Czarna Impala z charakterystycznym pomrukiem wjechała na parking uczelni. Zaczynał się nowy rok akademicki i miejsce to znowu zaczęło tętnić życiem. Wiązało się to jednak z tym, że naprawdę ciężko było znaleźć miejsce parkingowe. Dean fuknął cicho pod nosem żałując, że nie zaparkował swojego samochodu przy pobliskim markecie, tam przynajmniej nie musiałby krążyć szukając miejsca. Ten dzień z pewnością nie zaczął się dla niego zbyt szczęśliwie. Już sam fakt, że trzeba było pożegnać się z wakacjami i wrócić do nauki był bolesny. Na dodatek jeszcze dziś zaspał i gdyby nie ingerencja Sama, który wpadł do jego pokoju to Dean zapewne nadal spałby w najlepsze. Pierwszego dnia zaś nie wypadało się spóźnić, w końcu jak co semestr obiecał sobie, że tym razem przyłoży się do nauki, choć prawdę mówiąc sam sobie nie wierzył. Po kilku minutach krążenia los okazał się łaskawy i w końcu udało się znaleźć miejsce parkingowe.
„Naprawdę powinno być więcej dostępnych miejsc." – stwierdził w myślach Winchester wysiadając z samochodu. Spojrzał na budynek uczelni i uśmiechnął się lekko. Pomimo tego, iż szkoła i nauka raczej mało komu kojarzyły się pozytywnie to jednak można było polubić to miejsce. Dean zaczynał już drugi rok na wydziale mechaniki i nie żałował swojego wyboru. Nie chodziło tylko o wybrany kierunek, lecz głównie o ludzi, których przyszło mu tu spotkać. Większość profesorów było naprawdę świetnych. Wiadomym było, że niektórzy podchodzili do przedmiotu bardziej na luzie i na zajęciach żartowali ze studentami, byli też tacy u których strach było głośniej odetchnąć, ale pomimo tego każdy cenił ich za rzeczowość i niesamowitą wiedzę. Jednakże to za czym Dean tęsknił najbardziej to za swoimi znajomymi z roku. Może i widywał się z niektórymi podczas wakacji, jednak dobrze było spotkać się w końcu wszyscy razem. Tworzyli bowiem bardzo zgraną grupę i Dean wiedział, że lepiej trafić nie mógł. Jedynym minusem była niewielka ilość kobiet na tym kierunku, ale to nie był zbyt wielki problem. Uczelnia była wielka i zawsze można było się zakręcić obok jakieś ładnej studentki prawa. Poza tym jeśli chodziło o Deana to on równie chętnie zawiesiłby oko na jakimś dobrze zbudowanym studencie budownictwa. Oczywiście mało kto wiedział o jego pokręconej orientacji, a on sam również nie miał zamiaru tego komukolwiek ogłaszać. Słyszał bowiem kiedyś, że jednego kolesia wyrzucono ze studiów, gdy tylko wydało się, że jest gejem. Co prawda nie znał tej historii z pierwszej ręki, ale pomimo wszystko lepiej było nie ryzykować bez potrzeby.
Skierował się w stronę wejścia i po chwili dostrzegł trójkę swoich znajomych, którzy to korzystając, że mieli jeszcze chwilę czasu przed rozpoczęciem zajęć wyszli na zewnątrz by zapalić.
-Hej Winchester –zawołał Ash unosząc rękę w geście powitania, by zaraz potem zaciągnąć się trzymanym w drugiej dłoni papierosem
-Cześć wam –rzucił Dean podchodząc bliżej i spoglądając na trzymanego przez Asha papierosa –Mam nadzieję, że to zwykły tytoń. Nie chcesz mieć chyba problemów jak w zeszłym roku?
-Nie musisz mu matkować. Jest dorosły, sam będzie odpowiadał, gdy znowu wpakuje się w jakieś gówno –mruknęła z dezaprobatą Meg, jedna z nielicznych kobiet na wydziale mechaniki. Każdy facet jednak szybko dowiadywał się, że lepiej z nią było nie zadzierać, bo z pewnością nie była delikatną kobietką.
