JESTEM GŁUPIA! Nie umiem pisać fanfików, ale co tam. Idealne zabicie czasu. I często głównego bohatera... TRISHA ELRIC-ZŁOTY ALCHEMIK.
Rozdział pierwszy
Leżałam w jakimś łóżku. To napewno nie było u mnie. Wokół leżało dużo automatów, różnych wielkości i śrubki, oraz klucze porozrzucane były wszędzie. No tak- dom Rockbellów. Nie można go pomylić z niczym innym. Tylko jak ja się tu znalazłam? Pamiętam tylko jak ja Ed i Al, próbowaliśmy ożywić naszą matkę. Pewnie nam się nie udało... Na pewno się nie udało... A gdzie są Ed z Alem? Czy oni... żyją? Nie mogą być martwi! Tyle razem przeszliśmy! To prawda, że Ed mnie często wkurza, ale to mój brat! A Alphonse... zawsze mnie wspiera i dodaje otuchy... Nie mogę ich stracić! Próbowałam podnieść się na łóżku, podpierając się prawą ręką, ale nie mogłam... Nic tam nie czułam. W nogach też. Spojrzałam na swoją prawą stronę i oniemiałam...
NIE BYŁO JEJ
Zaczęłam wrzeszczeć.
Moja ręka, został zabrana. Tak jest cena, transmutacji człowieka. A to wszystko dlatego, że chcieliśmy-ja Edward i Alphonse- znowu zobaczyć piękny uśmiech naszej mamy...
TO WSZYSTKO JEGO WINA! Gdyby nas nie zostawił, nie doszłoby do tego! Teraz na pewno nie zostanę Stanowym Alchemikiem. Ani Ed, ani Al. Zresztą, niewiem, czy przyjmą dziewczynę do wojska... I do tego ten incydent... Teraz pozostaje czekać, aż armia przyjdzie i nas wszystkich pozabija...
Nagle, drzwi się otworzyły. Weszły Winry i babcia Pinako. Obie miały na twarzach malujące się zmartwienie.
-Gdzie oni są? Co się stało? Jak się tu znalazłam? Nic im nie jest?-zaczęłam zasypywać je pytaniami.
Pinako podeszła do mnie i zaczęła mnie uspokajać.
-Spokojnie... Musisz odpocząć. Jesteś ciężko ranna... podobnie Ed...
-ŻE CO?! Gdzie on jest?! A Alphonse?! Czy on...-przełknęłam ślinę-...żyje?
Babcia zamilkła na moment. Przeraziło mnie to.
-Babciu...?
-Tak... żyje, ale... jego ciało...
-Jego ciało co?
-Nie ma go.
-Jak to "nie ma"? On chyba nie...
-Nie... On... nie wiem, jak ci to wytłumaczyć... Sama zobacz... Alphonse.
Za drzwiami, rozległy się ciężkie kroki. Po chwili uchyliły się. Wszedł... albo raczej weszła... jakaś zbroja. Miała co najmniej dwa metry wysokości, była koloru ciemnego srebra. Ze stalowego szyszaka na hełmie zwieszała się jasna, długa kitka. Poniżej czoła, albo tam, gdzie ono powinno być, patrzyły na mnie dwa czerwone światła- oczy zbroi. Nie wiedziałam o co chodzi. Przez chwilę. Ale potem strach wstrząsnął moim ciałem...
-A-Alphonse?
Zaległa głucha cisza.
-Tak...
Łzy popłynęły z moich oczu.
To był JEGO GŁOS
Głos Ala
Mój młodszy brat...
BYŁ JAKĄŚ ZBROJĄ.
Miał tylko duszę, która została uwięziona w metalowej obudowie...
Był prawie...
MARTWY
...TO BE CONTINUED...
I TO TYLE:) TAK JAK SIĘ JUŻ WYRAZIŁAM...
NIE UMIEM PISAĆ FANFIKÓW
ALE CO TAM.
NIE WIEM, KIEDY BĘDZIE NASTĘPNY UPGRADE. MAM NADZIEJĘ, ŻE WKRÓTCE. NUDA DOSKWIERA MI CORAZ BARDZIEJ Z KAŻDYM DNIEM... CZASAMI NAPRAWDĘ NIENAWIDZĘ SIEBIE SAMEJ...
BYE, BYE!:3
