblioteki, jakby nie wiedział, czym to grozi. Zapewne nie wiedział, ale szybko się dowie — Harry uśmiechnął się złośliwie. Nagle nabrał ochoty na czytanie. Dziwne.

oOo

— Harry, znalazłam! — Mężczyzna prawie podskoczył, słysząc nagły wrzask koło swojego lewego ucha. Oderwał wzrok od akapitu i spojrzał na źródło hałasu. Podekscytowana Hermiona trajkotała coś, ale jakoś ciężko mu było się skupić na tym, co mówi przyjaciółka. Potrząsnął głową, chcąc pozbyć się niejasnych, skołtunionych myśli i dopiero wtedy udało mu się trochę skoncentrować. Przynajmniej na tyle, żeby zrozumieć, o czym tak namiętnie peroruje Hermiona.

— To niezwykle interesujący przypadek, Harry. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, gdy przeczytałam, dlaczego masz te sny. To fascynujące, gdybym wcześniej wiedziała, że Malfoyowie mają w swojej bibliotece książki, których poszukiwałam od dłuższego czasu, znalazłabym sposób, żeby przekonać Draco, by pozwolił mi na korzystanie z ich księgozbioru.

— Draco? — zapytał słabo Harry. Miał nadzieję, że się przesłyszał.

— Tak — przytaknęła Hermiona z roztargnieniem i podsunęła mu pod nos książkę. — Zobacz! Tu jest wszystko o twoich snach — próbowała zwrócić uwagę przyjaciela na wskazany fragment, ale Harry wpatrywał się w jej twarz z niedowierzaniem i wyglądało na to, że nie dotarło do niego żadne słowo. — Harry! — podniosła głos, ale to nie wywołało żadnego efektu. W końcu pomachała mu ręką przed oczyma, lecz jej przyjaciel nadal nie reagował.

— Ja to zrobię! — wtrącił się Malfoy i kiedy Hermiona niepewnie kiwnęła głową, spoglądając na niego zmartwionym wzrokiem, dodał: — Zawsze miałem ochotę go trzasnąć…

Zanim zdążył się pochylić i zrobić to, co planował, Harry gwałtownie się odsunął. Wreszcie udało mu się opanować słabość i nie zamierzał pozwolić Malfoyowie na żadne numery.

— Hermiono, znalazłaś sposób na pozbycie się tych snów? — zapytał Harry, przypatrując się uważnie przyjaciółce. Zignorował Malfoya, który stał zdecydowanie za blisko.

— Tak — przytaknęła kobieta, stukając palcem w stronicę. — Masz wszystko tutaj. Zaklęcie nie należy do najprostszych… jest też niewerbalne, a ruchy różdżką są dość skomplikowane, ale myślę, że sobie poradzisz.

— Ja? — upewnił się Harry.

Malfoy uniósł wysoko brew i zadrwił:

— Porażasz inteligencją, Potter. Jeszcze trochę i zaczniesz się cofać w rozwoju, o ile to jest w ogóle możliwe.

Harry nie umiał wzbudzić w sobie nawet cienia złości, której, o czym był przekonany, oczekiwał Malfoy. Zignorował jego słowa i zwrócił się do przyjaciółki:

— Hermiono, więc ja muszę rzucić zaklęcie?

Kobieta skinęła głową, patrząc na niego z troską i obawą. Harry odgonił irracjonalne uczucie irytacji, które ogarnęło go w ułamku sekundy. Nie powinien złościć się na przyjaciółkę, skoro nie zdenerwował go komentarz Malfoya, ale właśnie tak czuł. Chyba oszalał.

— Harry, powinniśmy zrobić to jak najszybciej. Naprawdę wyglądasz strasznie…

— Hermiono! — przerwał jej. Malfoy przypatrywał się im ze zmarszczonymi brwiami, najwyraźniej zastanawiając się, jak wykorzystać sytuację.

Harry nie chciał robić przy nim sceny, ale miał dość słuchania uwag na temat swojego wyglądu. Wszyscy zwracali uwagę tylko na to. Nawet jego przyjaciele, a może szczególnie oni.

— Pokaż mi te zaklęcie! — polecił.

Hermiona podsunęła mu wolumin, pokazała zaznaczoną formułę, wszystko bez słowa. Harry poczuł wyrzuty sumienia, lecz nie złagodziło to jego złości, wręcz przeciwnie — zwiększyło ją

— Potter, możesz zająć moją sypialnię — zaproponował Malfoy.


Edytowano: 2012-09-14