-Właśnie, jestem dorosły i mogę robić ze swym życiem co chcę. Mam rację Andy? –stwierdził Ash i oczekując potwierdzenia swych słów spojrzał na milczącego wcześniej chłopaka
-Co? –zapytał niezbyt przytomnie Andy spoglądając na pozostałą trójkę –Mnie w to nie mieszajcie –dodał po chwili i ziewnął szeroko wyrzucając przygaszony niedopałek do pobliskiej śmietniczki
-Och, ktoś tu się nie wyspał. Co żeś robił w nocy? –zapytała ze złośliwym uśmiechem Meg, jednakże nie doczekała się odpowiedzi, bo Andy tylko zarumienił się nieznacznie i szybko ewakuował się wchodząc do budynku. Dean zaczynał w tym momencie już współczuć chłopakowi, bo wiedział, że Meg nie da mu tak łatwo spokoju. Czasem miał wrażenie, że co niektórzy jeszcze nie dorośli, czasem zachowywali się zupełnie jak dzieci. Wiedział, że on sam również nie był lepszy, ileż to już razy wpakował się w jakiś głupi wybryk. Uśmiechnął się lekko do siebie na tę myśl i również wszedł do budynku. Jak mógł się spodziewać było tu naprawdę tłoczno. Pamiętał swój pierwszy dzień w tym miejscu. Czuł się nieco przytłoczony, gdyż budynek uczelni był naprawdę wielki znacznie większy od liceum, w którym Dean spędził trzy lata. Na dodatek był to tylko jeden z kilku budynków w których prowadzono zajęcia. Łatwo, więc można było się tu pogubić. Sam nawet już nie liczył ileż to razy przeszedł budynek wzdłuż i wszerz zanim znalazł poszukiwaną salę. Naprawdę powinni każdemu nowemu studentowi dawać mapkę ze wskazówkami. Tym razem Dean jednak doskonale wiedział gdzie powinien się udać. Ruszył na koniec długiego holu, po czym skierował się schodami na pierwsze piętro. Tam też zastał resztę swoich znajomych. Nie byli zbyt dużą grupą, nieco ponad sto osób. Oczywistym było, że Dean nie utrzymywał przyjacielskich znajomości ze wszystkimi. Były osoby z którymi nawet jeszcze nie miał okazji dłużej porozmawiać, a niektórych przypadkach nawet nie mógł zapamiętać imion. No cóż, to nie było mu potrzebne. Znać wszystkich powinien chyba tylko przewodniczący grupy, a to stanowisko naprawdę nie interesowało Deana. Nie miałby ochoty zajmować się dodatkowymi sprawami, pilnować porządku, harmonogramu zajęć i być na bieżąco ze wszystkimi nowościami. Posadę starosty obejmowała już od roku Bela Talbot i naprawdę dobrze wypełniała swoje obowiązki. Poza tym nie miała większych problemów z dowodzeniem i pilnowaniem dyscypliny. Dean był, więc zaskoczony, gdy nie dostrzegł jej wśród znajomych twarzy, nie sądziłby Bela mogła się spóźnić. Oczywiście się nie pomylił, gdy chwilę potem dziewczyna wyszła zza rogu
-Potrzebuję trzech silnych facetów –zawołała bez zbędnego przywitania –Już ruchy, bo pomyślę, że u nas same dziewczynki w grupie –dodała znikając z powrotem za zakrętem.
Dean uśmiechnął się lekko i ruszył za nią, razem z nim na ochotnika zgłosili się Adam i Josh. Lepiej było nie denerwować Beli niepotrzebnym przedłużaniem i losowaniem kto powinien iść. Byli na tyle zgraną grupą, że to z pewnością nie będzie potrzebne. Winchester zastanawiał się do czegóż są potrzebni, jednak szybko został oderwany od tych myśli. Bowiem gdy tylko skręcił w bok w korytarz zderzył się z kimś.
-Przepraszam –rzucił tylko uśmiechając się lekko i już miał ruszyć dalej nie przejmując się nieznajomą osobą, gdy dostrzegł, że spoglądają na niego najbardziej niebieskie oczy jakie kiedykolwiek widział.
Dla Castiela był to pierwszy dzień w nowej szkole. Oczywiście dzieckiem już nie był, ale i tak czuł lekką tremę, chyba jak każdy, gdy trafia się do nowego i nieznanego sobie miejsca, szczególnie, gdy dodatkowo było się dość nieśmiałą osobą. Castiel z pewnością nie był personą przebojową i energiczną. Był raczej zamknięty w sobie i gdy wielu jego znajomych spędzało weekendy w klubach on lubił zaszyć się w swoim pokoju i poczytać książkę. Nie był duszą towarzystwa jednak pomimo tego miał kilku zaufanych przyjaciół. Był po prostu typowym przykładem introwertyka.
Nie dziwnym, więc było, że się stresował, chciał naprawdę dobrze wypaść pierwszego dnia. Dodatkowo sprawy nie ułatwiały jego wspomnienia z dzieciństwa, choć przecież minęło już naprawdę wiele lat i powinien był już o tym dawno zapomnieć i iść dalej raźno przed siebie. Jego bracia z pewnością nie mieliby takich problemów. Każdy z nich potrafił iść przez życie z podniesionym czołem wyznaczając własne ścieżki. Michał i Rafał prowadzili razem dobrze prosperującą firmę a Gabriel był świetnym prawnikiem. Castiel jednak nie był gotowy by podążyć ścieżką wyznaczoną przez któregoś z jego braci. Nie miał natury przywódcy a każdą wypowiedź wolał najpierw przemyśleć zanim podzielił się nią z innymi. Zamiast więc tego postanowił zostać lekarzem. Chciał pomagać ludziom, a jednocześnie zawód ten nie wymagał od niego bycia przebojową gadułą. Bez problemów dostał się na medycynę, od najmłodszych lat był bowiem wzorowym uczniem, w końcu nie mógł zawieść swojej rodziny. Zawsze chciał bowiem dorównać swoim starszym braciom i pokazać, że jego również stać na wiele.
