„Bo z uśmiechu da się wyczytać wszystko."
-Uśmiechniesz się? - Usłyszała cichy szept przy uchu, a jej serce zaczęło mocniej bić. Odwróciła się na pięcie i poczuła delikatne ukłucie zawodu.
Dlaczego myślała właśnie o nim? Przecież logiczne było, że to Jackson teraz z nią był. Trzymał w lewej dłoni aparat i machał jej nim przed nosem, dopóki nie skupiła na nim wzroku. Czuła się zakłopotana tym, że... Nie ważne. Nie będzie więcej o tym myśleć.
-A muszę? - Odezwała się figlarnie, przerzucając rude kosmyki przez ramię. Nastolatek przed nią zmarszczył brwi, więc tylko przewróciła oczami i uśmiechnęła się. Gdy flesz mrugnął, przed jej oczami zostały jaśniutkie plamki. - Tylko wiesz, nie zjedz nikogo w Londynie. - Dodała niepewnie, widząc że zaczyna zbierać torby. Dlaczego była tym tak podekscytowana?
Pokiwał głową, a następnie podszedł do niej i pocałował ją delikatnie w usta. Nie było żadnych dreszczy, żadnych iskierek, żadnej przyjemności. Tak, jakby całowała brata, chociaż nigdy nie pocałowała brata w usta.
-Żegnaj, Jackson. - Mruknęła kilka minut później, idąc w stronę swojego auta. Gdy wsiadła do niego, mimowolnie poczuła ulgę.
-Uśmiechniesz się? - Usłyszała przy uchu i nie mogła powstrzymać delikatnego rumieńca na twarzy. Odwróciła się na pięcie i zachichotała, widząc Allison z aparatem. Dała kuksańca przyjaciółce i usiadła na jej łóżku, wzdychając.
-Serio? Znowu myślałaś o... - Nie dokończyła, lecz wysłała jej znaczące spojrzenie.
-Co? - Udawała zaskoczenie, wydymając wargi. - Oczywiście że nie!
Allison tylko prychnęła, po czym odwróciła się i zerknęła w lustro, poprawiając poczochrane loki. Miały się uczyć, lecz średnio im to wychodziło. Pewnie zabiorą się z a to za godzinkę, czy dwie.
Odłożyła aparat na półkę i rzuciła się na łóżko obok rudowłosej. Położyła się na brzuchu i spojrzała jej w oczy, jakby oczekując odpowiedzi.
-Dobra, niech ci będzie. Po prostu myślałam o... - Zacięła się, szukając dobrego słowa. - ...o jego napadzie paniki. Wiesz, martwię się by nie miał następnego. - Wyszczerzyła się do brunetki.
-Tym, kiedy się całowaliście? - Narysowała dłońmi serduszko, a Lydii przez chwilę zdawało się że naprawdę tam zawisło. - Nie możesz mu powiedzieć...? Wiesz, podwójne randki... - Rozmarzyła się przyjaciółka.
-Z kim? Z tobą i Isaackiem? - Widząc rumieniec na twarzy tej, zrobiła triumfalną minę. - Nie ma mowy. Jest jeszcze Aiden, nie mam zamiaru...
-Mogłabyś chociaż raz bardziej pomyśleć o swoich uczuciach.
Biegła przez osiedla, ledwie powstrzymując łzy. Zgryzła mocno wargi, czując metaliczny smak krwi. Przystanęła nagle, przerażona, wspominając krew toczącą się z ust Aidena, albo tą która była na wargach Allison gdy tylko ją zobaczyła.
To chyba spowodowało że łzy powoli zaczęły wychodzić, a wiatr powoli drażnił jej oczy. Pewnie zdążyły już nieźle spuchnąć, nim stanęła przed jego drzwiami. Zapukała cztery razy, a każde uderzenie przywołało jakieś wspomnienie.
-Tak? - Szeryf wyglądał na zmęczonego. Nie zdziwiła się; śmierć poniosło tak dużo osób. Tyle pracy.
-Jest... Jest Stiles? - Wychrypiała, a dopiero wtedy mężczyzna spojrzał na jej twarz. W jego oczach pojawiło się współczucie.
-Na górze, z Malią. Zawołać go...?
-Nie. - Przerwała, odwracając się na pięcie i odchodząc. - Niech pan mu nie mówi, że tu byłam. - Rzuciła przez ramię.
Gdy usłyszała ciche trzaśniecie drzwiami, zaczęła biec. Kiedy znalazła się już w lesie, zaczęło być ciemno. Oparła się ob jedno z drzew i osunęła się, pozwalając łzom płynąć.
-Rident, Lydia. - Wyszeptała drżącym głosem, podnosząc dłonie do twarzy i ścierając łzy. - Rident.