-No Maleństwo, bądź grzeczny i nie wysadź szkoły pierwszego dnia –powiedział Gabriel uśmiechając się szeroko. Naprawdę w tym momencie Castiel żałował, że pozwolił się podwieźć, trzeba było jechać autobusem –Masz lizaczka na drugie śniadanie –kontynuował Gabriel wyciągając ze schowka dużego lizaka w kształcie serca. Castiel jednak już go nie słuchał wysiadając z auta i szybkim krokiem zmierzając w stronę uczelni w obawie, że jego brat nie będzie chciał mu tak łatwo odpuścić. Westchnął cicho. Naprawdę kochał swoją rodzinę ale niekiedy miał jej naprawdę dość. Prawdą było, że, pomimo iż Gabriel był niekiedy irytujący i lubił się wtrącać tam gdzie nie powinien to właśnie z nim można było się najlepiej dogadać. W końcu on i Castiel byli tymi młodszymi ciągle przyrównywanymi do Rafała i Michała. Ci zaś zazwyczaj nie mieli zbyt wiele czasu na interesowanie się najmłodszym braciszkiem i po prostu chyba woleliby ten nie plątał im się pod nogami. Co do rodziców to Castiel nie pamiętał swej matki, zmarła, gdy miał trzy lata. Ojciec zaś był zawsze bardzo wymagający ale sprawiedliwy. Obecnie był na zasłużonej emeryturze po tym jak przepisał swą firmę dwóm najstarszym synom a Gabrielowi pomógł postawić własną kancelarię. Castiel też nie musiał obawiać się o finanse, przynajmniej aż nie skończy nauki i nie podejmie opłacalnej pracy. Przydałby mu się jednak własny samochód ale na to raczej szybko się nie zapowiadało. Może zamiast tego powinien przeprowadzić się gdzieś bliżej uczelni. Może w akademiku znajdzie się dla niego jakieś wolne miejsce?
Nie zastanawiał się jednak nad tym dłużej, gdy usłyszał, że ktoś go woła. Rozejrzał się dookoła by po chwili ujrzeć znajomą twarz. Był to jego znajomy z liceum Baltazar, który jak to sam określał również postanowił zaszczycić tę szkołę swoją obecnością. Początków znajomości z Baltazarem Castiel nie wspominał zbyt dobrze. Oboje byli zupełnie innymi światami, Baltazar był duszą towarzystwa, zawsze chętny do zabawy. Castiel musiał przyznać, że to zachowanie naprawdę przypominało mu jego brata Gabriela. Z czasem jednak zauważyli, że doskonale potrafią się uzupełniać. Castiel pomagał w nauce, a Baltazar w kontaktach z innymi ludźmi. Szybko nauczyli się ze sobą dogadywać, gdy tylko nauczyli się czego druga strona nie znosi. Castiel był, więc jak najbardziej zadowolony z faktu, że będzie znał tu chociaż jedną osobę i nie będzie musiał sam przez wszystko przechodzić
-Jak tam nastój pierwszego dnia? –zapytał Baltazar uśmiechając się szeroko, gdy tylko Castiel podszedł bliżej.
-W porządku –odpowiedział Castiel i chyba pierwszy raz tego dnia lekko się uśmiechnął. Naprawdę powinien wykrzesać z siebie więcej optymizmu. Zaczynał bowiem coś nowego, kolejny rozdział w życiu, dobrze więc byłoby tego nie spieprzyć.
-Mam nadzieję, że będziemy mieli na roku jakieś urocze studentki.
-Uch, a ty tylko o jednym. Najpierw powinieneś skupić się na nauce, potem przyjdzie czas na podrywy.
-Oj Cassie z takim podejściem to ty prędko nie zaliczysz –stwierdził Baltazar śmiejąc się na co Castiel tylko przewrócił oczami. Naprawdę mógł obejść się bez zaciągania pierwszej lepszej osoby do łóżka, na to jeszcze będzie miał czas. Choć z drugiej strony wiele osób w jego wieku już dawno miało to za sobą, ale cóż, Castiel nie był jak większość. Nie interesowała go jednonocna przygoda. Chciał iść do łóżka z osobą, którą będzie kochał, która będzie go szanowała. Z pewnością nie zamierzał przedkładać swojej nauki na rzecz niestałego związku. O miłości pomyśli, gdy już się ustatkuje i będzie miał stałą pracę. Oczywiście Baltazar nigdy nie mógł ogarnąć takiego rozumowania jednak nigdy nie naciskał i nie próbował na siłę zeswatać Castiela za co ten był naprawdę wdzięczny. Nie chciał nikomu robić zbędnej nadziei, każdy, bowiem zasługiwał na szczęście, a Castiel obawiał się, że póki, co nie będzie w stanie nikomu tego ofiarować.
Wszedł do budynku rozglądając się uważnie dookoła i jednocześnie starając się nie zgubić w tłumie swojego towarzysza.
-Dokąd mamy iść? –Zapytał po chwili Baltazar odwracając się w kierunku Castiela
-Według planu sala 113B.
-A jesteś pewien, że jesteśmy w dobrym budynku?
-Tak, tak mi się wydaje.
Nie pozostawało im więc nic innego jak po prostu poszukać odpowiedniej sali krążąc po korytarzach. Tak przynajmniej zrobiłby Castiel, bo Baltazar postanowił ułatwić sprawę i po prostu kogoś o to zapytać. Przynajmniej zaoszczędzili trochę czasu i mogli po chwili ruszyć schodami w górę w stronę odpowiedniej sali. Skręcając jednak w boczny korytarz Castiel wpadł na kogoś, uniósł spojrzenie w górę zauważając niesamowitą zieleń tęczówek. Szybko odwrócił jednak wzrok i po cichych przeprosinach ruszył dalej za Baltazarem.
Dean obejrzał się jeszcze za siebie, jednak zaraz potem ruszył dalej w swoim kierunku. Jak się po chwili okazało mężczyźni potrzebni byli do wnoszenia ciężkich pudeł z jakimś nowym zamówionym przez uczelnie sprzętem do laboratoriów? Dean przestał już nawet liczyć ileż to razy powtórzono im by uważali i nie upuścili pudeł. Na szczęście nie było tego wiele i szybko udało im się z tym uporać
-Masz się jeszcze dla nas jakieś zadanie? –Zapytał Adam spoglądając na Belę, lepiej było, bowiem upewnić się, że to wszystko.
-W sumie to mam jeszcze jedno istotne ogłoszenie, ale to już powiem całej grupie –oznajmiła kierując się ponownie na górę w stronę ich sali. Dean ruszył za nią zastanawiając się cóż to za ogłoszenie, może jakaś zmiana w planie, co czasem się zdarzało. Wykładowcy potrafili być niekiedy bardziej nierozgarnięci niż studenci. Szybko jednak dowiedział się, że wcale nie chodziło o zmianę w planie. Gdy tylko weszli do sali Bela ogłosiła, że to do ich uczelni postanowiła przyjechać jakaś znana osobistość w dziedzinie nauki (Dean nie kwapił się by zapamiętać nazwisko i tak zapewne zapomniałby je po godzinie) a w związku z tym będą prowadzone z nim dodatkowe wykłady, które niestety są obowiązkowe, co zaś raczej nie spotkało się z zadowoleniem. No cóż, ponarzekać sobie mogli, choć i tak nic im to nie da. Dodatkowym przedmiotem miała być chemia, którą przecież mieli już w pierwszym semestrze i dodatkowo będą musieli ścisnąć się na auli razem z kilkoma innymi kierunkami, które razem z nimi miały „zaszczyt" gościć na wykładach znanej osobistości.
-Pewnie przy takiej liczbie ludzi nie będzie sprawdzał obecności, będzie, więc można dać sobie spokój z tymi wykładami –stwierdził Ash skupiając spojrzenie na ekranie swojego laptopa, który w teorii miał mu służyć do nauki i szybszego zapisywania notatek. W praktyce jednak Dean jeszcze ani razu nie widziałby Ash naprawdę pisał jakiekolwiek notatki z zajęć.
-Dla mnie to i tak głupota. Nie dość, że dorzucili nam chemię ogólną, która i tak jest nam już zbędna to na dodatek pomieszali nas nie tylko z innymi kierunkami, ale i rocznikami –dodał Gordon z wyraźnym niezadowoleniem i chociaż Dean nie przepadał szczególnie za tym gościem to w tym przypadku musiał się z nim zgodzić.
-Może po prostu chcieli wyrównać poziom –stwierdziła Ja uśmiechając się lekko –I chyba wcale im się nie dziwię.
-Hej, mów za siebie.
Dean westchnął cicho i w sumie stwierdził, że było mu już wszystko jedno. Po prostu trzeba będzie przeżyć te zajęcia i potraktować je jak każde inne. Z drugiej strony na auli były naprawdę wygodne fotele, może uda mu się zdrzemnąć, jeśli wykład będzie zbyt nudny. Uśmiechnął się lekko do siebie, nie powinno być tak źle.
